wtorek, 6 sierpnia 2013

od Incantaso - cd. Hondo; do Saverusa

Kiedy Hondo poszedł na 'przechadzkę' zaczęłam się denerwować i nijak nie mogłam się uspokoić. Byłam wciąż bardzo niepewna i drżałam na samym myśl o szczeniakach. O tych nowych, słabiutkich istotkach, które miały się już niedługo pojawić w naszym rodzinnym gronie. Z jednej strony było to coś nieznane, coś czego bardzo pragnęłam, jeśli jednak tylko spojrzeć na to z innej perspektywy miałam na zawsze utracić swą wolność, niezależność i dzikość. Miałam się stać cywilizowaną i dającą dobry przykład matką, a nie byłam pewna czy się na to zdobędę. Nie byłam pewna czy zdobędę się na odrzucenie dawnej młodości i czy potrafię być opanowaną jak przystało na rodzica. Przymknęłam oczy, aby wreszcie uspokoić szalone bicie mego skołatanego serca, które - zdawało by się - zechciało nagle stepować w niesamowitym tempie. Po dłuższej chwili otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że już się tak nie denerwuję. Byłam teraz w swym opanowaniu chłodna, wręcz lodowata i spod przymkniętych powiek obserwowałam w napięciu jaskinię. Wkrótce jednak zdałam sobie sprawę jak bezsensownie się zachowuję i westchnąwszy wstałam z koi. Bolały mnie łapy, więc rozprostowałam tylko zesztywniałe skrzydła i wzbiłam się w górę. Leciałam już długo napawając się mrozem popołudnia kiedy zobaczyłam sylwetkę Smoczego Wojownika w oddali. Mogłam mieć tylko nadzieję, że jeszcze mnie nie dostrzegł, więc szybko wylądowałam. Zdyszana i przestraszona przycupnęłam na ziemi. Wiedziałam, ze w tym stanie nie dam rady stoczyć żadnej walki. Modliłam się, aby ktoś mnie wybawił z opresji, ale nie dostrzegłam żadnego przyjaznego wilka na horyzoncie.
- Niech to szlag, szlag, szlag - jęknęłam sama do siebie i mruknęłam pod nosem. - Czemu oni zawsze są tacy wkurzający?
- Hm, dobre pytanie - nie spodziewałam się odpowiedzi, więc gdy usłyszałam cichy, aksamitny głos Severusa mimowolnie podskoczyłam.
- A ty tu co robisz, do diabła?! - warknęłam rozdrażniona i obnażyłam kły. Na Severusie jednak nie zrobiło to wrażenia.
- Hondo mi mówił... - zaczął, ale jak furia przerwałam mu wpół słowa:
- Ach, tak? To ciebie też nie ominęła ta radosna nowina? - spytałam jadowicie, piorunując go wzrokiem.
- No cóż... tak jakby mnie poinformował... - mruknął.
- Do diabła z wami. Spadaj - odparłam i cała się zjeżyłam kiedy zastąpił mi drogę.
- O ile się nie mylę nie dasz rady sama dojść do swej jaskini, a polecieć nie możesz, bo jak nic zabiliby cię Wojownicy - rzekł wesołym tonem jakby życzył mi szczęścia w życiu.
- Wypchaj się - stęknęłam, bo znów napadł mnie atak bólu.
- Proszę bardzo - i powoli zaczął się oddalać. Nagle jednak zdałam sobie sprawę, że bez jego pomocy zginę, a nie miałam siły użyć magicznych mocy, aby walczyć.
- Możesz mi pomóc? - spytałam cicho wpatrując się w niego badawczo. Odwrócił się tylko bezszelestnie:
- To zależy - i uśmiechnął się drapieżnie, jakby już planował moją śmierć...

Sev? Może dokończysz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz