Powoli,
stopniowo odzyskiwałem czucie we wszystkich członkach. Spróbowałem
wstać. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, ale w końcu się udało. Stałem
na drgających cienkich nogach. Uświadomiłem sobie, że nie jadłem od
bardzo dawna. Od razu do głowy strzeliła mi myśl, żeby coś upolować.
Oczywiście w takim stanie nie dałbym rady, nawet małemu warchlakowi.
Postąpiłem jeden krok; wszystkie moje mięśnie zaprotestowały. Opadłem na
ziemię. Znów zdołałem wstać. I znowu upadłem. Szedłem tak długo, w
końcu słońce przekroczyło punkt zenitalny i nadeszły najgorętsze godziny
dnia. Postanowiłem je przeczekać.
~*~ Otworzyłem oczy i ujrzałem dookoła ciemność. Uniosłem głowę i powoli zacząłem spostrzegać szczegóły. Na czarnym niebie zajaśniały gwiazdy, a otaczały mnie krzaki, w których się wczoraj ułożyłem. Postanowiłem kontynuować wędrówkę nocą. Ruszyłem do gniazda Vandrerii. Tam miała być Aisha. Kierowałem się na północ, zgodnie z zaleceniami Aishy. Człapałem długo, aż w końcu po mojej prawej stronie niebo się zaróżowiło i z każdą minutą nabierało barw. Wschód słońca. Najpiękniejsza pora dnia. Ciekawe, co dziś na śniadanie? Aisha??? |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz