czwartek, 16 stycznia 2014

Od Lili - cd. Virii; do Virii

 - Właśnie to... - szepnęłam i wystawiłam kły.
 Viria spojrzała na mnie z niepokojem, lecz po chwili również przygotowała się do walki. Mrocznych było trzech, w tym jedna wadera. Jak to mroczni, ich futra były ciemne, a na pysku widniała chęć zabijania. Lecz ich styl walki polega na sile, nie na taktyce, przez co mają o wiele mniejsze szanse na wygraną. W końcu wilki zaatakowały nas. Niestety błędy w walce nadrabiały przewagą liczebną. Walka była długa i męcząca. Basiory zaczęły z nas szydzić, więc niewiele myśląc warknęłam i skoczyłam w ich stronę. Niestety był to błąd, ponieważ jeden z basiorów zadał mi bolesny cios. Upadłam, a Viria krzyknęła przerażona. Wilki zaśmiały się tylko, podczas gdy ja próbowałam wstać. Nie miałyśmy już siły. Samce próbowały nas wykończyć, a wadera pomagała im w osłabianiu nas. Najprawdopodobniej miało to związek z nadchodzącą wojną. Najprawdopodobniej... Na pewno! Samce powaliły Virię, a ja opadłam z sił. Gdy już wydawać się mogło, że mroczni dobiją nas, zza krzaków wyskoczył Rey, Nuka i Dixit. Basiory z ogromną siłą i precyzją atakowały przeciwników. Raz wykorzystywali siłę fizyczną, raz swe moce. Wszystko to wyglądało majestatycznie i sprawiało wrażenie, jakby było planowane już od dawna. Po niezbyt długim czasie mroczni uciekli, pozostawiając po sobie tylko tumany kurzu. Razem z Virią podbiegłyśmy do basiorów i rzuciłyśmy się im na szyję.
 - Dziękujemy! - wykrzyknęłam, ściskając Rey’a.
 - Nie ma sprawy, ale pamiętajcie, żeby nie zapuszczać się tak daleko od terenów watahy. Szczególnie same - odparł jak zwykle troskliwy Nuka.
 - Dobrze - Viria skinęła głową.
 - A tak w ogóle, to wy się chyba nie znacie, prawda? - spojrzałam na Rey’a, Virię i Dixita.
 - No... Nie – uśmiechnął się Dixit, przytulając do siebie Virię.
 - A więc - odchrząknęłam, próbując ukryć zmęczenie. - Rey, to Viria i Dixit. Viria, Dixit, to Rey.
 - Miło mi - Rey podał łapę wilkom. - A teraz najmocniej przepraszam, ale muszę wracać. Mam ważną sprawę do załatwienia.
 - Szkoda... - wyszeptałam lekko zawiedziona.
 - Ale nie martw się, Lili. Widzimy się wieczorem - pocałował mnie w policzek i zniknął za drzewami.

Viria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz