Gdy tylko oprzytomniałem ruszyłem w ślad za waderą. Biegłem ile sił w
łapach. Nagle przede mną pojawił się mroczny. Obok niego leżała...
Keira. Niewiele myśląc rzuciłem się w stronę wadery.
- Hola, hola... - basior stanął mi na drodze. - Gdzie ci tak spieszno? - spytał z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Odsuń się, albo będziesz miał kłopoty... - warknąłem.
- No to dawaj... - wystawił kły.
Najeżyłem sierść i skoczyłem na niego. Kto mu pozwolił zbliżać się do
Keiry?! Przygwoździłem go do ziemi i uniosłem jedną łapę. Moje pazury
zdolne były rozszarpać go na strzępy.
- Ostatnie życzenie? - spytałem z wściekłością.
Basior nie zdążył odpowiedzieć. Wziąłem zamach i napawając się jego
bólem rozerwałem jego bok. Polała się krew. Basior zawył z bólu. Jego
oczy częściowo zaszły mgłą. Puściłem go wolno. Wiedziałem, że nie dożyje
jutra. Wykrwawi się gdzieś w krzakach. Ale właśnie o to mi chodziło...
Spojrzałem w stronę nieprzytomnej wadery. Podszedłem do niej.
- Ja.. Ja też Cię kocham... - szepnąłem.
Wiedziałem, że ona nie wie, co do niej mówię, lecz nie potrafiłem się oprzeć. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją...
Keira??
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz