Siedlisze watahy okazało się całkiem miłym i ładnym miejscem. Jasper
zaprowadził mnie prosto do jaskini lekarki. Grota była przestronna i
wychodziła na plażę. W wejściu przywitała nas ruda wilczyca z rozwianą
grzywą.
-O! Kogo ja widzę, Jasper witaj!- Ucieszył się wyraźnie na widok mojego
przewodnika. Kiedy jednak spojrzała na mnie cofnęła się o krok.
-A ty kim jesteś? Co tu robisz? Pachniesz obco…- Zmrużyła oczy. Najwidoczniej nie ufała obcym.
-Spokojnie Kate Lilly ona jest ze mną.
-Dlaczego? Co jej się stało? Wygląda okropnie… -Powiedziała przyglądając się rozcięciu tuż obok mojego lewego oka.
-Została zaatakowana przez niedźwiedzia. Jesteś w stanie jej pomóc?
-Oczywiście, czyżbyś wątpił w moje zdolności? – Prychnęła jakby szczerze
dotknięta, ale zaraz na jej pysku zagościł uśmiech- No skoro ta mała
jest z tobą to w porządku. Nie za dobrze to wygląda, będzie blizna dość
spora, ale wygoi się. Wejdź dalej i połóż się- Nakazał, a ja wykonałam
jej polecenie.
-No no twarda jesteś. Ranna, a jednak idziesz dalej, nie skomlisz jak małe szczenię. Masz jakieś imię?
-Ma na imię Saj’Jo- Odpowiedział za mnie Jasper.- Była sam przez dość
długi czas. Jest dość nie ufna więc postaraj się zapewnić jej spokój.
-Tak, tak, oczywiście, wiem coś na ten temat, ja też nie przepadam za obcymi.
Jasper wyszedł krótko się żegnając, a Kate Lilly zajęła się
przygotowywaniem jakiejś cuchnącej mikstury. Stała nad paleniskiem a
wokół niej latały najróżniejsze słoiczki, karafki i pojemniki. Kiedy ona
była zajęta ja rozejrzałam się po wnętrzu jaskini. Pod ścianą stał
wielki regał, a na nim ułożono mnóstwo ksiąg. Wnętrze było przyjemnie
chłodne i ciemne, pewnie tak jak ja nie przepadała za nadmiarem światła.
-A więc powiesz mi coś o sobie czy może mam troszkę w tobie poczytać?-
zapytała podchodząc do mnie z miseczką wypełnioną zielonkawą miksturą.
Położyła naczynie przed mną
-Wypij- rozkazała.
Powąchałam i skrzywiła się. Wywar cuchnął okropnie, mimo to polizałam
ostrożnie lekarstwo. Smakowało jeszcze gorzej niż pachniało.
-Wstrętne-Powiedziałam.
-A jednak mówisz! Brawo! -Na jej pysku zagościł szczery uśmiech- Widzisz
moja mała to jest lekarstwo, nie musi być smaczne tylko skuteczne. A
teraz nie marudź tylko pij.
Zrobiłam jak kazała chociaż musiałam przy tym bardzo uważać żeby nie oddychać za często.
-To jak powiesz mi coś więcej o sobie czy naprawdę mam ci zrewidować umysł?
-Nie ma nic do opowiadania.
-Każdy ma jakąś historię. –Podeszła do mnie i przypatrywała mi się zaciekawiona.
-Moja nie jest interesująca, jestem po prostu samotną wilczycą. Byłam nieostrożna i zapłaciłam za to. To wszystko.
-No cóż skoro tak uważasz. W każdym razie Jasper prosił mnie żebym się
tobą zajęła więc gdybyś czegoś potrzebowała zwyczajnie powiedz.
Dni mijały, a ja dość szybko wracałam do zdrowia. Coraz częściej
wychodziłam z jaskini i poznawałam coraz więcej wilków. Jasper
przedstawił mnie Carmen. To jego partnerka, jest miła i zawsze się
uśmiecha. Jest też szamanka Birdy, miła i nieśmiała, a wraz z nią
Murdock, który wszędzie za nią chodzi, a raczej malowniczo się potyka.
Przywódczynią polowań jest Saoirse, miła i uprzejma.
Nie wszystkie wilki jednak od razu przypadły mi do gustu. Na przykład
Tira. Zawsze wszędzie jej pełno, ma milion pytań i z tysiąc pomysłów na
sekundę. Wciąż o czymś mówi, o sobie, o innych. Nie mam nic do niej jako
osoby, ale jest jak dla mnie zdecydowanie za głośna. No i dwa wilki
zdecydowanie się wyróżniają Incantaso, która wszystkich trzymała na
dystans i której inni odpowiadają i tym samym. Budzi w innych strach.
Drugi to Hondo, on za to wydawaje się zły z natury. Zawsze ma coś do
powiedzenia, ale raczej rzadko jest to miłe.
Kiedy całkowicie stanęłam na nogi Jasper poprosił mnie na rozmowę…
Jasper kontynuuj proszę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz