Uciekałam na polankę. Potem poprzez wąwóz nad klif. Gdy stanęłam nad przepaścią wszystko sobie przypomniałam. Poczułam coś okropnego. Jakby ktoś ściskał moje serce. Z oczy płynęły mi krwawe łzy. Ból rozrywał mnie od środka. Zaczął padać deszcz. Koło mnie plama krwi od łez. Krwawych łez. Teraz zrozumiałam zaufanie nie istnieje. Nawet najbliższa osoba może cię zranić byle czym. Nie chciałam nic pamiętać, ale nagle wszystko minęło. Jakbym już nic nie czuła. Jakbym była bez serca. Bo serce me skamieniało (oczywiście nie dosłownie). Nie czułam bólu. Łzy nie leciały już z mych oczu. Zaufanie już dla mnie nie istniało. Wydawało się jakby świat ciemniał przed moimi oczami. Futro znowu zmieniało kolor. I penie złote włosy mojej sierści już nie powrócą. Na pewno nie. Stałam się bezlitosna. Nikt już dla mnie nic nie znaczył. Mogłam zabić nawet własną matkę. Bo po co mi ona skoro może mnie zranić? Po co mi towarzystwo? Nie potrzebuję nikogo. Przyjaźń może się źle skończyć. Bo ktoś mnie zrani. Nie miała już dla mnie sensu. Tak samo jak rodzina. I wątpię, że komuś zaufam. Teraz byłam już sama. Mroczna i bezlitosna ja...
Sev??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz