"Zemdlałam czy nie zemdlałam?" - pytałam samej siebie chwiejąc się na drżących nogach i usiłując nie upaść. Wycieńczone kończyny odmawiały posłuszeństwa i tylko moja siła woli podtrzymywała je przed ostatecznym załamaniem.
"Nie dam rady" - jęczałam przez zaciśnięte zęby. Strach targający mym sercem był zbyt silny, nie wytrzymywałam psychicznie. Kiedy jednak już chciałam się poddać i bezwładnie opaść na ziemię coś się zmieniło. Zupełnie tak jakby podczas wielkiej wichury ucichł niespodziewanie wiatr. Ostrożnie odemknęłam powieki i... zaparło mi dech w piersiach.
Przede mną rozpościerała się nieziemsko piękna droga otoczona z obozu stron przez las ogołoconych modrzewi. Gdzieś na jej końcu widniało światło... blask w którym ginęła przyszłość. Za mną była nicość - zamknięty rozdział życia - przede mną widniał niepewny jeszcze zakręt. Cóż będzie za nim?
Ruszyłam drogą stąpając natchniona po aksamitnej ściółce. Nie rozglądałam się wokoło, lecz z wzrokiem utkwionym w dali kroczyłam powoli ku zakrętowi. Czy za nim będzie cel mojej podróży?
Wkrótce stanęłam w strugach światła, a te rozświetliły mą ponurą sierść. Na krótki, ulotny moment widziałam swoją postać z boku - białą sylwetkę odcinającą się silnie na tle ściany mroku. Leciutko westchnęłam. Czy to symbol od bogów, że moje serce w przyszłości będzie czyste jak śnieg?...
<Dixit? Wiem, beznadzieja, ale wyczerpałam już dzisiaj swoją wenę...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz