niedziela, 9 marca 2014

Od Virii - cd. Lili; do Lili

Spojrzałam zdziwiona na Lili.
- Konie?
- Konie.
- W lesie? - wtrącił Dixit.
- A co, nie wolno im być w lesie? - odpowiedziała zaczepnie Lili.
Dixit wolał nie drążyć tematu.
Nagle zza krzaków wyłoniły się dwa wspaniałe rumaki. Jeden był masywny, wielki, cały kary, z jedną tylko gwiazdką na czole. Bez wątpienia ogier, przywódca stada, który nie da sobie w kaszę dmuchać.
Drugi koń był o wiele delikatniejszej budowy, o zgrabnych pęcinach i kasztanowatej sierści, która mieniła się miedzianymi refleksami w promieniach zachodzącego słońca. Stwierdziłam, że to klacz, zapewne partnerka życiowa karego ogiera.
Ogier spojrzał na nas i prychnął. Miałam wrażenie, jakby z jego chrap miał wyłonić się ogień.
- Kim jesteście? - spytał z wyższością i tupnął kopytem.
- Jestem Viria - powiedziałam pośpiesznie. - To jest Lili, a to Dixit.
Klacz podeszła do mnie i zniżyła łeb na wysokość mojej głowy.
- Mówią na mnie Keisha - rzekła. - Wraz z moim partnerem, Spiritem, dowodzimy Stadem Błękitnej Gwiazdy.
- Co was tu sprowadza? - zaciekawiła się Lili.
- Ech... Wiele rzeczy. Typowo politycznych, można by rzec. Nic istotnego.
- Rozumiem - odezwał się Dixit.
Ogier zarżał.
- Lepiej nie wdawajmy się w rozmowę z tymi wilkami... - ostatnie słowo wymówił z obrzydzeniem.
Jednak zdobyłam się na uśmiech.
- Nie będziemy zawracać głowy. Zmywamy się.

Lili???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz