- Wiedz, Destiny - uśmiechnęłam się blado - że nigdy nie wnikałam w walki swych dzieci. Choć wiem, że Aisha złamała serce niejednej osobie - Mike'owi, Wicky, Tobie - to wiem też, że jest w swych wyborach pewna. Jeśli nie chce się z tobą spotykać, woli trzymać się od ciebie z daleka, to lepiej jej posłuchaj. Ona też ma ciężkie życie, ona też ma serce. Wiem, że zdaje się być bezduszną istotą, ale w rzeczywistości jest wrażliwa i każda rana zadana jakiemukolwiek wilkowi w watasze boli ją podwójnie.
- Tak? - mruknęła wadera. - To czemu mnie tak niecnie okaleczyła, skazała na niechybną śmierć?...
Zdenerwowana zjeżyłam się, szybko jednak opanowałam narastające wewnątrz emocje.
- Widocznie wasza przyjaźń, już na samym początku została naruszona przez którąś ze stroną. Którą? Nie dane jest mi to wiedzieć. Wiem jednak, że jeśli stopniowo zbliżysz się do Aishy, otworzy przed tobą serce tak jak umie je otworzyć przed Nuką lub Severusem.
Destiny na moment znieruchomiała. Jej zmrużone oczy śledziły z uwagą każdy mój ruch, jakby przypuszczała, że za moment się na nią rzucę.
- Mówisz - uśmiechnęła się figlarnie. - że przyjacielem Ai jest Nuka?
Chwilę milczałam, zastanawiając się co też młoda wilczyca wymyśliła.
- Tak - szepnęłam. - Nuka jest jedną z nielicznych osób, przed którą moja córka otwiera swój umysł.
- Ale nie jest zarazem jej partnerem? - kontynuowała śledztwo wadera.
- Skąd! - zawołałam. - Aisha oddała swe serce Severusowi! Choć... - tu się na moment zawahałam - choć niegdyś podobał jej się Merwan. Ze wzajemnością.
Niespodziewanie z gardła Destiny wydobyło się przerażające warknięcie. Rozgniewana odpowiedziałam jej tym samym, przybierając jednocześnie pozycję obronną.
Nagle przez polanę przemknął jasny kształt. Nim zamrugałam przy Destiny stanął Merwan obnażając kły i gotując się do walki...
[Merwan? Wybacz, że tak ostro...]
czwartek, 31 października 2013
od Aishy - cd. Nuki; do Nuki
- Jesteś zbyt szlachetny, by móc zrozumieć motywy moich haniebnych działań - wyszeptałam przełykając gorzkie łzy. - Ba! Gdyby nas porównać okazałbyś się ideałem wilka, a ja kim? Zabójczą bestią, która nie cofnie się przed niczym aby wykończyć tych, na których się uwzięła? Taka jest prawda, Nuka. Przyjaźń ze mną jest jak spacer po cienkiej warstwie kry. Pewne jest jedno; to, że kra się załamie, a ty wylądujesz w nurcie chłodnej wody - bezbronny wobec żywiołów, bezsilny. Lepiej zrobisz jeśli mnie zostawisz, a jeśli tego nie zrobisz... - tu głos mi zadrżał, słowa uwięzły w gardle. - ...wtedy gotowa jestem na zawsze pozostać z tobą i towarzyszyć ci jako przyjaciółka. Nie jako ukochana, ale przyjaciółka. Zgoda?... - zakończyłam z westchnieniem swą przemowę i z drżeniem serca oczekiwałam na odpowiedź Nuki.
(Nuka? Przepraszam, że tak krótko...)
(Nuka? Przepraszam, że tak krótko...)
Od Rey'a - cd. Lili; do Lili - Wilk Gór
Położyłem się w szałasie, który zbudowałem w nocy. Musiałem wszystko zostawić. Żyć w samotności. Musiałem nauczyć się bólu. Zawsze wszystko było okey, a teraz? Jeszcze w dodatku zaczął padać śnieg. Było to dziwne na terenach watahy. O tam było lato. Ale tutaj istniał zupełnie inny świat. Tutaj spotykały się wszystkie żywioły. Codziennie była inna pogoda. Lecz teraz wydawało się, że śnieg zagości tu na dłużej. Leżałem w szałasie. Zanim zapadł zmrok zdążyłem nazbierać drewna. Niestety nie władałem ogniem, ale za pomocą magii udało mi się! Zapłonął lekki płomyczek, który zmienił się w ognisko. Zasnąłem przy ogniu ogrzewającym me ciało...
Zbudziłem się dopiero nad ranem. Wiatr na zewnątrz był zimny. To sprawiło że nie mogłem dalej spać. A może? Może myśl o Lili? Nie wiedziałem co się z nią dzieje, ale wiedziałem że będę musiał spać w zimnie.
###########
Minął tydzień odkąd opuściłem watahę. Robiło się coraz zimniej. Temperatura była niższa niż -20*C. Pomału zaczęło brakować mi drewna. Jedzenia miałem dużo lecz drewna brak. Robiło mi się coraz zimniej. Gdy poszedłem popatrzyć czy w lesie jest jeszcze jakieś drewno nie zasypane przez śnieg rozczarowałem się. Nic nie było. Poślizgnąłem się i wpadłem na lód. Zaczął pękać. Nie zdążyłem uciec byłem pod taflą lodu. Nie mogłem się wydostać... Gdy się obudziłem byłem w mojej chacie.
- Nic ci nie jest? - usłyszałem jakiś głos za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem ją:
Miała dziwną niebieską sierść. Żaden wilk takiej nie miał. Przynajmniej normalny. Wtedy zrozumiałem! Ale przecież to niemożliwe! Ta wadera to wilk gór!
Lili???
Zbudziłem się dopiero nad ranem. Wiatr na zewnątrz był zimny. To sprawiło że nie mogłem dalej spać. A może? Może myśl o Lili? Nie wiedziałem co się z nią dzieje, ale wiedziałem że będę musiał spać w zimnie.
###########
Minął tydzień odkąd opuściłem watahę. Robiło się coraz zimniej. Temperatura była niższa niż -20*C. Pomału zaczęło brakować mi drewna. Jedzenia miałem dużo lecz drewna brak. Robiło mi się coraz zimniej. Gdy poszedłem popatrzyć czy w lesie jest jeszcze jakieś drewno nie zasypane przez śnieg rozczarowałem się. Nic nie było. Poślizgnąłem się i wpadłem na lód. Zaczął pękać. Nie zdążyłem uciec byłem pod taflą lodu. Nie mogłem się wydostać... Gdy się obudziłem byłem w mojej chacie.
- Nic ci nie jest? - usłyszałem jakiś głos za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem ją:
Miała dziwną niebieską sierść. Żaden wilk takiej nie miał. Przynajmniej normalny. Wtedy zrozumiałem! Ale przecież to niemożliwe! Ta wadera to wilk gór!
Lili???
Od Lili - cd Reya; do Reya - Przepraszam Lili...
Patrzyłam jak basior odbiega. Chciałam za nim pobiec, lecz nie mogłam. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Jeszcze wczoraj Rey przytulał się do mnie i mówił, że mnie kocha, że nigdy nie opuści... Łzy napłynęły mi do oczu. Stałam tak i patrzyłam w stronę w którą odbiegł. Nagle za sobą usłyszałam szmer. Odwróciłam się. Był to Nuka z Merą.
- Co wy tu robicie?! - wykrzyczałam wściekła, choć tak naprawdę czułam ogromny smutek i żal.
- My? Przyszliśmy zobaczyć jak się czujesz... - spojrzała na mnie Merida.
- Jak się Czuję?! Źle! - chciałam odbiec, ale Nuka zagrodził mi drogę.
- Dlaczego płaczesz? Czemu jesteś taka wściekła? - spytał zdziwiony basior.
- Nieważne... - coraz bardziej płakałam, z trudem wypowiadałam słowa.
- Ej, spokojnie, wiesz przecież, że mi możesz ufać! - Nuka przytulił mnie.
- Tak... Tak wiem...
- Merida - Nuka zwrócił się do kotki- zostaw nas samych. Idź do jaskini, prześpij się. Jest już późno.
- Ale ja chcę pomóc! - oburzyła się kotka.
- Pomożesz jeśli zrobisz co ci karzę! - rozkazał Nuka i przytulił mnie jeszcze bardziej.
- Dobrze... już idę... - kotka potruchtała w stronę jaskini, ale jeszcze przedtem uśmiechnęła się do mnie lekko.
Tak jakby chciała powiedzieć „Wszystko będzie dobrze...”. Lecz ja wiedziałam, że nie będzie, dopóki Rey nie wróci.
Nuka przytulił mnie jeszcze mocniej.
- A więc..?
- Mówiłam już... nieważne...
- Ważne, proszę cię powiedz... - Nuka mówił spokojnie, chciał, abym powiedziała mu o co chodzi.
- Bo, bo Rey...
- Czy coś ci zrobił?! - Nuka popatrzył na mnie z niepokojem.
- No... nie do końca...
- Jak nie do końca?!
Zaczęłam opowiadać cała historię, co jakiś czas przerywałam, targał mną żal.. Gdy Nuka znał już całe to zajście, powiedział;
- Wszystko będzie dobrze.. Nie przejmuj się nim, widocznie na ciebie nie zasługiwał..- choć Nuka mówił, jakby nie był na niego zły, widziałam, że gdy tylko go zobaczy, policzy się z nim.
Miałam nadzieję, że nie, ponieważ cały czas łudziłam się, że wróci, że wszystko się ułoży... że będzie jak dawniej... Razem z bratem weszliśmy do jaskini. Zmęczona położyłam się w kącie. Nuka zrobił to samo, przysunął się do mnie i objął mnie łapą.
- Śpij... - wyszeptał mi na ucho
- Nie mogę... a jeśli wróci?
- Wtedy cię obudzę.
- Obiecujesz?
- Tak obiecuję... - musnął mnie nosem po pyszczku. Cieszyłam się, że mam starszego brata. Na niego mogłam liczyć nawet w najtrudniejszej sytuacji.
Choć się uspokoiłam, nie mogłam spać. Udawałam, że śpię. Nuka po cichu wymknął się tej części jaskini i liśćmi zasłonił otwór w dachu, tak aby w jaskini zapadła ciemność. Nie spałam prawie całą noc. Nawet kiedy już zasnęłam, budziłam się za parę minut. Kiedy nastał ranek, wybiegłam z jaskini. Rey’a wciąż nie było. Powoli zaczęłam tracić nadzieję.
Rey?
- Co wy tu robicie?! - wykrzyczałam wściekła, choć tak naprawdę czułam ogromny smutek i żal.
- My? Przyszliśmy zobaczyć jak się czujesz... - spojrzała na mnie Merida.
- Jak się Czuję?! Źle! - chciałam odbiec, ale Nuka zagrodził mi drogę.
- Dlaczego płaczesz? Czemu jesteś taka wściekła? - spytał zdziwiony basior.
- Nieważne... - coraz bardziej płakałam, z trudem wypowiadałam słowa.
- Ej, spokojnie, wiesz przecież, że mi możesz ufać! - Nuka przytulił mnie.
- Tak... Tak wiem...
- Merida - Nuka zwrócił się do kotki- zostaw nas samych. Idź do jaskini, prześpij się. Jest już późno.
- Ale ja chcę pomóc! - oburzyła się kotka.
- Pomożesz jeśli zrobisz co ci karzę! - rozkazał Nuka i przytulił mnie jeszcze bardziej.
- Dobrze... już idę... - kotka potruchtała w stronę jaskini, ale jeszcze przedtem uśmiechnęła się do mnie lekko.
Tak jakby chciała powiedzieć „Wszystko będzie dobrze...”. Lecz ja wiedziałam, że nie będzie, dopóki Rey nie wróci.
Nuka przytulił mnie jeszcze mocniej.
- A więc..?
- Mówiłam już... nieważne...
- Ważne, proszę cię powiedz... - Nuka mówił spokojnie, chciał, abym powiedziała mu o co chodzi.
- Bo, bo Rey...
- Czy coś ci zrobił?! - Nuka popatrzył na mnie z niepokojem.
- No... nie do końca...
- Jak nie do końca?!
Zaczęłam opowiadać cała historię, co jakiś czas przerywałam, targał mną żal.. Gdy Nuka znał już całe to zajście, powiedział;
- Wszystko będzie dobrze.. Nie przejmuj się nim, widocznie na ciebie nie zasługiwał..- choć Nuka mówił, jakby nie był na niego zły, widziałam, że gdy tylko go zobaczy, policzy się z nim.
Miałam nadzieję, że nie, ponieważ cały czas łudziłam się, że wróci, że wszystko się ułoży... że będzie jak dawniej... Razem z bratem weszliśmy do jaskini. Zmęczona położyłam się w kącie. Nuka zrobił to samo, przysunął się do mnie i objął mnie łapą.
- Śpij... - wyszeptał mi na ucho
- Nie mogę... a jeśli wróci?
- Wtedy cię obudzę.
- Obiecujesz?
- Tak obiecuję... - musnął mnie nosem po pyszczku. Cieszyłam się, że mam starszego brata. Na niego mogłam liczyć nawet w najtrudniejszej sytuacji.
Choć się uspokoiłam, nie mogłam spać. Udawałam, że śpię. Nuka po cichu wymknął się tej części jaskini i liśćmi zasłonił otwór w dachu, tak aby w jaskini zapadła ciemność. Nie spałam prawie całą noc. Nawet kiedy już zasnęłam, budziłam się za parę minut. Kiedy nastał ranek, wybiegłam z jaskini. Rey’a wciąż nie było. Powoli zaczęłam tracić nadzieję.
Rey?
środa, 30 października 2013
Od Rey'a - do Lili; Przepraszam Lili...
Wszystkie sprawy mieszały mi się w głowie. Postanowiłem trochę pobyć sam. Gdy nastała już noc. Pobiegłem w pewne miejsce.
Znało je niewiele wilków. Należałem do tej gromady. Położyłem się i popatrzyłem na księżyc.
Nagle znikąd pojawił się on:
- Czego chcesz?! - warknąłem.
- Ja?!
- Przestań! Po co tu przybyłeś?
- Chcę się zemścić!
- Niby na kim?!
- Na osobie, którą kochasz!
- Nawet nie wiesz kto to! A poza tym za co się niby zemścić?!
- Nie pamiętasz już?! Zabiłeś moją ukochaną! - krzyknął.
Ukochaną... docierały do mnie stare wspomnienia. Pamiętam gdy miałem 3 lata. Więc to o niej chciałem zapomnieć? O pięknej Ranveig. Wtedy podobała mi się, ale nie chciałem z nią wiązać zbyt dużo. Miała lśniącą brązowo-miedzianą sierść. Zawsze miała przełożony za uchem kwiat. Na jej sierści błyszczały dziwne, złote znaki. Jej fioletowe oczy były niczym, niczym Afrodyta. Ale gdy odmówiłem jej, gdy chciała mnie pocałować za pomocą telekinezy miotała we mnie wszystkimi możliwymi rzeczami. Żeby nie zginąć stworzyłem pole energetyczne. W tym samym momencie ona cisnęła we mnie Kwiatem ze swej czupryny. Diament, który miała do niego przyczepiony rozpadł się na kawałki i zabił Ranveig. Odszedłem stamtąd. Potem poznałem Lili.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie atak. Basior skoczył na mnie.
- Pożałujesz tego! - powiedział.
- Nie ja ją zabiłem! Ona sama cisnęła we mnie diamentem - powiedziałem, lecz basiora już nie było.
Wiedziałem. Muszę obronić Lili! Szybko zawróciłem do jaskini. Biegłem całą drogę. Gdy byłem w jaskini Lili nie spała.
- Gdzie byłeś? - spytała zatroskana.
- Ja.. Muszę ci coś powiedzieć.
- Co? - spytała zaniepokojona. Przytuliłem ją
- Lili..Ja muszę odejść - powiedziałem.
- Ale... ale czemu?!
- Niestety ja już nic do ciebie nie czuję. Jesteś jak zwiędły kwiat. Nijaka - skłamałem. Tak naprawdę kochałem ją całym swoim sercem, lecz musiałem ją obronić.
- Rick! - krzyknęła gdy wybiegłem z jaskini. Biegłem i biegłem. Znalazłem się tam gdzie mnie nie znajdzie. Przy tej odległości będzie bezpieczna. Stałem teraz na Wzgórzu Pełni...
Jeśli możesz. Lili dokończ.
Znało je niewiele wilków. Należałem do tej gromady. Położyłem się i popatrzyłem na księżyc.
Nagle znikąd pojawił się on:
- Czego chcesz?! - warknąłem.
- Ja?!
- Przestań! Po co tu przybyłeś?
- Chcę się zemścić!
- Niby na kim?!
- Na osobie, którą kochasz!
- Nawet nie wiesz kto to! A poza tym za co się niby zemścić?!
- Nie pamiętasz już?! Zabiłeś moją ukochaną! - krzyknął.
Ukochaną... docierały do mnie stare wspomnienia. Pamiętam gdy miałem 3 lata. Więc to o niej chciałem zapomnieć? O pięknej Ranveig. Wtedy podobała mi się, ale nie chciałem z nią wiązać zbyt dużo. Miała lśniącą brązowo-miedzianą sierść. Zawsze miała przełożony za uchem kwiat. Na jej sierści błyszczały dziwne, złote znaki. Jej fioletowe oczy były niczym, niczym Afrodyta. Ale gdy odmówiłem jej, gdy chciała mnie pocałować za pomocą telekinezy miotała we mnie wszystkimi możliwymi rzeczami. Żeby nie zginąć stworzyłem pole energetyczne. W tym samym momencie ona cisnęła we mnie Kwiatem ze swej czupryny. Diament, który miała do niego przyczepiony rozpadł się na kawałki i zabił Ranveig. Odszedłem stamtąd. Potem poznałem Lili.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie atak. Basior skoczył na mnie.
- Pożałujesz tego! - powiedział.
- Nie ja ją zabiłem! Ona sama cisnęła we mnie diamentem - powiedziałem, lecz basiora już nie było.
Wiedziałem. Muszę obronić Lili! Szybko zawróciłem do jaskini. Biegłem całą drogę. Gdy byłem w jaskini Lili nie spała.
- Gdzie byłeś? - spytała zatroskana.
- Ja.. Muszę ci coś powiedzieć.
- Co? - spytała zaniepokojona. Przytuliłem ją
- Lili..Ja muszę odejść - powiedziałem.
- Ale... ale czemu?!
- Niestety ja już nic do ciebie nie czuję. Jesteś jak zwiędły kwiat. Nijaka - skłamałem. Tak naprawdę kochałem ją całym swoim sercem, lecz musiałem ją obronić.
- Rick! - krzyknęła gdy wybiegłem z jaskini. Biegłem i biegłem. Znalazłem się tam gdzie mnie nie znajdzie. Przy tej odległości będzie bezpieczna. Stałem teraz na Wzgórzu Pełni...
Jeśli możesz. Lili dokończ.
Od Ricka - cd Belli; do Belli
- Widzę, że się nudzisz Dragonie, więc zajmij się czymś i nie przeszkadzaj Belli, bo innym razie, inaczej pogadamy... A my co teraz robimy, Bella?
Podszedłem do Belli.
----------------
Bella?
Podszedłem do Belli.
----------------
Bella?
Od Nuki - Porwanie
Przechodziłem właśnie Doliną Skarbów, ponieważ miałem spotkać się z Lili. Podobno chciała mi coś pokazać. Nagle dostałem wiadomość telepatyczną;
„Przepraszam, ale nie mogę się z tobą spotkać, przełóżmy to na jutro.
Całuski, Lili”
No cóż. Szedłem dalej, gdy nagle poczułem mocne uderzenie w kark. Upadłem. Dostałem drugi, tym razem mocniejszy cios. Zemdlałem. Obudziłem się w jakiejś jaskini. Miałem związane łapy, a nade mną stało kilka wilków. Nagle do grona podszedł spory, szary basior. Skądś znałem ten wyraz pyska, ale nie byłem pewny skąd...
- Rozwiązać go!- wrzasnął szary.
- Tak jest!- odparli wszyscy i zaczęli rozwiązywać moje łapy.
Powoli odzyskiwałem przytomność. Gdy wynieśli mnie z jaskini zauważyłem, że jestem na terenach mrocznych..
- O nie..- pomyślałem- Będą kłopoty..
Basior stanął nade mną
- A teraz gadaj.. Jaki jest słaby punkt tej waszej durnej watahy?!
- Durnej?!- wstałem. - Najpierw spójrz na swoją, zanim zaczniesz krytykować moją!!
- Zamknij się, i gadaj! Jak nie to zginiesz!
- Proszę bardzo...- powiedziałem ironicznie
W tym samym momencie wilk rzucił na mnie srogi spojrzenie. Wiedziałem, że nie powinienem tego mówić... Wilk warknął i swą mocą podniósł mnie do góry. Rzucił na mnie jakiś czar.. który miał mnie zabić! Czułem, jak coś rozrywa mnie od środka. Ból był nie do wyobrażenia.. Na moim ciele pojawiły się krwiste plamy, a w oczach łzy bólu... Nagle upadłem na ziemię wykończony bólem.. Zamknąłem oczy i po raz kolejny zemdlałem. Obudziłem się w innym miejscu.. znowu! Wstałem chwiejnie, a z mojego ciała cały czas kapała krew. Lecz nie miałem czasu się mazać. Westchnąłem i stanąłem już pewniej, próbując odgadnąć gdzie jestem.
- Witaj- powiedział nieznany mi głos. Odwróciłem się
- Wi.. witaj?- spytałem zdziwiony
Przede mną stał stary basior. Wyglądał na mądrego i doświadczonego wilka.
- Kim jesteś? – spytałem wciąż słabym głosem.
- Jestem Irys.
- Irys to taki kwiatek, czyż nie? - spytałem kpiąc.
- Może... - przyznał. - ale nie to oznacza moje imię.
- A więc co oznacza?
- W pradawnej mowie oznacza „Mądry na zawsze”- przyznał dumnie.
- U nas mówi się na to kwiatek..
- Ech..- westchnął poirytowany, a ja zaśmiałem się.
- Po co mnie tu ściągnąłeś?- dopytywałem.
- To z powodu twojej matki.
- Matki? Ona nie żyje od około dwóch lat...- powiedziałem smutniejszym głosem.
- Wiem.
- A więc o co chodzi?
- Zanim twoja matka zginęła, nosiła ze sobą turkusowy amulet. Chciała dać go właśnie tobie, ale nie zdążyła. Amulet ten jest bardzo potężny.
- Ale dlaczego akurat mnie?
- Ponieważ masz w sobie wielką moc.
- Ja?- spytałem nie dowierzając - Chyba mnie pan z kimś pomylił!
- Nie, nie pomyliłem. To, że masz mały zakres magicznych umiejętności, nie oznacza, że nie jesteś silny wolą.
- Aha.. no i?
- .. No i chcę Ci go dać.
- Fajnie!- wykrzyknąłem uradowany.
- Pamiętaj tylko! Gdy dostanie się w niepowołane ręce, może stać się groźny!- wilk odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Tak ale jak się go używa?! Skąd go pan miał?! - wykrzyknąłem za nim pośpiesznie.
- Dowiesz się w swoim czasie!- odkrzyknął i zniknął
Westchnąłem. Nagle dostałem telepatyczną wiadomość, była od Lili;
„Nuka! Ratuj mnie! Mroczni mnie uwięzili!”
Bez chwili namysłu zacząłem pędzić w stronę terenów Mrocznych. Nie wiedziałem gdzie się kierować, ponieważ nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Zdawałem się więc na swój instynkt. Biegłem tak, aż dotarłem do Mrocznych. Zauważyłem tam Lili przywiązaną do drzewa. Naokoło niej rozprzestrzeniały się płomienie. Wadera wyglądała na przerażoną. Skoczyłem w jej kierunku, przedzierając się przez płomienie. Na szyi wciąż miałem amulet. Gdy dotarłem do wadery zacząłem przegryzać liny. Spojrzałem na nią. Nic nie mówiłem, ona zresztą też. Zaczęliśmy biec, ale na naszej drodze stanęło pięć basiorów.
- Wyślij wiadomość telepatyczną do Rey’a – rozkazałem waderze.
- Ok- odpowiedziała.
Staliśmy nieruchomo. Wpatrywaliśmy się tylko w wilki stojące naprzeciwko. Rzuciłem się na jednego z nich. Lili zrobiła to samo. Zaczęła się zacięta walka. Gdy już wszyscy byliśmy we krwi, jeden z wilków uderzył Lili w głowę. Wadera nie ruszała się. Nagle coś mnie poruszyło, stałem się wściekły. Nie pozwolę tak traktować mojej siostry! Rzuciłem się na basiory. Walka trwała dłuższą chwilę. Nagle przyleciał Rey. Leżałem w kałuży krwi.
- Rey! Weź Lili! Mną się nie przejmuj!- zawołałem do basiora
- Ale..
- Nie ma żadnych ale! Bierz ją i uciekajcie [...]
„Przepraszam, ale nie mogę się z tobą spotkać, przełóżmy to na jutro.
Całuski, Lili”
No cóż. Szedłem dalej, gdy nagle poczułem mocne uderzenie w kark. Upadłem. Dostałem drugi, tym razem mocniejszy cios. Zemdlałem. Obudziłem się w jakiejś jaskini. Miałem związane łapy, a nade mną stało kilka wilków. Nagle do grona podszedł spory, szary basior. Skądś znałem ten wyraz pyska, ale nie byłem pewny skąd...
- Rozwiązać go!- wrzasnął szary.
- Tak jest!- odparli wszyscy i zaczęli rozwiązywać moje łapy.
Powoli odzyskiwałem przytomność. Gdy wynieśli mnie z jaskini zauważyłem, że jestem na terenach mrocznych..
- O nie..- pomyślałem- Będą kłopoty..
Basior stanął nade mną
- A teraz gadaj.. Jaki jest słaby punkt tej waszej durnej watahy?!
- Durnej?!- wstałem. - Najpierw spójrz na swoją, zanim zaczniesz krytykować moją!!
- Zamknij się, i gadaj! Jak nie to zginiesz!
- Proszę bardzo...- powiedziałem ironicznie
W tym samym momencie wilk rzucił na mnie srogi spojrzenie. Wiedziałem, że nie powinienem tego mówić... Wilk warknął i swą mocą podniósł mnie do góry. Rzucił na mnie jakiś czar.. który miał mnie zabić! Czułem, jak coś rozrywa mnie od środka. Ból był nie do wyobrażenia.. Na moim ciele pojawiły się krwiste plamy, a w oczach łzy bólu... Nagle upadłem na ziemię wykończony bólem.. Zamknąłem oczy i po raz kolejny zemdlałem. Obudziłem się w innym miejscu.. znowu! Wstałem chwiejnie, a z mojego ciała cały czas kapała krew. Lecz nie miałem czasu się mazać. Westchnąłem i stanąłem już pewniej, próbując odgadnąć gdzie jestem.
- Witaj- powiedział nieznany mi głos. Odwróciłem się
- Wi.. witaj?- spytałem zdziwiony
Przede mną stał stary basior. Wyglądał na mądrego i doświadczonego wilka.
- Kim jesteś? – spytałem wciąż słabym głosem.
- Jestem Irys.
- Irys to taki kwiatek, czyż nie? - spytałem kpiąc.
- Może... - przyznał. - ale nie to oznacza moje imię.
- A więc co oznacza?
- W pradawnej mowie oznacza „Mądry na zawsze”- przyznał dumnie.
- U nas mówi się na to kwiatek..
- Ech..- westchnął poirytowany, a ja zaśmiałem się.
- Po co mnie tu ściągnąłeś?- dopytywałem.
- To z powodu twojej matki.
- Matki? Ona nie żyje od około dwóch lat...- powiedziałem smutniejszym głosem.
- Wiem.
- A więc o co chodzi?
- Zanim twoja matka zginęła, nosiła ze sobą turkusowy amulet. Chciała dać go właśnie tobie, ale nie zdążyła. Amulet ten jest bardzo potężny.
- Ale dlaczego akurat mnie?
- Ponieważ masz w sobie wielką moc.
- Ja?- spytałem nie dowierzając - Chyba mnie pan z kimś pomylił!
- Nie, nie pomyliłem. To, że masz mały zakres magicznych umiejętności, nie oznacza, że nie jesteś silny wolą.
- Aha.. no i?
- .. No i chcę Ci go dać.
- Fajnie!- wykrzyknąłem uradowany.
- Pamiętaj tylko! Gdy dostanie się w niepowołane ręce, może stać się groźny!- wilk odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Tak ale jak się go używa?! Skąd go pan miał?! - wykrzyknąłem za nim pośpiesznie.
- Dowiesz się w swoim czasie!- odkrzyknął i zniknął
Westchnąłem. Nagle dostałem telepatyczną wiadomość, była od Lili;
„Nuka! Ratuj mnie! Mroczni mnie uwięzili!”
Bez chwili namysłu zacząłem pędzić w stronę terenów Mrocznych. Nie wiedziałem gdzie się kierować, ponieważ nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Zdawałem się więc na swój instynkt. Biegłem tak, aż dotarłem do Mrocznych. Zauważyłem tam Lili przywiązaną do drzewa. Naokoło niej rozprzestrzeniały się płomienie. Wadera wyglądała na przerażoną. Skoczyłem w jej kierunku, przedzierając się przez płomienie. Na szyi wciąż miałem amulet. Gdy dotarłem do wadery zacząłem przegryzać liny. Spojrzałem na nią. Nic nie mówiłem, ona zresztą też. Zaczęliśmy biec, ale na naszej drodze stanęło pięć basiorów.
- Wyślij wiadomość telepatyczną do Rey’a – rozkazałem waderze.
- Ok- odpowiedziała.
Staliśmy nieruchomo. Wpatrywaliśmy się tylko w wilki stojące naprzeciwko. Rzuciłem się na jednego z nich. Lili zrobiła to samo. Zaczęła się zacięta walka. Gdy już wszyscy byliśmy we krwi, jeden z wilków uderzył Lili w głowę. Wadera nie ruszała się. Nagle coś mnie poruszyło, stałem się wściekły. Nie pozwolę tak traktować mojej siostry! Rzuciłem się na basiory. Walka trwała dłuższą chwilę. Nagle przyleciał Rey. Leżałem w kałuży krwi.
- Rey! Weź Lili! Mną się nie przejmuj!- zawołałem do basiora
- Ale..
- Nie ma żadnych ale! Bierz ją i uciekajcie [...]
Od Nuki - do Aishy
Dawno nie widziałem się z Aishą. Postanowiłem ją odwiedzić. Skierowałem się więc w kierunku jej jaskini. Gdy już pod nią stałem, zauważyłem, że kilka kroków od jaskini stoi matka Aishy - Incantaso, z tą białą i wesołą waderą, Destiny. Podszedłem do nich z uśmiechem;
- Jest Aisha?
- Nie, nie ma... - dorosła wadera zmierzyła mnie wzrokiem.
- A gdzie może być? - spytałem się.
- Nieważne... - powiedziała smutno Destiny.
- A więc nie przeszkadzam. Do widzenia - ukłoniłem się grzecznie i pobiegłem w stronę moczar.
Miałem nadzieję, że właśnie tam ją znajdę. Nie myliłem się. Wadera siedziała nad strumykiem i przyglądała się swojemu odbiciu. Była smutna, ale za razem wściekła. Po cichu podszedłem do niej. Wadera odwróciła głowę i spojrzała na mnie mętnie.
- Cześć... - powiedziałem wolno i cicho.
- Hej... - odpowiedziała smutno i otarła łzę spływającą po jej policzku.
- Czemu jesteś taka smutna?
- Nieważne...
- Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko - objąłem waderę pocieszająco.
- Nie zrozumiesz! - wadera wstała. W jej głosie nie słychać już było smutku, lecz wściekłość.
- Zrozumiem, zrozumiem.. Tylko powiedz mi o co chodzi- uśmiechnąłem się
Wadera westchnęła tylko i zapatrzyła się w ziemię...
Aisha? Dokończysz? : )
- Jest Aisha?
- Nie, nie ma... - dorosła wadera zmierzyła mnie wzrokiem.
- A gdzie może być? - spytałem się.
- Nieważne... - powiedziała smutno Destiny.
- A więc nie przeszkadzam. Do widzenia - ukłoniłem się grzecznie i pobiegłem w stronę moczar.
Miałem nadzieję, że właśnie tam ją znajdę. Nie myliłem się. Wadera siedziała nad strumykiem i przyglądała się swojemu odbiciu. Była smutna, ale za razem wściekła. Po cichu podszedłem do niej. Wadera odwróciła głowę i spojrzała na mnie mętnie.
- Cześć... - powiedziałem wolno i cicho.
- Hej... - odpowiedziała smutno i otarła łzę spływającą po jej policzku.
- Czemu jesteś taka smutna?
- Nieważne...
- Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele mówią sobie wszystko - objąłem waderę pocieszająco.
- Nie zrozumiesz! - wadera wstała. W jej głosie nie słychać już było smutku, lecz wściekłość.
- Zrozumiem, zrozumiem.. Tylko powiedz mi o co chodzi- uśmiechnąłem się
Wadera westchnęła tylko i zapatrzyła się w ziemię...
Aisha? Dokończysz? : )
Od Nuki - cd. Natalie; do Natalie
- Właściwie... to...
- To..?
- To parę wilków...
- Czy uważasz, że zabicie to słabość?
- A co to, przesłuchanie?- zaśmiałem się
- Nie, ale chciałabym usłyszeć twoją opinię- spojrzała na mnie błagalnie
- Zależy.
- Od czego?- wadera wciąż dopytywała
- Czy robi się to w obronie, czy z premedytacją- spojrzałem na nią- A jak się nazywasz? Bo wiesz jaka jest moja opinia na temat zabójstw, ale nie wiesz jak mam na imię- uśmiechnąłem się do wadery
- Natalie- odwzajemniła uśmiech
- Nuka. Lubisz wodę?
- Wodę? Hmm... tak
- To dobrze- uśmiechnąłem się
- Co masz na myśli?
- Zobaczysz- złapałem waderę za łapę i pognałem razem z nią do tego miejsca:
Była tam krystalicznie czysta woda. W powietrzu rozprzestrzeniał się kojący zapach kwiatów. Miejsce to nie znajdywało się na terenach watahy, ale nie było też u Mrocznych.
- To w ramach rekompensaty- uśmiechnąłem się
- Och, dziękuję- wadera zaśmiała się
Spojrzałem na nią i skoczyłem do wody.
- No wskakuj!- ponaglałem ją
- No... nie wiem...
- Przecież woda nie gryzie!
- No wiem, ale..- wadera nie dokończyła, ponieważ wciągnąłem ją do wody
Było gorące południe, więc była to idealna pora na kąpiel. Zabawa była przednia. W wodzie zachowywaliśmy się jak małe szczeniaki. Powoli zaczęło się ściemniać, więc wyszliśmy z wody. Natalie nazbierała trochę patyków na ognisko, a ja je rozpaliłem. Pobiegłem coś upolować. Wróciłem z dwoma zającami w pysku. Natalie w tym czasie wygrzewała się przy ognisku. Ostrożnie włożyłem zające do ognia, i pilnowałem, aby się nie zapiekły. Gdy były gorące i chrupiące wyłożyłem je na ziemię i zacząłem jeść. Natalie oczywiście też zajadała. Gdy z zajęcy zostały same szkieleciki położyliśmy się na trawie i odpoczywaliśmy.
> Natalie?
- To..?
- To parę wilków...
- Czy uważasz, że zabicie to słabość?
- A co to, przesłuchanie?- zaśmiałem się
- Nie, ale chciałabym usłyszeć twoją opinię- spojrzała na mnie błagalnie
- Zależy.
- Od czego?- wadera wciąż dopytywała
- Czy robi się to w obronie, czy z premedytacją- spojrzałem na nią- A jak się nazywasz? Bo wiesz jaka jest moja opinia na temat zabójstw, ale nie wiesz jak mam na imię- uśmiechnąłem się do wadery
- Natalie- odwzajemniła uśmiech
- Nuka. Lubisz wodę?
- Wodę? Hmm... tak
- To dobrze- uśmiechnąłem się
- Co masz na myśli?
- Zobaczysz- złapałem waderę za łapę i pognałem razem z nią do tego miejsca:
Była tam krystalicznie czysta woda. W powietrzu rozprzestrzeniał się kojący zapach kwiatów. Miejsce to nie znajdywało się na terenach watahy, ale nie było też u Mrocznych.
- To w ramach rekompensaty- uśmiechnąłem się
- Och, dziękuję- wadera zaśmiała się
Spojrzałem na nią i skoczyłem do wody.
- No wskakuj!- ponaglałem ją
- No... nie wiem...
- Przecież woda nie gryzie!
- No wiem, ale..- wadera nie dokończyła, ponieważ wciągnąłem ją do wody
Było gorące południe, więc była to idealna pora na kąpiel. Zabawa była przednia. W wodzie zachowywaliśmy się jak małe szczeniaki. Powoli zaczęło się ściemniać, więc wyszliśmy z wody. Natalie nazbierała trochę patyków na ognisko, a ja je rozpaliłem. Pobiegłem coś upolować. Wróciłem z dwoma zającami w pysku. Natalie w tym czasie wygrzewała się przy ognisku. Ostrożnie włożyłem zające do ognia, i pilnowałem, aby się nie zapiekły. Gdy były gorące i chrupiące wyłożyłem je na ziemię i zacząłem jeść. Natalie oczywiście też zajadała. Gdy z zajęcy zostały same szkieleciki położyliśmy się na trawie i odpoczywaliśmy.
> Natalie?
wtorek, 29 października 2013
od Destiny - cd. Merwana; do Merwana
- To... To jest... - nie mogłam wykrztusić słów. - Cudowne.
- Tak? - uśmiechnął się.
- Pewnie - westchnęłam z podziwu.
- Jesteś pierwszą osobą której to miejsce pokazuje - wyznał.
- Wow. To jest naprawdę piękne - wyszeptałam - Możemy wejść do środka?
- Oczywiście.
W środku domek był równie piękny jak z zewnątrz.
( Merwan ? Sorry, że takie krótkie )
- Tak? - uśmiechnął się.
- Pewnie - westchnęłam z podziwu.
- Jesteś pierwszą osobą której to miejsce pokazuje - wyznał.
- Wow. To jest naprawdę piękne - wyszeptałam - Możemy wejść do środka?
- Oczywiście.
W środku domek był równie piękny jak z zewnątrz.
( Merwan ? Sorry, że takie krótkie )
Od Belli - cd Ricka; do Ricka
Wyszłam po naradzie. Ustalaliśmy taktykę i sposób ataku. Gdy wyszłam Dragon spojrzał na mnie swoim szczenięcym pyskiem, chociaż miał 4 lata. Tyle co ja.
- Lepiej idź do swojej ukochanej! - warknęłam.
- Wiesz, że to ty jesteś mą ukochaną - powiedział Dragon. Nie mogłam go znieść. Najpierw mnie zdradził, a potem próbował znowu naciągnąć na te swoje bajeczki. Mógłby już z tym skończyć!
Rick???
- Lepiej idź do swojej ukochanej! - warknęłam.
- Wiesz, że to ty jesteś mą ukochaną - powiedział Dragon. Nie mogłam go znieść. Najpierw mnie zdradził, a potem próbował znowu naciągnąć na te swoje bajeczki. Mógłby już z tym skończyć!
Rick???
Od Ricka - cd. Belli; do Belli
- Więc... O co chodziło, przed chwilą? - zapytałem.
- Grr... - warknął.
- Pfu... Pfu... - zacząłem się śmiać. - jesteś trochę nudny...
Basior prawie znów się na mnie rzucił, ale uspokoił się. Z nudów zacząłem "jeździć" łapą po podłodze. Dłuższą chwilę później, weszła Bella.
---------------------
Bella?
- Grr... - warknął.
- Pfu... Pfu... - zacząłem się śmiać. - jesteś trochę nudny...
Basior prawie znów się na mnie rzucił, ale uspokoił się. Z nudów zacząłem "jeździć" łapą po podłodze. Dłuższą chwilę później, weszła Bella.
---------------------
Bella?
Od Dantego - do Sary
Chodziłem po lesie. Ostatnie chwile w tej watasze - pomyślałem. Nie mogłem być tu więcej. Skoro nie umiem bronić tych, których kocham. Biegłem ścieżką. Nagle wpadłem na Sarę. Chyba chciała mi coś powiedzieć.
- Dante...
- Spokojnie. Już sobie idę.
- Ale Dante!
- Nie! Odchodzę! Nie mogę się tobą zająć. Odchodzę - powiedziałem. Wydawało się że chciała mi coś jeszcze powiedzieć, lecz nie zdążyła, bo pojawili się mroczni.
- Popatrzcie kto to! - krzyknął stojący na przodzie basior. Podszedł do Sary.
- Zostaw ją! - skoczyłem zagradzając mu drogę.
- A bo co?
- No bo to!
- Chyba zapomniałeś o małej rzeczy.
- Nie zapomniałem o tym. Ojcze...
Sara???
Mój ojciec, przywódca wojowników w mrocznej watasze: Brand:
- Dante...
- Spokojnie. Już sobie idę.
- Ale Dante!
- Nie! Odchodzę! Nie mogę się tobą zająć. Odchodzę - powiedziałem. Wydawało się że chciała mi coś jeszcze powiedzieć, lecz nie zdążyła, bo pojawili się mroczni.
- Popatrzcie kto to! - krzyknął stojący na przodzie basior. Podszedł do Sary.
- Zostaw ją! - skoczyłem zagradzając mu drogę.
- A bo co?
- No bo to!
- Chyba zapomniałeś o małej rzeczy.
- Nie zapomniałem o tym. Ojcze...
Sara???
Mój ojciec, przywódca wojowników w mrocznej watasze: Brand:
Od Belli - cd. Ricka; do Ricka
- Może dla ciebie. Ja walczę z bogami - zaśmiałam się.
- Tak...
- A co do bogów... - powiedziałam. - Mam spotkanie. Idziesz ze mną?
- Jeśli się nie obrażą.
- Oni nie.
- To niby kto?
- Dowiesz się później! - powiedziałam z uśmieszkiem na twarzy i przeteleportowałam nas do świątyni światła. Tam na spotkanie wyszła nam Tara.
- Witaj - powiedziałam.
- Witaj. Kto to?
- To Rick. Mój ukochany - powiedziałam.
- Nie boisz się?
- Nie ma czego.
- Ale Dragon...
- Żaden Dragon! Zrobił to czego nie powinien robić! Miał szansę! - krzyknęłam i przeszłam z moimi towarzyszami do długiego korytarza. Tam stał właśnie Dragon.
- Witaj Bella! A kto to?! - powiedział tak że w jego głosie było słychać warknięcie.
- To jest Rick.
- Wrr! - zaczął warczeć i rzucił się na mego ukochanego. Nie mogłam patrzeć jak się biją. Przygniotłam Dragona do ziemi.
- Czemu mi to robisz?!?! - spytał jakby nie wiedząc.
- Nic ci nie robię! To ty zdecydowałeś się mnie opuścić! - powiedziałam. Po chwili zawołano mnie do sali. Zostawiłam dwa basiory pod opieką Tary, aby się nie pozabijali.
Rick???
- Tak...
- A co do bogów... - powiedziałam. - Mam spotkanie. Idziesz ze mną?
- Jeśli się nie obrażą.
- Oni nie.
- To niby kto?
- Dowiesz się później! - powiedziałam z uśmieszkiem na twarzy i przeteleportowałam nas do świątyni światła. Tam na spotkanie wyszła nam Tara.
- Witaj - powiedziałam.
- Witaj. Kto to?
- To Rick. Mój ukochany - powiedziałam.
- Nie boisz się?
- Nie ma czego.
- Ale Dragon...
- Żaden Dragon! Zrobił to czego nie powinien robić! Miał szansę! - krzyknęłam i przeszłam z moimi towarzyszami do długiego korytarza. Tam stał właśnie Dragon.
- Witaj Bella! A kto to?! - powiedział tak że w jego głosie było słychać warknięcie.
- To jest Rick.
- Wrr! - zaczął warczeć i rzucił się na mego ukochanego. Nie mogłam patrzeć jak się biją. Przygniotłam Dragona do ziemi.
- Czemu mi to robisz?!?! - spytał jakby nie wiedząc.
- Nic ci nie robię! To ty zdecydowałeś się mnie opuścić! - powiedziałam. Po chwili zawołano mnie do sali. Zostawiłam dwa basiory pod opieką Tary, aby się nie pozabijali.
Rick???
Od Ricka - cd. Belli; do Belli
- Latanie nie jest potrzebne, chyba, że dostarczasz informacji.
Uśmiechnąłem się.
- Liczy się tylko dobra strategia i siła...
-----------
> Bella?
Uśmiechnąłem się.
- Liczy się tylko dobra strategia i siła...
-----------
> Bella?
Przepraszam!
Przepraszam, nie było mnie jakiś czas. Miałam za słaby sygnał internetu i blogger mi się nie chciał włączyć. Teraz już mogę wchodzić dlatego proszę, aby opowiadania przesłać do mnie (te dodane). Te osoby, które mają przesyłać wiedzą.
/Jasper(Maja666666)
/Jasper(Maja666666)
od Arven - cd. Soni; do Soni
Młoda wilczyca patrzyła na mnie smutnymi, wielkimi oczami.
- Nie wiedziałam. Tak mi przykro - powiedziałam. Przypomniałam sobie o Erandzie, który zginął w mojej obronie. Może rodziców Soni spotkał taki sam los? Oczy mi zwilgotniały i ścisnęło mnie w gardle.
- Co się stało? Czemu płaczesz? - zapytała Sonia.
- Ja... pomyślałam o Erandzie. Moim byłym chłopaku, który zginął, ratując mi życie.
- Och, jakie to romantyczne! - zawołała wilczyca, ale zaraz się zreflektowała. - Przepraszam - powiedziała.
- Nie szkodzi.
- Wiesz co, powiedziałaś "byłym chłopakiem". A kto jest obecnym? - zapytała z zaciekawieniem.
- Nazywa się Aragorn i właśnie tu idzie...
(Soniu, co było dalej?)
- Ja... pomyślałam o Erandzie. Moim byłym chłopaku, który zginął, ratując mi życie.
- Och, jakie to romantyczne! - zawołała wilczyca, ale zaraz się zreflektowała. - Przepraszam - powiedziała.
- Nie szkodzi.
- Wiesz co, powiedziałaś "byłym chłopakiem". A kto jest obecnym? - zapytała z zaciekawieniem.
- Nazywa się Aragorn i właśnie tu idzie...
(Soniu, co było dalej?)
od Merwana - cd. Destiny; do Destiny
Unosiliśmy się w powietrzu. Destiny otworzyła szeroko oczy z zachwytu. Staliśmy na szczycie najwyższego wodospadu w dolinie, którego wierzchołek zanurzony był w chmurach. Widok sprawiał wrażenie, jakbyśmy znajdowali się w obłokach. Uśmiechnąłem się do wilczycy.
- Ale to piękne - wyszeptała, jakby z obawą, że kiedy odezwie się głośniej, cudowne widzenie przeminie.
Ze szczytu roztaczał się widok na Rajską Dolinę.
- Zamknij oczy. - poleciłem Destiny.
Zaprowadziłem wilczycę do miejsca, które ukrywałem przed wszystkimi. Chciałem je przeznaczyć dla mojej pierwszej miłości.
- Otwórz oczy. - szepnąłem. - Podoba ci się?
Chatka Merwana:
[Destiny?]
- Ale to piękne - wyszeptała, jakby z obawą, że kiedy odezwie się głośniej, cudowne widzenie przeminie.
Ze szczytu roztaczał się widok na Rajską Dolinę.
- Zamknij oczy. - poleciłem Destiny.
Zaprowadziłem wilczycę do miejsca, które ukrywałem przed wszystkimi. Chciałem je przeznaczyć dla mojej pierwszej miłości.
- Otwórz oczy. - szepnąłem. - Podoba ci się?
Chatka Merwana:
[Destiny?]
od Soni do Arven
Dziś wstałam wcześnie bo chciałam się poznać z innymi młodymi wilkami. Niestety inne wilki jeszcze spały oprócz jednego. Miała ona sierść tak jasną jak śnieg , oczy jej błyszczały. Nazywała się Arven. Szłam do niej powoli i cicho tak aby innych nie obudzić. Zaraz miałam do niej dojść gdy nagle wszasnęła:
- Co ty tu robisz?
- Ja? Ja chciałam lepiej poznać wilki w stadzie.
- A kim jesteś? - zapytała
- Jestem Sonia, a ty jesteś córką Carmen i Jaspera tak ?
- Tak jestem ich córką, a ty?
- Ja nie mam rodziny. Twoja mama mnie przygarnęła jak się błąkałam.
Niech Arven dokończy
- Co ty tu robisz?
- Ja? Ja chciałam lepiej poznać wilki w stadzie.
- A kim jesteś? - zapytała
- Jestem Sonia, a ty jesteś córką Carmen i Jaspera tak ?
- Tak jestem ich córką, a ty?
- Ja nie mam rodziny. Twoja mama mnie przygarnęła jak się błąkałam.
Niech Arven dokończy
od Destiny - cd. Aishy; do Incantaso
Omal nie zemdlałam z wrażenia. Gdy otworzyłam wcześniej zaciśnięte powieki zobaczyłam przed sobą Incantaso.
- Co się stało? - spytała zaskoczona wilczyca.
- Ja... Ja... - wyjąkałam - Aisha mnie zrzuciła jak ze mną leciała.
- Co? - nie rozumiała.
- Aisha mnie nienawidzi i chwyciła mnie i zrzuciła kiedy ze mną leciała i ja spadłam - bardzo starałam się mówić z sensem lecz wcale mi to nie wychodziło.
- Aha. A co ty jej takiego zrobiłaś? - zadała kolejne pytanie.
- No... Powiedziałam jej jakie to jest fajne widzieć wszystko w promiennych barwach tak jak widzę to ja i jaka to wielka szkoda, że ona tego nie widzi - wytłumaczyłam.
( Incantaso ? )
- Co się stało? - spytała zaskoczona wilczyca.
- Ja... Ja... - wyjąkałam - Aisha mnie zrzuciła jak ze mną leciała.
- Co? - nie rozumiała.
- Aisha mnie nienawidzi i chwyciła mnie i zrzuciła kiedy ze mną leciała i ja spadłam - bardzo starałam się mówić z sensem lecz wcale mi to nie wychodziło.
- Aha. A co ty jej takiego zrobiłaś? - zadała kolejne pytanie.
- No... Powiedziałam jej jakie to jest fajne widzieć wszystko w promiennych barwach tak jak widzę to ja i jaka to wielka szkoda, że ona tego nie widzi - wytłumaczyłam.
( Incantaso ? )
od Destiny - cd. Merwana; do Merwana
Uśmiechnęłam się do Merwana.
- Jak chcesz mogę ci pokazać fajne miejsce - zaproponował.
- Dobra - zaśmiałam się - A to daleko ?
- Nie bardzo. Zamknij oczy.
Posłusznie zamknęłam oczy. Musiałam mocno zaciskać powieki żeby nie otworzyć oczu bo byłam tak ciekawa gdzie się znajduje, że z trudem powstrzymywałam się od ciągłego dopytywania czy daleko jeszcze. Merwan prowadził mnie i prowadził, aż w końcu zatrzymał się i kazał mi otworzyć oczy. Tak też zrobiłam i zobaczyłam...
( Merwan ? )
- Jak chcesz mogę ci pokazać fajne miejsce - zaproponował.
- Dobra - zaśmiałam się - A to daleko ?
- Nie bardzo. Zamknij oczy.
Posłusznie zamknęłam oczy. Musiałam mocno zaciskać powieki żeby nie otworzyć oczu bo byłam tak ciekawa gdzie się znajduje, że z trudem powstrzymywałam się od ciągłego dopytywania czy daleko jeszcze. Merwan prowadził mnie i prowadził, aż w końcu zatrzymał się i kazał mi otworzyć oczy. Tak też zrobiłam i zobaczyłam...
( Merwan ? )
poniedziałek, 28 października 2013
od Merwana - cd. Destiny; do Destiny
- Nie chodzi o to, żeby skakać wysoko, tylko daleko. Musisz przewrócić ofiarę siłą uderzenia - wyjaśniłem. - O, tak.
Nieopodal miejsca, w którym staliśmy, wyczułem jelenia. Zacząłem się skradać w jego stronę. Kiedy byłem już tylko parę metrów od niego, skoczyłem, wbijając się w jego bok. Przewróciłem zwierzę, które legło martwe na ziemi.
- Teraz ty - zaproponowałem. - Uruchom swój zmysł powonienia i znajdź jakieś duże zwierzę.
Destiny zamknęła oczy. Wiatr dmuchał jej w uszy, także wyglądała niczym Królowa Powietrza. Pobiegła. Jej łapy delikatnie muskały leśne poszycie. Zatrzymała się niedaleko wodospadu. Zobaczyliśmy ogromnego dzika. Chciałem ją ostrzec, żeby na niego nie polowała, bo może się to dla niej skończyć tragicznie, ale zanim zdążyłem się odezwać, ona już zaatakowała. Podkradła się od tyłu i zwaliła dzika z nóg. Przegryzła jego tętnicę i stanęła przy swojej zdobyczy, uśmiechając się triumfująco.
- Jesteś pojętną uczennicą, Des, jeśli mogę cię tak nazywać - pochwaliłem ją.
- Dzięki. I tak, Des mi odpowiada - odparła z miłym błyskiem w oku.
Nieopodal miejsca, w którym staliśmy, wyczułem jelenia. Zacząłem się skradać w jego stronę. Kiedy byłem już tylko parę metrów od niego, skoczyłem, wbijając się w jego bok. Przewróciłem zwierzę, które legło martwe na ziemi.
- Teraz ty - zaproponowałem. - Uruchom swój zmysł powonienia i znajdź jakieś duże zwierzę.
Destiny zamknęła oczy. Wiatr dmuchał jej w uszy, także wyglądała niczym Królowa Powietrza. Pobiegła. Jej łapy delikatnie muskały leśne poszycie. Zatrzymała się niedaleko wodospadu. Zobaczyliśmy ogromnego dzika. Chciałem ją ostrzec, żeby na niego nie polowała, bo może się to dla niej skończyć tragicznie, ale zanim zdążyłem się odezwać, ona już zaatakowała. Podkradła się od tyłu i zwaliła dzika z nóg. Przegryzła jego tętnicę i stanęła przy swojej zdobyczy, uśmiechając się triumfująco.
- Jesteś pojętną uczennicą, Des, jeśli mogę cię tak nazywać - pochwaliłem ją.
- Dzięki. I tak, Des mi odpowiada - odparła z miłym błyskiem w oku.
od Destiny - cd. Merwana; do Merwana
Już się nie mogłam doczekać polowania. Po chwili gdy znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu gdzie nieopodal w krzakach buszował zając Merwan kazał mi upolować zwierzaka. Puściłam się przez las goniąc zdobycz. Zając był szybki więc musiałam wytężyć całą wolę by dogonić zająca. Gdy w końcu mi się to udało, zziajana zawlokłam ofiarę do Merwana.
- No - wydyszałam - To upolowałam.
- Nie było tak źle - mruknął.
- Nie ? - spytałam - Porównaj mnie do takiej Aishy ! Ona w mig złapała by tego zwierzaka i zrobiła jeszcze wiele podobnych rzeczy. Ty też na pewno nie wysilił byś się bardzo. Jestem do kitu.
- Wcale nie - zaprzeczył szybko.
- Serio ? - spytałam podnosząc wzrok i uśmiechając się lekko.
- No pewnie. Musisz tylko trochę się jeszcze poduczyć - powiedział.
- Dobra. To naucz mnie polować lepiej - zaproponowałam.
- Zamiast od razu rzucać się na zdobycz spróbuj podkraść się najpierw - powiedział obchodząc mnie dookoła tak cicho, że nawet tego nie zauważyłam - Twoje ruchy muszą być ciche. Ofiara nie może cię zauważyć. Lecz kiedy już to zrobi dopiero wtedy zaczynasz biec. Czasami udaje się podejść tak blisko, że wystarczy jeden skok i już zwierze zabite.
- Nie potrafię wysoko skakać - mruknęłam speszona.
( Merwan ??? )
- No - wydyszałam - To upolowałam.
- Nie było tak źle - mruknął.
- Nie ? - spytałam - Porównaj mnie do takiej Aishy ! Ona w mig złapała by tego zwierzaka i zrobiła jeszcze wiele podobnych rzeczy. Ty też na pewno nie wysilił byś się bardzo. Jestem do kitu.
- Wcale nie - zaprzeczył szybko.
- Serio ? - spytałam podnosząc wzrok i uśmiechając się lekko.
- No pewnie. Musisz tylko trochę się jeszcze poduczyć - powiedział.
- Dobra. To naucz mnie polować lepiej - zaproponowałam.
- Zamiast od razu rzucać się na zdobycz spróbuj podkraść się najpierw - powiedział obchodząc mnie dookoła tak cicho, że nawet tego nie zauważyłam - Twoje ruchy muszą być ciche. Ofiara nie może cię zauważyć. Lecz kiedy już to zrobi dopiero wtedy zaczynasz biec. Czasami udaje się podejść tak blisko, że wystarczy jeden skok i już zwierze zabite.
- Nie potrafię wysoko skakać - mruknęłam speszona.
( Merwan ??? )
od Merwana - cd. Destiny; do Destiny
Destiny była inna niż wszystkie znane mi dotychczas wilczyce. Nie, absolutnie nie była podobna do mnie. Ja - tajemniczy, nieprzewidywalny, choć szlachetny basior, a ona - delikatna, szczera i ufna. Ale wzbudziła we mnie silne emocje. Sprawiła, że poczułem potrzebę opiekowania się nią za wszelką cenę.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała, wyrywając mnie z rozmyśleń.
- A tak się zastanawiałem, czy nie poszłabyś dzisiaj ze mną na polowanie. - odparłem.
- Polowanie? Tak, tak, tak, tak, tak! - zakręciła się w kółko.
- W czym się specjalizujesz? - spytałem.
- W czym się... co? - nie zrozumiała.
- Specjalizujesz. Jesteś tropiącą, zaganiającą...? - wyjaśniłem.
- Ja... nie wiem... - zasmuciła się.
- Nie martw się. Wszystkiego cię nauczę. - powiedziałem.
Destiny spojrzała na mnie z wdzięcznością. Patrząc w jej oczy pomyślałem, że może ona czuje do mnie to, co ja do niej? Ale wrażenie szybko zniknęło. Musiałem się pomylić. Co taka ładna wilczyca miałaby widzieć w takim samotniku, jak ja?
Destiny?
- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała, wyrywając mnie z rozmyśleń.
- A tak się zastanawiałem, czy nie poszłabyś dzisiaj ze mną na polowanie. - odparłem.
- Polowanie? Tak, tak, tak, tak, tak! - zakręciła się w kółko.
- W czym się specjalizujesz? - spytałem.
- W czym się... co? - nie zrozumiała.
- Specjalizujesz. Jesteś tropiącą, zaganiającą...? - wyjaśniłem.
- Ja... nie wiem... - zasmuciła się.
- Nie martw się. Wszystkiego cię nauczę. - powiedziałem.
Destiny spojrzała na mnie z wdzięcznością. Patrząc w jej oczy pomyślałem, że może ona czuje do mnie to, co ja do niej? Ale wrażenie szybko zniknęło. Musiałem się pomylić. Co taka ładna wilczyca miałaby widzieć w takim samotniku, jak ja?
Destiny?
od Destiny - cd. Merwana; do Merwana
- Dziękuję - uśmiechnęłam się słabo nadal wstrząśnięta.
- Do usług - odwzajemnił uśmiech.
- Dobra to chodźmy - mruknęłam ruszając ku centrum watahy - Ja to mam pecha.
- Czemu ? - spytał.
- No Aisha mnie nie lubi, wpadam w drzewa i atakują mnie jakieś głupki - uśmiechnęłam się.
- Chyba za mocno uderzyłaś w to drzewo. Tych głupków było w liczbie jeden i drzewo też raczej było jedno - zaśmiał się, a ja szturchnęłam go lekko w bok też się śmiejąc.
( Merwan ? )
- Do usług - odwzajemnił uśmiech.
- Dobra to chodźmy - mruknęłam ruszając ku centrum watahy - Ja to mam pecha.
- Czemu ? - spytał.
- No Aisha mnie nie lubi, wpadam w drzewa i atakują mnie jakieś głupki - uśmiechnęłam się.
- Chyba za mocno uderzyłaś w to drzewo. Tych głupków było w liczbie jeden i drzewo też raczej było jedno - zaśmiał się, a ja szturchnęłam go lekko w bok też się śmiejąc.
( Merwan ? )
od Sary - cd. Mike'a; do Mike'a
- Niby jak, czym przyciągnęłam twoją uwagę? - Spytałam zdziwiona.
- Po prostu rzadko kiedy spotykam tutaj jakieś wilki - Wytłumaczył.
- Haha - zaśmiałam się. - Wytłumaczenie było tak proste a ja na to nie wpadłam - dodałam nieśmiało.
- Oj tam - Powiedział.
- Należysz do tej watahy, czasami cię widuję, ale jeszcze nigdy nie mieliśmy bliskiego spotkania-odpowiedziałam.
- To znaczy? - Spytał.
- Jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy, najwyżej się do siebie uśmiechaliśmy z daleka - Wytłumaczyłam.
- No tak, jakoś nie było kiedy - odpowiedział.
- Lubisz przebywać w takich miejscach?
- No, jak trzeba coś przemyśleć - odpowiedział.
- Wiem, miałam tak samo, a teraz przyszłam i wspominam.
- Stare dobre czasy?
- Żeby one były dobre - Powiedziałam ponuro.
- Możesz mi opowiedzieć o tym?
- Zwykle nie rozmawiam o tym z innymi, ale jesteś dość przekonujący wiec dobrze opowiem.
- To o czym myślałam przed chwilą sprawiało mi wielki ból. Saj'Jo to moja najlepsza przyjaciółka z watahy, no i jeszcze Carmen, ale jej nie zrobiłam tego co Saj'Jo, czegoś czego nigdy nie zapomnę, a zawsze gdy o tym pomyślę boli mnie serce. Więc nie ważne jak to się zaczęło. Ale ja rzuciłam Saj'Jo o to drzewo, drzewo o które właśnie się opieramy, potem zaś szarpnęłam nią po czym wpadła do wody. Zaczęła się topić, ale ja uratowałam ją położyłam przy tym drzewie i uciekłam, a teraz jesteśmy przyjaciółkami, które nigdy się nie rozłączą, wiem dziwne, w ogóle masz w sobie to coś, co przekonało mnie o twojej wierności.
Mike jaka jest twoja reakcja? :-)
- Po prostu rzadko kiedy spotykam tutaj jakieś wilki - Wytłumaczył.
- Haha - zaśmiałam się. - Wytłumaczenie było tak proste a ja na to nie wpadłam - dodałam nieśmiało.
- Oj tam - Powiedział.
- Należysz do tej watahy, czasami cię widuję, ale jeszcze nigdy nie mieliśmy bliskiego spotkania-odpowiedziałam.
- To znaczy? - Spytał.
- Jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy, najwyżej się do siebie uśmiechaliśmy z daleka - Wytłumaczyłam.
- No tak, jakoś nie było kiedy - odpowiedział.
- Lubisz przebywać w takich miejscach?
- No, jak trzeba coś przemyśleć - odpowiedział.
- Wiem, miałam tak samo, a teraz przyszłam i wspominam.
- Stare dobre czasy?
- Żeby one były dobre - Powiedziałam ponuro.
- Możesz mi opowiedzieć o tym?
- Zwykle nie rozmawiam o tym z innymi, ale jesteś dość przekonujący wiec dobrze opowiem.
- To o czym myślałam przed chwilą sprawiało mi wielki ból. Saj'Jo to moja najlepsza przyjaciółka z watahy, no i jeszcze Carmen, ale jej nie zrobiłam tego co Saj'Jo, czegoś czego nigdy nie zapomnę, a zawsze gdy o tym pomyślę boli mnie serce. Więc nie ważne jak to się zaczęło. Ale ja rzuciłam Saj'Jo o to drzewo, drzewo o które właśnie się opieramy, potem zaś szarpnęłam nią po czym wpadła do wody. Zaczęła się topić, ale ja uratowałam ją położyłam przy tym drzewie i uciekłam, a teraz jesteśmy przyjaciółkami, które nigdy się nie rozłączą, wiem dziwne, w ogóle masz w sobie to coś, co przekonało mnie o twojej wierności.
Mike jaka jest twoja reakcja? :-)
niedziela, 27 października 2013
Od Mike'a - cd. Sary; do Sary
- Widzę, że nie jestem sam - spostrzegłem.
- Co? - zdziwiła się wadera.
- Widzę, że nie tylko ja mam parę spraw do przemyślenia - wyjaśniłem.
- Ach... Skoro przyszedłeś tu pomyśleć, to po co w ogóle zaprzątasz sobie głowę mną?
- Przyciągnęłaś moją uwagę. Zresztą chyba jesteśmy sami na tych bagnach...
(Sara? :))
- Co? - zdziwiła się wadera.
- Widzę, że nie tylko ja mam parę spraw do przemyślenia - wyjaśniłem.
- Ach... Skoro przyszedłeś tu pomyśleć, to po co w ogóle zaprzątasz sobie głowę mną?
- Przyciągnęłaś moją uwagę. Zresztą chyba jesteśmy sami na tych bagnach...
(Sara? :))
od Merwana - cd. Destiny; do Destiny
Czarny, ogromny basior rzucił się na moją nową koleżankę ze straszliwym rykiem. Jednak zanim zdążył ją zranić, skoczyłem na niego. Zwarliśmy się w rozwścieczoną kulę energii. Szarpałem przeciwnika ze wszystkich sił. Kierowała mną jedna myśl: zabić. Po kilkunastu sekundach, ciągnących się w nieskończoność, rzuciłem się wilczurowi do gardła. Wbiłem zęby w jego ciało, a on zawył przeraźliwie. Po chwili legł na ziemi z pustym wzrokiem. Odwróciłem się w stronę Destiny. Wadera miała oczy szeroko otwarte ze strachu i dysząc, oddaliła się ode mnie o krok.
- Zabiłeś go - wyszeptała.
<Destiny? Dokończysz?>
- Zabiłeś go - wyszeptała.
<Destiny? Dokończysz?>
od Destiny - cd. Merwana; do Merwana
- Dobra - na moim pysku natychmiast zakwitł uśmiech mimo, że wciąż czułam niemiłe pulsowanie w głowie. Popatrzyłam na wilka ukradkiem. Był tak silny i przystojny, że musiałam bardzo skoncentrować się na tym żeby się nie zarumienić. Tylko co on o mnie sądzi? Co jak mnie nie lubi?! Zresztą poza Nave'm żaden basior mnie nie obchodził. Jak przyjdzie co do czego to pewnie nie będę umiała się zachować. Jestem do kitu! Przynajmniej o to chodzi... No cóż, muszę jakoś żyć z moim ADHD...
Nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam się przestraszona, gdy niespodziewanie zza krzaków wyskoczył czarny wilk z obcej watahy. Zawarczał gardłowo i rzucił się na mnie, raniąc potwornie...
<Merwan? Dokończ szybko. Przepraszam, że tak długo nie dokańczałam>
Nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam się przestraszona, gdy niespodziewanie zza krzaków wyskoczył czarny wilk z obcej watahy. Zawarczał gardłowo i rzucił się na mnie, raniąc potwornie...
<Merwan? Dokończ szybko. Przepraszam, że tak długo nie dokańczałam>
od Sary
Dziś wstałam dość wcześnie. Panował jeszcze półmrok, a cała dolina była we mgle.Trapiła mnie jedna rzecz, przez którą nie mogłam zasnąć. Ale mniejsza o to. Powoli wysunęłam się z łap Dantego, które namiętnie mnie obejmowały. Nie chcąc go obudzić, zrobiłam to bardzo powoli i po cichu. Wyjrzałam z jaskini i podziwiałam widoki, chociaż nie było za bardzo co oglądać, bo ponad połowę tego "krajobrazu" stanowiła ciemny, szary obłok, jakby kurtyna za którą czaiło się mnóstwo niebezpieczeństwa.Wtedy przypomniałam sobie, jak to było kiedyś. Jak siedziałam na ciemnych moczarach. Teraz nigdy bym tam nie wróciła, bo wiem że moje miejsce jest tutaj. Ale dziś coś mnie kusiło, żeby sobie tam pójść. Wyszłam więc z jaskini i powoli podreptałam w znajomy mi rejon. Gdy dotarłam już na miejsce spojrzałam na "drzewo bólu" te o które najpierw rzuciłam Saj'Jo potem bezlitośnie szarpnęłam nią po czym puściłam w nurt rzeki. Ale wtedy ona zaczęła się topić i przypomniało mi się o tym, że ona boi się wody.Wyciągnęłam ją, położyłam koło drzewa i bezszelestnie uciekłam niewidoczna dla innych. Nasza przyjaźń rozpoczęła się w naprawdę dziwnych okolicznościach. A ostatnio nawet kiedy przechodziłam obok Saj'Jo nie zwróciłam na nią uwagi, nawet nie było zwykłego "Cześć". Zrozumiałam, że zaniedbuję naszą przyjaźń. Ale ona mogłaby się odezwać, lecz też zostaje bez słowa. Zachowujemy się jak wrogowie, szukający dobrej chwili na atak przeciwnika. A przecież kiedyś było całkiem inaczej. Sama nie wiem jak do tego doszło, ale chcę jak najszybciej to jakoś odkręcić. Chociaż nie mam ochoty iść do Saj'Jo. Zostanę tutaj i pomyślę nad kilkoma innymi sprawami, a z nią spotkam się później. Ten basior, którego tutaj widziałam, ach... ile załatwiłam tutaj spraw, właściwie dzięki temu miejscu pożegnałam dawne życie na zawsze. Ostatnie najgorsze miesiące wypełniają teraz pogodne dni pełne komplementów Dantego i w ogóle jego obecność w moim życiu jest całą radością, jaką trzymam w głębi siebie. Chociaż czasem nie ukazuję moich emocji.
Klapnęłam się pod drzewem i obserwowałam powoli opadającą mgłę. Nagle zauważyłam jakiegoś basiora, to nie był Dan, ale pachniał swojsko, czyli musiał być z naszej watahy, ale najwyraźniej jeszcze nie miałam z nim kontaktu. Basior podszedł do mnie i zaczął rozmowę.
Kto dokończy?
Klapnęłam się pod drzewem i obserwowałam powoli opadającą mgłę. Nagle zauważyłam jakiegoś basiora, to nie był Dan, ale pachniał swojsko, czyli musiał być z naszej watahy, ale najwyraźniej jeszcze nie miałam z nim kontaktu. Basior podszedł do mnie i zaczął rozmowę.
Kto dokończy?
sobota, 26 października 2013
od Aishy - cd. Destiny; do Destiny
- Destiny - spoważniałam. - Wiem, że zabrzmi to być może okrutnie, ale chcę abyś zapomniała o mnie, o dzisiejszym dniu i naszej nieszczęsnej rozmowie, która, jak widzisz, zakończyła się niemalże twoją śmiercią. Chcę, abyś trzymała się ode mnie z daleka, traktowała mnie jak powietrze, jak kolejny, nic nie znaczący element krajobrazu. Destiny, możesz to dla mnie zrobić? Destiny! - niemalże krzyknęłam, gdy wzrok wilczycy zmętniał, a ona sama oklapła jak więdnący kwiat.
- Aisha - szepnęła cichutko wadera. - Po co to wszystko? Przecież już drugi raz mnie nie zaatakujesz, prawda?... - urwała, bo niespodziewanie z mojego gardła wydarł się krótki, ostry, pełen sprzeciwu szczek.
- Destiny! Zbyt mnie irytujesz! Lada chwila, a znów się na ciebie rzucę, a wtedy już nic mnie nie powstrzyma! Jeśli nie chcesz odejść ze względu na mnie, to zrób to dla własnego dobra!
Wilczyca zamilkła, a z jej oka potoczyła się wielka, okrągła łza, która po chwili wsiąkła w białawe futro.
- Proszę, bardzo! - jęknęła i ze łkaniem skoczyła w stronę drzwi. Nie miała jednak dość siły i skowycząc bezsilnie upadła na posadzkę.
- Idź, Destiny - warknęłam. - Ale już, szusuj do swej jaskini i tam się wypłacz, jasne?
- Ja nie mam jaskini - szlochała wadera wijąc się po podłodze i barwiąc ją krwawymi plamami.
- Nie masz? - syknęłam. - To pokażę ci pewną jaskinię!
Złapałam ją za kark i nie zważając na głośne protesty wyciągnęłam na dwór. Po chwili wzbiłam się w powietrze i już nim minęło kilka minut znajdowałam się w okolicach jaskini swych rodziców.
- Co ty na to - wycharczałam przez zaciśnięte zęby - żebym Cię tu wypuściła?
Z ust wilczycy wydobył się ogłuszający krzyk.
- Nie rób tego, nie rób!!! - wrzeszczała przerażona do granic możliwości.
- Co? - zakpiłam z niej. - Nie umiesz latać? To może teraz się nauczysz!
Z okrutnym uśmieszkiem na wargach wypuściłam Destiny, która krzycząc jak opętana opadła ciężko ku ziemi. W tym samym momencie zobaczyłam wybiegającą z jaskini Incantaso. Wilczyca zerwała się w górę i złapała w powietrzu spadającą Destiny.
Szybko zawróciłam i odleciałam do Mrocznego Lasu.
<Destiny?>
- Aisha - szepnęła cichutko wadera. - Po co to wszystko? Przecież już drugi raz mnie nie zaatakujesz, prawda?... - urwała, bo niespodziewanie z mojego gardła wydarł się krótki, ostry, pełen sprzeciwu szczek.
- Destiny! Zbyt mnie irytujesz! Lada chwila, a znów się na ciebie rzucę, a wtedy już nic mnie nie powstrzyma! Jeśli nie chcesz odejść ze względu na mnie, to zrób to dla własnego dobra!
Wilczyca zamilkła, a z jej oka potoczyła się wielka, okrągła łza, która po chwili wsiąkła w białawe futro.
- Proszę, bardzo! - jęknęła i ze łkaniem skoczyła w stronę drzwi. Nie miała jednak dość siły i skowycząc bezsilnie upadła na posadzkę.
- Idź, Destiny - warknęłam. - Ale już, szusuj do swej jaskini i tam się wypłacz, jasne?
- Ja nie mam jaskini - szlochała wadera wijąc się po podłodze i barwiąc ją krwawymi plamami.
- Nie masz? - syknęłam. - To pokażę ci pewną jaskinię!
Złapałam ją za kark i nie zważając na głośne protesty wyciągnęłam na dwór. Po chwili wzbiłam się w powietrze i już nim minęło kilka minut znajdowałam się w okolicach jaskini swych rodziców.
- Co ty na to - wycharczałam przez zaciśnięte zęby - żebym Cię tu wypuściła?
Z ust wilczycy wydobył się ogłuszający krzyk.
- Nie rób tego, nie rób!!! - wrzeszczała przerażona do granic możliwości.
- Co? - zakpiłam z niej. - Nie umiesz latać? To może teraz się nauczysz!
Z okrutnym uśmieszkiem na wargach wypuściłam Destiny, która krzycząc jak opętana opadła ciężko ku ziemi. W tym samym momencie zobaczyłam wybiegającą z jaskini Incantaso. Wilczyca zerwała się w górę i złapała w powietrzu spadającą Destiny.
Szybko zawróciłam i odleciałam do Mrocznego Lasu.
<Destiny?>
od Destiny - cd. Aishy; do Aishy
Biegłam i biegłam uciekając przed czymś o wiele silniejszym ode mnie.
I... Ocknęłam się. Otaczały mnie rozmazane obrazy i jakieś dalekie
głosy. Powoli obraz zaczął stawać się ostrzejszy, a głosy jakby
przebijały się przez mgłę.
- Gdzie ja jestem? - wymamrotałam z trudem łapiąc oddech.
- W chatce Severusa - powiedział jakiś głos. Po chwili rozpoznałam go i też zobaczyłam jego właścicielkę. Koło mojego legowiska siedziała Aisha uśmiechając się lekko.
- Ale zabawnie wyglądasz - zaśmiała się.
- Że ja?! - udałam oburzenie i lekko uderzyłam Aishę w łopatkę tym samym znów opadając na legowisko.
( Aisha? )
- Gdzie ja jestem? - wymamrotałam z trudem łapiąc oddech.
- W chatce Severusa - powiedział jakiś głos. Po chwili rozpoznałam go i też zobaczyłam jego właścicielkę. Koło mojego legowiska siedziała Aisha uśmiechając się lekko.
- Ale zabawnie wyglądasz - zaśmiała się.
- Że ja?! - udałam oburzenie i lekko uderzyłam Aishę w łopatkę tym samym znów opadając na legowisko.
( Aisha? )
Uwaga!
Graczka Tygrysica zgłasza swą nieobecność na czas nieokreślony począwszy od dziś dlatego też proszę o nie przesyłanie jej postów do dokończenia, aż do odwołania.
Dziękuję.
Igas//Incantaso
Dziękuję.
Igas//Incantaso
poniedziałek, 21 października 2013
od Nave'a do Destiny
Wyczołgałam się ze swojej jaskini. Zaspany zacząłem się rozglądać. Miejsce wyglądało na dość sympatyczne, a obszar Watahy był ogromny. Instynktownie zacząłem zwąchiwać zapachy, których za nic nie mogłem się przyzwyczaić . Mijała minuta za minutą ,godzina za godziną znudzony , nawet najmniejszym turlającym się kamieniem, który potem przeistoczył się w monotonną zabawę - przyturlał się wprost do wody .
- Czemu nie! - Pomyślałem i wskoczyłem orzeźwić ciało .
Pływałem aż do czasu kiedy nie daleko zauważyłem Alfę . Natychmiast się otrząsnąłem z wody a potem wyglądałem jak puszysta zabawka.
- Trzeba by było się jakoś przedstawić, w końcu jestem tu z powodu tego że mnie przygarnęli... - Znów wymruczałem pod nosem z lekka poirytowany.
- Witam Alfę, jak mija dzisiejszy dzień? - Wycharczałem ze sztucznym bananem na pyszczku.
- W miarę, pogoda świetna - Wyburczał basior.
I rozeszliśmy się w swoje strony. Westchnąłem z ulgą, że nie doszło do jakiegoś nieporozumienia. Pełny ducha i z gorącym zapałem poszedłem szukać nowego znajomego. Tak dawno nie używałem swoich mocy że czas najwyższy aby je znów przetestować. Biegłem, biegłem, biegłem i nagle poczułem mocne walnięcie w głowę. BUM. Obudziłem się, a nade mną stała śliczna Wadera. Żeby nie udawać od razu wstałem, oczywiście z lekka się chwiejąc i popatrzyłem w jej czerwone ślepia które odbijały się w świetle.
- No,to ten... Dziękuję, że mnie jakoś tak przywróciłaś na nogi - Powiedziałem. Zabrakło mi słów nawet, żeby się przedstawić.
- Nie masz za co dziękować, przypadkowo spadła gałąź na którą chciałam skoczyć i niemal się właśnie zabiłam - Zarumieniła się wadera tłumacząc się.
- Ważne że żyjesz - Zacząłem się podśmiewać. - Tak ogólnie jestem Nave. - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Destiny - Uśmiechnęła się i popatrzyła w dół.
(Chciałabyś dokończyć CD Destiny?)
- Czemu nie! - Pomyślałem i wskoczyłem orzeźwić ciało .
Pływałem aż do czasu kiedy nie daleko zauważyłem Alfę . Natychmiast się otrząsnąłem z wody a potem wyglądałem jak puszysta zabawka.
- Trzeba by było się jakoś przedstawić, w końcu jestem tu z powodu tego że mnie przygarnęli... - Znów wymruczałem pod nosem z lekka poirytowany.
- Witam Alfę, jak mija dzisiejszy dzień? - Wycharczałem ze sztucznym bananem na pyszczku.
- W miarę, pogoda świetna - Wyburczał basior.
I rozeszliśmy się w swoje strony. Westchnąłem z ulgą, że nie doszło do jakiegoś nieporozumienia. Pełny ducha i z gorącym zapałem poszedłem szukać nowego znajomego. Tak dawno nie używałem swoich mocy że czas najwyższy aby je znów przetestować. Biegłem, biegłem, biegłem i nagle poczułem mocne walnięcie w głowę. BUM. Obudziłem się, a nade mną stała śliczna Wadera. Żeby nie udawać od razu wstałem, oczywiście z lekka się chwiejąc i popatrzyłem w jej czerwone ślepia które odbijały się w świetle.
- No,to ten... Dziękuję, że mnie jakoś tak przywróciłaś na nogi - Powiedziałem. Zabrakło mi słów nawet, żeby się przedstawić.
- Nie masz za co dziękować, przypadkowo spadła gałąź na którą chciałam skoczyć i niemal się właśnie zabiłam - Zarumieniła się wadera tłumacząc się.
- Ważne że żyjesz - Zacząłem się podśmiewać. - Tak ogólnie jestem Nave. - Uśmiechnąłem się szeroko.
- Destiny - Uśmiechnęła się i popatrzyła w dół.
(Chciałabyś dokończyć CD Destiny?)
niedziela, 20 października 2013
Powitajmy nowego wilka!
Imię: Nave (czyt.Nejw)
Płeć: Basior
Wiek: 3 lata
Cechy: Sympatyczny, miły, dość rozmowny , poczciwy, lubi dawać rady, odważny, nieśmiały w stosunku do wader, silny, zwinny , szybki, umięśniony , umie zachować się w każdej sytuacji.
Stanowisko: Brak ***
Żywioł: Powietrze, Ziemia.
Moce: Telekineza, czytanie w myślach, teleportacja, panowanie nad pogodą i zwierzętami, widzenie na kilometry.
Patron: Bóg ziemi, Trevor.
Partner: Szuka.
Rodzina: Odszedł z powodu wygnania, jego rodzina nie przyznaje się do niego.
Historia: Zostałem wygnany z powodu potknięcia, walczyłem w mojej Watasze o stanowisko Alfy jednakże nie udało mi się to z powodu iż ktoś podłożył mi ogon. Poniżony sam musiałem opuścić watahę.
Towarzysz: brak
Właściciel: Szogun1234
*** Stanowisko Gammy jest już ZAJĘTE. Proszę zamienić je jakimś innym.
Igas//Incantaso
sobota, 19 października 2013
od Aishy - cd. Destiny; do Destiny
Milczałam jak zaklęta, a niewypowiedziane słowa gniły na dnie mej duszy niczym warstwy butwiejącego drewna. Drewna, które z szlachetnego materiału zamieniło się w spleśniałe deski, nic nie znaczące okruszyny.
Niechętnie przeniosłam wzrok na wstrząsane konwulsjami ciało Destiny. Jej nieskazitelnie białą sierść pokrywały szkarłatne plamy krwi. Oddychała nieprawdopodobnie szybko, chrapliwie, jakby każdy oddech miał być tym ostatnim. Złamana noga sterczała pod dziwnym kątem, znużone serce biło z każdą minutą coraz słabiej...
Nie wiem kiedy podjęłam decyzję, dość, że w pewnym momencie podniosłam nieprzytomną waderę z ziemi i ostrożnie zarzuciłam ją sobie na plecy. Chwilę potem już unosiłam się w powietrzu, zajadle zagarniając powietrze skrzydłami. Wilczyca nieprawdopodobnie mi ciążyła, mimo to wciąż leciałam, wciąż uparcie dążyłam do celu. Czułam jak obolałe mięśnie odmawiają ruchu. "Raz, dwa, raz, dwa" - szeptałam do siebie przez zaciśnięte zęby. - "Jeszcze chwila, jeszcze tylko chwila!"
Kiedy już byłam pewna, że upadnę, wycieńczone skrzydła odmówią ruchu wypatrzyłam w oddali granicę Mrocznego Lasu. Gdzieś tam była chatka Severusa. Gdzieś tam czekał na mnie mój ukochany...
Znużona wylądowałam i chwiejnym krokiem podbiegłam do progu domku czarnoksiężnika. Upadłam na schodkach nie mając siły się podnieść. Nagle drzwi się otworzyły, poczułam znajomy zapach pledów, soczystych jabłek, nasion krwawnika... i zemdlałam.
<Destiny?>
Niechętnie przeniosłam wzrok na wstrząsane konwulsjami ciało Destiny. Jej nieskazitelnie białą sierść pokrywały szkarłatne plamy krwi. Oddychała nieprawdopodobnie szybko, chrapliwie, jakby każdy oddech miał być tym ostatnim. Złamana noga sterczała pod dziwnym kątem, znużone serce biło z każdą minutą coraz słabiej...
Nie wiem kiedy podjęłam decyzję, dość, że w pewnym momencie podniosłam nieprzytomną waderę z ziemi i ostrożnie zarzuciłam ją sobie na plecy. Chwilę potem już unosiłam się w powietrzu, zajadle zagarniając powietrze skrzydłami. Wilczyca nieprawdopodobnie mi ciążyła, mimo to wciąż leciałam, wciąż uparcie dążyłam do celu. Czułam jak obolałe mięśnie odmawiają ruchu. "Raz, dwa, raz, dwa" - szeptałam do siebie przez zaciśnięte zęby. - "Jeszcze chwila, jeszcze tylko chwila!"
Kiedy już byłam pewna, że upadnę, wycieńczone skrzydła odmówią ruchu wypatrzyłam w oddali granicę Mrocznego Lasu. Gdzieś tam była chatka Severusa. Gdzieś tam czekał na mnie mój ukochany...
Znużona wylądowałam i chwiejnym krokiem podbiegłam do progu domku czarnoksiężnika. Upadłam na schodkach nie mając siły się podnieść. Nagle drzwi się otworzyły, poczułam znajomy zapach pledów, soczystych jabłek, nasion krwawnika... i zemdlałam.
<Destiny?>
Od Belli -cd. Ricka; do Ricka
- Umiesz latać?
- Tak. - powiedział.
- No to start! - wykrzyknęłam i poleciałam w górę. - Kto pierwszy na tamtej chmurze wygrywa!!!
Poleciałam, basior dorównał mi tempem, lecz wtedy ja przyśpieszyłam. Został w tyle. Około jakieś 9 m długości. Pomału zbliżał się do mnie lecz ostatecznie wygrałam.
Rick???
- Tak. - powiedział.
- No to start! - wykrzyknęłam i poleciałam w górę. - Kto pierwszy na tamtej chmurze wygrywa!!!
Poleciałam, basior dorównał mi tempem, lecz wtedy ja przyśpieszyłam. Został w tyle. Około jakieś 9 m długości. Pomału zbliżał się do mnie lecz ostatecznie wygrałam.
Rick???
Od Ricka - cd. Belli; do Belli
- Wątpisz w moje umiejętności? - Zaśmiałem się.
- Jak chcesz, a na czym mam ci pokazać?
-----------------
Bella?
- Jak chcesz, a na czym mam ci pokazać?
-----------------
Bella?
Od Natalie - cd. Nuki; do Nuki
Nie wiedziałam co zrobić. zazwyczaj nikt za mną nie biegł i nie mówił, "wybacz". Zdziwiło mnie, że nazwał mnie księżniczką. Przecież na nią nie wyglądam, a w ogóle się nie nadaję. Hm... Jeżeli jest ze mną w watasze, to lepiej zapomnieć o tym co się stało i rozmawiać na inny temat.
> - Mogę zadać Ci kilka pytań?
> Popatrzyłam na niego z uśmiechem.
> - Straciłeś rodzinę?
> - Została mi siostra...
> - Zabiłeś kogoś?
> -------------------------
> Nuka? (Przepraszam, że takie krótkie)
> - Mogę zadać Ci kilka pytań?
> Popatrzyłam na niego z uśmiechem.
> - Straciłeś rodzinę?
> - Została mi siostra...
> - Zabiłeś kogoś?
> -------------------------
> Nuka? (Przepraszam, że takie krótkie)
Od Belli - cd. Ricka; do Ricka
- Wiesz, że nie mogę. Chciałabym, ale mam na głowie bogów. W końcu to ja nimi rządzę - zaśmiałam się. - A ty już skończyłeś trening?
- Tak.
- To może pokażesz mi na co cię stać?
Rick???
- Tak.
- To może pokażesz mi na co cię stać?
Rick???
Od Ricka - cd. Belli; do Belli
- Hej, co robisz?
- Ćwiczę moce na bitwę.
- Aha... Może się gdzieś przejdziemy?
--------------
Bella?
- Ćwiczę moce na bitwę.
- Aha... Może się gdzieś przejdziemy?
--------------
Bella?
Od Belli - do Ricka
Ćwiczyłam moce słońca na czas bitwy. Muszą się przydać. Poza tym skupiałam się też aby mieć większą władzę nad nimi wszystkimi. Tylko Fire się mnie nie słuchał. Nie
zauważyłam jak podszedł do mnie Rick.
Rick??Sory, że mało
zauważyłam jak podszedł do mnie Rick.
Rick??Sory, że mało
piątek, 18 października 2013
Od Nuki - cd. Rey'a; do Merwana
- To może ja już pójdę - uśmiechnąłem się do Lili.
> - Jak chcesz- wadera odwzajemniła uśmiech.
> - To do zobaczenia!- odwróciłem się.
> - Nuka! Zaczekaj!- wilczyca podbiegła do mnie i cmoknęła mnie w policzek- Pamiętaj, kocham cię!
> - Wiem, wiem- zaśmiałem się- Muszę iść- w tej chwili Rey wrócił na ziemię.
> - Idziesz już?- zwrócił się do mnie.
> - Tak, spieszę się...
> - A to niby do czego?- spytał unosząc brew.
> - Sprawy prywatne!- powiedziałem z lekkim przekąsem, po czym uśmiechnąłem się.
> Basior popatrzył się na Lili.
> - Opiekuj się nią!- wykrzyknąłem zza drzew.
> - Będę! Na pewno!- odpowiedział, a ja pognałem w stronę watahy.
> W oddali widać było jeszcze, jak Rey obejmuje Lili i coś do siebie szepczą. Biegłem tak chwilę, gdy nagle ktoś na mnie skoczył. Był to młody samiec alfa, brat Rey’a.
> - Co ty wyrabiasz?! Wypłoszyłeś mi obiad!- warknął na mnie.
> - Widzę, że skakanie na wilki macie rodzinne...- mruknąłem i próbowałem wstać, ale basior znów przytrzasnął mnie do ziemi.
> - Co tam mamroczesz?
> - Nic, nic..., a co do obiadu, to myślę, że upolujesz sobie go innym razem!
> - A może ja chciałem teraz? A w ogóle, to co ty robiłeś w lesie, i to sam?
> - Po pierwsze: nie jestem dzieckiem, więc mogę chodzić sam gdzie mi się podoba. Nawet jestem starszy od ciebie! Po drugie: To co robiłem, nie musi być ci znane...- przewróciłem oczami.
> - Taa...- westchnął ironicznie- Słyszałeś to?- spojrzał w kierunku Rey’a i Lili.
> - Co? Ach, tak, słyszałem...
> Basior zaczął pędzić w stronę zakochanych, a ja oczywiście za nim... Gdy basior dobiegł na miejsce, zastał ich obejmujących się. Otworzył tylko szeroko oczy i zamarł tak... Chyba się tego nie spodziewał....
>
> Merwan?
> [Przepraszam, że nie do Rey’a, ale jakoś tak wyszło :3]
> - Jak chcesz- wadera odwzajemniła uśmiech.
> - To do zobaczenia!- odwróciłem się.
> - Nuka! Zaczekaj!- wilczyca podbiegła do mnie i cmoknęła mnie w policzek- Pamiętaj, kocham cię!
> - Wiem, wiem- zaśmiałem się- Muszę iść- w tej chwili Rey wrócił na ziemię.
> - Idziesz już?- zwrócił się do mnie.
> - Tak, spieszę się...
> - A to niby do czego?- spytał unosząc brew.
> - Sprawy prywatne!- powiedziałem z lekkim przekąsem, po czym uśmiechnąłem się.
> Basior popatrzył się na Lili.
> - Opiekuj się nią!- wykrzyknąłem zza drzew.
> - Będę! Na pewno!- odpowiedział, a ja pognałem w stronę watahy.
> W oddali widać było jeszcze, jak Rey obejmuje Lili i coś do siebie szepczą. Biegłem tak chwilę, gdy nagle ktoś na mnie skoczył. Był to młody samiec alfa, brat Rey’a.
> - Co ty wyrabiasz?! Wypłoszyłeś mi obiad!- warknął na mnie.
> - Widzę, że skakanie na wilki macie rodzinne...- mruknąłem i próbowałem wstać, ale basior znów przytrzasnął mnie do ziemi.
> - Co tam mamroczesz?
> - Nic, nic..., a co do obiadu, to myślę, że upolujesz sobie go innym razem!
> - A może ja chciałem teraz? A w ogóle, to co ty robiłeś w lesie, i to sam?
> - Po pierwsze: nie jestem dzieckiem, więc mogę chodzić sam gdzie mi się podoba. Nawet jestem starszy od ciebie! Po drugie: To co robiłem, nie musi być ci znane...- przewróciłem oczami.
> - Taa...- westchnął ironicznie- Słyszałeś to?- spojrzał w kierunku Rey’a i Lili.
> - Co? Ach, tak, słyszałem...
> Basior zaczął pędzić w stronę zakochanych, a ja oczywiście za nim... Gdy basior dobiegł na miejsce, zastał ich obejmujących się. Otworzył tylko szeroko oczy i zamarł tak... Chyba się tego nie spodziewał....
>
> Merwan?
> [Przepraszam, że nie do Rey’a, ale jakoś tak wyszło :3]
Subskrybuj:
Posty (Atom)