piątek, 3 stycznia 2014

od Merwana - cd. Destiny; do Destiny

Destiny leżała w trawie, cicho pojękując z bólu. Wilczyca była twarda i nie mazała się przy drobnych zadrapaniach, ale nieznany basior naprawdę strasznie ją poranił. Przeraziłem się nie na żarty.
- Des! Des! - nic ci nie jest?! - wrzasnąłem. - Destiny...
Pochyliłem się nad nią. Wyglądała tak bezbronnie. Strzępek sierści zwinięty i odrzucony na bok.
- Destiny? Żyjesz? - wyczułem u niej słaby, gasnący puls. - Nie, tylko nie to! Nie umieraj! - zawołałem z rozpaczą.
- Merwan... Ja cię przepraszam... Powinnam była cię posłuchać... - wyszeptała.
- To ja cię przepraszam. Za późno zainterweniowałem. Powinienem był wyczuć przeciwnika.
W naszym słowniku za często pojawiało się słowo "powinnam/powinienem/powinniśmy". Zaczęło mnie to denerwować.
- Merwan... Idź znaleźć wyrocznię... - wyjąkała.
- Ale ja nawet nie wiem, czym jest - odparłem zachrypniętym głosem. - I nie ma mowy, nie zostawię cię tu. Zaniosę cię do lekarza, a potem wrócę.
- Nie. Potem będzie za późno...
- Ty jesteś dla mnie ważniejsza od jakiejś głupiej przepowiedni - warknąłem. Pokręciła głową.
- Znajdź ją - zobaczyłem w jej oczach rozkaz. Przez chwilę była zimną królową. Jednak zaraz z powrotem się skuliła.
- Czym jest ta wyrocznia?! Powiedz mi! - wykrzyknąłem.
- To źródło w wodospadzie - powiedziała z trudem i zamknęła oczy. Nie użalałem się nad nią. Musiałem spełnić jej, być może ostatnią, wolę.

***

Pognałem ile sił w nogach do wodospadu. Ta wyrocznia pewnie kryła w sobie moc, zdolną uratować Destiny. Nie zauważyłem jednak żadnego "źródła w wodospadzie". Chciałem już wracać, kiedy tęczowe refleksy nagle rozproszyły się, tworząc koło. Źródło.

Destiny???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz