Patrzyłam, jak Lili na nowo opada bezwładnie na ziemię, tracąc zmysły.
Mnie ukąsiła tylko jedna osa, a ją... nawet nie chce liczyć żądeł, które
wyciągnęłam z jej ciała.
- Lili! - wrzasnęłam bezsilnie, wiedziałam bowiem, że krzyki nie pomogą.
- Lili... - szepnęłam ponownie, również opadając z sił. - Nie...
Straciłam przytomność.
*** Otaczała mnie pusta, spalona słońcem równina, która była cała zlana
krwią. Wokół mnie trwała bitwa: czerwona posoka wytryskiwała z rannych
ciał, odcięte kończyny walały się po ziemi. Wówczas ujrzałam mojego
ukochanego, Dixita, który walczył na śmierć i życie z ogromnym basiorem,
przywódcą.
- Nie, Dixit! - próbowałam krzyknąć. - Nie bądź głupcem!
Jednak nikt mnie nie słyszał. Obserwowałam, jak napastnik jednym, potężnym ruchem szczęk rozrywa mojemu najdroższemu gardło.
- Nie! - krzyknęłam tak głośno, że poczułam jak zdzieram sobie struny
głosowe. Jednak ten ból był niczym, w porównaniu z utratą Dixita.
- Nie... - szepnęłam.***
Poderwałam się gwałtownie z ziemi. Lili dalej leżała nieprzytomnie obok
mnie. Trucizna opuściła moje żyły, już nie będę miała więcej problemów z
okropnymi wizjami.
Otrząsnęłam się z szoku, muszę jakoś pomóc Lili. Tylko jak? Nie mam
zielonego pojęcia, jak uleczyć najprostszą ranę, a co dopiero zwalczyć
jad Gończych Os...? Wiedziałam, że płacz i krzyki niczego nie rozwiążą.
Uniosłam łeb, zamknęłam oczy. i zaczełam się modlic do swojej patronki.
- O potężna bogini Air, Władczyni Wiatru, Posłanko Powietrza, natchnij mnie mocą uzdrawiania...
mamrotałam pod nosem wiele próśb, z nadzieją, że bogini mnie wysłucha.
I stało się.
Nagle zawiał potężny powiew wiatru, który prawie zwalił mnie z nóg.
Razem z prądem powietrza poczułam zachodzącą w moim ciele zmianę.
Podeszłam do Lili i przyłożyłam łapę do jej ciała. Błysnęło światło i
rany mojej przyjaciółki zaczęły znikać, a ja traciłam siły. Opadłam na
ziemię. Nigdy w życiu nie czułam takiego wyczerpania. Oczy zaszły mi
mgłą. Kątem oka ujrzałam, jak Lili unosi się powoli.
Uśmiechnęłam się. Przeżyła.
I osunęłam się w ciemności.
Lili?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz