Estermines poleciała do swojej smoczej jaskini, a ja razem z Meridą
doczłapałyśmy się do naszej. Zwinęłam się w kłębek i zasnęłam w kącie
jaskini. Obudziłam się po kilku godzinach i ziewnęłam, przeciągając się.
Wyszłam z jaskini, tak, aby nie obudzić Mery. Usiadłam na wilgotnej
ziemi, spoglądając na wschód słońca i westchnęłam. Wiał lekki, zimny
wiatr, a drzewa uginały się pod ciężarem kropel. Wszystko wskazywało na
to, że w nocy padał deszcz. Chmury leniwie wędrowały po szarym niebie, a
słońce świeciło blado, wyłaniając się zza horyzontu. Wszystkie wilki
jeszcze spały, a inne stworzenia nie myślały nawet o wyjściu ze swych
norek. Nagle coś przykuło moją uwagę. Coś skakało po drzewie, lecz nie
była to wiewiórka, czy tym podobne stworzenie. Podeszłam bliżej, mrużąc
oczy. Nagle to „coś’ skoczyło na mnie, odbijając się od mojego grzbietu.
Wylądowało za mną i ruszyło przed siebie. Warknęłam i pobiegłam za nim.
W pewnym momencie moje ciało rozbłysło, a świat wokół zawirował.
**************
Otworzyłam oczy. Leżałam, cała przykryta warstwą piasku. Nie byłam na
terenie watahy.... Chciałam wstać, lecz moje nogi za każdym razem
odmawiały posłuszeństwa. Rozglądnęłam się dookoła, lecz po chwili znów
straciłam przytomność.
Rey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz