Nie dałam rady zranić "mgły" - jak to nazwała moja siostra. Rozwinęłam bezbarwne skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Moje myśli znowu były zablokowane. Nie mogłam zabić osoby, którą byłam. Nie, dopóki się nie zemszczę. Doskonale wiedziałam gdzie szukać ofiary. Poleciałam nad lasem. Zobaczyłam polankę. A na niej te potwory! Severusa i Aishę! Zmieniłam się w mgłę i stałam się nie widoczna. Pod tą postacią rzuciłam się na Aishę. Zaczęłam ją dusić. Puściłam gdy jakaś siła zaczęła ciągnąć mnie do wnętrza ziemi. Zobaczyłam tylko że przynajmniej Aisha zemdlała. Lecz siła która ciągnęła mnie do wnętrza ziemi stała się coraz silniejsza. Pojawiłam się w jakiejś komnacie. Znowu pod postacią wilka. W półmroku było widać jakiegoś ogromnego basiora.
- Witaj Broken Heart.
- Kim jesteś?!
- Jestem kimś kto ci pomoże. Jeśli kojarzysz Saurona to powiem ci że jestem potężniejszy.
- To czemu nic o tobie nie wiedziałam!
- Bo dopiera teraz - podszedł do mnie i pazurem chwycił za podbródek - stałaś się na prawdę mroczna. Wiem kto jest dla ciebie zły. Wiem kogo chcesz zabić. I obiecuję ci że ja i Sauron...
- Sauron? Zyje? - spytałam nawet szczęśliwa.
- Tak on żyje. Ja najmroczniejszy władca Hades go ożywiłem. I sprawiłem że marny czarnoksiężnik taki jak Saverus go nie zabije. Tym bardziej mnie. Jestem zbyt silny. Ale jak już mówiłem. Pomogę ci się zemścić. Ja i Sauron będziemy zatruwać życie Saverusa i Aishy dopóki nie umrą i nawet gdy przepowiednia się spełni.
- Jaka przepowiednia?
- Nie mogę powiedzieć jej całej. Lecz powiem ci jedno. Będziesz cierpieć jeszcze wiele razy. Ale teraz lepiej już idź bo ktoś cię szuka. Lecz wiedz że możesz tu wrócić kiedy chcesz w swej ciemnej postaci. Idź! - ja nic nie powiedziałam, ale jednak musiałam zapytać.
- Skąd będę miała pewność że mnie nie zdradzicie i nie zostawicie tych łotrów w spokoju?
-To proste. Gdy tu weszłaś złożyłaś przysięgę krwi. Jeśli te łotry jak ich nazwałaś nas zabiją lub my zostawimy ich w spokoju zginiesz ty! Nie możesz o niczym nikomu powiedzieć bo zginiesz. A teraz naprawdę musisz już iść! Dalej! - teraz znowu zmieniłam się w czarną mgłę i poleciałam na powierzchnię. Znalazłam się w lesie na terenie mrocznych.
Arven???
sobota, 31 sierpnia 2013
od Wicky - do Incantaso
Usiadłam na zwalonym pniu w głębi lasu. Westchnęłam głęboko, myśląc
jakie nieszczęścia przeżył Mike. Postanowiłam się spytać Incantaso, czy
wie co się stało i co wyrabia ta jej córka! Warknęłam cicho i ruszyłam
brzegiem lasu. Po chwili doszłam do jaskini Incantaso i Hondo i z lekkim
wahaniem przekroczyłam próg.
- Witaj, Wicky! - powitała mnie Inca stojąc niedaleko. -Jak dawno cię tu nie było! Co się stało? - dodała widząc mą niezadowoloną minę.
- Twoja córka zraniła mojego przyjaciela - odparłam. - To się stało.
- Moja córka... - In wydała z siebie zduszony okrzyk. - Aisha!
- Nie wołaj jej - mruknęłam. - Nie ma siły, to musiało się stać.
- Jakiego Twojego przyjaciela? - wadera zmrużyła oczy, przypatrując mi się dokładnie.
- Mike'a. Słyszałaś o nim?
- Dołączył do naszej watahy? Kiedy? - Inca na przemian unosiła brwi wprawiając mnie w rozśmieszenie.
-Widać jesteś zbyt zajęta rodzinnymi sprawami.. - westchnęłam na widok Hondo. - Też chciałabym mieć partnera. Dzieci niekoniecznie..
-Witaj - uśmiechnął się basior. - Jak ty miałaś na imię..? Wicky..?
Skinęłam głową.
- Zostaw nas same, Hondo - mruknęła Inca nie spuszczając mnie z oka.
- Babskie sprawy? - zaśmiał się basior, wychodząc z jaskini.
- No, to co się stało? - spytała, kiedy zostałyśmy same.
- Rzuciła go, bo... zakochała się w Severusie...
- Och, doprawdy? Tak, to było do przewidzenia... - pokiwała głową In.
- Dlaczego wyrzuciłaś Hondo?
- Cóż... on nie lubi Severusa. Na pewno by się zdenerwował na wieść o tym... - odparła.
- Nie powiesz mu?
- Może powiem, później, na spokojnie... - stwierdziła. - Czy stało to się bardzo... boleśnie? - spojrzała na mnie z uwagą.
-Nieważne - uśmiechnęłam się blado. - Lepiej powiedz co u Ciebie.
(Incantaso? Kontynuujesz?)
- Witaj, Wicky! - powitała mnie Inca stojąc niedaleko. -Jak dawno cię tu nie było! Co się stało? - dodała widząc mą niezadowoloną minę.
- Twoja córka zraniła mojego przyjaciela - odparłam. - To się stało.
- Moja córka... - In wydała z siebie zduszony okrzyk. - Aisha!
- Nie wołaj jej - mruknęłam. - Nie ma siły, to musiało się stać.
- Jakiego Twojego przyjaciela? - wadera zmrużyła oczy, przypatrując mi się dokładnie.
- Mike'a. Słyszałaś o nim?
- Dołączył do naszej watahy? Kiedy? - Inca na przemian unosiła brwi wprawiając mnie w rozśmieszenie.
-Widać jesteś zbyt zajęta rodzinnymi sprawami.. - westchnęłam na widok Hondo. - Też chciałabym mieć partnera. Dzieci niekoniecznie..
-Witaj - uśmiechnął się basior. - Jak ty miałaś na imię..? Wicky..?
Skinęłam głową.
- Zostaw nas same, Hondo - mruknęła Inca nie spuszczając mnie z oka.
- Babskie sprawy? - zaśmiał się basior, wychodząc z jaskini.
- No, to co się stało? - spytała, kiedy zostałyśmy same.
- Rzuciła go, bo... zakochała się w Severusie...
- Och, doprawdy? Tak, to było do przewidzenia... - pokiwała głową In.
- Dlaczego wyrzuciłaś Hondo?
- Cóż... on nie lubi Severusa. Na pewno by się zdenerwował na wieść o tym... - odparła.
- Nie powiesz mu?
- Może powiem, później, na spokojnie... - stwierdziła. - Czy stało to się bardzo... boleśnie? - spojrzała na mnie z uwagą.
-Nieważne - uśmiechnęłam się blado. - Lepiej powiedz co u Ciebie.
(Incantaso? Kontynuujesz?)
od Dantego - cd. Sary; do Sary
- Sara! Sara! Nic ci nie jest? -powiedziałem. Wadera obudziła się.
- Au. Chyba nic - odpowiedziała.
- Lepiej będzie się tym zająć - rzekł Leo.
- To moja robota - powiedziałem. - Może nie jestem lekarzem, ale umiem leczyć - wyczarowałem mały, różowy płatek i przyłożyłem go do rany na głowie Sary. Po chwili rana znikła, a wilczyca powróciła do pełni sił.
- A tak właściwie to co ty tu robisz Leo? - spytała Sara
- Powiem później. Lepiej odejdźmy stąd.
- Dobra - powiedziałem. - Ale zaraz potem powiesz czemu włamałeś się do mojej jaskini!
- Wcale się nie włamałem!
-To niby jak wszedłeś do świata mojego i Sary? Nawet najpotężniejszy wilk, nawet bóg nie może tam wejść poprzez magię. Musi się włamać!
Sara???
- Au. Chyba nic - odpowiedziała.
- Lepiej będzie się tym zająć - rzekł Leo.
- To moja robota - powiedziałem. - Może nie jestem lekarzem, ale umiem leczyć - wyczarowałem mały, różowy płatek i przyłożyłem go do rany na głowie Sary. Po chwili rana znikła, a wilczyca powróciła do pełni sił.
- A tak właściwie to co ty tu robisz Leo? - spytała Sara
- Powiem później. Lepiej odejdźmy stąd.
- Dobra - powiedziałem. - Ale zaraz potem powiesz czemu włamałeś się do mojej jaskini!
- Wcale się nie włamałem!
-To niby jak wszedłeś do świata mojego i Sary? Nawet najpotężniejszy wilk, nawet bóg nie może tam wejść poprzez magię. Musi się włamać!
Sara???
od Sary - cd. Dantego; do Dantego
- Dan to piękne, ale po co to wszystko dla mnie robisz?
- Co?
- Nie przesłyszałeś się...
- Przecież dlatego, że cię kocham.
- Ale ja nie jestem tego warta!
- Jak nie, jak tak!
- Nie będę się z tobą kłócić, po prostu nigdy nie doznałam tego uczucia co teraz, a byłam z wieloma....
- Jesteś piękna więc się nie dziw, ale to ja jestem tym jedynym prawda?
-Jasne, że tak głuptasie - Kłótnia przemieniła się w rozmowę.
Niestety przerwał mi Leo:
- Sara, co tutaj robisz? - Spytał.
- Jestem z moim partnerem na spacerze - Spojrzałam Dante prosto w oczy. - Gdybym nie była twarda już bym płakała, wyobraź to sobie - Cmoknęłam go w policzek.
- Eh, więc siema, jestem bratem Sary.
- No, cześć - Powiedział.
- Ee, to ja wam nie będę serio przeszkadzał, ale jak coś to przyjdź do mnie, bo upolowałem ci kolację - Powoli się wycofał.
- Dan zostanę z tobą - Szepnęłam mu do ucha.
Reszta wieczoru minęła nam wręcz bajecznie, ale później musieliśmy wrócić do watahy. Niestety w nocy jest niebezpiecznie, ale z Dante się nie bałam.
- Usłyszałam coś - Uniosłam uszy.
- To pewnie jakiś lis lub inny wilk.
- Wilk - Zawarczałam.-Z watahy... z mrocznej watahy - dodałam.
- Nie bój się, ja cię obronię
Schowałam się razem z basiorem w krzaki.Nagle zaskoczył nas od tyłu wróg.
- Nie znam już litości - Warknęłam i rzuciłam się na przeciwnika.
Nagle wyszło ich więcej. Ledwo sobie radziliśmy i wtedy z krzaków wyskoczył Leo.
- Leo?
- Nie czas na wyjaśnienia - powiedział, po czym razem z Dante zaczęli się rzucać na napastników. Czułam się nieco dziwnie, bo pierwszy raz oni mnie bronili, a ja nic nie robiłam. Chciałam się wykazać i źle mi to wyszło. Więc skoczyłam na jednego z mrocznych i sądziłam, że mam go jak w garści, ale on zaś wszystko zaplanował tak aby nic nie poszło po mojej myśli. Jednym słowem po prostu mnie zaatakował, a ja nieźle oberwałam. Potem zobaczyłam dużo krwi. Powoli zrobiło się ciemno - zemdlałam.
Dante?
- Co?
- Nie przesłyszałeś się...
- Przecież dlatego, że cię kocham.
- Ale ja nie jestem tego warta!
- Jak nie, jak tak!
- Nie będę się z tobą kłócić, po prostu nigdy nie doznałam tego uczucia co teraz, a byłam z wieloma....
- Jesteś piękna więc się nie dziw, ale to ja jestem tym jedynym prawda?
-Jasne, że tak głuptasie - Kłótnia przemieniła się w rozmowę.
Niestety przerwał mi Leo:
- Sara, co tutaj robisz? - Spytał.
- Jestem z moim partnerem na spacerze - Spojrzałam Dante prosto w oczy. - Gdybym nie była twarda już bym płakała, wyobraź to sobie - Cmoknęłam go w policzek.
- Eh, więc siema, jestem bratem Sary.
- No, cześć - Powiedział.
- Ee, to ja wam nie będę serio przeszkadzał, ale jak coś to przyjdź do mnie, bo upolowałem ci kolację - Powoli się wycofał.
- Dan zostanę z tobą - Szepnęłam mu do ucha.
Reszta wieczoru minęła nam wręcz bajecznie, ale później musieliśmy wrócić do watahy. Niestety w nocy jest niebezpiecznie, ale z Dante się nie bałam.
- Usłyszałam coś - Uniosłam uszy.
- To pewnie jakiś lis lub inny wilk.
- Wilk - Zawarczałam.-Z watahy... z mrocznej watahy - dodałam.
- Nie bój się, ja cię obronię
Schowałam się razem z basiorem w krzaki.Nagle zaskoczył nas od tyłu wróg.
- Nie znam już litości - Warknęłam i rzuciłam się na przeciwnika.
Nagle wyszło ich więcej. Ledwo sobie radziliśmy i wtedy z krzaków wyskoczył Leo.
- Leo?
- Nie czas na wyjaśnienia - powiedział, po czym razem z Dante zaczęli się rzucać na napastników. Czułam się nieco dziwnie, bo pierwszy raz oni mnie bronili, a ja nic nie robiłam. Chciałam się wykazać i źle mi to wyszło. Więc skoczyłam na jednego z mrocznych i sądziłam, że mam go jak w garści, ale on zaś wszystko zaplanował tak aby nic nie poszło po mojej myśli. Jednym słowem po prostu mnie zaatakował, a ja nieźle oberwałam. Potem zobaczyłam dużo krwi. Powoli zrobiło się ciemno - zemdlałam.
Dante?
Podsumowanie - wakacje
Podsumowanie - tutaj zobaczycie opinie na temat Waszych działań w watasze. (nie uwzględniono Alf). Posługuję się loginami, ponieważ niektórzy mają po kilka wilków.
GRACZ - OPINIA
Igas - super, tylko tak dalej!
Tygrysica - również wspaniale ;)
Sikorka36 - już dawno nie otrzymałam od ciebie żadnego opowiadania, proszę o historyjkę do 8.09.br.
Filamissa - opuściłaś się, proszę o opowiadanie do 08.09.br.
linka333 - proszę o opowiadanie do 08.09.br., nie widziałam jeszcze twojej pracy na blogu...
*Izabelka* - tutaj także cisza, wskazane przesłanie opowiadania do 08.09.br.
SimiXD - opuściłaś się, mam nadzieję, że wraz z końcem wakacji znowu powrócisz do dawnej aktywności; czekam na opowiadanie do 08.09.br.
Chloe_xD - nie mam zastrzeżeń, choć mile byłoby zobaczyć aktywność sprzed wakacji
Paulinka17 - żadnych wieści? Opowiadanie do 08.09.br
mrunia - napisałaś 1 opowiadanie od dołączenia, proszę o opo. do 08.09.br.
piamonkey - to samo co mrunia
Rainbow - czekam na opo. do 08.09.br.
Silmarilion - byłaś na wakacjach, jesteś praktycznie nowa, więc mam nadzieję na coś ciekawego
CocoChanel91 - nie widziałam cię jeszcze na blogu, mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni, opo. do 08.09.br.
Rebel^^ - to samo co CocoChanel91
Wikusia112 - opo. do 08.09., większych zastrzeżeń nie mam
Makolągwa436 - dawno nie miałam od ciebie wieści, mam nadzieję, że w roku szkolnym znowu będziesz się starać, opo. do 08.09.
Acheron - co się dzieje? Dawno nie otrzymałam od ciebie opowiadania; opo. do 08.09.
Smocza Klara - to samo co do Rebel^^ i CocoChanel91
Maja66 - na razie nie mam zastrzeżeń
Demitrios - opo. do 08.09.
SzweBulldog - na razie brak zastrzeżeń
Ryśa - proszę o formularz Destiny jako dorosłego wilka i także opo. do 08.09.
Na razie brak ostrzeżeń, rozumiem, że wielu z was wyjeżdżało w wakacje, jednak od września nie omieszkam wyrzucić z watahy osób, które się nie starają.
//koniara5842
GRACZ - OPINIA
Igas - super, tylko tak dalej!
Tygrysica - również wspaniale ;)
Sikorka36 - już dawno nie otrzymałam od ciebie żadnego opowiadania, proszę o historyjkę do 8.09.br.
Filamissa - opuściłaś się, proszę o opowiadanie do 08.09.br.
linka333 - proszę o opowiadanie do 08.09.br., nie widziałam jeszcze twojej pracy na blogu...
*Izabelka* - tutaj także cisza, wskazane przesłanie opowiadania do 08.09.br.
SimiXD - opuściłaś się, mam nadzieję, że wraz z końcem wakacji znowu powrócisz do dawnej aktywności; czekam na opowiadanie do 08.09.br.
Chloe_xD - nie mam zastrzeżeń, choć mile byłoby zobaczyć aktywność sprzed wakacji
Paulinka17 - żadnych wieści? Opowiadanie do 08.09.br
mrunia - napisałaś 1 opowiadanie od dołączenia, proszę o opo. do 08.09.br.
piamonkey - to samo co mrunia
Rainbow - czekam na opo. do 08.09.br.
Silmarilion - byłaś na wakacjach, jesteś praktycznie nowa, więc mam nadzieję na coś ciekawego
CocoChanel91 - nie widziałam cię jeszcze na blogu, mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni, opo. do 08.09.br.
Rebel^^ - to samo co CocoChanel91
Wikusia112 - opo. do 08.09., większych zastrzeżeń nie mam
Makolągwa436 - dawno nie miałam od ciebie wieści, mam nadzieję, że w roku szkolnym znowu będziesz się starać, opo. do 08.09.
Acheron - co się dzieje? Dawno nie otrzymałam od ciebie opowiadania; opo. do 08.09.
Smocza Klara - to samo co do Rebel^^ i CocoChanel91
Maja66 - na razie nie mam zastrzeżeń
Demitrios - opo. do 08.09.
SzweBulldog - na razie brak zastrzeżeń
Ryśa - proszę o formularz Destiny jako dorosłego wilka i także opo. do 08.09.
Na razie brak ostrzeżeń, rozumiem, że wielu z was wyjeżdżało w wakacje, jednak od września nie omieszkam wyrzucić z watahy osób, które się nie starają.
//koniara5842
od Arven - cd. Belli; do Belli
Rozwinęłam swoje czarne, lśniące skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Wiatr rozwiewał mi włosy, gdy mknęłam między drzewami, aby odnaleźć Bellę. Nie było to łatwe - wilczyca potrafiła się bardzo dobrze kamuflować. Nie rozumiałam, dlaczego nie chce dać sobie pomóc, czemu nie została już na zawsze w swojej dawnej postaci. Stara skóra ją parzyła. Nie mogła długo trwać jako Księżniczka Światła, gdyż spaliłaby się na popiół. Zło musiało już widocznie głęboko zakorzenić się w jej umyśle. Nagle usłyszałam świst, podobny do odgłosu, jaki wydawał szybujący smok. I był to smok, ale na moje nieszczęście należał do Mrocznej Watahy. Cisnęłam w niego kulą ciemności, ale nie wyrządziłam tym żadnej szkody jego opancerzonym skrzydłom. Potężnego gada mógł zabić jedynie równie potężny inny smok. Wtem od strony lasu nadleciał Septimus, bijąc powietrze szmaragdowymi skrzydłami. Wylądował zgrabnie na ziemi i czekał na wroga. Dwa ogromne zwierzęta rzuciły się na siebie. Mój smok był szczuplejszy, a zarazem zwinniejszy od przeciwnika. Po paru ciosach, które zadał mu Mroczny, Septimusowi udało się w końcu podlecieć do wielkiego gada i zatopić kły w jego gardle. Wróg padł, martwy, na ziemię, a zwycięzca podleciał do mnie i otarł się o moje ramię. Wyciągnęłam dłoń, z której wystrzeliło złote światło. Po chwili na ciele smoka nie było już ani jednego draśnięcia.
- Dobrze się spisałeś. - powiedziałam. - A teraz leć i przekaż innym, jakie nowe niebezpieczeństwo na nas czyha.
Septimus na znak całkowitego oddania i posłuszeństwa polizał mnie po twarzy, na co się roześmiałam i zatoczył koło nad polanką. Za parę sekund był już tylko odległym punkcikiem na błękitnym horyzoncie.
Znalazłam w końcu Bellę, siedzącą w głębi swojej jaskini.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła.
- Nie rozumiesz, że chcę ci pomóc? To ta twoja postać jest zła, jej musisz się obawiać. I, jak widzę, nie pozostało mi nic innego, jak uciec się do Czarnej Magii.
Moja siostra próbowała się ode mnie odsunąć, chociaż opierała się już plecami o najbardziej wystający punkt jaskini.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powtórzyła drżącym głosem.
Bez słowa wyjęłam zza paska srebrny sztylet, wysadzany drogimi kamieniami. Na samej górze rękojeści widniały cztery rubiny, jako symbol ognia. Pod nimi znajdowały się, również cztery, szmaragdy, symbolizujące ziemię, potem szafiry - znak wody i diamenty, przedstawiające powietrze. Przy samym ostrzu został osadzony czarny onyks, a na czubku rękojeści kawałek złota - symbole Czarnej i Białej Magii. Tym właśnie sztyletem nacięłam rękę Belli. Jej krew, obecnie czarna, zła, wypłynęła na skały. Potem zrobiłam nacięcie także w swojej skórze i przyłożyłam obie rany do siebie. Moja błękitna krew zmieszała się z jej ciemną, krew Księżniczki Cienia z krwią dawnej Księżniczki Światła.. Wypowiedziałam zaklęcie Przywracania Duchów, którego nauczył mnie Severus i z rozcięcia na dłoni Belli wytrysnęła czarna mgła. Podałam sztylet siostrze.
- Przebij swojego złego ducha, teraz. Tylko ty możesz to zrobić.
- Nie mogę. - wyszeptała. - Ty mi to zrobiłaś. Czarna Magia przez ciebie przemawia.
- To z ciebie właśnie wypłynęła Zła Magia. Pokonaj ją, a już na zawsze będziesz złotą Księżniczką.
Bella zaczęła drżeć na całym ciele, niczym osika na wietrze. Uniosła dłoń ze sztyletem i zamierzyła się na mgłę.
- No już, dalej! Możesz to zrobić! - zawołałam. Cofnęła rękę. Zawahała się - nie wiedziała, czy dobrze robi.
- Jeśli ci się nie uda, do końca życia zostaniesz taka. Zła i zgorzkniała. - powiedziałam. - Chcesz tego? Zrób to! Zabij ją! - wrzasnęłam.
Jednak moja siostra nie miała zbyt silnej woli, aby przebić swoją złą stronę. Sztylet wypadł z brzękiem z jej dłoni na ziemię, a Bella wybiegła z jaskini. Mgła wleciała przez ranę z powrotem do jej ciała. Zrozumiałam. Odczarować ją mogła tylko osoba, którą kocha. Nagle przeszył mnie dreszcz. Nieproszona wizja zagościła w moim umyśle. Jej główną bohaterką była Bella. Spadła, nie wiem, czy umyślnie, czy nie, z klifu. Teraz musiałam znaleźć kogoś, kto przywróci młodej Alfie dawną postać.
Bella?
- Dobrze się spisałeś. - powiedziałam. - A teraz leć i przekaż innym, jakie nowe niebezpieczeństwo na nas czyha.
Septimus na znak całkowitego oddania i posłuszeństwa polizał mnie po twarzy, na co się roześmiałam i zatoczył koło nad polanką. Za parę sekund był już tylko odległym punkcikiem na błękitnym horyzoncie.
Znalazłam w końcu Bellę, siedzącą w głębi swojej jaskini.
- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęła.
- Nie rozumiesz, że chcę ci pomóc? To ta twoja postać jest zła, jej musisz się obawiać. I, jak widzę, nie pozostało mi nic innego, jak uciec się do Czarnej Magii.
Moja siostra próbowała się ode mnie odsunąć, chociaż opierała się już plecami o najbardziej wystający punkt jaskini.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powtórzyła drżącym głosem.
Bez słowa wyjęłam zza paska srebrny sztylet, wysadzany drogimi kamieniami. Na samej górze rękojeści widniały cztery rubiny, jako symbol ognia. Pod nimi znajdowały się, również cztery, szmaragdy, symbolizujące ziemię, potem szafiry - znak wody i diamenty, przedstawiające powietrze. Przy samym ostrzu został osadzony czarny onyks, a na czubku rękojeści kawałek złota - symbole Czarnej i Białej Magii. Tym właśnie sztyletem nacięłam rękę Belli. Jej krew, obecnie czarna, zła, wypłynęła na skały. Potem zrobiłam nacięcie także w swojej skórze i przyłożyłam obie rany do siebie. Moja błękitna krew zmieszała się z jej ciemną, krew Księżniczki Cienia z krwią dawnej Księżniczki Światła.. Wypowiedziałam zaklęcie Przywracania Duchów, którego nauczył mnie Severus i z rozcięcia na dłoni Belli wytrysnęła czarna mgła. Podałam sztylet siostrze.
- Przebij swojego złego ducha, teraz. Tylko ty możesz to zrobić.
- Nie mogę. - wyszeptała. - Ty mi to zrobiłaś. Czarna Magia przez ciebie przemawia.
- To z ciebie właśnie wypłynęła Zła Magia. Pokonaj ją, a już na zawsze będziesz złotą Księżniczką.
Bella zaczęła drżeć na całym ciele, niczym osika na wietrze. Uniosła dłoń ze sztyletem i zamierzyła się na mgłę.
- No już, dalej! Możesz to zrobić! - zawołałam. Cofnęła rękę. Zawahała się - nie wiedziała, czy dobrze robi.
- Jeśli ci się nie uda, do końca życia zostaniesz taka. Zła i zgorzkniała. - powiedziałam. - Chcesz tego? Zrób to! Zabij ją! - wrzasnęłam.
Jednak moja siostra nie miała zbyt silnej woli, aby przebić swoją złą stronę. Sztylet wypadł z brzękiem z jej dłoni na ziemię, a Bella wybiegła z jaskini. Mgła wleciała przez ranę z powrotem do jej ciała. Zrozumiałam. Odczarować ją mogła tylko osoba, którą kocha. Nagle przeszył mnie dreszcz. Nieproszona wizja zagościła w moim umyśle. Jej główną bohaterką była Bella. Spadła, nie wiem, czy umyślnie, czy nie, z klifu. Teraz musiałam znaleźć kogoś, kto przywróci młodej Alfie dawną postać.
Bella?
od Aishy - cd. Severusa; do Severusa - [Poprawka!]
- Zaczekaj tu - szepnęłam do Severusa i z dumnie uniesioną głową
wkroczyłam do Araghoish* - jaskini Bet. W jamie było nieco ciemno, a
wątłe płomyki świec rzucały chwiejne cienie na ściany o ciepłej, kawowej
barwie. Wejście oplatały winorośle na których to gałęziach zwieszały
się grona soczystych owoców, a na podłodze dostrzegłam potężne czarne
pióro Darky'ego, który to był pegazem Incantaso, (choć w rzeczywistości
nazywał się Dark Shadow, większość rodziny nazywała go właśnie Darky'm,
bądź po prostu Shadowem). Półki zapełnione były mnóstwem zakurzonych
ksiąg - w większości moich i Incantaso, my bowiem przykładałyśmy
szczególną wagę do mikstur i nauki w rodzinie. Westchnęłam. Nigdzie nie
widać było moich rodziców, zajrzałam więc po kolei do wszystkich nisz w
ścianach, gdzie ułożone były wygodne, mięciutkie koje. Weszłam nawet do
drugiej komory, gdzie chrapała smacznie Morgana, smoczyca Aragorna, i
która nie zauważywszy tego, wydmuchiwała ognisty żar, który osmalił
zwiewne zasłony. Pokręciłam zniechęcona głową. Jak rodziców nie było tak
nie było. Aragorn pewnie znów spędzał czas z Arven, Asoka pomknęła na
polowanie a In i Hondo? Cóż to oni mogli teraz robić, że zostawili
domostwo bez nadzoru? Najsłabszy mroczny zwiadowca mógłby się wślizgnąć
niepostrzeżenie do jaskini! Sfrustrowana warknęłam i wyszłam na polanę,
która rozpościerała się przed naszą jamą. Koło mnie zmaterializował się
Severus z wesołym uśmiechem na twarzy.
- I jak? - spytał rozpromieniony. Szczerze? Nie poznawałam go.
- Znikli gdzieś wszyscy! - żachnęłam się oburzona. - Co oni sobie w ogóle myślą? Przecież nie można tak zostawiać jaskini, aby pierwszy lepszy wilk coś ukradł! Nieodpowiedzialność, ot to!
- Aisha, opanuj się emocjonalnie - poradził mi Sev, który ze złośliwym uśmieszkiem wysłuchiwał mojego ględzenia. Spojrzałam na niego poirytowana.
- Mam ochotę zrobić coś mrocznego - zmrużyłam oczy zdenerwowana i policzyłam do dziesięciu. Wreszcie pdetchnęłam głęboko, uspokojona.
- Na przykład...? - niedokończone pytanie zawisło w powietrzu. Zerknęłam na Seva i uśmiechnęłam się figlarnie.
- Ujeżdżałeś kiedyś smoki?
- Nie masz chyba zamiaru...
- Ależ oczywiście, że mam. Aragorn się chyba zbyt nie obrazi jeśli pożyczę Morganę, co?
- Aisha, ja nigdy nie latałem na jakimś zwierzu! - jęknął Severus z miną męczennika.
- Smoki są o wiele mądrzejsze niż sądzisz - odparłam. - Podobnie jak my, pozostają zwierzętami, ale mają niezwykłą wręcz inteligencję i tworzą potężne stada, które działają tak zgranie, jak żadna wataha na świecie. To zasługa dyscypliny, powagi i uszanowania rozkazów dowodzących, czym niestety my - jako Zaklęci - nie możemy się poszczycić.
- Skąd ten brak patriotyzmu? - basior uniósł brew.
- Ja po prostu patrzę na sprawę z logicznego punktu widzenia, a nie twierdzę wbrew oczywistym faktom, że "mamy najwspanialszą watahę na świecie i lada chwila zetrzemy Mrocznych na proch" - warknęłam. - Armia Konfederacji myślała tak samo o Jankesach w czasie wojny secesyjnej i jakie były skutki? Złe, bo Konfederaci przegrali bitwę i tyle.
- Skoro tak twierdzisz... - mruknął Sev nieprzekonany i spojrzał zamyślony na widnokrąg. Również tam zerknęłam i aż się zachłysnęłam.
- Och, nie... - zdołałam tylko wydukać zanim upadłam na wskutek potężnego wstrząsu, który targnął ziemią, a ja potoczyłam się po ziemi przerażona. Ostatnią rzeczą, którą usłyszałam zanim zemdlałam były przeciągły ryk. "Smoki" - szepnęłam przerażona i spowiła mnie ciemność.
Sev?
*Araghoish - jaskinia Bet nazwana tak na cześć mojego brata, Aragorna i mnie.
- I jak? - spytał rozpromieniony. Szczerze? Nie poznawałam go.
- Znikli gdzieś wszyscy! - żachnęłam się oburzona. - Co oni sobie w ogóle myślą? Przecież nie można tak zostawiać jaskini, aby pierwszy lepszy wilk coś ukradł! Nieodpowiedzialność, ot to!
- Aisha, opanuj się emocjonalnie - poradził mi Sev, który ze złośliwym uśmieszkiem wysłuchiwał mojego ględzenia. Spojrzałam na niego poirytowana.
- Mam ochotę zrobić coś mrocznego - zmrużyłam oczy zdenerwowana i policzyłam do dziesięciu. Wreszcie pdetchnęłam głęboko, uspokojona.
- Na przykład...? - niedokończone pytanie zawisło w powietrzu. Zerknęłam na Seva i uśmiechnęłam się figlarnie.
- Ujeżdżałeś kiedyś smoki?
- Nie masz chyba zamiaru...
- Ależ oczywiście, że mam. Aragorn się chyba zbyt nie obrazi jeśli pożyczę Morganę, co?
- Aisha, ja nigdy nie latałem na jakimś zwierzu! - jęknął Severus z miną męczennika.
- Smoki są o wiele mądrzejsze niż sądzisz - odparłam. - Podobnie jak my, pozostają zwierzętami, ale mają niezwykłą wręcz inteligencję i tworzą potężne stada, które działają tak zgranie, jak żadna wataha na świecie. To zasługa dyscypliny, powagi i uszanowania rozkazów dowodzących, czym niestety my - jako Zaklęci - nie możemy się poszczycić.
- Skąd ten brak patriotyzmu? - basior uniósł brew.
- Ja po prostu patrzę na sprawę z logicznego punktu widzenia, a nie twierdzę wbrew oczywistym faktom, że "mamy najwspanialszą watahę na świecie i lada chwila zetrzemy Mrocznych na proch" - warknęłam. - Armia Konfederacji myślała tak samo o Jankesach w czasie wojny secesyjnej i jakie były skutki? Złe, bo Konfederaci przegrali bitwę i tyle.
- Skoro tak twierdzisz... - mruknął Sev nieprzekonany i spojrzał zamyślony na widnokrąg. Również tam zerknęłam i aż się zachłysnęłam.
- Och, nie... - zdołałam tylko wydukać zanim upadłam na wskutek potężnego wstrząsu, który targnął ziemią, a ja potoczyłam się po ziemi przerażona. Ostatnią rzeczą, którą usłyszałam zanim zemdlałam były przeciągły ryk. "Smoki" - szepnęłam przerażona i spowiła mnie ciemność.
Sev?
*Araghoish - jaskinia Bet nazwana tak na cześć mojego brata, Aragorna i mnie.
piątek, 30 sierpnia 2013
Od Belli - cd. Arven - do Arven
Gdy moje włosy znowu stawały się złote przeraziłam się. Poczułam ból jakby moje ręce się paliły. Od razu przestałam. Nie mogłam tego zrobić. Bałam się tej istoty która we mnie jest. Bałam się dawnej siebie-Belli. Zanim to pomyślałam specjalnie zablokowałam swoje myśli przed wszystkimi. Nawet moja siostra nie mogła ich usłyszeć. Strach przemienił się w instynkt. Odepchnęłam od siebie Arven i uciekłam. Nad klif gdzie byłam bezpieczna. Nie mogłam pozwolić by Arven mnie dogoniła. Byłam zagrożona. Przez kogo? Przez siebie? Niestety to pewnie była prawda. Moja dawna postać zbyt wiele przecierpiała. Ona była już prawie martwa, ale jednak próbowała się wydostać. Nie obchodziło mnie co wygadywała moja siostra. Dawna ja już pewnie by nie żyła. Bo po co. Tyle razy już umarła. I na prawdę, na chwilę i na dłuższy czas. Umarła w umyśle ale, ale tez i w sercu. Tyle razy byłam krzywdzona, lecz nikt o tym nie wiedział. Nagle pojawiła się Arven
-Czekaj!!-Nic nie odpowiedziałam. Rozwinęłam bezbarwne skrzydła i rzuciłam się w otchłań. Zrobiłam ostry zakręt i wleciałam do jaskini w klifie. Położonej Około 30 metrów nad ziemią. Ale nade mną było też 20 metrów do powierzchni. Weszłam najdalej do jaskini jak tylko mogłam i położyłam się. Instynkt przetrwania znowu przerodził się w strach. Moja jaskinia. Piękna i słoneczna teraz była ciemna i mroczna. Ale była moja i tylko moja. Byłam w niej bezpieczna. Daleko od światła...
Arven
-Czekaj!!-Nic nie odpowiedziałam. Rozwinęłam bezbarwne skrzydła i rzuciłam się w otchłań. Zrobiłam ostry zakręt i wleciałam do jaskini w klifie. Położonej Około 30 metrów nad ziemią. Ale nade mną było też 20 metrów do powierzchni. Weszłam najdalej do jaskini jak tylko mogłam i położyłam się. Instynkt przetrwania znowu przerodził się w strach. Moja jaskinia. Piękna i słoneczna teraz była ciemna i mroczna. Ale była moja i tylko moja. Byłam w niej bezpieczna. Daleko od światła...
Arven
od Arven - cd. Belli; do Belli
Bella siedziała pod jakimś drzewem na terenie Mrocznej Watahy, znowu pod postacią wilka.
- Przestań się dąsać. - poleciłam. - I przemień się z powrotem w człowieka.
Na miejscu burej wilczycy pojawiła się dziewczyna o demonicznym wyglądzie, która wymruczała tylko:
- Będziesz mi tu wydawać rozkazy? Tak jakbyś wiedziała, co to jest utracona miło... - nie dokończyła, bo uderzyłam ją w twarz.
- Nie wiem? Nie wiem?! - powtórzyłam, łapiąc ją za gardło. - Erand zginął. - wyszeptałam. W moim gardle nagle zrobiło się sucho i nie mogłam przełknąć śliny.
- Ja... nie wiedziałam. - spuściła głowę.
- Bo byłaś zajęta swoimi sprawami i uczuciami! Nie wiedziałaś, co się dzieje wokół ciebie! Przestań wreszcie być taka samolubna i rozejrzyj się! - krzyknęłam.
Bella powiodła spojrzeniem naokoło. Dopiero teraz dostrzegła piękną, świeżą zieleń lasu, kolorowe kwiaty i zwierzęta, przystające przed nami z zaciekawieniem.
- Wsłuchaj się w naturę. W żywioły. - powiedziałam. Zerwałam stokrotkę, z której wypłynęła energia ziemi. Położyłam ją na dłoni siostry. Potem wyczarowałam małą kulkę wody, którą chlapnęłam na kwiatek. Wezwałam podmuch wiatru. Ciepłe powietrze rozwiało nam włosy. Na końcu na mojej ręce pojawiła się sycząca iskra. Podpaliłam stokrotkę najpotężniejszym z Żywiołów - ogniem. - Czujesz? - zapytałam.
- Przepływa przeze mnie nienamacalna Magia. - uniosła palce ku promieniom słońca.
Złączone żywioły rozświetliły Bellę i na moich oczach z rozgoryczonej, zmienionej przez Złą Magię wiedźmy o szarych włosach stała się z powrotem dziewczyną o złotych puklach, taką, jaką znałam od zawsze. Moja siostra patrzyła wokół nieobecnym, ale już szczęśliwszym wzrokiem.
Bella???
Od Belli - cd. Arven - do Arven
Zamknęłam oczy. Arven mówiła coś pod nosem. Poczułam, że to czarna magia.
- Nie! - szybko się odsunęłam. - Przykro mi ale czarną magią nic nie zrobisz! Nie podejdę do ciebie dopóki nie przestaniesz. Czarna magia to zło!!! - wywrzeszczałam i stałam się wilkiem. Zaczęłam uciekać do ciemnego lasu. Skuliłam się pod jakimś drzewem. "Nie mogę pozwolić by czarna magia mnie dosięgła" - myślałam - "Nie pozwolę." Nie mogę stać się taka jak zdrajcy..ale czy nie byłam do nich podobna. Przecież zawsze nie miałam przyjaciół. Tak samo nigdy nie miałam przyjaciółki. Tej jedynej przyjaciółki. A mój jedyny przyjaciel stał się potworem. Po raz pierwszy musiałam się poddać. Cieszyłam się że przynajmniej nie czułam nic. Nie czułam niczego, ani dobrego, ani złego. Przynajmniej ta myśl mnie pocieszała... Wtedy pojawiła się Arven, a ja..znowu spoważniałam i stałam się niedostępna...
Arven???
- Nie! - szybko się odsunęłam. - Przykro mi ale czarną magią nic nie zrobisz! Nie podejdę do ciebie dopóki nie przestaniesz. Czarna magia to zło!!! - wywrzeszczałam i stałam się wilkiem. Zaczęłam uciekać do ciemnego lasu. Skuliłam się pod jakimś drzewem. "Nie mogę pozwolić by czarna magia mnie dosięgła" - myślałam - "Nie pozwolę." Nie mogę stać się taka jak zdrajcy..ale czy nie byłam do nich podobna. Przecież zawsze nie miałam przyjaciół. Tak samo nigdy nie miałam przyjaciółki. Tej jedynej przyjaciółki. A mój jedyny przyjaciel stał się potworem. Po raz pierwszy musiałam się poddać. Cieszyłam się że przynajmniej nie czułam nic. Nie czułam niczego, ani dobrego, ani złego. Przynajmniej ta myśl mnie pocieszała... Wtedy pojawiła się Arven, a ja..znowu spoważniałam i stałam się niedostępna...
Arven???
od Arven - cd. Belli - do Belli
- Carmen uczyła mnie angielskiego. - powiedziałam. - Miałabym cię nazywać Złamanym Sercem? - Nagle złapał mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Myślałam, że pęknę z tego objawu wesołości. Moja siostra tylko popatrzyła na mnie z wyższością.
- Widzisz, jesteś tylko dzieckiem. - prychnęła. - Nie rozumiesz działań Czarnej Magii.
- Odezwała się dorosła. To ty jej nie rozumiesz. Nie wiesz, dlaczego się taka stałaś. - odparłam. - Ale mimo tego pomogę ci stać się z powrotem sobą. A zrozumieć cię może tylko ktoś taki, jak ty. - to mówiąc, machnęłam dłonią przed swoimi oczami. Usłyszałam, jak Bella wciąga szybko powietrze. Przeobraziłam się w Ciemną Istotę, taką, jaką ona teraz była.
- Ja również wydobyłam na zewnątrz złą cząstkę mojej duszy. - wytłumaczyłam. - Żeby pomóc ci schować twoją.
Ja pod postacią Ciemnej Istoty:
- Daj mi ręce. - poleciłam.
Bella zawahała się. Po paru sekundach wsunęła jednak swoje dłonie w moje i zamknęła oczy...
Bella?
- Widzisz, jesteś tylko dzieckiem. - prychnęła. - Nie rozumiesz działań Czarnej Magii.
- Odezwała się dorosła. To ty jej nie rozumiesz. Nie wiesz, dlaczego się taka stałaś. - odparłam. - Ale mimo tego pomogę ci stać się z powrotem sobą. A zrozumieć cię może tylko ktoś taki, jak ty. - to mówiąc, machnęłam dłonią przed swoimi oczami. Usłyszałam, jak Bella wciąga szybko powietrze. Przeobraziłam się w Ciemną Istotę, taką, jaką ona teraz była.
- Ja również wydobyłam na zewnątrz złą cząstkę mojej duszy. - wytłumaczyłam. - Żeby pomóc ci schować twoją.
Ja pod postacią Ciemnej Istoty:
- Daj mi ręce. - poleciłam.
Bella zawahała się. Po paru sekundach wsunęła jednak swoje dłonie w moje i zamknęła oczy...
Bella?
Od Belli - cd. Arven - do Arven
- Niestety mojemu sercu zadano już tyle ran że raczej ty nic nie zrobisz. -powiedziałam i wciąż byłam w postaci człowieka.
Moja człowiecza postać:
- Może jednak spróbujemy. Coś musi dać się zrobić. Bella?
- Wolę nie dopuścić żeby ktoś znowu mnie zranił. Nie miałabym wtedy po co żyć. Po co miałabym przechodzić coś czego nie chcę jeszcze raz. Jeśli myślisz, że możesz mi pomóc..to się mylisz. Bardzo mylisz - powiedziałam i powolnym krokiem zaczęłam odchodzić.
- Bella!
- Nie nazywaj mnie tak-powiedziałam nie odwracając się. A ona do mnie podbiegła.
- To niby jak mam cię nazywać?
- Na pewno nie Bella. Bo to imię przypomina mi kogoś kogo bym zabiła (nie chodzi o Sev-a, chociaż jego chętnie). A jeśli już. Mów mi...Broken Heart (przetłumacz sobie z j. ang.) - znowu zaczęłam odchodzić.
Arven???
Od Belli - cd Rick'a - Druga szansa cz. V
-Tylko że czasami nawet ktoś bardzo ci bliski... ktoś kogo znasz od zawsze może cię zranić. Życie jest nie pojęte, czasami trzeba się poddać żeby żyć. Ale czasami chciałabym nie żyć. Wtedy byłabym wolna. Nikt by mi nie zagrażał. Lecz wybrałam życie. Nie wiem czemu. Może dla tego że Bloodwen mnie potrzebuje. Ale przecież w czym ja mu pomogę skoro jestem prawie cała zła? Nie obchodzi mnie to. Nie mam komu ufać, a tym bardziej tym których znam. Przez jednego wilka straciłam wszystkich i rodzinę i go bo tylko on był moim przyjacielem - powiedziałam z chwilowym smutkiem lecz od razu gdy skończyłam mówić znowu stałam się szorstka. - A uderzyć cię nie mam ochoty...- zaczęłam iść przed siebie. Jakby w otchłań kresu.
Rick???
Rick???
od Arven do Belli
Szłam właśnie do jaskini Bet, aby spotkać się z Aragornem, kiedy natknęłam się na Bellę. Wilczyca wydawała się przygnębiona i nieszczęśliwa.
- Hej, co się stało? - zapytałam.
- Nie twoja sprawa. - odburknęła.
- Jestem twoją siostrą. - obruszyłam się. - Możemy się sobie zwierzać ze wszystkiego.
- Jak dotąd, nie porozumiewałyśmy się inaczej, niż walcząc. Szczególnie kiedy Severusowi zaczęło na tobie zależeć.
- Severusowi zależy na Aishy, nie na mnie... - ugryzłam się w język, niestety było już za późno.
- No właśnie! Na Aishy! Na tej małej... - tutaj z ust Belli posypał się ciąg barwnych przekleństw, których nie będę tu przytaczała.
- To nie jego wina, że się w niej zakochał. Miłość nie wybiera. - powiedziałam.
- Łatwo ci mówić. Masz przecież Aragorna. - wilczyca popatrzyła na mnie spod zmrużonych powiek.
- Tak, masz rację. Mam Aragorna, więc tak naprawdę nie mogę zrozumieć, co czujesz. A skoro nie wiem, co cię gnębi, to może mi wyjaśnisz? - zaproponowałam.
- Już ja ci wyjaśnię! - z żądzą zemsty w oczach moja siostra rzuciła się na mnie. Walczyłyśmy ze sobą, zwinięte w kłębku furii, warczącym i wyjącym. Po pół godzinie szamotaniny odsunęłyśmy się od siebie i przeszłyśmy do ataku magicznego. Chociaż Bella była dobrą magiczką, to teraz stłumiła w sobie nadprzyrodzone siły złymi emocjami. Dodatkowo ja zostałam przeszkolona w dziedzinie Czarnej Magii. Nie chcąc zabić wilczycy, rzuciłam kulą energii tylko w jej łapę. Zawyła z bólu i padła na ziemię. Przywróciło mi to zdrowe zmysły. Błyskawicznie doskoczyłam do siostry.
- Bella? Bell, nic ci nie jest? - zawołałam.
- Chyba nie... - mruknęła.
- Ja... ja przepraszam! Nie wiem, co mnie napadło.
- To ja ciebie przepraszam. Nie powinnam była się na ciebie rzucać. - przyznała się do winy, podkulając zranioną łapę.
- Mogłabyś przemienić się w człowieka? - zapytałam. - Łatwiej mi będzie cię uleczyć.
Wilczyca popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale posłuchała mnie i na miejscu zwierzęcia stanęła kobieta o czarnych, zmierzwionych włosach. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Co się stało z moją złotowłosą siostrą? Przemilczałam jednak ten fakt. Przyłożyłam dłoń do jej ręki, z której płynęła ciurkiem krew. Z moich palców wystrzeliło złociste światło i po chwili po ranie nie było ani śladu.
- Masz dar uzdrawiania... - szepnęła Bella. - Czego jeszcze o tobie nie wiem?
- Wielu rzeczy. - odparłam z uśmiechem. - I należałoby tę niewiedzę nadrobić. Ale najpierw... - spochmurniałam. - ...musimy coś zrobić z twoją nową postacią.
[Bella?]
- Hej, co się stało? - zapytałam.
- Nie twoja sprawa. - odburknęła.
- Jestem twoją siostrą. - obruszyłam się. - Możemy się sobie zwierzać ze wszystkiego.
- Jak dotąd, nie porozumiewałyśmy się inaczej, niż walcząc. Szczególnie kiedy Severusowi zaczęło na tobie zależeć.
- Severusowi zależy na Aishy, nie na mnie... - ugryzłam się w język, niestety było już za późno.
- No właśnie! Na Aishy! Na tej małej... - tutaj z ust Belli posypał się ciąg barwnych przekleństw, których nie będę tu przytaczała.
- To nie jego wina, że się w niej zakochał. Miłość nie wybiera. - powiedziałam.
- Łatwo ci mówić. Masz przecież Aragorna. - wilczyca popatrzyła na mnie spod zmrużonych powiek.
- Tak, masz rację. Mam Aragorna, więc tak naprawdę nie mogę zrozumieć, co czujesz. A skoro nie wiem, co cię gnębi, to może mi wyjaśnisz? - zaproponowałam.
- Już ja ci wyjaśnię! - z żądzą zemsty w oczach moja siostra rzuciła się na mnie. Walczyłyśmy ze sobą, zwinięte w kłębku furii, warczącym i wyjącym. Po pół godzinie szamotaniny odsunęłyśmy się od siebie i przeszłyśmy do ataku magicznego. Chociaż Bella była dobrą magiczką, to teraz stłumiła w sobie nadprzyrodzone siły złymi emocjami. Dodatkowo ja zostałam przeszkolona w dziedzinie Czarnej Magii. Nie chcąc zabić wilczycy, rzuciłam kulą energii tylko w jej łapę. Zawyła z bólu i padła na ziemię. Przywróciło mi to zdrowe zmysły. Błyskawicznie doskoczyłam do siostry.
- Bella? Bell, nic ci nie jest? - zawołałam.
- Chyba nie... - mruknęła.
- Ja... ja przepraszam! Nie wiem, co mnie napadło.
- To ja ciebie przepraszam. Nie powinnam była się na ciebie rzucać. - przyznała się do winy, podkulając zranioną łapę.
- Mogłabyś przemienić się w człowieka? - zapytałam. - Łatwiej mi będzie cię uleczyć.
Wilczyca popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale posłuchała mnie i na miejscu zwierzęcia stanęła kobieta o czarnych, zmierzwionych włosach. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Co się stało z moją złotowłosą siostrą? Przemilczałam jednak ten fakt. Przyłożyłam dłoń do jej ręki, z której płynęła ciurkiem krew. Z moich palców wystrzeliło złociste światło i po chwili po ranie nie było ani śladu.
- Masz dar uzdrawiania... - szepnęła Bella. - Czego jeszcze o tobie nie wiem?
- Wielu rzeczy. - odparłam z uśmiechem. - I należałoby tę niewiedzę nadrobić. Ale najpierw... - spochmurniałam. - ...musimy coś zrobić z twoją nową postacią.
[Bella?]
od Rick'a - cd. Belli- Druga szansa cz. IV
- Bella, wiem, co czujesz, życie jest brutalne, ale nie można się poddawać. Wiem też, że ufać każdemu to błąd, na zaufanie pracuje się ciężko i nawet długo. Wiem, jak to jest być zranionym. Jak już mówiłem, życie jest brutalne, chociaż dzięki temu uczy wielu rzeczy.
Poczułem się jak nigdy dotąd. Pomyślałem, że się zapytam:
-Teraz dasz mi w łeb za tę krótką przemowę?
Zaśmiałem się.
Bella?
Poczułem się jak nigdy dotąd. Pomyślałem, że się zapytam:
-Teraz dasz mi w łeb za tę krótką przemowę?
Zaśmiałem się.
Bella?
czwartek, 29 sierpnia 2013
od Dantego - cd. Sary
Chwyciłem waderę za łapę i zaprowadziłem w magiczne miejsce, w którym byłem wcześniej. Miejsca, którego nikt poza mną nie widział. Wiśniowego sadu miłości (nie do terenu watahy!) Od teraz było to miejsce moje i Sary...
Sara???
Sara???
Rozdział 9 - od Arven
- Tak, chcę mieć cię przy
sobie. Już na zawsze. – szepnęłam.
Aragorn bez słowa położył
mi głowę na ramieniu, wtulając twarz w moje włosy.
- Ja też… - odparł. – Nie wyobrażam
sobie życia bez ciebie. Na nikim mi nigdy nie zależało tak, jak na tobie.
- Wtedy, kiedy zginął
Erand… - imię zmarłego w mej obronie młodzieńca wciąż trudno przechodziło mi
przez gardło. – Coś się we mnie przełamało. Zrozumiałam, że stracę zmysły,
jeżeli nie znajdę ukojenia w ramionach kogoś innego. – zarumieniłam się,
spuszczając głowę. – I znalazłam. W tobie. W twoim sercu.
Uniosłam dłoń i
pogładziłam go po policzku
- Muszę ci coś wyznać. –
Aragorn nagle odsunął się ode mnie. – Zazdrościłem Erandowi. Nawet po jego
śmierci myślałem, że nikogo już nie będziesz w stanie pokochać. Że… że…
staniesz się jeszcze bardziej nieprzystępna. Władcza, wieczna i potężna. Zawsze
taka byłaś. Nieosiągalna, zimna Alfa. Dopiero, kiedy zaczęłaś przyjaźnić się z
Severusem, coś się w tobie zmieniło. On ma na ciebie dobry wpływ. – przyznał.
- Tak, jest naprawdę
dobrym przyjacielem przy bliższym poznaniu. Ale nie zastąpi mi ciebie.
Przytuliłam się mocno do
ukochanego, opierając się na jego silnej piersi. Serce, ukryte w jej środku,
biło cicho, ale zdecydowanie, niczym strumień w letni dzień. Wyciągnęłam dłoń, dotknęłam
klatki piersiowej Aragorna i poczułam emanującą z niej miłość i ciepło.
Odsunęłam powoli rękę, a przez mojego ukochanego do mnie zaczął przepływać
strumień białego światła.
- Odkryliśmy Magię Serca! –
zawołałam. – Wiesz, co to znaczy? Tylko… Tylko przeznaczenie zapisane w
gwiazdach może wywołać ten rodzaj Magii!
- Czy to znaczy, że
jesteśmy dla siebie stworzeni? – zapytał Aragorn.
Skinęłam głową.
- Tak, to oznacza właśnie
to.
Młodzieniec objął mnie w
pasie, a ja położyłam mu dłoń na ramieniu i poszliśmy do Jaskini Alf. Carmen
nadal siedziała przed wejściem, tym razem mrucząc jakieś czary ochronne.
- Arven, Aragornie,
pomóżcie mi otoczyć magiczną tarczą całe nasze terytorium. Powstrzyma ona
Mroczną Watahę przed napaścią.
- Dobrze… Ale najpierw
musimy ci coś powiedzieć. – zaczęłam.
Moja matka spojrzała na
mnie, unosząc brwi.
- Kogotha i Erand nie
żyją, a Incantaso była ich najbliższą krewną. – powiedziałam. – Więc…
- Czy nie zostanie nową
przywódczynią Bractwa? – Carmen nie dała mi dokończyć.
- No właśnie.
Uśmiechnęła się i
pokręciła przecząco głową.
- Magiczna Rada – wskazała
głową niebo. – Wyznaczyła już kogoś innego na to miejsce.
- Jak to? – oburzył się
Aragorn. – Moja mama doskonale nadawałaby się na władczynię Stowarzyszenia.
- Tak, to prawda, ale Rada
uznała, że lepiej na tym stanowisku spiszecie się wy. – Alfa wskazała na mnie i
Aragorna.
- My? – zdziwiłam się.
- Tak. Jesteście teraz
Królem i Królową Bractwa Tępiącego Zło.
Spojrzałam na Aragorna.
- Musimy powiadomić twoją
rodzinę. – powiedziałam.
Wilk, teraz w roli
przystojnego elfa, tylko skinął głową. Poszliśmy do Jaskini Bet, aby przekazać
wszystko Incantaso i Hondo. W drodze natknęliśmy się na Severusa. Uśmiechnął
się tajemniczo i poprosił, abyśmy poszli za nim. Wieści w watasze szybko się
rozchodziły.
[Severusie?]
od Sary - cd. Dantego
-Da... Dante to piękne - Zarumieniłam się. - Taaak - Dodałam.
Po czym wzięłam tę piękną różę do swych łap. Mocno go ścisnęłam, a on odwzajemnił to dosłownie tysiącami pocałunków.
- Dante, przeszłam tyle złego, smutnego w życiu, by w końcu być najszczęśliwszą waderą w watasze. Te nieprzespane noce w strachu i łzy, które leciały mi strumieniami poszły w zapomnienie od razu gdy tylko cię spotkałam. - Powiedziałam.
- Sara, a może gdzieś się przejdziemy? - Spytał.
- Ok, a dokąd? - Spytałam.
- W magiczne miejsce.
[Dante gdzie to było?]
Po czym wzięłam tę piękną różę do swych łap. Mocno go ścisnęłam, a on odwzajemnił to dosłownie tysiącami pocałunków.
- Dante, przeszłam tyle złego, smutnego w życiu, by w końcu być najszczęśliwszą waderą w watasze. Te nieprzespane noce w strachu i łzy, które leciały mi strumieniami poszły w zapomnienie od razu gdy tylko cię spotkałam. - Powiedziałam.
- Sara, a może gdzieś się przejdziemy? - Spytał.
- Ok, a dokąd? - Spytałam.
- W magiczne miejsce.
[Dante gdzie to było?]
Od Belli - cd Rick'a - Druga szansa cz. III
- Bo widzisz... Czasami nie warto komuś zaufać, a tym bardziej pokochać. Bo wtedy może cię ten ktoś zranić już na zawsze, a wtedy nikt dla ciebie już nic nie znaczy - powiedziałam. W jego głosie poczułam coś dziwnego. Coś miłego. Od razu odtrąciłam od siebie tę myśl. Nie mogłam znów pozwolić się omotać. On mógłby to później wykorzystać, a wtedy już naprawdę nic nie miałoby sensu. Najlepiej byłoby iść do Saurona i czekać na śmierć. Bo po co ryzykować? Wolę być ostrożna, ale jednak postanowiłam się przedstawić- Bella. Arlietta Flora -Bella, ale to imię już nie istnieje. To było imię księżniczki światła, która we mnie umiera. W moim sercu jest po prostu mrok (lecz jest jedna, mała iskierka światła, której nie mogę jej stracić)
Rick???
Rick???
od Rick'a - cd Belli - Druga szansa cz. II
-Tak, chodźmy.
Razem z waderą ruszyliśmy. Kiedy mnie oprowadzała, zastanawiałem się: "Dlaczego ona tak nie lubi wilków z watahy?". Zauważyłem także, że jest nieufna, też zastanawiałem się, dlaczego. Oprowadzanie było już zakończone, postanowiłem więc czegoś się dowiedzieć:
- Powiesz, jak masz na imię? Dlaczego jesteś taka nieufna wobec watahy?
--------------------------
Bella?
Od Belli - Druga szansa cz. I
Siedziałam na skraju klifu, patrząc w dal. Ciemną dal. Tam gdzie nikt mi nie zagraża. Tam gdzie nikt mnie więcej nie zrani. Byłam tam tylko ja. Sama ja. Nikt mi nie przeszkadzał. Nagle usłyszałam łamanie gałązki. Szybko odwróciłam głowę, nie wstając.
- Odejdź! Jeśli ci życie miłe!!! - wrzasnęłam. Nie mogłam dopuścić, by ktoś się do mnie zbliżył. Byłam gotowa do ataku. Gotowa by zabić wroga.
- Przepraszam. Po prostu chciałem spytać czy mogę się dosiąść.
- Niestety nie mogę ci zabronić, bo należysz do Watahy Źródła.
- Skąd wiesz?
- Poczułam zapach tych...wrr.
- Kogo? Przecież nikt nie jest zagrożeniem - dosiadł się do mnie.
- Może dla ciebie. Ale to przez nich teraz mam inną postać.
- Inną? To jak wyglądasz?
- Oni. Ci zdrajcy. Zranili mi serce.
- Dlatego od razu rozpoznałam cię.. Nasiąknąłeś ich zapachem. Wrr - mówiłam
- Jednak nie są groźni..
- Może dla ciebie, ale wszystkim nie ufaj. Ostrzegam.
- No dobra. A tak właściwie to jestem Rick.
- Yhym - położyłam się i popatrzyłam w przepaść.
- A ty? Jak się nazywasz?
- Nie musisz wiedzieć. Mógłbyś mnie zranić.
- Nie jestem taki, ale może powiesz mi później.
- Niby czemu?
- Bo zapraszam cię na spacer. A poza tym muszę poznać wszystkie tereny.
- No dobra, ale do jaskiń się nie zbliżamy.
- Czemu? - spytał.
- Mogą tam być wilki z naszej watahy - wstałam. - To idziemy?
Rick???
- Odejdź! Jeśli ci życie miłe!!! - wrzasnęłam. Nie mogłam dopuścić, by ktoś się do mnie zbliżył. Byłam gotowa do ataku. Gotowa by zabić wroga.
- Przepraszam. Po prostu chciałem spytać czy mogę się dosiąść.
- Niestety nie mogę ci zabronić, bo należysz do Watahy Źródła.
- Skąd wiesz?
- Poczułam zapach tych...wrr.
- Kogo? Przecież nikt nie jest zagrożeniem - dosiadł się do mnie.
- Może dla ciebie. Ale to przez nich teraz mam inną postać.
- Inną? To jak wyglądasz?
- Oni. Ci zdrajcy. Zranili mi serce.
(Mój teraźniejszy wygląd):
- Dlatego od razu rozpoznałam cię.. Nasiąknąłeś ich zapachem. Wrr - mówiłam
- Jednak nie są groźni..
- Może dla ciebie, ale wszystkim nie ufaj. Ostrzegam.
- No dobra. A tak właściwie to jestem Rick.
- Yhym - położyłam się i popatrzyłam w przepaść.
- A ty? Jak się nazywasz?
- Nie musisz wiedzieć. Mógłbyś mnie zranić.
- Nie jestem taki, ale może powiesz mi później.
- Niby czemu?
- Bo zapraszam cię na spacer. A poza tym muszę poznać wszystkie tereny.
- No dobra, ale do jaskiń się nie zbliżamy.
- Czemu? - spytał.
- Mogą tam być wilki z naszej watahy - wstałam. - To idziemy?
Rick???
Rozdział 8 - od Aragorna
Szedłem powoli, zwiesiwszy łeb i ciężko powłócząc nogami, nie wiedząc, gdzie iść, gdzie jest moje miejsce. Przymknąłem oczy i westchnąłem ciężko przez nos. Nic nie rozumiałem, w mojej głowie był mętlik. Wydarzenia dzisiejszego dnia przewijały się przez mój umysł niczym taśma filmowa. Cudowna noc z Arven, ciepło jej ciała, najście Jaspera, krwawa walka, furia młodej Alfy i unoszące się w powietrzu popioły wroga. Szczerze mówiąc, kiedy tylko zrozpaczona dziewczyna odwróciła się ku mnie ze łzami w oczach nie wytrzymałem i uciekłem z jaskini. Długi czas goniłem na oślep, a kiedy opuściły mnie siły opadłem ciężko na ziemię. Moje serce pulsowało tępym bólem, i czułem się tak jak osoba patrząca na koniec świata i wszystkiego co jej bliskie. Byłem rozdarty i zdawałem sobie sprawę, że jestem tchórzem. Nie powinienem był zostawić Arven, nawet jeśli ceną miało być moje życie. Przystanąłem, otworzyłem oczy i zmieniłem się w człowieka. Poczułem tylko delikatne mrowienie na skórze i nim zdążyłem choćby mrugnąć już byłem gotów do kontynuowania biegu w swej nowej postaci. Świat się wali, pomyślałem, to pewne. A skoro tak muszę odnaleźć Arven! Choćby kosztem własnego życia! poprzysiągłem sobie i zawróciłem gwałtownie. Pędziłem w oszalałym tempie powtarzając sobie raz za razem; Co ja zrobiłem? Co ja, do diabła, zrobiłem?! Odnalezienie Arven nie było takie trudne jak myślałem. Gdy tylko odblokowałem naszą telepatyczną więź, którą wcześniej wyciszyłem, poczułem myśli wadery. Była smutna, nieco przygnębiona, ale nie zrozpaczona! Wniknąłem nieco głębiej w jej świadomość i szybko zrozumiałem, co się stało. Arven nie zabiła swego ojca, tylko zniszczyła wroga. Odetchnąłem i krzyknąłem do niej w umyśle;
~ Arven?
Szybko mi odpowiedziała;
~ Aragorn...? Gdzie ty jesteś?
~ Pędzę do Ciebie.
~ Proponuję spotkanie na Moczarach, przy wschodnim brzegu, dobrze?
~ Nie lubisz, jak widzę, towarzystwa umarlaków?
~ Specjalista od egipskiej mitologi się znalazł!
Przerwałem połączenie i ruszyłem żwawiej ku Moczarom, które były już w miarę blisko. Kilka minut i już dopadłem Epsilonu, po czym przeskoczyłem na wschodni brzeg zastanawiając się nad słowami Arven. Co ja znów takiego powiedziałem, że ona spytała mnie o Egipt? Czyżby owy mit o wschodnim i zachodnim brzegu? Na zachodnim brzegu chowano ludzi, przy wschodnim zaś... tak, to musi być to! Zagłębiając się w rozmyślania wpadłem na Arven.
- Wiecznie buja w obłokach! - zakpiła i uśmiechnęła się, a ja to odwzajemniłem.
- Wybacz mi, że... - zacząłem, ale Arven przerwała mi:
- To nie twoja wina. Niepotrzebnie oddałam się złości. Choć przynajmniej zabiłam Mrocznego. Kolejny wróg zlikwidowany.
Kiwnąłem tylko aprobująco głową i usiadłem na zwalonym pniu.
- Czy twoi rodzice już coś wiedzą...? - spytałem siląc się na spokój, choć Arven wyczuwała mój stres.
- Jeszcze nie. Nic im nie mówiłam - szepnęła.
- To nawet dobrze - zgodziłem się.
- A Incantaso? - Arven zmarszczyła brwi. - Lub Hondo? Wiedzą coś?
- Milczałem - odparłem.
- Tym lepiej - odetchnęła z ulgą.
- Nie możemy przecież tak wiecznie utrzymywać naszej miłości! - zaprotestowałem.
- Wiem, ale teraz jest wojna. Straciliśmy sojusznika jak już zauważyłeś, więc... - przerwałem jej:
- Bractwo niedługo wybierze nowego władcę. I chyba wiem kim on będzie - rzekłem cicho. Elfka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Niby kogo? - ściszyła głos oszołomiona. Wziąłem wdech:
- Moją matkę. Ona także, choć odkryła to nieco później niż jej brat, Kogotha, ojciec Eranda, może przemieniać się w człowieka, a w jej żyłach płynie krew władców - wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
- Ale ona nie przemienia się w elfa, tylko człowieka! - Arven wzdrygnęła się.
- Wiem, wiem. Bractwo jednak nie ma nic przeciw, tym bardziej, że moja babcia i dziadek, Elois i Sirnon, rodzice Incantaso, byli elfami i prawowitymi królami, choć zrzekli się tronu.
- Skoro tak twierdzisz... najważniejsze, że nie ruszymy do walki sami - dziewczyna znużona opadła na ziemię.
- Musisz o tym koniecznie poinformować Carmen i Jaspera. O ile, rzecz jasna, wysłuchają Cię... - rzekłem.
- Chodź ze mną, Ar - szepnęła Arven.
- Jesteś tego pewna? - wymamrotałem. - Bo ja drżę na myśl o tej wizycie - parsknęliśmy śmiechem.
[Arven? Odsyłam Ci rozdział]
Powitajmy nowego wilka!
Imię: Rick
Płeć: Basior
Wiek: 3 lata
Cechy: Sympatyczny, szalony, odważny, miły, pomocny, zwinny, oddany, szlachetny, uczciwy, ambitny, ryzykowny, silny, szczery i inteligentny.
Stanowisko: Goniący
Żywioł: Ziemia i woda.
Moce: Super szybkość, władza nad żywiołami (ziemia i woda), biała i czarna magia, zmiennokształtność i uzdrowienie
Patron: Trevor
Partner: Zauroczony w pewnej waderze.
Rodzina: Nie pamiętam.
Historia: Historia krótka i wesoła, ale trzeba opowiedzieć. Kiedy byłem małym szczeniakiem walczyłem o przetrwanie. Dla mnie było to tylko zabawa, a dla innych nie. Postanowiłem wyruszyć w świat, dorastałem, uczyłem się, poznawałem ciekawe miejsca. Przyszedł czas, że szwendałem się, bo terenach Watahy Zaklętego Źródła. No i co tam dalej, zapytali się czego tu chce. Zapytałem się tylko, czy mogę dołączyć. Alfy zgodziły się, więc jestem tutaj.
Towarzysz: Już nie mam.
Właściciel: SzweBulldog
od Dantego - do Sary
Dzisiaj wstałem wcześnie. Poszłem do
tunelu. Tunelu piękna jak to nazywałem. Wiedziałem o tym tylko ja i moja
słodka Sara..Ach ona jest piękna. Piękna jak krystaliczna róża w blasku
słońca. Moja piękna wadera. Życie napełniało się szczęściem gdy ją
widziałem. Ona dawała powód do życia. Taka piękna i cudowna. Jej
oczy..pełne blasku i miłości. A jej piękna sierść błyszcząca i puszysta.
Gdy tak rozmyślałem o ukochanej dotarłem do końca tunelu i w oka
mgnieniu znalazłem się w jaskini. Podwodnej jaskini. Wskoczyłem do wody.
Przepłynąłem przez ukryty tunel. Byłem na środku jeziora. Wypłynąłem na
brzeg. Nikogo nie było. Poszedłem na krystaliczne wzgórze. Może ta nazwa
przypominała coś łagodnego. Ale gdy ktoś wchodzi po to co jest na samej
górze może zginąć od rąk Literi. Strasznego stwora. Jednak ten kto kocha
szczerą miłością przezwycięży go. Dlatego nie bałem się. Wszedłem na
górę. Dziwiłem się czemu Liter nie atakuje. Ale on tylko przyglądał się
mi uważnie i nic ze mną nie robił. W końcu wspiąłem się na górę. Wsiąłem
krystaliczną różę. Najpiękniejszy kwiat na świecie. Szybko popędziłem w
dół wielkiej góry i wróciłem do mojej jaskini. Popędziłem do jaskini
miłości, gdzie wcześniej zaprosiłem Sarę. Zjawiła się.
- Witaj piękna.
- Witaj Dante. Czemu mnie tu zaprosiłeś?
- Chciałem ci coś powiedzieć - podałem waderze różę i powiedziałem:
- Czy wyjdziesz za mnie?
Sara???
- Witaj piękna.
- Witaj Dante. Czemu mnie tu zaprosiłeś?
- Chciałem ci coś powiedzieć - podałem waderze różę i powiedziałem:
- Czy wyjdziesz za mnie?
Sara???
środa, 28 sierpnia 2013
Rozdział 7 - od Arven
Leżeliśmy,
przytuleni do siebie w Jaskini Miłości. Czułam każdą cząstkę ciała Aragorna,
owiniętego wokół mnie. Obsypywaliśmy się namiętnymi pocałunkami i zaglądaliśmy
w głąb swoich umysłów. Stworzył się między nami rodzaj telepatycznej więzi,
łączącej nas dodatkowo mentalnie. Teraz znałam każde pragnienie i myśl
ukochanego – jego obawy i marzenia, lśniące w jego duszy niczym płomyki świec.
- Kocham cię. – wymruczałam, przylegając do niego ściślej.
- Ja ciebie też. – odparł.
Wyraźnie poczułam, że basior odprężył się, odkąd odkrył, że coś dla mnie znaczy. Moje uczucia nigdy nie były tak rozbudzone, nawet w obecności Eranda. Mój dawny ukochany odszedł jednak bezpowrotnie, chcąc uratować moje życie. Po jego śmierci w moim sercu było dziwne, puste miejsce, niewypełnione niczym. Żadnym wspomnieniem ani łaknieniem. Dopiero kiedy w moim świecie pojawił się Aragorn, ta pustka została wypełniona jasnym światłem. Myśl o Erandzie przywołała mnie do porządku. Odsunęłam się od zdumionego wilkołaka, nadal trzymającego mnie w objęciach.
- Musimy… to przerwać. – jęknęłam. – Mamy wojnę. Nie możemy sobie więcej na to pozwolić.
- Zapomniałem się. Przepraszam. – odparł, wyraźnie skruszony.
- To nie twoja wina. – zapewniłam go. – Po prostu musimy przyjąć jakiś plan działania. Trzeba w końcu pokonać Mrocznych.
- O ile Zaklęci nam nie przeszkodzą.
- Dlaczego nasi bracia mieliby nam przeszkadzać? – zdziwiłam się. – Dążą do tego samego, co i my.
- Bo twoja matka i ojciec obrali własną taktykę. Myślisz, że Jasper zgodzi się na to, abyśmy my mieli jakiś wpływ na nasze losy?
- Co mnie to obchodzi? – oburzyłam się. – Jestem Samicą Alfa, nie marionetką w rękach Starych Alf. Mogę robić, co chcę.
- No chyba nie do końca. – z przeciwległego kąta jaskini dobiegł nas śmiech. Stał tam Jasper we własnej osobie.
- W niczym mi nie przeszkodzisz, „ojcze” – parsknęłam.
- Nie? – Alfa wydawał się być coraz bardziej rozbawiony. Jednak była to przykrywka. Basior rzucił się na mnie, warcząc groźnie.
- Zostaw mnie w spokoju! – wrzasnęłam.
- Skrzywdzisz własnego ojca? – zadrwił Jasper.
- A ty córkę? – uniosłam brwi.
- Nie jesteś moją córką. – odparł.
- Nie…?
Rzuciłam się na basiora. Kłapnęłam zębami nad jego uchem, ale uchylił się błyskawicznie. Skoczył mi do gardła i przegryzł mi którąś z mniejszych żył, bo krew polała się z mojego gardła, jednak nie tak obficie, jak przy pękniętej tętnicy. Z moich ust posypał się ciąg barwnych przekleństw, po czym utkałam Kulę Wszystkich Żywiołów i cisnęłam z impetem w wilka. Po chwili pozostała z niego kupka popiołów.
- O, nie! Co ja zrobiłam?! Tato! – rozpłakałam się z bezsilności. Już nic nie mogło wrócić życia Jasperowi.
- Arven… Arven, nie zbliżaj się do mnie! – zawołał Aragorn i uciekł.
A ja poszłam do Jaskini Alf, powłócząc nogami, aby opowiedzieć o wszystkim Carmen. Moja matka siedziała przed wejściem do kryjówki i przygotowywała jakiś eliksir.
- O, Arven! – zawołała. – Jak dobrze, że jesteś. Jasper…
- Ojciec nie żyje. – wyznałam.
- Jak to: nie żyje? Przecież jest w jaskini. – powiedziała Carmen.
Rzeczywiście, na zewnątrz wyszedł Jasper, cały i zdrowy. Popatrzyłam na niego, zdziwiona.
- Co ci się stało? Zawsze się ze mną kłócisz, kiedy wracasz do domu. – ojciec uniósł brwi.
- No bo ja… - wyjąkałam. Opowiedziałam rodzicom całą historię, ze szczegółami.
- Czyli nasi wrogowie potrafią już przybierać cudzą postać. – wywnioskowała Carmen. – Nie martw się, wszystko w porządku. Pozbyłaś się potężnego wroga.
Odetchnęłam z ulgą. Teraz musiałam jeszcze znaleźć Aragorna i wszystko mu wytłumaczyć.
[Aragornie, dokończysz?]
- Kocham cię. – wymruczałam, przylegając do niego ściślej.
- Ja ciebie też. – odparł.
Wyraźnie poczułam, że basior odprężył się, odkąd odkrył, że coś dla mnie znaczy. Moje uczucia nigdy nie były tak rozbudzone, nawet w obecności Eranda. Mój dawny ukochany odszedł jednak bezpowrotnie, chcąc uratować moje życie. Po jego śmierci w moim sercu było dziwne, puste miejsce, niewypełnione niczym. Żadnym wspomnieniem ani łaknieniem. Dopiero kiedy w moim świecie pojawił się Aragorn, ta pustka została wypełniona jasnym światłem. Myśl o Erandzie przywołała mnie do porządku. Odsunęłam się od zdumionego wilkołaka, nadal trzymającego mnie w objęciach.
- Musimy… to przerwać. – jęknęłam. – Mamy wojnę. Nie możemy sobie więcej na to pozwolić.
- Zapomniałem się. Przepraszam. – odparł, wyraźnie skruszony.
- To nie twoja wina. – zapewniłam go. – Po prostu musimy przyjąć jakiś plan działania. Trzeba w końcu pokonać Mrocznych.
- O ile Zaklęci nam nie przeszkodzą.
- Dlaczego nasi bracia mieliby nam przeszkadzać? – zdziwiłam się. – Dążą do tego samego, co i my.
- Bo twoja matka i ojciec obrali własną taktykę. Myślisz, że Jasper zgodzi się na to, abyśmy my mieli jakiś wpływ na nasze losy?
- Co mnie to obchodzi? – oburzyłam się. – Jestem Samicą Alfa, nie marionetką w rękach Starych Alf. Mogę robić, co chcę.
- No chyba nie do końca. – z przeciwległego kąta jaskini dobiegł nas śmiech. Stał tam Jasper we własnej osobie.
- W niczym mi nie przeszkodzisz, „ojcze” – parsknęłam.
- Nie? – Alfa wydawał się być coraz bardziej rozbawiony. Jednak była to przykrywka. Basior rzucił się na mnie, warcząc groźnie.
- Zostaw mnie w spokoju! – wrzasnęłam.
- Skrzywdzisz własnego ojca? – zadrwił Jasper.
- A ty córkę? – uniosłam brwi.
- Nie jesteś moją córką. – odparł.
- Nie…?
Rzuciłam się na basiora. Kłapnęłam zębami nad jego uchem, ale uchylił się błyskawicznie. Skoczył mi do gardła i przegryzł mi którąś z mniejszych żył, bo krew polała się z mojego gardła, jednak nie tak obficie, jak przy pękniętej tętnicy. Z moich ust posypał się ciąg barwnych przekleństw, po czym utkałam Kulę Wszystkich Żywiołów i cisnęłam z impetem w wilka. Po chwili pozostała z niego kupka popiołów.
- O, nie! Co ja zrobiłam?! Tato! – rozpłakałam się z bezsilności. Już nic nie mogło wrócić życia Jasperowi.
- Arven… Arven, nie zbliżaj się do mnie! – zawołał Aragorn i uciekł.
A ja poszłam do Jaskini Alf, powłócząc nogami, aby opowiedzieć o wszystkim Carmen. Moja matka siedziała przed wejściem do kryjówki i przygotowywała jakiś eliksir.
- O, Arven! – zawołała. – Jak dobrze, że jesteś. Jasper…
- Ojciec nie żyje. – wyznałam.
- Jak to: nie żyje? Przecież jest w jaskini. – powiedziała Carmen.
Rzeczywiście, na zewnątrz wyszedł Jasper, cały i zdrowy. Popatrzyłam na niego, zdziwiona.
- Co ci się stało? Zawsze się ze mną kłócisz, kiedy wracasz do domu. – ojciec uniósł brwi.
- No bo ja… - wyjąkałam. Opowiedziałam rodzicom całą historię, ze szczegółami.
- Czyli nasi wrogowie potrafią już przybierać cudzą postać. – wywnioskowała Carmen. – Nie martw się, wszystko w porządku. Pozbyłaś się potężnego wroga.
Odetchnęłam z ulgą. Teraz musiałam jeszcze znaleźć Aragorna i wszystko mu wytłumaczyć.
[Aragornie, dokończysz?]
wtorek, 27 sierpnia 2013
Od Belli - cd. Saverusa
Uciekałam na polankę. Potem poprzez wąwóz nad klif. Gdy stanęłam nad przepaścią wszystko sobie przypomniałam. Poczułam coś okropnego. Jakby ktoś ściskał moje serce. Z oczy płynęły mi krwawe łzy. Ból rozrywał mnie od środka. Zaczął padać deszcz. Koło mnie plama krwi od łez. Krwawych łez. Teraz zrozumiałam zaufanie nie istnieje. Nawet najbliższa osoba może cię zranić byle czym. Nie chciałam nic pamiętać, ale nagle wszystko minęło. Jakbym już nic nie czuła. Jakbym była bez serca. Bo serce me skamieniało (oczywiście nie dosłownie). Nie czułam bólu. Łzy nie leciały już z mych oczu. Zaufanie już dla mnie nie istniało. Wydawało się jakby świat ciemniał przed moimi oczami. Futro znowu zmieniało kolor. I penie złote włosy mojej sierści już nie powrócą. Na pewno nie. Stałam się bezlitosna. Nikt już dla mnie nic nie znaczył. Mogłam zabić nawet własną matkę. Bo po co mi ona skoro może mnie zranić? Po co mi towarzystwo? Nie potrzebuję nikogo. Przyjaźń może się źle skończyć. Bo ktoś mnie zrani. Nie miała już dla mnie sensu. Tak samo jak rodzina. I wątpię, że komuś zaufam. Teraz byłam już sama. Mroczna i bezlitosna ja...
Sev??
Sev??
od Aishy - cd. Severusa; do Severusa
- Dzięki - szepnęłam. - Za wszelką fatygę.
Severus uśmiechną łsię i ruszyliśmy razem do mojej rodzinnej jaskini. Niebawem przekroczyliśmy Epsilon lśniący teraz złociście i pobiegliśmy na przełaj przez Moczary, skąpane w słonecznym blasku. Milczeliśmy. Oboje świetnie rozumieliśmy się bez słów. Czułam wdzięczność do Severusa. Za to, że zagłuszył moje wyrzuty sumienia. Może i nie było tu słuszne, ale zaoszczędził mi przynajmniej zbędnego cierpienia.
- Sev? - zatrzymałam się na chwilę.
- Tak? - przystanął i spojrzał na mnie zaintrygowany.
- Może to tylko słabe przeczucie, ale zdaje mi się, że Cię kocham - wymamrotałam i zwiesiłam głowę, nagle onieśmielona tym wyznaniem.
- Wstydzisz się tego? - Severus zbliżył się do mnie i uśmiechnął.
- Może trochę - odparłam i odwzajemniłam uśmiech.
- Nie ma czego - zapewnił mnie. On - mroczny i ponury czarnoksiężnik (uważany przez ogół obywatelstwa za drania bez serca) - stwierdził, że miłości nie należy się wstydzić! Opadła mi szczęka i wytrzeszczyłam oczy.
- Serio? - zamrugałam. - Przecież twierdzisz, że "miłość zakłóca mroczną energię" czy coś takiego!
- Może się zmieniłem? - Sev zamyślił się.
- Co masz na myśli? - wciąż wpatrywałam się w niego z niedowierzeniem. A może faktycznie on się zmienił...?
{Sev? Wybacz, weny brak...}
Severus uśmiechną łsię i ruszyliśmy razem do mojej rodzinnej jaskini. Niebawem przekroczyliśmy Epsilon lśniący teraz złociście i pobiegliśmy na przełaj przez Moczary, skąpane w słonecznym blasku. Milczeliśmy. Oboje świetnie rozumieliśmy się bez słów. Czułam wdzięczność do Severusa. Za to, że zagłuszył moje wyrzuty sumienia. Może i nie było tu słuszne, ale zaoszczędził mi przynajmniej zbędnego cierpienia.
- Sev? - zatrzymałam się na chwilę.
- Tak? - przystanął i spojrzał na mnie zaintrygowany.
- Może to tylko słabe przeczucie, ale zdaje mi się, że Cię kocham - wymamrotałam i zwiesiłam głowę, nagle onieśmielona tym wyznaniem.
- Wstydzisz się tego? - Severus zbliżył się do mnie i uśmiechnął.
- Może trochę - odparłam i odwzajemniłam uśmiech.
- Nie ma czego - zapewnił mnie. On - mroczny i ponury czarnoksiężnik (uważany przez ogół obywatelstwa za drania bez serca) - stwierdził, że miłości nie należy się wstydzić! Opadła mi szczęka i wytrzeszczyłam oczy.
- Serio? - zamrugałam. - Przecież twierdzisz, że "miłość zakłóca mroczną energię" czy coś takiego!
- Może się zmieniłem? - Sev zamyślił się.
- Co masz na myśli? - wciąż wpatrywałam się w niego z niedowierzeniem. A może faktycznie on się zmienił...?
{Sev? Wybacz, weny brak...}
od Severusa - cd. Bella
Bella przysunęła się do mnie niepokojąco
blisko czego się obawiałem. Poddenerwowany odsunąłem się kilka kroków
do tyłu, i starałem się nie patrzeć jej w oczy. Uśmiechnąłem się krzywo.
- Ee, słuchaj mam kilka zamówień na eliksiry - wymamrotałem.
- Tak, a jakich? - uniosła brew.
- Dla Incantaso, Aragorna, Caro... Aishy? - przełknąłem ślinę i starałem się uśmiechnąć.
- Ah, tak?! Aishy?! -wrzasnęła i zaczęły jej się szklić oczy. Zagryzła wargi i skoczyła w bok, starając się uciec, ale zagrodziłem jej drogę.
- To może inaczej; idziesz ze mną na spacer? - spytałem patrząc jej w twarz.
- T-tak... Jeśli nie będziesz wspominał o Aishy! - dodała.
- Świetnie, bo widzisz, muszę ci coś wyznać - skierowaliśmy się do lasu.
- Tak? - spytała z nadzieją w głosie.
- Znam cię od szczeniaka i... razem przeżyliśmy mnóstwo wspaniałych przygód... Heh, wyzwolenie mnie od Saurona, ten spór z Saltus Mortem, twoja amnezja... Przygotowywanie eliksirów... To całe wyznawanie sobie miłości w końcu do mnie trafiło... No i muszę ci wyznać że... ja nic do ciebie nie czuję - jakoś przeszło mi to przez gardło. Spojrzałem na żółtą waderę. Patrzyła ślepo w ziemię i tłumiła w sobie łzy.
- Dlaczego... dlaczego nie ja? ... Znamy się od tak dawna... Przecież... Przecież... jestem młodą alfą... Ty też byś nim był... - wyszeptała. Podszedłem do niej i objąłem ja łapą.
- Bo mi nie zależy na randze... A miłość z przymusu to nie miłość... A przynajmniej tak czytałem - powiedziałem.
- Co ty wiesz o miłości?! - wrzasnęła i uderzyła mnie w pysk. Zaczęła biec przed siebie. Było mi jej szkoda. Nie chciałem jej ranić, ale ona jest tylko moją najlepszą przyjaciółką. Nic więcej. Spuściłem łeb i powolnym krokiem skierowałem się do mojej chaty. Mam nadzieję, że aż tak bardzo się nie pogniewała. Poza tym miała amnezję, wiec może to było tylko chwilowe zauroczenie? Raczej nie, sądząc po tym jak się zachowała. Nie chciałem jej ranić, a za razem nie chciałem być z nią. A co ona myślała, że jak ją przytulę, lub pocałuję to wróci jej pamięć? Życie to nie bajeczka.Ten sposób nigdy by nie podziałał. Ale gdzie ona pobiegła? Martwiłem się ponieważ wcześniej, gdy ją odrzucałem miała myśli samobójcze. Nie chcę by umarła! To moja przyjaciółka, którą lubię i mogę zaufać! Tak samo jak Aisha... Aaa dlaczego to musi być takie trudne?! Mam nadzieję, że Bella nie będzie miała głupich pomysłów. Tak bardzo ją lubię, ale nie kocham tak jak ona mnie. Mam nadzieję że w swoim życiu spotka jeszcze cudownego basiora...
<Bella?Dodasz coś?>
- Ee, słuchaj mam kilka zamówień na eliksiry - wymamrotałem.
- Tak, a jakich? - uniosła brew.
- Dla Incantaso, Aragorna, Caro... Aishy? - przełknąłem ślinę i starałem się uśmiechnąć.
- Ah, tak?! Aishy?! -wrzasnęła i zaczęły jej się szklić oczy. Zagryzła wargi i skoczyła w bok, starając się uciec, ale zagrodziłem jej drogę.
- To może inaczej; idziesz ze mną na spacer? - spytałem patrząc jej w twarz.
- T-tak... Jeśli nie będziesz wspominał o Aishy! - dodała.
- Świetnie, bo widzisz, muszę ci coś wyznać - skierowaliśmy się do lasu.
- Tak? - spytała z nadzieją w głosie.
- Znam cię od szczeniaka i... razem przeżyliśmy mnóstwo wspaniałych przygód... Heh, wyzwolenie mnie od Saurona, ten spór z Saltus Mortem, twoja amnezja... Przygotowywanie eliksirów... To całe wyznawanie sobie miłości w końcu do mnie trafiło... No i muszę ci wyznać że... ja nic do ciebie nie czuję - jakoś przeszło mi to przez gardło. Spojrzałem na żółtą waderę. Patrzyła ślepo w ziemię i tłumiła w sobie łzy.
- Dlaczego... dlaczego nie ja? ... Znamy się od tak dawna... Przecież... Przecież... jestem młodą alfą... Ty też byś nim był... - wyszeptała. Podszedłem do niej i objąłem ja łapą.
- Bo mi nie zależy na randze... A miłość z przymusu to nie miłość... A przynajmniej tak czytałem - powiedziałem.
- Co ty wiesz o miłości?! - wrzasnęła i uderzyła mnie w pysk. Zaczęła biec przed siebie. Było mi jej szkoda. Nie chciałem jej ranić, ale ona jest tylko moją najlepszą przyjaciółką. Nic więcej. Spuściłem łeb i powolnym krokiem skierowałem się do mojej chaty. Mam nadzieję, że aż tak bardzo się nie pogniewała. Poza tym miała amnezję, wiec może to było tylko chwilowe zauroczenie? Raczej nie, sądząc po tym jak się zachowała. Nie chciałem jej ranić, a za razem nie chciałem być z nią. A co ona myślała, że jak ją przytulę, lub pocałuję to wróci jej pamięć? Życie to nie bajeczka.Ten sposób nigdy by nie podziałał. Ale gdzie ona pobiegła? Martwiłem się ponieważ wcześniej, gdy ją odrzucałem miała myśli samobójcze. Nie chcę by umarła! To moja przyjaciółka, którą lubię i mogę zaufać! Tak samo jak Aisha... Aaa dlaczego to musi być takie trudne?! Mam nadzieję, że Bella nie będzie miała głupich pomysłów. Tak bardzo ją lubię, ale nie kocham tak jak ona mnie. Mam nadzieję że w swoim życiu spotka jeszcze cudownego basiora...
<Bella?Dodasz coś?>
od Severusa - cd. Aishy; do Aishy
Aisha szła przodem wolno snując się po ziemi. Cieszyłem się, że mnie
wybrała, a za razem czułem się okropnie, że ja i ten cały Mike
potraktowaliśmy ją jak nagrodę za wygrany turniej. Wszystko wokół nagle
zrobiło się takie szare i bezbarwne... Jak widać znów powróciłem do
rzeczywistości. Poczułem palący ból na lewej łopatce. Zniesmaczony
popatrzyłem w to miejsce. Zauważyłem że w ranie, którą zaszył mi po moim
upadku Del puściły szwy. Syknąłem tylko na widok krwi spływającej mi po
plecach i zdając sobie sprawę z tego jak daleko oddaliła się
Aisha, podbiegłem do niej kulejąc. Teraz ja i ona szliśmy równym
tempem. Ślepo spoglądała w dal. Widać było, że jest bardzo przygnębiona.
Jej dusza była kompletnie rozdarta, a myśli wprost krzyczały. Wokół
zaczęła pojawiać się gęsta mgła, a trawa stawała się suchai łamliwa.
Poczułem coś zimnego, co spływało mi po pysku. Znów się zatrzymałem,
starając się wytrzeć ową ciecz i jak się okazało była to krew która
spływała z mojego naderwanego ucha. Przysiadłem na szarej trawie, obok
nagrobku dawnego towarzysza In.
- Ai... coś nie tak? - Samica szła jeszcze przez chwilę machając powoli swym czarnym ogonem, i powoli zanurzając się w gęstej mgle. Nagle przystanęła i uniosła głowę. Odwróciła się do mnie i podeszła. Usiadła obok i popatrzyła mi w oczy, zagryzając wargi i powstrzymując łzy.
- Salubrius dilectus, salubrius - wymamrotała zaklęcie i delikatnie położyła mi łapę na ranie. Poczułem pieczenie. Tak jak by mi nalała tam butlę spirytusu.S yczałem i zaciskałem zęby, by odwrócić uwagę od tego nieprzyjemnego uczucia. Z ciekawości popatrzyłem co robi, i zobaczyłem jak wszystkie moja rany się zrastają (co było dość obrzydliwe). To była cała minuta nieopisanego bólu, ale byłem jej wdzięczny, a za razem zaskoczony tym że znała zaklęcie tego stopnia.
- Jak ty to... - powiedziałem ciężko.
- Lubię czasem sobie czasem poczytać... - starała się ukryć twarz, niby ,,nie specjalnie'' zasłaniając się skrzydłem. - To zaklęcie którego użyła królowa wschodnich elfów by uratować narzeczonego
- Nie znałem tego zaklęcia - powiedziałem zdziwiony. Wydawało mi się że znam je wszystkie.
- Bo to było dla cierpiących i zakochanych kobiet - chlipnęła. Teraz wiedziałem już, że na pewno płacze.
Popatrzyłem na nią smutny. Zamknąłem oczy i mocno się skupiłem. Poczułem że palce mojej łapy się wydłużają i tracę sierść. Gdy znów otworzyłem oczy byłem już elfem. Wstałem z trawy i otrzepałem się z pyłu i kurzu. Podeszłem do odwróconej do mnie plecami Aish, i podałem jej rękę, uśmiechając się.Wadera podniosła łeb i popatrzyła na mnie szklanymi oczami, po chwili jednak uśmiechnęła się przez łzy .Ona także zmieniła się w elfa. Piękną białowłosą elfkę, zupełnie nie podobną do jej wilczej postaci. Złapała mnie za rękę i podniosła się z ziemi.
- Ja go tak bardzo zraniłam...- jęknęła i wtuliła się w mój płaszcz.
Pogłaskałem ją po głowie i dodałem:
-To nie twoja wina... - mruknąłem kojąco.
- A niby czyja? - łkała. - Ja go lubię ,ale on się we mnie zakochał! Ja nie chcę z nim być ale... ale.. .Nie chciałam go ranić! - krzyknęła, a echo obiło się o skały.
- Znam twój ból - powiedziałem gładząc ją po głowie - Znasz Bellę?
- Tak - chlipnęła. - Wiem też o was...
- To wiedz, że ja do niej nic nie czuję, tak jak ty nic nie czujesz do Mike'a - popatrzyłem jej w oczy.
- Proszę nie patrz na mnie - znów schowała twarz w moim płaszczu. - Na moje łzy ,na podpuchnięte powieki. Nie patrz na... moją porażkę, na tę słabość która daje mi ulgę!
- Płacz to nie słabość. Ja także płaczę... Jak dziecko - wymamrotałem.
- Ty nie zrozumiesz... - jęknęła
- Tak myślisz? -podniosłem jej podbródek by na mnie popatrzyła,i uśmiechnąłem się przez szklane oczy.
<Aisha?>
- Ai... coś nie tak? - Samica szła jeszcze przez chwilę machając powoli swym czarnym ogonem, i powoli zanurzając się w gęstej mgle. Nagle przystanęła i uniosła głowę. Odwróciła się do mnie i podeszła. Usiadła obok i popatrzyła mi w oczy, zagryzając wargi i powstrzymując łzy.
- Salubrius dilectus, salubrius - wymamrotała zaklęcie i delikatnie położyła mi łapę na ranie. Poczułem pieczenie. Tak jak by mi nalała tam butlę spirytusu.S yczałem i zaciskałem zęby, by odwrócić uwagę od tego nieprzyjemnego uczucia. Z ciekawości popatrzyłem co robi, i zobaczyłem jak wszystkie moja rany się zrastają (co było dość obrzydliwe). To była cała minuta nieopisanego bólu, ale byłem jej wdzięczny, a za razem zaskoczony tym że znała zaklęcie tego stopnia.
- Jak ty to... - powiedziałem ciężko.
- Lubię czasem sobie czasem poczytać... - starała się ukryć twarz, niby ,,nie specjalnie'' zasłaniając się skrzydłem. - To zaklęcie którego użyła królowa wschodnich elfów by uratować narzeczonego
- Nie znałem tego zaklęcia - powiedziałem zdziwiony. Wydawało mi się że znam je wszystkie.
- Bo to było dla cierpiących i zakochanych kobiet - chlipnęła. Teraz wiedziałem już, że na pewno płacze.
Popatrzyłem na nią smutny. Zamknąłem oczy i mocno się skupiłem. Poczułem że palce mojej łapy się wydłużają i tracę sierść. Gdy znów otworzyłem oczy byłem już elfem. Wstałem z trawy i otrzepałem się z pyłu i kurzu. Podeszłem do odwróconej do mnie plecami Aish, i podałem jej rękę, uśmiechając się.Wadera podniosła łeb i popatrzyła na mnie szklanymi oczami, po chwili jednak uśmiechnęła się przez łzy .Ona także zmieniła się w elfa. Piękną białowłosą elfkę, zupełnie nie podobną do jej wilczej postaci. Złapała mnie za rękę i podniosła się z ziemi.
- Ja go tak bardzo zraniłam...- jęknęła i wtuliła się w mój płaszcz.
Pogłaskałem ją po głowie i dodałem:
-To nie twoja wina... - mruknąłem kojąco.
- A niby czyja? - łkała. - Ja go lubię ,ale on się we mnie zakochał! Ja nie chcę z nim być ale... ale.. .Nie chciałam go ranić! - krzyknęła, a echo obiło się o skały.
- Znam twój ból - powiedziałem gładząc ją po głowie - Znasz Bellę?
- Tak - chlipnęła. - Wiem też o was...
- To wiedz, że ja do niej nic nie czuję, tak jak ty nic nie czujesz do Mike'a - popatrzyłem jej w oczy.
- Proszę nie patrz na mnie - znów schowała twarz w moim płaszczu. - Na moje łzy ,na podpuchnięte powieki. Nie patrz na... moją porażkę, na tę słabość która daje mi ulgę!
- Płacz to nie słabość. Ja także płaczę... Jak dziecko - wymamrotałem.
- Ty nie zrozumiesz... - jęknęła
- Tak myślisz? -podniosłem jej podbródek by na mnie popatrzyła,i uśmiechnąłem się przez szklane oczy.
<Aisha?>
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Od Belli - do Saverusa
Na chwilę złapałam sygnał więc pomyślałam że napiszę chociaż jeden post. Może odpiszę jak będę miała zasięg. Nie wiem jak długo będę miała sygnał więc proszę nie wysyłać do mnie wiadomości dotyczących postów i formularzy.
P.S: Przysyłam pozdrowienia z nad morza!
Byłam na polanie. Nagle zobaczyłam Saverusa. Od razu wstałam i do niego podeszłam.
- Jak tam sprawy z jeleniami?
- Nawet, ale i tak alfa jest na ciebie zły.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. To nie twoja wina.
- Dzięki - powiedziałam - przy tobie mogę czuć się swobodnie. Tobie tylko mogę ufać. Nie wiem co było w przeszłości ale jednak przypominam sobie zaufanie. Mocne zaufanie, którym darzę ciebie. Wiem że nic mi nie grozi. Ale nie pamiętam zbyt wiele. Może kiedyś się dowiem. Może coś wyjątkowego da mi z powrotem moją pamięć, ale nie wiem tego-powiedziałam i popatrzyłam głęboko w jego oczy. Było widać że tak na prawdę jest miły, czuły i romantyczny. Jakbym coś do niego czuła. Teraz przypomniało mi się coś z przeszłości. Ja chyba faktycznie coś do niego czułam. I nadal czuję. Nie przeraziła mnie ta myśl bo wiedziałam że mam do niego zaufanie. Popatrzyłam w jego oczy jeszcze raz i zbliżyłam się.
Sev możesz dokończyć?
P.S: Przysyłam pozdrowienia z nad morza!
Byłam na polanie. Nagle zobaczyłam Saverusa. Od razu wstałam i do niego podeszłam.
- Jak tam sprawy z jeleniami?
- Nawet, ale i tak alfa jest na ciebie zły.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. To nie twoja wina.
- Dzięki - powiedziałam - przy tobie mogę czuć się swobodnie. Tobie tylko mogę ufać. Nie wiem co było w przeszłości ale jednak przypominam sobie zaufanie. Mocne zaufanie, którym darzę ciebie. Wiem że nic mi nie grozi. Ale nie pamiętam zbyt wiele. Może kiedyś się dowiem. Może coś wyjątkowego da mi z powrotem moją pamięć, ale nie wiem tego-powiedziałam i popatrzyłam głęboko w jego oczy. Było widać że tak na prawdę jest miły, czuły i romantyczny. Jakbym coś do niego czuła. Teraz przypomniało mi się coś z przeszłości. Ja chyba faktycznie coś do niego czułam. I nadal czuję. Nie przeraziła mnie ta myśl bo wiedziałam że mam do niego zaufanie. Popatrzyłam w jego oczy jeszcze raz i zbliżyłam się.
Sev możesz dokończyć?
od Aishy - cd. Mike'a; do Severusa
"Drogi Mike'u.
Piszę, bo chciałam wyjaśnić pewne nieporozumienia między mną, a Tobą. Przedstawię tę sprawę jasno i prosto z mostu;
Wiem, być może to okrutne, ale odtrącam Cię. Nigdy Cię nie kochałam i nigdy nie pokocham. Pragnę innego, nie zaś Ciebie. Nie pierwszego lepszego wilka, któremu spodobają się moje wdzięki i zapragnie mnie, pokocha...
Najlepiej zrobisz zapominając o mnie. Możesz rozpocząć nowe życie, daleko stąd, w innej watasze. Wybacz mi, Mike. Wiem, że Cię ranię, ale mimo to nie żałuję swego czynu. Nie bylibyśmy ze sobą szczęśliwi - Ty wiecznie wesoły, ja ponura i mroczna. Przepraszam Cię. Nigdy nie chciałam Ci zadać tego ciosu; to los, bolesna rzeczywistość, życie, zmusiły mnie do tego.
Żegnaj i proszę nie wspominaj mnie. Nie, jeśli chcesz żyć dalej bez cierpienia.
Twoja była przyjaciółka.
Aisha."
Kiedy tylko ukończyłam pisać list westchnęłam i nim się obejrzałam już łkałam w swoim kącie, w jaskini. Z trudem przełknęłam łzy i przeczytałam drżącym głosem:
- "Wiem, że Cię ranię, ale mimo to nie żałuję swego czynu" - i na powrót zaczęłam szlochać. Oparłam głowę o ścianę jaskini, powstrzymując płacz i złapałam kilka płytkich wdechów.
- Nie płacz, idiotko, nie płacz - szepnęłam do siebie i wstałam. Chciałam w miarę szybko doręczyć przesyłkę do Mike'a. I miałam nadzieję, że nie będę musiała go w międzyczasie widzieć. Jego ból był moim bólem. Nie chciałam go ranić, ale pragnął czegoś czego nie mogłam mu dać. Pragnął mnie, mojej duszy i całej istoty. Kochał mnie. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że to tylko takie chwilowe zauroczenie, które przejdzie. Westchnęłam.
- Czemu akurat on? - spytałam cicho samej siebie. - Czemu mój najlepszy przyjaciel?
Mój jedyny przyjaciel, szepnął jakiś głosik w moim umyśle, ale skarciłam tylko siebie w duchu i ruszyłam raźnym krokiem do jaskini Wicky i Mike'a. Rana na nodze już mi tak nie doskwierała. Mogłabym tak właściwie polecieć, ale coś mnie powstrzymywało. I to było coś więcej niż tylko niechęć do ukazywania się komukolwiek.
Biegłam żwawo wydeptanymi ścieżkami i pogwizdywałam do siebie pod nosem, aby odgonić ponure myśli. List włożyłam do skórzanej torby, którą umocowałam sobie na grzbiecie, tak więc nie było szans, aby mógł ulec zniszczeniu. Mknęłam tak, ze sztucznym uśmiechem na wargach i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przymknęłam oczy, aby oddać się zmysłom. I niespodziewanie się z czymś zderzyłam.
- Cholerne drzewa! - warknęłam i otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam jednak przed sobą wilka. Severusa.
- Drzewa? - uniósł brwi zaskoczony, a ja prychnęłam zniecierpliwiona.
- Mała pomyłka.
- Dobre sobie - zakpił. - Porównujesz mnie do jakiegoś dębu lub jesionu!
- Niech Ci będzie. Duża pomyłka, błagam o wybaczenie - nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się.
- Gdzie zmierzasz? Wnioskując z tego, że biegasz po lesie z zamkniętymi oczyma... - nie dokończył, bo przerwałam mu:
- Idę do Mike'a.
- Co? - basior wytrzeszczył oczy zdumiony mym wyznaniem.
- Muszę... mu coś przekazać. Mógłbyś na mnie zaczekać na Moczarach? - podsunęłam niepewnie.
- Chciałbym pójść z tobą, jeśli łaska - Sev uśmiechnął się widząc moje zagubienie.
- Mike chce Cię zabić - ostrzegłam go.
- Chyba nie myślisz, że będę tak siedział bezczynnie i czekał na swą śmierć. Odpowiem mu tym samym - wilk znów się rozpromienił. - Już się nie mogę doczekać!
- Z tego nie wyjdzie nic dobrego - zagroziłam.
- Najwyżej dwa trupy i załamana wilczyca - odparł Severus. - A w najlepszym wypadku tylko jeden trup.
- Aha - wycedziłam. - Cudownie.
- Nie inaczej - Severus wzruszył ramionami i niespiesznie ruszyliśmy do Mike'a.
- Jesteś pewien? Nie chcę, aby któremuś z was się coś stało.
- Jestem absolutnie pewien. Będę się hamował.
- Niech Ci będzie - westchnęłam i pogrążyliśmy się w milczeniu. Chwilę potem stanęliśmy przed jaskinią Wicky i Mike'a.
- Poczekaj tu na mnie - nakazałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka z dumnie podniesioną głową. W jaskini panował nieprzyjemny chłód i wilgoć. Rozejrzałam się po zacienionym pomieszczeniu. Wbrew pozorom było całkiem przytulne - i choć trochę mroczne - nawet przyjemne.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam obojętny głos Wicky, która stanęła tuż koło mnie z nieprzeniknioną miną.
- Chciałam coś dać Mike'owi. Mogłabyś mu to przekazać? - podałam jej list próbując odczytać coś z tej maski, którą nałożyła na twarz.
- Mike zaraz tu będzie. Możesz mu to dać sama - odparła.
- Wolałabym jednak, abyś... - nie dokończyłam, bo jaskinią wstrząsnął huk, a z zarośli dobiegły nas wycie i szamotanina. Jednocześnie spojrzałyśmy po sobie i pobiegłyśmy ku wyjściu z jamy. W krzakach walczyły dwa wilki; jeden smukły i czarny, drugi masywny i biały.
- Przestańcie! - wrzasnęłam, ale oni nie zwrócili na mnie uwagi. - Wicky, musimy wkroczyć do akcji! - zawołałam do wadery, ale ta zignorowała mnie. Głąby, pomyślałam i rzuciłam się między wilki. Wpadłam między nie w impetem, uważając na ich kły. Mike warczał gardłowo i mruczał przekleństwa pod nosem, Sev zaś walczył w milczeniu. Udało mi się ich z trudem rozdzielić. Oba wilki mierzyły się nienawistnym spojrzeniem i całe zbroczone były świeżą jeszcze krwią.
- Jak mogliście...?! - zawyłam patrząc ze złością na dwa basiory. - Sev, poczekaj na mnie tutaj, a ja muszę się rozprawić z Mike'iem.
Rzekomy wilk spojrzał tylko na mnie z przerażeniem i posłusznie wszedł do jaskini.
- Co Cię opętało, Mike? - spytałam go, gdy byłam pewna, że nikt nas nie usłyszy.
- Musiałem się zemścić - odparł.
- Za co? Za to, że jego wolę? - spojrzałam nań pogardliwie. - Za to?
- Tak - warknął przez zaciśnięte zęby. - Za to.
- Masz - podałam mu kopertę. - To dla Ciebie. I więcej do tego nie wracajmy. Żegnaj, Mike - wyszłam z jaskini próbując się nie rozpłakać. Nie chciałam go ranić. Szkoda tylko, że nie miałam wyboru.
- Chodź, Sev - szepnęłam i ruszyłam powoli ku Moczarom. Chciałam tam odpocząć i - jeśli to byłoby konieczne - wypłakać się na ramieniu towarzyszącego mi wilka. Zwiesiłam głowę. Przede mną przyszłość rozpościerała się mroczna i przerażająca.
Sev?
Piszę, bo chciałam wyjaśnić pewne nieporozumienia między mną, a Tobą. Przedstawię tę sprawę jasno i prosto z mostu;
Wiem, być może to okrutne, ale odtrącam Cię. Nigdy Cię nie kochałam i nigdy nie pokocham. Pragnę innego, nie zaś Ciebie. Nie pierwszego lepszego wilka, któremu spodobają się moje wdzięki i zapragnie mnie, pokocha...
Najlepiej zrobisz zapominając o mnie. Możesz rozpocząć nowe życie, daleko stąd, w innej watasze. Wybacz mi, Mike. Wiem, że Cię ranię, ale mimo to nie żałuję swego czynu. Nie bylibyśmy ze sobą szczęśliwi - Ty wiecznie wesoły, ja ponura i mroczna. Przepraszam Cię. Nigdy nie chciałam Ci zadać tego ciosu; to los, bolesna rzeczywistość, życie, zmusiły mnie do tego.
Żegnaj i proszę nie wspominaj mnie. Nie, jeśli chcesz żyć dalej bez cierpienia.
Twoja była przyjaciółka.
Aisha."
Kiedy tylko ukończyłam pisać list westchnęłam i nim się obejrzałam już łkałam w swoim kącie, w jaskini. Z trudem przełknęłam łzy i przeczytałam drżącym głosem:
- "Wiem, że Cię ranię, ale mimo to nie żałuję swego czynu" - i na powrót zaczęłam szlochać. Oparłam głowę o ścianę jaskini, powstrzymując płacz i złapałam kilka płytkich wdechów.
- Nie płacz, idiotko, nie płacz - szepnęłam do siebie i wstałam. Chciałam w miarę szybko doręczyć przesyłkę do Mike'a. I miałam nadzieję, że nie będę musiała go w międzyczasie widzieć. Jego ból był moim bólem. Nie chciałam go ranić, ale pragnął czegoś czego nie mogłam mu dać. Pragnął mnie, mojej duszy i całej istoty. Kochał mnie. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że to tylko takie chwilowe zauroczenie, które przejdzie. Westchnęłam.
- Czemu akurat on? - spytałam cicho samej siebie. - Czemu mój najlepszy przyjaciel?
Mój jedyny przyjaciel, szepnął jakiś głosik w moim umyśle, ale skarciłam tylko siebie w duchu i ruszyłam raźnym krokiem do jaskini Wicky i Mike'a. Rana na nodze już mi tak nie doskwierała. Mogłabym tak właściwie polecieć, ale coś mnie powstrzymywało. I to było coś więcej niż tylko niechęć do ukazywania się komukolwiek.
Biegłam żwawo wydeptanymi ścieżkami i pogwizdywałam do siebie pod nosem, aby odgonić ponure myśli. List włożyłam do skórzanej torby, którą umocowałam sobie na grzbiecie, tak więc nie było szans, aby mógł ulec zniszczeniu. Mknęłam tak, ze sztucznym uśmiechem na wargach i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Przymknęłam oczy, aby oddać się zmysłom. I niespodziewanie się z czymś zderzyłam.
- Cholerne drzewa! - warknęłam i otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam jednak przed sobą wilka. Severusa.
- Drzewa? - uniósł brwi zaskoczony, a ja prychnęłam zniecierpliwiona.
- Mała pomyłka.
- Dobre sobie - zakpił. - Porównujesz mnie do jakiegoś dębu lub jesionu!
- Niech Ci będzie. Duża pomyłka, błagam o wybaczenie - nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się.
- Gdzie zmierzasz? Wnioskując z tego, że biegasz po lesie z zamkniętymi oczyma... - nie dokończył, bo przerwałam mu:
- Idę do Mike'a.
- Co? - basior wytrzeszczył oczy zdumiony mym wyznaniem.
- Muszę... mu coś przekazać. Mógłbyś na mnie zaczekać na Moczarach? - podsunęłam niepewnie.
- Chciałbym pójść z tobą, jeśli łaska - Sev uśmiechnął się widząc moje zagubienie.
- Mike chce Cię zabić - ostrzegłam go.
- Chyba nie myślisz, że będę tak siedział bezczynnie i czekał na swą śmierć. Odpowiem mu tym samym - wilk znów się rozpromienił. - Już się nie mogę doczekać!
- Z tego nie wyjdzie nic dobrego - zagroziłam.
- Najwyżej dwa trupy i załamana wilczyca - odparł Severus. - A w najlepszym wypadku tylko jeden trup.
- Aha - wycedziłam. - Cudownie.
- Nie inaczej - Severus wzruszył ramionami i niespiesznie ruszyliśmy do Mike'a.
- Jesteś pewien? Nie chcę, aby któremuś z was się coś stało.
- Jestem absolutnie pewien. Będę się hamował.
- Niech Ci będzie - westchnęłam i pogrążyliśmy się w milczeniu. Chwilę potem stanęliśmy przed jaskinią Wicky i Mike'a.
- Poczekaj tu na mnie - nakazałam i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka z dumnie podniesioną głową. W jaskini panował nieprzyjemny chłód i wilgoć. Rozejrzałam się po zacienionym pomieszczeniu. Wbrew pozorom było całkiem przytulne - i choć trochę mroczne - nawet przyjemne.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam obojętny głos Wicky, która stanęła tuż koło mnie z nieprzeniknioną miną.
- Chciałam coś dać Mike'owi. Mogłabyś mu to przekazać? - podałam jej list próbując odczytać coś z tej maski, którą nałożyła na twarz.
- Mike zaraz tu będzie. Możesz mu to dać sama - odparła.
- Wolałabym jednak, abyś... - nie dokończyłam, bo jaskinią wstrząsnął huk, a z zarośli dobiegły nas wycie i szamotanina. Jednocześnie spojrzałyśmy po sobie i pobiegłyśmy ku wyjściu z jamy. W krzakach walczyły dwa wilki; jeden smukły i czarny, drugi masywny i biały.
- Przestańcie! - wrzasnęłam, ale oni nie zwrócili na mnie uwagi. - Wicky, musimy wkroczyć do akcji! - zawołałam do wadery, ale ta zignorowała mnie. Głąby, pomyślałam i rzuciłam się między wilki. Wpadłam między nie w impetem, uważając na ich kły. Mike warczał gardłowo i mruczał przekleństwa pod nosem, Sev zaś walczył w milczeniu. Udało mi się ich z trudem rozdzielić. Oba wilki mierzyły się nienawistnym spojrzeniem i całe zbroczone były świeżą jeszcze krwią.
- Jak mogliście...?! - zawyłam patrząc ze złością na dwa basiory. - Sev, poczekaj na mnie tutaj, a ja muszę się rozprawić z Mike'iem.
Rzekomy wilk spojrzał tylko na mnie z przerażeniem i posłusznie wszedł do jaskini.
- Co Cię opętało, Mike? - spytałam go, gdy byłam pewna, że nikt nas nie usłyszy.
- Musiałem się zemścić - odparł.
- Za co? Za to, że jego wolę? - spojrzałam nań pogardliwie. - Za to?
- Tak - warknął przez zaciśnięte zęby. - Za to.
- Masz - podałam mu kopertę. - To dla Ciebie. I więcej do tego nie wracajmy. Żegnaj, Mike - wyszłam z jaskini próbując się nie rozpłakać. Nie chciałam go ranić. Szkoda tylko, że nie miałam wyboru.
- Chodź, Sev - szepnęłam i ruszyłam powoli ku Moczarom. Chciałam tam odpocząć i - jeśli to byłoby konieczne - wypłakać się na ramieniu towarzyszącego mi wilka. Zwiesiłam głowę. Przede mną przyszłość rozpościerała się mroczna i przerażająca.
Sev?
Subskrybuj:
Posty (Atom)