czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 8 - od Aragorna

Szedłem powoli, zwiesiwszy łeb i ciężko powłócząc nogami, nie wiedząc, gdzie iść, gdzie jest moje miejsce. Przymknąłem oczy i westchnąłem ciężko przez nos. Nic nie rozumiałem, w mojej głowie był mętlik. Wydarzenia dzisiejszego dnia przewijały się przez mój umysł niczym taśma filmowa. Cudowna noc z Arven, ciepło jej ciała, najście Jaspera, krwawa walka, furia młodej Alfy i unoszące się w powietrzu popioły wroga. Szczerze mówiąc, kiedy tylko zrozpaczona dziewczyna odwróciła się ku mnie ze łzami w oczach nie wytrzymałem i uciekłem z jaskini. Długi czas goniłem na oślep, a kiedy opuściły mnie siły opadłem ciężko na ziemię. Moje serce pulsowało tępym bólem, i czułem się tak jak osoba patrząca na koniec świata i wszystkiego co jej bliskie. Byłem rozdarty i zdawałem sobie sprawę, że jestem tchórzem. Nie powinienem był zostawić Arven, nawet jeśli ceną miało być moje życie. Przystanąłem, otworzyłem oczy i zmieniłem się w człowieka. Poczułem tylko delikatne mrowienie na skórze i nim zdążyłem choćby mrugnąć już byłem gotów do kontynuowania biegu w swej nowej postaci. Świat się wali, pomyślałem, to pewne. A skoro tak muszę odnaleźć Arven! Choćby kosztem własnego życia! poprzysiągłem sobie i zawróciłem gwałtownie. Pędziłem w oszalałym tempie powtarzając sobie raz za razem; Co ja zrobiłem? Co ja, do diabła, zrobiłem?! Odnalezienie Arven nie było takie trudne jak myślałem. Gdy tylko odblokowałem naszą telepatyczną więź, którą wcześniej wyciszyłem, poczułem myśli wadery. Była smutna, nieco przygnębiona, ale nie zrozpaczona! Wniknąłem nieco głębiej w jej świadomość i szybko zrozumiałem, co się stało. Arven nie zabiła swego ojca, tylko zniszczyła wroga. Odetchnąłem i krzyknąłem do niej w umyśle;
~ Arven? 
Szybko mi odpowiedziała;
~ Aragorn...? Gdzie ty jesteś?
~ Pędzę do Ciebie.
~ Proponuję spotkanie na Moczarach, przy wschodnim brzegu, dobrze?
~ Nie lubisz, jak widzę, towarzystwa umarlaków? 
~ Specjalista od egipskiej mitologi się znalazł!
Przerwałem połączenie i ruszyłem żwawiej ku Moczarom, które były już w miarę blisko. Kilka minut i już dopadłem Epsilonu, po czym przeskoczyłem na wschodni brzeg zastanawiając się nad słowami Arven. Co ja znów takiego powiedziałem, że ona spytała mnie o Egipt? Czyżby owy mit o wschodnim i zachodnim brzegu? Na zachodnim brzegu chowano ludzi, przy wschodnim zaś... tak, to musi być to! Zagłębiając się w rozmyślania wpadłem na Arven. 
- Wiecznie buja w obłokach! - zakpiła i uśmiechnęła się, a ja to odwzajemniłem.
- Wybacz mi, że... - zacząłem, ale Arven przerwała mi:
- To nie twoja wina. Niepotrzebnie oddałam się złości. Choć przynajmniej zabiłam Mrocznego. Kolejny wróg zlikwidowany.
Kiwnąłem tylko aprobująco głową i usiadłem na zwalonym pniu.
- Czy twoi rodzice już coś wiedzą...? - spytałem siląc się na spokój, choć Arven wyczuwała mój stres.
- Jeszcze nie. Nic im nie mówiłam - szepnęła. 
- To nawet dobrze - zgodziłem się.
- A Incantaso? - Arven zmarszczyła brwi. - Lub Hondo? Wiedzą coś?
- Milczałem - odparłem.
- Tym lepiej - odetchnęła z ulgą.
- Nie możemy przecież tak wiecznie utrzymywać naszej miłości! - zaprotestowałem.
- Wiem, ale teraz jest wojna. Straciliśmy sojusznika jak już zauważyłeś, więc... - przerwałem jej:
- Bractwo niedługo wybierze nowego władcę. I chyba wiem kim on będzie - rzekłem cicho. Elfka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Niby kogo? - ściszyła głos oszołomiona. Wziąłem wdech:
- Moją matkę. Ona także, choć odkryła to nieco później niż jej brat, Kogotha, ojciec Eranda, może przemieniać się w człowieka, a w jej żyłach płynie krew władców - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
- Ale ona nie przemienia się w elfa, tylko człowieka! - Arven wzdrygnęła się.
- Wiem, wiem. Bractwo jednak nie ma nic przeciw, tym bardziej, że moja babcia i dziadek, Elois i Sirnon, rodzice Incantaso, byli elfami i prawowitymi królami, choć zrzekli się tronu.
- Skoro tak twierdzisz... najważniejsze, że nie ruszymy do walki sami - dziewczyna znużona opadła na ziemię.
- Musisz o tym koniecznie poinformować Carmen i Jaspera. O ile, rzecz jasna, wysłuchają Cię... - rzekłem.
- Chodź ze mną, Ar - szepnęła Arven.
- Jesteś tego pewna? - wymamrotałem. - Bo ja drżę na myśl o tej wizycie - parsknęliśmy śmiechem.

[Arven? Odsyłam Ci rozdział]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz