***
Dixit i ja wpatrywaliśmy się w szybującą wysoko w przestworzach bestię. Choć wyglądała przerażająco, nie odczuwałam strachu. Nie było powodu.
- Co... co to jest? - szepnął drżącym głosem towarzyszący mi basior. Ach, no tak. Nieznane jest straszne.
- Vandreria - odparłam obojętnym tonem. - Jeden z najstarszych osobników, które istnieją.
- Van... co? - wilczur spoglądał na mnie zdziwiony. Uniosłam oczy ku górze.
- Van-dre-ria - przesylabizowałam. - To znaczy w Zapomnianym Języku "wieczna" - wytłumaczyłam, mając nadzieję, że Dixitowi to wystarczy. Niestety, basior był bardzo dociekliwy.
- Vandreria... - mruknął. - Jest niebezpieczna?
Westchnęłam.
- Każda istota żywa jest na swój sposób niebezpieczna - odparłam. - Spójrz na jeża. Zdaje się taki bezbronny, a jednak natura wyposażyła go w groźne kolce. Czy koty nie wyglądają niewinnie? Mimo uroku mogą cię podrapać do krwi. Nawet owady i rośliny są niebezpieczne. Co z tego, że jesteś jedną z najdrapieżniejszych istot na ziemi, kiedy zaplączesz się w leśne pędy, lub ugryzie cię kleszcz? - zakończyłam z triumfalną miną.
Dixit przewrócił oczami.
- Wiesz dobrze o co mi chodzi - mruknął zrezygnowany.
- To jeszcze nie koniec wykładu - rzuciłam mu groźne spojrzenie. - Nie mówiłam ci tego wszystkiego ot tak. Pozory czasem mylą. To co wydaje się niegroźne może cię zabić. Na odwrót też tak bywa - warknęłam i odwróciwszy się na pięcie skoczyłam w las.
Byłam pewna, że dałam basiorowi do myślenia.
<Dixit?:)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz