- Nie mam pojęcia, naprawdę - wydyszałem. - Może atakują małe grupki wilków, żeby osłabić naszą watahę?
- No nie wiem... - nieprzekonana Asoka westchnęła.
- Nie zranili cię? - spytałem troskliwie.
- Na szczęście nie - wadera uśmiechnęła się lekko. - Tylko troszkę przednia łapa mnie boli...
Wyciągnęła swoją łapę, abym się jej przyjrzał. Wszystko było dobrze, poza tym, że jeden z palców był złamany.
- Nie bój się, już to naprawię - odezwałem się. Wadera kiwnęła głową, zgodnie.
- Może cię troszkę łaskotać - uprzedziłem ją z uśmiechem, po czym przystąpiłem do działania.
Podniosłem swoją przednią łapę. Widniało na niej znamię, którego od dawna nie używałem. Skupiłem się maksymalnie na łapie Asoki i moim znamieniu. Moja łapa zaczęła swędzić. Nie zważałem na to. Byle tylko uleczyć Asokę. Jeśli mi się to nie uda, już nigdy wadera nie pobiegnie...
Ze znamiona zabłysło niebieskie światło, które doktnęło rany wadery. Powoli patrzyłem się, jak promienie łączą kości i zasklepiają ranę. Praca miała się na ukończeniu, kiedy powoli zacząłem słabnąć. Walczyłem ze zmęczeniem. Kiedy już byłem zadowolony z efektu uzdrawiania, przerwałem dopływ leczniczego promienia do łapy wadery. O mało co nie zemdlałem.
- Dziękuję - powiedziała z podziwem Asoka. - Dobrze się czujesz?
Nie zdążyłem jej odpowiedzieć, bo zza krzaków wyskoczyła kolejna zgraja Mrocznych, teraz liczniejsza od poprzedniej. Mimo potwornego zmęczenia, utworzyłem ogromną falę wody ze strumienia i zalałem nią wrogów. W ostatniej chwili zauważyłem największego basiora z tej zgrai, który skoczył na Asokę z zamiarem jej zamordowania. Nie mogłem na to pozwolić. Ostatkiem sił skoczyłem przed basiora, chwytając jego kark i szarpiąc nim. Jednak mój przeciwnik nie był głupi. Potrząsnął ogromnym łbem, by mnie z niego odgonić. Puściłem gardło basiora i warknąłem. Wróg tylko się zaśmiał.
- Myślisz, że ktoś taki jak ty obroni przede mną tą lalunię?
Wskazał na Asokę, przywiązaną do drzewa przez jego współpracowników, którzy już nie żyli. Zostaliśmy tylko ja, ten basior i Asoka.
- Tak, tak myślę - mruknąłem pod nosem w odpowiedzi i rzuciłem się bez planu na wroga. On odrącił mnie łapą jakbym był muchą.
Basior zawył triumfalnie. Ja jednak szybko się pozbierałem, chcąc wykorzystać jego nieuwagę. Trzeba użyć mocy żywiołów, pomyślałem. Uniosłem parę łyków wody ze strumienia. Na tylko tyle starczyło mi sił. Wodę uformowałem szybko w kule, zmroziłem je i rzuciłem gradem w oczy Mrocznego. Zaskomlał boleśnie.
- A więc tak się bawimy?
Ja jednak obrałem taktykę wykorzystywania jego nieuwagi. Uniosłem wodę ostatkiem sił, zmroziłem ją i skierowałem lodową zamieć na wilka. Wróg nie zdołał się obronić. Zamieć pokryła go całkowicie. Nie była to jednak zwykła zamieć. Jako mag, mogłem ją zaczarować tak, że zmieniała w lód. Wycieńczony ostatnim ciosem, podczołgałem się do więzów Asoki, którą kocham z całego serca. Przeciąłem linę magią, a wadera uwolniła się. Ostatnie posłużenie się magią odebrało mi siły. Wiedziałem, że nie zginę. Otrę się o śmierć, ale nie umrę. Nie może mnie zabraknąć na tym świecie. Nie mogę na to pozwolić. Powtarzałem w myślach. Asoka podbiegła. Ja jednak nie panowałem nad sobą.
- Pomóż... - zdołałem wycedzić.
- Nie umieraj, Racan, obiecaj mi! - krzyczała wadera przez łzy.
- Kocham cię, Asoko - wyszeptałem. - Kocham cię z całego serca, pamiętaj o tym...
- Nie umieraj - słone łzy kapały na mój pysk. - Obiecaj.
- Obiecuję... - powiedziałem ledwo słyszalnym szeptem i osunąłem się w ciemności.
Zemdlałem.
Asoka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz