Następny dzień minął mi bardzo szybko. Gdy nastał wieczór, byłem coraz bardziej niespokojny. Nie chciałem znów spotkać się z Surgens, lecz wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, to będzie jeszcze gorzej. W końcu zdecydowałem, że zjawię się w planowanym wcześniej miejscu. Wadera czekała już na mnie. Siedziała pod drzewem z dumnie uniesioną głową. Gdy mnie zauważyła, zmierzyła mnie wzrokiem i z gracją podeszła do mnie.
- Wiedziałam, że przyjdziesz... - wtrąciła lekceważąco.
- Co ty nie powiesz? - warknąłem ironicznie. - Przyszedłem tylko po to, aby dowiedzieć się, czego ode mnie chcesz...
- To bardzo trudne pytanie... - zamyśliła się. - Czego od ciebie chcę.... Hmm....
- To powiesz czy nie?! - prychnąłem.
- Chodzi mi tylko i wyłącznie o to, aby cię wykończyć... - szepnęła mi na ucho.
- Że co?! - wrzasnąłem, skacząc w jej kierunku, lecz ta skutecznie uskoczyła w bok.
- Spokojnie... - zaśmiała się.
- Mam być spokojny?! Powiesz mi ty wreszcie, czego, do diaska, chcesz?!
- Jak już mówiłam, moim celem jest pozbycie się ciebie i twojej siostry z tego świata. Moja wataha wyznaczyła mi to zadanie. Muszę to zrobić, ponieważ tylko ty i twoja siostra wyszliście z wojny cało.
Nie mogłem tego słuchać. Wystawiłem kły i warknąłem groźnie, a zaskoczona wadera odsunęła się ode mnie o krok.
- Och, Nuka, Nuka... Biedny, nic nie znaczący basior... - pokręciła głową.
- Co masz na myśli?! - syknąłem wściekły.
- Jesteś zwykłym wilkiem. Kroplą wśród całego oceanu. Nic nie znaczysz i zapewne nikt nie będzie za tobą płakać - zaśmiała się szyderczo. - Nie rozumiesz, że jesteś kompletnym beztalenciem, którego nie zechce żadna wadera? Jesteś zerem! - westchnęła i wzbiła się w powietrze.
Chciałem zaprzeczyć jej słowom, lecz nie potrafiłem. W głębi serca czułem, że Surgens ma rację. Potrząsnąłem łbem, próbując o tym nie myśleć. Przekląłem pod nosem i spojrzałem na zachmurzone niebo, przez które przebijał się księżyc. Zawyłem i pobiegłem do jaskini.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz