- Odejdź! Jeśli ci życie miłe!!! - wrzasnęłam. Nie mogłam dopuścić, by ktoś się do mnie zbliżył. Byłam gotowa do ataku. Gotowa by zabić wroga.
- Przepraszam. Po prostu chciałem spytać czy mogę się dosiąść.
- Niestety nie mogę ci zabronić, bo należysz do Watahy Źródła.
- Skąd wiesz?
- Poczułam zapach tych...wrr.
- Kogo? Przecież nikt nie jest zagrożeniem - dosiadł się do mnie.
- Może dla ciebie. Ale to przez nich teraz mam inną postać.
- Inną? To jak wyglądasz?
- Oni. Ci zdrajcy. Zranili mi serce.
(Mój teraźniejszy wygląd):
- Dlatego od razu rozpoznałam cię.. Nasiąknąłeś ich zapachem. Wrr - mówiłam
- Jednak nie są groźni..
- Może dla ciebie, ale wszystkim nie ufaj. Ostrzegam.
- No dobra. A tak właściwie to jestem Rick.
- Yhym - położyłam się i popatrzyłam w przepaść.
- A ty? Jak się nazywasz?
- Nie musisz wiedzieć. Mógłbyś mnie zranić.
- Nie jestem taki, ale może powiesz mi później.
- Niby czemu?
- Bo zapraszam cię na spacer. A poza tym muszę poznać wszystkie tereny.
- No dobra, ale do jaskiń się nie zbliżamy.
- Czemu? - spytał.
- Mogą tam być wilki z naszej watahy - wstałam. - To idziemy?
Rick???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz