czwartek, 1 sierpnia 2013

od Incantaso - cd. Hondo; do Hondo

Leżałam w jaskini i rozmyślałam. Nigdy nie marzyłam wprawdzie o szczeniakach, ale tak właściwie to czemu nie? Co tak właściwie stoi na przeszkodzie? Nic - no dokładnie. Zawołałam cicho Hondo, ale chyba mnie nie usłyszał. A może gdzieś poszedł? Zrobiło mi się słabo, ale spróbowałam tym razem krzyknąć tym głośniej. Na szczęście teraz od razu przybiegł.
- Posiedzisz koło mnie? - spytałam niepewnie spoglądając na niego badawczo.
- Jasne - odparł i pacnął na podłogę koło mnie.
- To, że jestem przy nadziei nie oznacza, że musisz się zachowywać jak sługus i sypiać na zimnej posadzce! - zmarszczyłam czoło. Hondo tylko przewrócił oczami i odparł:
- Nie wolisz mieć więcej miejsca?
- Nie, dziękuję - mruknęłam, ale po chwili poweselałam. - Jesteś gotowy podjąć to wyzwanie?
Basior spojrzał tylko na mnie jakbym powiedziała coś po mandaryńsku i powiedział:
- Wolę stoczyć walkę z całą hordą Mrocznych, ale można powiedzieć, że jestem gotowy - i oczy mu rozbłysły. W odpowiedzi parsknęłam tylko śmiechem.
- Wielki Hondo ojcem! - wykrztusiłam chichocząc.
- Ej, no - skoczył na równe nogi. - Wypraszam sobie te kpiny!
- Dobrze, już dobrze - uśmiechnęłam się tkliwie. - Sądzę, że to będzie szybciej niż myślisz.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- To co usłyszałeś - odwróciłam wzrok i ziewnęłam.
- To znaczy, że... że co?
- Na Masę! Od kiedy ty jesteś taki nie kumaty? 
Hondo tylko się roześmiał:
- Chyba zaczyna mi odbierać rozum ze strachu.
- To ja powinnam się bać, a nie ty! - odrzekłam z godnością i znów jęknęłam.

Hondo?

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz