poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 6 - od Aragorna


Zaskakujące. Kiedy ostatnim razem widziałem Severusa miałem iście morderczą chęć wykończenia na miejscu rzekomego basiora, a teraz? Mój umysł, przed chwilą zapełniony samobójczymi żądzami, teraz był jasny, jakby ów zły duch, który weń się wkradł ledwie kilka godzin temu, teraz krzyknąwszy w agonii wyzwolił mnie ze wszelkiej złości i nienawiści. Spojrzałem, pełen niedowierzenia na Severusa, który stał przede mną cały zbroczony krwią (co on znowu zrobił?). Uśmiechał się pod nosem, ale tym razem był to uśmiech szczery, pełen radości i życzeń powodzenia.
- Dzięki - szepnąłem i skoczyłem do biegu. Za sobą zostawiłem swój żal i smutek, a pędziłem ku mojemu nowemu życiu. Ku Arven, która była gdzieś tam daleko i zapewne sądziła, że ją znienawidziłem. Galopowałem w oszałamiającym tempie, nie zważając na chłoszczące mnie po twarzy gałęzie, ani na zdradzieckie korzenie, czekające na nieostrożnego wędrowca. Teraz liczyła się tylko ona. Moje całe życie. Moja miłość. Po kilkunastu minutach intensywnego biegu dopadłem do Jaskini Alf. Nie myśląc o późniejszym konsekwencjach wpadłem doń jak burza i dopiero kiedy poczułem na sobie spojrzenie Jaspera i Carmen zamarłem i uśmiechnąłem się przepraszająco.
- Czy mógłbym wiedzieć, gdzie przebywa teraz Arven? - spytałem ochłonąwszy nieco.
- Powinna być nieopodal jaskini - odparł samiec Alfa obojętnym tonem, zauważyłem jednak jak wymienia ze swą partnerką zdumione spojrzenie.
- Dziękuję - krzyknąłem i wypadłem z jaskini, aby poszukać wadery. Zatoczyłem pełne koło wokół jaskini, ale kiedy już zniechęcony chciałem zaprzestać poszukiwań usłyszałem jej głos tuż za mną.
- Argo? Co tu robisz? - spytała z niedowierzeniem. Odwróciłem się i zobaczyłem ją stojącą tuż za mną w swej wilczej postaci.
- Och, Arven. Wybacz mi! - zawołałem i podbiegłem do niej. - Proszę, powiedz, że mnie nie winisz!
- Ależ, Argo... - szepnęła zdziwiona. - To ja powinnam Cię przeprosić...
- Nigdy - odparłem i przytuliłem ją do siebie, jakby to miał być ostatni raz. - "Miłość znaczy, że nigdy nie musisz mówić przepraszam". Nigdy, Arven.
- Wysunąłeś pochopne wnioski, Ar. Ja i Severus będziemy tylko trenować czarną magię... - urwała i spojrzała na mnie przerażona.
- Czarną magię? - uśmiechnąłem się łobuzersko. - Nie przeszkadza mi to. Liczy się tylko to, że jesteś moja... to znaczy, może kiedyś... - zamarłem, czekając na reakcję wilczycy, ale ona tylko uśmiechnęła się.
- Chyba przystanę na tę kuszącą propozycję - jej oczy zalśniły.
- Nareszcie! - zawyłem triumfalnie i wtuliłem się w jej futro. Nareszcie razem...

[Arven?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz