niedziela, 9 czerwca 2013

od Birdy


Jak dołączyłam do watahy:
Jak zwykle wstałam o wschodzie słońca. Obudził mnie cudowny śpiew Kadensa. Powoli wyczołgałam się ze swojej niewielkiej jamki pod Wodospadem Rajskich Ptaków i przywitałam się z przyjacielem.
- Dzień dobry kochany ptaszku. – wyśpiewałam swoim delikatnym, aksamitnym głosem.
- Dzień dobry kochana, jak się masz? – odpowiedział równie śpiewająco Kadens.
Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Nie potrzebowaliśmy już słów żeby widzieć że nas wszystko w porządku. Spragniona napiłam się krystalicznej wody ze źródełka przy wodospadzie. W końcu ruszyłam na poranne łowy, zostawiając ptaszka samego przy jamce. Był doskonałym i groźnym jak na swój rozmiar obrońcą i przeciwnikiem. Idąc przez Las zobaczyłam zająca. Nie lubię zabijać, ale muszę. Powoli podeszłam do niego po czym ruszyłam w pogoń. Biegłam za zającem niezwykle zwinnie, dokładnie i z niezwykłą precyzją wymijając drzewa, kamienie, konary i krzewy. W końcu uderzyłam łapą w swą ofiarę ogłuszając ją i zacisnęłam szczęki na jej karku. To było piękne polowanie. Zwłaszcza że od kilku dni nic nie jadłam. Ponieważ jestem bardzo pobożna, poszczę bardzo często i poluję samotnie na uboczach terytorium. Gdy w końcu chciałam w spokoju zjeść zająca, usłyszałam czyjś śmiech. Na początku się przestraszyłam, więc wzięłam zdobycz i schowałam się w krzakach pod drzewem aby nikt mnie nie widział. Już prawie zaczęłam jeść kiedy na głowę spadła mi duża jaszczurka. Gwałtownie odskoczyłam. Cała się najeżyłam i zawarczałam. Wtedy z krzaków wyskoczył inny Wilk i rzucił się w moim kierunku z otwartym pyskiem gotowym wbić się w kark niedźwiedzia. W końcu nasze spojrzenia się spotkały i uspokoiły się. Niestety było już za późno. Zostałam przygnieciona przez dużego czerwonego wilka i złamałam sobie łapę. Aż zawyłam z bólu. Większy wilk szybko się podniósł.
- Nic Ci nie jest?! – zapytał mnie ze zdenerwowaniem.
- Chyba złamałam łapę. – odpowiedziałam i podniosła oczy. Przed sobą zobaczyłam smutno na mnie spoglądającego wilka. Widać było, że był z żywiołu ognia. Miał ogniste futro, długi puszysty ogon i ogromne, piękne skrzydła jak u feniksa. Mój amulet zaczął błyszczeć na niebiesko. To nie był przypadek, w przeciwieństwie do tego niespodziewanego ataku.
- Przepraszam, nie chciałem. – tłumaczył się nerwowo wilk.
- Nic się nie stało, wszystko będzie dobrze. – odpowiedziałam pół przytomnym głosem po czym zemdlałam.
 O wschodzie słońca obudziłam się w jakiejś jaskini. Nie słyszałam pieśni Kadensa, nie wiedziałam też gdzie dokładnie jestem, ani dlaczego jakiś obcy wilk leży obok mnie. Przykrył mnie swoim skrzydłem, było mi ciepło i przytulnie. Jednak powoli wstałam tak aby go nie budzić i wyszłam z jaskini. Przed sobą zobaczyłam cudowny las, przysłonięty delikatną mgłą. Wszędzie latały kolorowe motyle i ważki a wschodzące słońce nadało temu miejscu kolory błękitu, purpury i pomarańczy. Kiedy w końcu przestałam się zachwycać tym miejscem, zamknęłam oczy i próbowałam wyczuć duszę Kadensa gdzieś w okolicy. W końcu go poczułam. Słyszałam bicie jego zdenerwowanego serduszka. Wtedy obudził się obcy wilk. To także poczułam. Przerwało mi to lokalizowanie przyjaciela. Otworzyłam oczy, serce zaczęło szybciej bić. Coś we mnie jakby pękło tak delikatnie i przerwało działanie mocy. Poczułam swego rodzaju pustkę. Nie wiedziałam co to jest. Kiedy tak stałam i rozmyślałam o tym dziwnym uczuciu wilk stał już obok mnie i przyglądał się mi bardzo dokładnie. Wtedy spojrzałam w jego brązowe oczy i ujrzałam całą jego duszę. Na ogół nieposkromioną, szaloną i dziką, a teraz spokojną i delikatną. Czułam go całego, widziałam jego życie, myśli i spokój wypełniający go od środka. Czułam każde uderzenie jego serca, a każda sekunda tego przeżycia wciągała mnie coraz bardziej.
- Wszystko w porządku? – przerwał mi nieznajomy.
- Yyy.. tak, tak.. – odpowiedziałam, lekko zdenerwowana. Zaczerwieniłam się i spuściła wzrok mając nadzieję, że tego nie zauważy. Obcy jednak zauważył to i lekko się uśmiechnął.
- Czy coś się stało? Zaczerwieniłaś się..
- Nie, nie, nic się nie stało, wszystko ok.. – zaczęły plątać mi się słowa. Myślałam tylko o tym uczuciu. I o tym wilku. Byłam w środku taka szczęśliwa. Nie czułam już bolącej łapy, ani nie miałam żadnych zmartwień. Mój amulet znów zaświecił na niebiesko, ale jaśniej niż przedtem.
- Jestem Murdock. – powiedział obcy - a na ciebie jak wołają ptaszyno?
- Aaa Birdy.. – mówiłam nieśmiało – gdzie.. ja jestem?
- U mnie, na skrajach Wschodnich Lasów.. a ty pewnie jesteś spod tego Ptasiego Wodospadu, prawda?
- Tak, ja ja.. o nie ja muszę go znaleźć!! – wykrzyknęłam głośno i pobiegłam przed siebie próbując wyczuć bicie serca Kadensa.
- Zaczekaj!! Gdzie biegniesz?! Przecież nie wiesz jak stąd trafić do domu! Poczekaj chwilę!!! – zaczął wołać Murdock, ale bezskutecznie. Nie mogłam zostawić przyjaciela samego. Nie poddał się jednak, wzniósł się w powietrze i poleciał za mną, po czym odpowiednio odmierzając odległość, wylądował tuż przede mną.
- Stój!! – krzyknął. – Ale ja tylko na niego spojrzałam po czym odbiłam się od ziemi i przeskoczyłam nad nim wykonując efektowny obrót między jego rozłożonymi jeszcze skrzydłami. Następnie wyhamowałam i zatrzymałam się.
- Wow! To było super! Jeszcze raz, jeszcze raz! – wykrzyczał z zachwytem Wilk. Wtedy znów na niego spojrzałam. Jego dusza nie była już spokojna, tylko żyła i wrzała jak lawa we wnętrzu wulkanu. Poczułam jego ciepło w sobie. Kiedy wilk zaczął się uspokajać, jego dusza także ochłonęła. Spoglądał na mnie ze zdziwieniem, bo stałam tylko nie ruchomo i patrzyłam mu prosto w oczy, zamiast po prostu coś powiedzieć.
- Co się stało znowu? Czemu tak biegłaś i czemu znów tak na mnie patrzysz?! – przerwał mi moje myśli Murdock.
- Masz niezwykłą duszę. – odpowiedziałam - Zarówno dziką, jak i oswojoną, jak ogień i woda, niebo i ziemia, słońce i deszcz. Nigdy się jeszcze nie spotkałam się z takim wilkiem. Ogólnie mało kogo spotykam, ale nie widziałam jeszcze spokojnego i opanowanego Wilka z Żywiołu Ognia. A teraz muszę już iść! Odwróciłam się i pobiegłam szukać Kadensa.
- Ale.. – nie zdążył dokończyć Murdock, a ja już zniknęłam w zaroślach. Nie słyszałam czy coś jeszcze mówił. Kiedy tak biegłam przed siebie z zamkniętymi oczami widziałam cały las i wszystkie żywe istoty. Widziałam ich dusze, każdego z osobna. Wtedy natrafiłam na kolejnego wilka, a raczej prawie wbiegłam w sporą wilczycę. Brakowało niewiele do wypadku.
- Czemu biegniesz przez gęsty las z zamkniętymi oczami? – zapytała zdziwiona.
- Ja przepraszam, ja szukam mojego przyjaciela, on się martwi i ja też… - znów plątały mi się słowa. Tak jest za każdym razem jak kogoś poznaję.
- Już wiem co tu robisz, ale jak masz na imię? – zapytała.
- Jestem Birdy – odpowiedziałam i w końcu otworzyłam oczy. Przed sobą zobaczyłam dużą, piękną wilczycę. Spojrzałam w jej oczy, a później w duszę i już wiedziałam kim jest.
- O nie... ja nie wiedziałam, że jesteś alfą z obcej watahy, przepraszam. – zaczęłam się denerwować, że będzie chciała mi coś zrobić. Ona jednak tylko się spokojnie uśmiechała i zapytała:
- Skąd wiesz, że jestem alfą?
- To widać, z twojej duszy, z serca. Widać też, że szukasz członków do watahy.
- A skoro o tym mowa, jestem Carmen, może się przyłączysz?
- Ja mogę, chętnie, oczywiście, będę zaszczycona... – cały czas się denerwowałam.
- Spokojnie. - wtedy weszła do moich myśli. Poczułam to, ale nie dałam jej zobaczyć wszystkich.
- Znasz się na magii, alchemii i na religii prawda? Chcesz zostać szamanem w watasze?
Nie musiałam nic odpowiadać. Wilczyca widziała odpowiedź w moich myślach. Uśmiechnęła się i poprosiła abym poszła za nią. Wtedy coś wleciało w mój bok. Zabolało mnie to. Zobaczyłam Kadensa zdyszanego i zmęczonego szukaniem mnie leżącego przy mojej łapie. Wzięłam go na grzbiet i poszłam za Carmen, która oprowadziła mnie po całym terytorium. Tak zostałam członkiem watahy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz