Wspomnienia mieszały się w mej głowie wywołując nieogarniony chaos i mętlik. W jednej chwili zdawało mi się, że walczę z mrocznymi, chwilę potem ciszę przerywał kojący szept Incantaso kołyszącej mnie do snu, kiedy byłem jeszcze szczeniakiem. Głosy z przeszłości wirowały naokół siebie, tańcząc z wdziękiem, a mimo to robiły to niezwykle chaotycznie. Słyszałem Aishę wołającą do mnie basem, kiedy indziej silnym echem rozbrzmiały w mej głowie twarde słowa Arven. Słowa, których w rzeczywistości nigdy by nie powiedziała.
Niekiedy głosy natężały się, porykiwały w mej głowie milionami echo. W takich chwilach zżymałem się w duszy, nie mogąc znieść takiego cierpienia. Traciłem siły, i choć powinienem już dawno umrzeć, wciąż chwiałem się na krawędzi.
W pewnym momencie postanowiłem wykorzystać resztki energii do wstania. Miałem jedno ostatnie pragnienie, rozsadzające mnie swą żarliwością.
Chciałem zobaczyć przed śmiercią Arven.
Otworzyłem oczy wycieńczony i potoczyłem błędnym wzrokiem dookoła. Biała wilczyca stała koło mnie nieruchomo, chłodna i niewzruszona jak kamień. Wydawała się być pogodzona z losem. Zrezygnowana.
Czyżby nie wiedziała, że żyję?... - gdzieś na dnie mojej duszy zrodziło się nieśmiałe pytanie niczym chwiejny jeszcze płomyk świecy. Czym prędzej go zagasiłem.
Wadera, jakby zauważywszy, że na nią patrzę odwróciła ku mnie głowę.
<Arven?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz