Obudziłam się wczesnym rankiem. Obok mnie leżał Jasper, którego łapa spoczywała na ziemi pod moją głową. Wtuliłam się w jego włochatą szyję. Gdyby nie on... Kiedy zostałam wygnana z watahy, był dla mnie jak brat. Postanowiłam wstać i coś dla niego upolować.
- Dokąd idziesz? - zapytał Jasper. Powinnam była przewidzieć, że już nie śpi. Zawsze tak robił.
- Do... Birdy. - wymyśliłam na poczekaniu. - Będziemy razem opracowywać techniki walki za pomocą zaklęć.
- Kłamiesz. - stwierdził. - Widzę to w twoich oczach. Zabroniłaś innym wilkom opuszczania terenu watahy samemu, a sama nie stosujesz się do tej zasady.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - prychnęłam. - Jestem panią sama dla siebie.
Jednak po jego słowach nabrałam wątpliwości. Postanowiłam przewidzieć swoją przyszłość. "Jeśli nie ukaże mi się własna śmierć, pójdę", pomyślałam.
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w bicie swojego serca. Pomyślałam o przyszłości. Po chwili moje myśli zaczęły się przesuwać. Mknęły z prędkością światła, otaczając kulę ziemską, aż zatrzymały się na jaskini Alf w innym czasie. Ujrzałam siebie, leżącą na posłaniu, otoczoną przez inne wilki z watahy. Obok mnie leżały małe, brązowe kuleczki... Czyżby moje dzieci? Będę miała szczeniaczki? Moje myśli zaczęły krążyć dalej. Patrzyłam na dorastające wilczki, bawiące się na leśnej polanie, baraszkujące w stawie... Nie, nie mogę dać się zabić. Młode muszą poznać własną matkę.
Otworzyłam oczy i powiedziałam:
- Nie musisz się już martwić, nie zostaniesz bez potomka.
- Ty... my...?
- Tak, będziemy mieli bliźnięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz