czwartek, 23 stycznia 2014

od Merwana - cd. Destiny; do Destiny

Stanąłem jak wryty. Destiny unosiła się w powietrzu, a moje nogi były jak z waty. Nie mogłem się poruszyć. Wtedy usłyszeliśmy głos:
- Jak śmiecie przebywać w tym miejscu bez zezwolenia? Za chwilę nie będziecie żyć... żyć... żyć... - echo powtarzało słowa pośród szmeru wodospadu.
- My... Po prostu... - zacząłem się jąkać.
- Nie tak cię wychowałam. Miałeś być odważny, tak jak twoi rodzice, a tymczasem stoi przede mną wypłosz - powiedział głos.
Z krzaków wyskoczyła Carmen. Na mój zdziwiony wyraz twarzy roześmiała się perliście. 
- Ale się najedliście strachu, co?

(Destiny?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz