"Drogi Mike'u.
Piszę, bo chciałam wyjaśnić pewne nieporozumienia między mną, a Tobą. Przedstawię tę sprawę jasno i prosto z mostu;
Wiem, być może to okrutne, ale odtrącam Cię. Nigdy Cię nie kochałam i nigdy nie pokocham. Pragnę innego, nie zaś Ciebie. Nie pierwszego lepszego wilka, któremu spodobają się moje wdzięki i zapragnie mnie, pokocha...
Najlepiej zrobisz zapominając o mnie. Możesz rozpocząć nowe życie, daleko stąd, w innej watasze. Wybacz mi, Mike. Wiem, że Cię ranię, ale mimo to nie żałuję swego czynu. Nie bylibyśmy ze sobą szczęśliwi - Ty wiecznie wesoły, ja ponura i mroczna. Przepraszam Cię. Nigdy nie chciałam Ci zadać tego ciosu; to los, bolesna rzeczywistość, życie, zmusiły mnie do tego.
Żegnaj i proszę nie wspominaj mnie. Nie, jeśli chcesz żyć dalej bez cierpienia.
Twoja była przyjaciółka.
Aisha."
Kiedy tylko ukończyłam pisać list westchnęłam i nim się obejrzałam już łkałam w swoim kącie, w jaskini. Z trudem przełknęłam łzy i przeczytałam drżącym głosem:
- "Wiem, że Cię ranię, ale mimo to nie żałuję swego czynu" - i na powrót zaczęłam szlochać. Oparłam głowę o ścianę jaskini, powstrzymując płacz i złapałam kilka płytkich wdechów.
- Nie płacz, idiotko, nie płacz - szepnęłam do siebie i wstałam. Chciałam w miarę szybko doręczyć przesyłkę do Mike'a. I miałam nadzieję, że nie będę musiała go w międzyczasie widzieć. Jego ból był moim bólem. Nie chciałam go ranić, ale pragnął czegoś czego nie mogłam mu dać. Pragnął mnie, mojej duszy i całej istoty. Kochał mnie. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że to tylko takie chwilowe zauroczenie, które przejdzie. Westchnęłam.
- Czemu akurat on? - spytałam cicho samej siebie. - Czemu mój najlepszy przyjaciel?
Mój jedyny przyjaciel, szepnął jakiś głosik w moim umyśle, ale skarciłam tylko siebie w duchu i ruszyłam raźnym krokiem do jaskini Wicky i Mike'a. Rana na nodze już mi tak nie doskwierała. Mogłabym tak właściwie polecieć, ale coś mnie powstrzymywało. I to było coś więcej niż tylko niechęć do ukazywania się komukolwiek.
Biegłam żwawo wydeptanymi ścieżkami i pogwizdywałam do siebie pod nosem, aby odgonić ponure myśli. List włożyłam do skórzanej torby, którą umocowałam sobie na grzbiecie, tak więc nie było szans, aby mógł ulec zniszczeniu. Mknęłam tak, ze sztucznym uśmiechem na wargach i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przymknęłam oczy, aby oddać się zmysłom. I niespodziewanie się z czymś zderzyłam.
- Cholerne drzewa! - warknęłam i otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam jednak przed sobą wilka. Severusa.
- Drzewa? - uniósł brwi zaskoczony, a ja prychnęłam zniecierpliwiona.
- Mała pomyłka.
- Dobre sobie - zakpił. - Porównujesz mnie do jakiegoś dębu lub jesionu!
- Niech Ci będzie. Duża pomyłka, błagam o wybaczenie - nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się.
- Gdzie zmierzasz? Wnioskując z tego, że biegasz po lesie z zamkniętymi oczyma... - nie dokończył, bo przerwałam mu:
- Idę do Mike'a.
- Co? - basior wytrzeszczył oczy zdumiony mym wyznaniem.
- Muszę... mu coś przekazać. Mógłbyś na mnie zaczekać na Moczarach? - podsunęłam niepewnie.
- Chciałbym pójść z tobą, jeśli łaska - Sev uśmiechnął się widząc moje zagubienie.
- Mike chce Cię zabić - ostrzegłam go.
- Chyba nie myślisz, że będę tak siedział bezczynnie i czekał na swą śmierć. Odpowiem mu tym samym - wilk znów się rozpromienił. - Już się nie mogę doczekać!
- Z tego nie wyjdzie nic dobrego - zagroziłam.
- Najwyżej dwa trupy i załamana wilczyca - odparł Severus. - A w najlepszym wypadku tylko jeden trup.
- Aha - wycedziłam. - Cudownie.
- Nie inaczej - Severus wzruszył ramionami i niespiesznie ruszyliśmy do Mike'a.
- Jesteś pewien? Nie chcę, aby któremuś z was się coś stało.
- Jestem absolutnie pewien. Będę się hamował.
- Niech Ci będzie - westchnęłam i pogrążyliśmy się w milczeniu. Chwilę potem stanęliśmy przed jaskinią Wicky i Mike'a.
- Poczekaj tu na mnie - nakazałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka z dumnie podniesioną głową. W jaskini panował nieprzyjemny chłód i wilgoć. Rozejrzałam się po zacienionym pomieszczeniu. Wbrew pozorom było całkiem przytulne - i choć trochę mroczne - nawet przyjemne.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam obojętny głos Wicky, która stanęła tuż koło mnie z nieprzeniknioną miną.
- Chciałam coś dać Mike'owi. Mogłabyś mu to przekazać? - podałam jej list próbując odczytać coś z tej maski, którą nałożyła na twarz.
- Mike zaraz tu będzie. Możesz mu to dać sama - odparła.
- Wolałabym jednak, abyś... - nie dokończyłam, bo jaskinią wstrząsnął huk, a z zarośli dobiegły nas wycie i szamotanina. Jednocześnie spojrzałyśmy po sobie i pobiegłyśmy ku wyjściu z jamy. W krzakach walczyły dwa wilki; jeden smukły i czarny, drugi masywny i biały.
- Przestańcie! - wrzasnęłam, ale oni nie zwrócili na mnie uwagi. - Wicky, musimy wkroczyć do akcji! - zawołałam do wadery, ale ta zignorowała mnie. Głąby, pomyślałam i rzuciłam się między wilki. Wpadłam między nie w impetem, uważając na ich kły. Mike warczał gardłowo i mruczał przekleństwa pod nosem, Sev zaś walczył w milczeniu. Udało mi się ich z trudem rozdzielić. Oba wilki mierzyły się nienawistnym spojrzeniem i całe zbroczone były świeżą jeszcze krwią.
- Jak mogliście...?! - zawyłam patrząc ze złością na dwa basiory. - Sev, poczekaj na mnie tutaj, a ja muszę się rozprawić z Mike'iem.
Rzekomy wilk spojrzał tylko na mnie z przerażeniem i posłusznie wszedł do jaskini.
- Co Cię opętało, Mike? - spytałam go, gdy byłam pewna, że nikt nas nie usłyszy.
- Musiałem się zemścić - odparł.
- Za co? Za to, że jego wolę? - spojrzałam nań pogardliwie. - Za to?
- Tak - warknął przez zaciśnięte zęby. - Za to.
- Masz - podałam mu kopertę. - To dla Ciebie. I więcej do tego nie wracajmy. Żegnaj, Mike - wyszłam z jaskini próbując się nie rozpłakać. Nie chciałam go ranić. Szkoda tylko, że nie miałam wyboru.
- Chodź, Sev - szepnęłam i ruszyłam powoli ku Moczarom. Chciałam tam odpocząć i - jeśli to byłoby konieczne - wypłakać się na ramieniu towarzyszącego mi wilka. Zwiesiłam głowę. Przede mną przyszłość rozpościerała się mroczna i przerażająca.
Sev?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz