piątek, 9 sierpnia 2013

od Incantaso - do Hondo

Szłam raźno przed siebie, rozmyślając o tajemniczym postępku Saverusa. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, że mnie uratował, jeśli jednak spojrzeć na to z innej perspektywy wyszłam na kompletną idiotkę, która nawet Smoczego Wojownika nie potrafi zabić. Ba! Na idiotkę, która nie może nawet uciec swemu napastnikowi i zdana jest na łaskę czarnoksiężnika, który w każdej chwili może ją zostawić i skazać na pewną śmierć. Tego było już za wiele! Zatrzymałam się i warknęłam głucho do własnych myśli, marząc o tym, aby się przymknęły. Postanowiłam więc skorzystać z jedynego sposobu, który zawsze, ale to zawsze mi pomagał. Uciszyłam myśli, odesłałam je na samą granicę świadomości i zaczęłam odczuwać otoczenie zmysłami. Przymknęłam oczy. W zaroślach, kilka metrów od miejsca, gdzie stałam młody zając umknął na północ. Z drzewa nieopodal zerwał się dzięcioł i głośnym krzykiem przerwał ciszę, gdzieś daleko wygłaszała swą piosenkę wilga, a tuż obok do norki schowała się mysz leśna. Odemknęłam oczy. Zmierzchało się już i słońce złociło szerokie pnie dębów o chropowatej korze. Odetchnęłam pełną piersią, ciesząc się, że zdenerwowanie ustąpiło miejsca opanowaniu. Uśmiechnęłam się i zatrzepotałam radośnie skrzydłami, po czym potruchtałam do jaskini. Słyszałam Hondo jak krząta się w jej wnętrzu i wykłóca się z Vitani. Przewróciłam oczami i chciałam wbiec do jamki, ale nagle niespodziewanie potknęłam się i upadłam na ziemię z głośnym jękiem. Przed oczami zatańczyły mi ciemne plamy i zaczęłam osuwać się w ciemność. 
- Agrrrch... - jęknęłam bezsilnie. 
- Cicho, In, cicho... - usłyszałam kojący głos, który wypełnił ciszę.
- Co? - spytałam ochryple zachodząc w głowę skąd ten efekt déjà vu. - Co się dzieje...?
- Nic takiego - ktoś gładził mnie po policzku. Otworzyłam zdziwiona oczy. Przede mną stał Hondo i uśmiechał się szeroko. Opadłam z powrotem na ziemię.
- Nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje - szepnęłam. - Na początku wypadek z Sevem, teraz... - Nie dokończyłam, bo Hondo skoczył na równe nogi cały zjeżony i ciskający oczami błyskawice.
- Saverus, ten drań, coś Ci zrobił?! - warknął drżącym głosem.
-  Ależ nie! Uspokój się proszę! Uratował mi życie - rzekłam pogodnym tonem, nie zwracają uwagi na nastrój ukochanego.
- Ach, tak... - Hondo nie był przekonany moją wersją. - Ale i tak nie zaszkodzi mu...
- Hondo! Opanuj się emocjonalnie! - wycharczałam. - Tylko tyle, koniec kropka.
- I pętelka...? - mruknął Hondo sam do siebie.
- Oszalałeś - stwierdziłam i ponownie zgięłam się w pół z nagłego bólu. Hondo patrzył na mnie z przerażeniem. 
- No co? - stęknęłam. - Zamierzasz tak stać?
- Czy to...? - basior wytrzeszczył oczy.
- Tak, dokładnie. Ściągnij tu jakiegoś wilka. Delgado, Kate Lily... obojętne - rozkazałam. Hondo jednak stał bez ruchu.
- No pospiesz się, do diabła! - warknęłam rozwścieczona po dłuższej chwili, a mój partner bez słowa się przeteleportował.

***
 Kilka godzin później obudziłam się w jaskini, kolory jednak były dziwnie zamazane i niewyraźne, tworząc pastelowy obrazek, który drgał przed moimi oczami. Wpatrywałam się w wejście zbyt zdziwiona, aby móc cokolwiek myśleć. Byłam dziwnie zmęczona i wycieńczona, i co najgorsze czułam się jakby czas stanął w miejscu. Nie pamiętałam, co się działo zanim zapadłam w ten dziwny sen. Przypominałam sobie jedynie ból rozsadzający moje członki, ciche szepty Hondo, jakieś dziwne, odległe piski, i głos jakiejś wadery. Ach, tak. Ona się nazywała Kate Lily. Przynajmniej tak sądziłam, choć moje myśli były zbyt ociężałe, by móc cokolwiek mi podsunąć. "Matko, co ja tu robię?" - zastanawiałam się i ziewnęłam. Uniosłam głowę nieco ponad poziom posadzki i teraz wszystko zrobiło się jasne. Nie leżałam teraz w swojej jaskini tylko w dziwnej przestronnej jamie z widokiem na Dziki Las, Krwawe Torfowiska i Puszczę Cieni. Podniosłam się i zrobiłam krok, ale nagle dobiegł mnie z daleka głos.
- Nie radzę.
Obejrzałam się, ale nikt za mną nie stał. Za to do jaskini wszedł jakiś wilk. Zmrużyłam oczy. Ach, no tak! To przecież Hondo. 
- Co się tu dzieje? - spytałam zadziwiająco piskliwym głosem.
- Co się dzieje? - parsknął śmiechem. - Jeśli nie wiesz mamy trzy szczeniaki!
- S-serio?  - zająknęłam się zbyt zdziwiona, aby spytać o coś więcej. 
- Nie pamiętasz? - Hondo roześmiał się cicho.
- Coś tak jakby... - poszłam na kompromis, nie miałam bowiem sił na kłótnię. Hondo zbliżył się do mnie i potarł swój pysk o mój.
- Jak się czujesz? - szepnął.
- Źle nie jest. A... gdzie są szczeniaki? - sapnęłam po chwili.
- No wreszcie o to spytałaś! Już sądziłem, że nie doczekam się! - wyszczerzył zęby. - Chodź za mną!
Podążyłam za nim do drugiej komory jaskini, gdzie zobaczyłam trzy puchate kuleczki. Jedna była czarna i delikatnymi rozjaśnieniami na łapkach. Druga szara z białymi łapkami i czarnym ogonem, a trzecia biała z czarnym znakiem na pleckach. 
- Urocze... - rozmarzyłam się i pacnęłam koło maleństw. - Jak je nazwiemy?
- Ta biała może być Asoka... co ty na to? - podsunął.
- Asoka... ładnie i pasuje. Jest taka podobna do ciebie.
- Za to ten czarny i szara są jak nic odzwierciedleniami ciebie - Hondo wyprostował się z dumą. 
- One będą nazwane Aisha i Aragorn, dobrze? - zamruczałam zadowolona.
- Pięknie... - zgodził się basior.
- Chyba się prześpię, a ty połóż się obok, dobrze? - ziewnęłam.
- Śpij, śpij... - szepnął wilk i zasnęliśmy wtuleni w siebie...

Hondo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz