Zagłębiona w rozmyślaniach mknęłam lasem, unikając wszelkiego żywego stworzenia. Po jakimś czasie przystanęłam, rozejrzałam się uważnie naokół, a kiedy nie zauważyłam żadnego potencjalnego niebezpieczeństwa postanowiłam odpocząć. Wdzięcznym ruchem odbiłam się od ziemi i machnąwszy raz potężnymi skrzydłami wzleciałam w powietrze. Zagłębiłam pazury w korze drzewa, chcąc utrzymać się na gałęzi, a kiedy ostatecznie złapałam równowagę ułożyłam się na niej wygodnie, tak jednak by nikt mnie nie dostrzegł. Zadowolona ze skrytki zasnęłam.
Po niespełna godzinie snu zdało mi się, że ktoś mnie obserwuje. Lęk przed zagrożeniem sprawił, że momentalnie się obudziłam. Chwilę leżałam w milczeniu nasłuchując, kiedy jednak nie usłyszałam nic niepokojącego rozluźniłam się. "Ostatnio jestem zbyt spięta" - skarciłam się w myślach. - "Osoby mojego pokroju powinny być pewne tego co robią i absolutnie opanowane. Utrata kontroli przez nerwy mogłaby wyrządzić naprawdę potężne szkody"
Nieco uspokojona zsunęłam się z drzewa i bacznie zbadałam teren. "Nadwrażliwość" - mruknęłam sama do siebie po czym ruszyłam truchtem. Miałam nadzieję, że nie spotkam żadnej bandy mrocznych, dopóki mój plan się nie powiedzie. Choć rozluźniłam się już prawie całkowicie coś ciągle nie dawało mi spokoju. Wrażenie, że jestem śledzona.
Po kilkunastu minutach dotarłam do polany, którą zamieszkiwały Saltus Mortem. Skłoniwszy się przywódcy stada poprosiłam o spotkanie z kuzynką Erieny, Iveyą, z którą po śmierci jej krewnej bardzo się zaprzyjaźniłam. Młoda łania powitała mnie z pełną dostojeństwa radością.
- Witaj, Aisho - skłoniła się. - Dawno cię nie widziałam.
- Sprawy związane z wojną nie dawały nam spokoju - skrzywiłam się. - Ale nie rozmawiajmy o tym, co u was?
- Jeśli chodzi o ilość wilków, które tu zachodzą jest ich dużo - Iveya zobaczywszy wahanie na mej twarzy dodała: - Mrocznych, rzecz jasna. Chyba nie sądzisz, że skrzywdzilibyśmy twoich przyjaciół, Aisho?
- Ależ nie! - zaprzeczyłam. - Tak to nic nowego?
- Nie, raczej nie - uśmiechnęła się delikatnie. - Ale Aisho, wiem, że nie przyszłabyś tutaj tylko ze względu na plotki. Co cię sprowadza?
Wzięłam głęboki oddech, lecz nagle zdało mi się, że ktoś spogląda na mnie z tyłu i instynktownie się odwróciłam. Za mną nikogo nie było.
- Owszem - westchnęłam skierowawszy wzrok ponownie na Iveyę. - Mam do ciebie sprawę i wierzę, że zachowasz to tylko i wyłącznie dla siebie - łania spojrzała na mnie zainteresowana. - Chciałabym, abyś wybrała się, gdzieś ze mną, jako mój wierzchowiec. Wiem, że nie przepadacie za noszeniem ludzi na swych grzbietach, ale... - moja towarzyszka rzuciła mi pochmurne spojrzenie, pod którym zamarłam.
- Aisho - rzekła cicho. - Nie pojmiesz nigdy, że zrobię to dla ciebie, bez pytania?
Zarumieniłam się.
- Dziękuję, Iveyo. Ruszajmy zatem.
Łania spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- Chyba nie zamierzasz ujeżdżać mnie jako wilk? - jęknęła. Roześmiałam się.
- Skąd! Już się zmieniam - przewróciłam oczami.
Przymknęłam powieki i sięgnąwszy do pokładów swojej mocy pobrałam określoną ilość energii i wyobraziłam sobie siebie jako człowieka. Chwila, a stałam przed Iveyą w pełni gotowa do jazdy.
- Mam nadzieję, że dobrze opanowałaś jazdę konną. Bo teraz będzie znacznie trudniej niż wtedy na Erienie - na oklep.
Wyszczerzyłam zęby i dosiadłam łani. Ruszyłyśmy pędem a mnie ciągle prześladowała uczucie bycia obserwowaną.
<Dixit?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz