Carmen zatrzymała się nagle.
- Coś się stało? - zapytałem, zaniepokojony.
Fuknęła.
- Tylko się zatrzymałam, a ty od razu się pytasz, czy nic się nie stało.
- Nie złość się - powiedziałem.
- To źle wpłynie na twoje zdro... - zaczęła Destiny.
W oczach Carmen zobaczyłem wściekłość.
- Głupcy z was - warknęła. - Mój kamuflaż miał być skuteczny na Mroczną Watahę. Nie przypuszczałam, że w niego uwierzycie. Chciałaś się ogrzać, Destiny? - zawołała. Młoda wadera nie odpowiedziała tylko wpatrywała się ogłupiała w Alfę.
- Chciałaś się ogrzać? - zapytała ponownie. Destiny powoli przytaknęła. Carmen skinęła głową i zamknęła oczy. Nad jej głową zaczęły krążyć płomienie, strzelające na wszystkie strony i układające w barwne wzory niczym fajerwerki. Słońce schowało się za chmurami, a ogień otoczył nas. Wpatrywaliśmy się w widowisko oniemiali. Niespotykany widok przyciągnął wilki z Mrocznej Watahy. Jednak żywioł wzniecony przez Carmen był tak mocny, że wystarczyła jedna iskra, by zdmuchnąć wrogów z powierzchni ziemi.
- Przestań... - szepnęła Destiny.
- Nie podoba ci się? - zapytała moja matka.
- Podoba, ale...
- Ale to dziwne, tak? Odkryłam już przed wami, że wszystko, co robiłam, było tylko po to, aby odwrócić uwagę Mrocznej Watahy od innych naszych wilków. Chcecie wiedzieć coś jeszcze?
(Destiny?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz