- Tak, chcę mieć cię przy
sobie. Już na zawsze. – szepnęłam.
Aragorn bez słowa położył
mi głowę na ramieniu, wtulając twarz w moje włosy.
- Ja też… - odparł. – Nie wyobrażam
sobie życia bez ciebie. Na nikim mi nigdy nie zależało tak, jak na tobie.
- Wtedy, kiedy zginął
Erand… - imię zmarłego w mej obronie młodzieńca wciąż trudno przechodziło mi
przez gardło. – Coś się we mnie przełamało. Zrozumiałam, że stracę zmysły,
jeżeli nie znajdę ukojenia w ramionach kogoś innego. – zarumieniłam się,
spuszczając głowę. – I znalazłam. W tobie. W twoim sercu.
Uniosłam dłoń i
pogładziłam go po policzku
- Muszę ci coś wyznać. –
Aragorn nagle odsunął się ode mnie. – Zazdrościłem Erandowi. Nawet po jego
śmierci myślałem, że nikogo już nie będziesz w stanie pokochać. Że… że…
staniesz się jeszcze bardziej nieprzystępna. Władcza, wieczna i potężna. Zawsze
taka byłaś. Nieosiągalna, zimna Alfa. Dopiero, kiedy zaczęłaś przyjaźnić się z
Severusem, coś się w tobie zmieniło. On ma na ciebie dobry wpływ. – przyznał.
- Tak, jest naprawdę
dobrym przyjacielem przy bliższym poznaniu. Ale nie zastąpi mi ciebie.
Przytuliłam się mocno do
ukochanego, opierając się na jego silnej piersi. Serce, ukryte w jej środku,
biło cicho, ale zdecydowanie, niczym strumień w letni dzień. Wyciągnęłam dłoń, dotknęłam
klatki piersiowej Aragorna i poczułam emanującą z niej miłość i ciepło.
Odsunęłam powoli rękę, a przez mojego ukochanego do mnie zaczął przepływać
strumień białego światła.
- Odkryliśmy Magię Serca! –
zawołałam. – Wiesz, co to znaczy? Tylko… Tylko przeznaczenie zapisane w
gwiazdach może wywołać ten rodzaj Magii!
- Czy to znaczy, że
jesteśmy dla siebie stworzeni? – zapytał Aragorn.
Skinęłam głową.
- Tak, to oznacza właśnie
to.
Młodzieniec objął mnie w
pasie, a ja położyłam mu dłoń na ramieniu i poszliśmy do Jaskini Alf. Carmen
nadal siedziała przed wejściem, tym razem mrucząc jakieś czary ochronne.
- Arven, Aragornie,
pomóżcie mi otoczyć magiczną tarczą całe nasze terytorium. Powstrzyma ona
Mroczną Watahę przed napaścią.
- Dobrze… Ale najpierw
musimy ci coś powiedzieć. – zaczęłam.
Moja matka spojrzała na
mnie, unosząc brwi.
- Kogotha i Erand nie
żyją, a Incantaso była ich najbliższą krewną. – powiedziałam. – Więc…
- Czy nie zostanie nową
przywódczynią Bractwa? – Carmen nie dała mi dokończyć.
- No właśnie.
Uśmiechnęła się i
pokręciła przecząco głową.
- Magiczna Rada – wskazała
głową niebo. – Wyznaczyła już kogoś innego na to miejsce.
- Jak to? – oburzył się
Aragorn. – Moja mama doskonale nadawałaby się na władczynię Stowarzyszenia.
- Tak, to prawda, ale Rada
uznała, że lepiej na tym stanowisku spiszecie się wy. – Alfa wskazała na mnie i
Aragorna.
- My? – zdziwiłam się.
- Tak. Jesteście teraz
Królem i Królową Bractwa Tępiącego Zło.
Spojrzałam na Aragorna.
- Musimy powiadomić twoją
rodzinę. – powiedziałam.
Wilk, teraz w roli
przystojnego elfa, tylko skinął głową. Poszliśmy do Jaskini Bet, aby przekazać
wszystko Incantaso i Hondo. W drodze natknęliśmy się na Severusa. Uśmiechnął
się tajemniczo i poprosił, abyśmy poszli za nim. Wieści w watasze szybko się
rozchodziły.
[Severusie?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz