Spojrzałem
na waderę, która leżała przede mną. W tej pozycji wyglądała tak
niewinnie i bezbronnie... Nie potrzebowałem dużo czasu na podjęcie
decyzji. Może słusznej, może nie...
Podniosłem wilczycę i delikatnie ułożyłem ją sobie na plecach. Z zadartym ku górze łbem wybiegłem na zewnątrz. Ruszyłem truchtem, który po nic nieznaczącej chwili przemienił się w miarowy galop. Pokonywałem liczne zakręty, z trudem utrzymując nieprzytomną waderę na plecach. Nagle poczułem mocne uderzenie w bark. Upadłem i odczułem piekielny ból lewego barku. Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą znajomą twarz. - Dixit...- wysyczałem przez zaciśnięte zęby Wstałem i ból momentalnie dał się we znaki. Nie dawałem tego po sobie poznać. Pokuśtykałem do leżącej na ziemi wadery i trąciłem ją lekko nosem. Wciąż była nieprzytomna. Zmierzyłem ją wzrokiem. Nie miała żadnych ran. Odetchnąłem z ulgą. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś stało jej się z mojej winy. - Nuka? Kto to? - usłyszałem głos. Nagle przypomniałem sobie o moim przyjacielu. - To Keira - powiedziałem, nie odwracając się. - Czyli... - Czyli Keira - dokończyłem ostro. Nie chciałem drążyć tematu. Mimo bólu podniosłem waderę i znów zarzuciłem ją sobie na plecy. Odwróciłem się i rzuciłem przepraszające spojrzenie w stronę basiora. W milczeniu odszedłem od niego. Tym razem nie biegłem, lecz szybkim krokiem zmierzałem do jaskini Ayline. To właśnie tam postanowiłem ruszyć najpierw. Po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach stałem w wejściu do groty. Pewnym krokiem wszedłem do niej. - Ayline! - zawołałem. - Ayline! Jesteś tu? Odpowiedziała mi głucha cisza. Zacząłem rozglądać się po jej jaskini. Wadery nie było nigdzie widać. Westchnąłem i odłożyłem Keirę na ziemię. Usiadłem i z rezygnacją spojrzałem w głąb jaskini. - Przepraszam... - szepnąłem do nieprzytomnej wadery, wciąż ślepo wpatrując się w ziemię. Keira? |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz