środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 2 - od Arven


Ból po stracie Eranda był nieopisany. Nie miałam ochoty żyć. Ale wiedziałam, że nie mogę zostawić watahy na pastwę Mrocznej Watahy. Ja i moja mama byłyśmy jedynymi wilkami w sforze, które panowały bez ograniczeń nad wszystkimi żywiołami. Śmierć byłaby w tej sytuacji zwykłym tchórzostwem, najłatwiejszą drogą. A ja, jako młoda Alfa i przyszła władczyni Watahy, musiałam podejmować dojrzałe decyzje. Tak więc, starając się nie myśleć o wściekłości rodziców, weszłam pewnym krokiem do jaskini.
- Gdzie byłaś? – warknął Jasper. Chociaż był moim ojcem, myślałam o nim zawsze jako po prostu o Jasperze. Nie nadawał się do roli rodzica. Zachowywał się wiecznie jak młody dowódca wojska, które musi wypełniać wszystkie jego rozkazy. Teraz wpatrywał się we mnie, marszcząc czarne brwi.
- Spotkałam się z Erandem. – odpowiedziałam, unosząc dumnie głowę.
- A dokąd poszedł później? Obiecał mi spotkanie. – dopytywał się Jasper. Spojrzał na wielki, dębowy zegar, stojący w rogu jaskini. – I jest już spóźniony dwadzieścia minut.
Podeszła do mnie Carmen i zamiast, jak się tego po niej spodziewałam, uspokoić Jaspera i pocieszyć mnie, potrząsnęła mną mocno i wycedziła:
- Gdzie jest Erand? Mów i nie próbuj mnie okłamywać.
- On… Ja… Erand… On nie żyje! – zaniosłam się płaczem i osunęłam na kolana.
- Jak do tego doszło? – matka znowu złapała mnie za ramiona.
- Rozmawialiśmy z Erandem w zagajniku Mrocznego Lasu, kiedy zza drzew wypadł basior z Mrocznej Watahy. Chciał negocjować, nie wiem, o co mu chodziło, bo Erand ubzdurał sobie, że musi mnie chronić i w wyniku tego Mroczny zabił go, a ja tak się na niego wściekłam, że z wroga nie została nawet kupka popiołów. – wyznałam, wciąż szlochając.
- Mam jeszcze jedno pytanie… - zaczął Jasper, nie zważając na moją rozpacz. – Dlaczego wymknęłaś się bez pozwolenia z terenu Watahy?
- Ja… Chciałam się do czegoś przydać i pokonać któregoś z wrogów, albo chociaż trochę poszpiegować. – chlipnęłam.
- Przez co niemal zostałaś zamordowana. Jak mogłaś dać się zaskoczyć innemu wilkowi, jeśli sama wybrałaś się na zwiady? – zdziwił się Alfa.
Zarumieniłam się. Nie mogłam im wyjawić prawdy o Erandzie. No ale przecież postanowiłam, że będę podejmować dojrzałe decyzje. Odetchnęłam.
- Ja i Erand byliśmy parą. – wyznałam. – Miłość do niego przytłumiła moje zmysły i nie zwróciłam uwagi na niebezpieczeństwo.
- Ty i on? – Carmen zatkało. – No dobra, pomijając jakże ekscytujący wątek miłosny, to co teraz będzie z naszym sojuszem?
- Pewnie wkrótce zostanie wybrany nowy przywódca Bractwa, a wtedy będziemy mogli odnowić Przymierze. – wyraził swoje przypuszczenie Jasper.
- No nie wiem… - samica Alfa zmarszczyła czoło, po czym dodała: - Wiesz co, Arven, idź już. Mamy ważne sprawy do omówienia.
„Jasne, jak zwykle wykluczona”, pomyślałam, ale zaraz skarciłam się w myślach. Przecież miałam zachowywać się dorośle i nie obrażać się o byle co.
Nie miałam pomysłu, co z sobą zrobić. Nie zapuszczę się ponownie na teren Mrocznej Watahy, bo a nóż znowu ktoś padnie ofiarą mojej lekkomyślności? To mógłby być Aragorn. Chociaż czułam pogardę do tego wilka, który bez powodzenia próbował zastąpić mi Eranda – wyraźnie mu się podobałam, to w głębi serca miałam wrażenie, jakbyśmy znali się od zawsze, jakbym spotkała brata. Nie, nie takiego jak Merwan czy Rey. Oni zwracali uwagę jedynie na siebie i swoje potrzeby. Tak samo Bella. Księżniczka Białego Jelenia. Ja wolałam być Królową Ciemności. Od kiedy Severus zaatakował mnie bez uprzedzenia, jeszcze jako szczeniaka, za pomocą czarnej magii, zaczęłam ją zgłębiać. Zaczęłam nawet tworzyć własną Księgę Cieni. Niestety, musiałam to robić w tajemnicy przed wszystkimi. Czarna Magia była i jest wśród „dobrych wilków” zakazana. Wracając do tematu, gdzieś na dnie mojej duszy rodziło się uczucie do Aragorna. Nie wiedziałam jeszcze, jakie to uczucie. Jednocześnie kochałam go i pogardzałam nim. Nie wiem, jak to możliwe, ale to prawda.
Jak na zawołanie, obok mnie pojawił się wspomniany wcześniej wilk. Nic nie mówił, po prostu szliśmy obok siebie bez celu. W ludzkiej postaci, Aragorn był jeszcze bardziej pociągający niż jako zwierzę. Znów byłam zmuszona skarcić się w myślach. Przecież dzisiaj zginął Erand, mój ukochany. Jak mogę myśleć w ten sposób o innym?
Doszliśmy, wciąż w milczeniu, do Wodospadu Rajskich Ptaków. Usiedliśmy obok siebie na płaskim kamieniu, obmywanym przez huczącą wodę. Zanurzyłam stopy w zimnym niczym lód wodospadzie. Spojrzałam na Aragorna – patrzył gdzieś przed siebie zatroskanym wzrokiem. O czym myślał? Może o mnie… Obrócił się w moją stronę i ujrzałam jego oczy – takie głębokie i zmysłowe, ale też nieustraszone. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, objęłam go za szyję i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek. Całowaliśmy się jak opętani, ale w pewnej chwili coś mnie tknęło i odsunęłam się od zarumienionego chłopaka.
- Ja… nie mogę, przepraszam… - Wyszeptałam i podwijając suknię do góry, uciekłam, zostawiając Aragorna samego nad wodospadem.

[Aragornie, dalszy ciąg należy do Ciebie]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz