czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 9 - od Arven

- Tak, chcę mieć cię przy sobie. Już na zawsze. – szepnęłam.
Aragorn bez słowa położył mi głowę na ramieniu, wtulając twarz w moje włosy.
- Ja też… - odparł. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Na nikim mi nigdy nie zależało tak, jak na tobie.
- Wtedy, kiedy zginął Erand… - imię zmarłego w mej obronie młodzieńca wciąż trudno przechodziło mi przez gardło. – Coś się we mnie przełamało. Zrozumiałam, że stracę zmysły, jeżeli nie znajdę ukojenia w ramionach kogoś innego. – zarumieniłam się, spuszczając głowę. – I znalazłam. W tobie. W twoim sercu.
Uniosłam dłoń i pogładziłam go po policzku
- Muszę ci coś wyznać. – Aragorn nagle odsunął się ode mnie. – Zazdrościłem Erandowi. Nawet po jego śmierci myślałem, że nikogo już nie będziesz w stanie pokochać. Że… że… staniesz się jeszcze bardziej nieprzystępna. Władcza, wieczna i potężna. Zawsze taka byłaś. Nieosiągalna, zimna Alfa. Dopiero, kiedy zaczęłaś przyjaźnić się z Severusem, coś się w tobie zmieniło. On ma na ciebie dobry wpływ. – przyznał.
- Tak, jest naprawdę dobrym przyjacielem przy bliższym poznaniu. Ale nie zastąpi mi ciebie.
Przytuliłam się mocno do ukochanego, opierając się na jego silnej piersi. Serce, ukryte w jej środku, biło cicho, ale zdecydowanie, niczym strumień w letni dzień. Wyciągnęłam dłoń, dotknęłam klatki piersiowej Aragorna i poczułam emanującą z niej miłość i ciepło. Odsunęłam powoli rękę, a przez mojego ukochanego do mnie zaczął przepływać strumień białego światła.
- Odkryliśmy Magię Serca! – zawołałam. – Wiesz, co to znaczy? Tylko… Tylko przeznaczenie zapisane w gwiazdach może wywołać ten rodzaj Magii!
- Czy to znaczy, że jesteśmy dla siebie stworzeni? – zapytał Aragorn.
Skinęłam głową.
- Tak, to oznacza właśnie to.
Młodzieniec objął mnie w pasie, a ja położyłam mu dłoń na ramieniu i poszliśmy do Jaskini Alf. Carmen nadal siedziała przed wejściem, tym razem mrucząc jakieś czary ochronne.
- Arven, Aragornie, pomóżcie mi otoczyć magiczną tarczą całe nasze terytorium. Powstrzyma ona Mroczną Watahę przed napaścią.
- Dobrze… Ale najpierw musimy ci coś powiedzieć. – zaczęłam.
Moja matka spojrzała na mnie, unosząc brwi.
- Kogotha i Erand nie żyją, a Incantaso była ich najbliższą krewną. – powiedziałam. – Więc…
- Czy nie zostanie nową przywódczynią Bractwa? – Carmen nie dała mi dokończyć.
- No właśnie.
Uśmiechnęła się i pokręciła przecząco głową.
- Magiczna Rada – wskazała głową niebo. – Wyznaczyła już kogoś innego na to miejsce.
- Jak to? – oburzył się Aragorn. – Moja mama doskonale nadawałaby się na władczynię Stowarzyszenia.
- Tak, to prawda, ale Rada uznała, że lepiej na tym stanowisku spiszecie się wy. – Alfa wskazała na mnie i Aragorna.
- My? – zdziwiłam się.
- Tak. Jesteście teraz Królem i Królową Bractwa Tępiącego Zło.
Spojrzałam na Aragorna.
- Musimy powiadomić twoją rodzinę. – powiedziałam.
Wilk, teraz w roli przystojnego elfa, tylko skinął głową. Poszliśmy do Jaskini Bet, aby przekazać wszystko Incantaso i Hondo. W drodze natknęliśmy się na Severusa. Uśmiechnął się tajemniczo i poprosił, abyśmy poszli za nim. Wieści w watasze szybko się rozchodziły.


[Severusie?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz