Spojrzałam na Rey’a, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Przeraziłam się. „Ten kogo wyzwie zadecyduje o jej życiu” - Te słowa brzmiały w mojej głowie, niczym echo w pustym budynku. Zmierzyłam obcą waderę wzrokiem, po czym jeszcze raz skierowałam swój wzrok na Rey’a. Jego pysk wyrażał niepokój i złość.
- Jak to „nie będę mógł tej osoby ocalić”?! - wykrzyknął zszokowany.
- Po prostu... Przykro mi, Rey, ale tak będzie. I nic nie możesz zrobić...
- Ale... Czy to jest pewne? - spytałam, a wadera przytaknęła.
- No dobrze... - westchnął Rey. - Czy możesz powiedzieć nam coś więcej? - spytał, przełykając ślinę.
- Ech... Co tu dużo mówić. Pomogą wam smoki, więc jest duża szansa na wygraną... - zamyśliła się. - Ale niczego nie mogę obiecać - dodała pośpiesznie.
- Czy poniesiemy duże straty? - wtrąciłam.
- To zależy. Na pewno coś stracicie, choćby Bellę...
- Nie mów tak!! - wrzasnął Rey wstając.
- Spokojnie... - zwróciłam się do Rey’a. - Na pewno da się coś zrobić...
Eveyia próbowała coś powiedzieć, ale zauważając mój karcący wzrok ucichła. Po wymianie paru zdań wyszliśmy z jej chatki, nadal wstrząśnięci tym, co usłyszeliśmy...
Rey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz