Weszłam na polanę, na której wciąż leżał Aragorn i pochyliłam się nad nim. Oczy miał otwarte i wyczułam jego słaby puls, gdy przyłożyłam palce do jego szyi. Wilk nie patrzył jednak na mnie. Zwrócony był w przeciwnym kierunku. Usłyszałam jego myśli:
"Dlaczego ona się pogodziła z losem? Czemu uważa, że nie żyję?"
Uświadomiłam sobie, że Aragorn musi mieć omamy. Widzi mnie inną, w innym miejscu.
- Hej, spójrz na mnie - szepnęłam. - Zabiorę cię do domu. Dopiero wtedy spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
- Aisha? Ty tutaj? - zdziwił się. Pokręciłam głową.
- Jestem Arven - powiedziałam. - Jesteś prawie nieprzytomny. Zaniosę cię do watahy.
- Nie kłam! Jesteś tym mężczyzną, który chciał mnie zabić. Arven stoi tam. - wskazał głową w przeciwległym kierunku. Nikogo tam nie zobaczyłam. Po chwili wilczur wrzasnął:
- Co jej zrobiliście?! Dlaczego nie chce mi pomóc?!
- To naprawdę ja - pogłaskałam go po czole. Było gorące. Aragorn wrzał w środku. To stąd przywidzenia.
Zebrałam w sobie moc i przejechałam dłońmi w powietrzu, nad miejscem, gdzie utkwiła strzała. Żywioły wniknęły w skórę wilka i zasklepiły ranę. Aragorn zamrugał oczami i popatrzył na mnie.
- Arven, to ty? Co się stało? - zapytał.
Aragorn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz