Kiedy usłyszałam jego słowa zamarłam i tylko wysiłkiem woli wstrzymywałam się od spazmatycznego oddychania. Wzdrygnęłam się.
- Wiesz, Hondo... - mówiłam wolno i z wahaniem. - Ja... ja sama nie wiem, czy po prostu będę umiała... No wiesz... powiedzieć im.
- Incantaso, nie udawaj słabowitej dziewczynki, która nic nie umie - spuściłam wzrok, ale Hondo uniósł delikatnie moją głowę do góry. - Dobra?
- Niech Ci będzie... - mruknęłam bez przekonania. - Ale to >>ty<< to mówisz, jasne? - w moim głosie zabrzmiała twarda nutka.
- Zgoda - poweselał.
- No widzisz? - uśmiechnęłam się i wyszczerzyłam zęby. - A co tam u twojej Vitani? - to pytanie wyraźnie zbiło go z tropu.
- Ehm... wszystko... dobrze - zawahał się.
- Ok, nie pytam - odmruknęłam. - A może teraz przestańmy o tym myśleć, ja się prześpię, a ty powiadomisz kogo tam chcesz? Tylko dyskretnie, a nie "Będę miał dzieci, juppi!".
- Ok - uśmiechnął się, ale wiedziałam, że już coś knuje...
Hondo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz