- Hmmm... myślę, że nie zjesz Edwarda. Jesteś za miękka. Nie znasz się na
życiu. Jesteś nawet tak zszokowana, że nie potrafisz odpowiedzieć na
trzy proste i mądre pytania. Jesteś wilkiem którego życie nie nauczyło
sztuki przetrwania - powiedziałam prosto z mostu.
Wilczyca widocznie była zbyt zraniona moimi słowami by, kontynuować
naszą kłótnię. Prychnęła i zaczęła truchtać wraz ze swoim rumakiem.
Gdy odeszła na wystarczającą odległość szepnęłam do Luciusa.
- Jak myślisz, należy do watahy? - wymamrotałam najciszej jak potrafiłam.
Odpowiedziała mi cisza.
- Dobra, leć do niej i zacznij ją wkurzać. W ten sposób przyniesie do mnie skargę i... leć już - wydałam polecenie.
Nie mineęło 5 minut, gdy przede mną stała.
- Pozwól mi, że ja zacznę - spokojnie rozpoczeęłam rozmowę.
- Ok - rzekła.
- Otóż to, pragnę wiedzieć czy należysz do watahy - powiedziałam wpatrzona w Slicka.
- Owszem należę - wypowiedziała te słowa z nutą niepokoju.
- Czy trwa rekrutacja? - zaczęłam napełniać się nadzieją.
- Owszem trwa - widać było gołym okiem że, nie chce abym dołączyła do watahy.
- Zaprowadź mnie do Alfy - te słowa wymusił na mnie Lucius.
- Dobra... zgoda? Nie kłócimy się więcej, ok? - spytała.
- Zgoda.
niedziela, 30 marca 2014
od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro
Jakże dziwnym uczuciem jest miłość...
Nieodwzajemniona potrafi rozedrzeć serce i krwawiące wystawiać na coraz to boleśniejsze rany. Ale kiedy naszemu uczuciu ktoś jest chętny, a jest to ten ktoś pożądany wtedy w duszy nieszczęśliwca nastaje wesele, a stare rany jak pod dotykiem czarodziejskiej różdżki - zabliźniają się.
Napisał ktoś kiedyś:
Pogorzelisko - moje serce.
Rozszalały ogień - moja dusza.
Jęki umęczonych - moja mowa.
"Kocham cię, najmilszy" - ostatnie słowa*
Osoba nieszczęśliwie zakochana wie co to cierpienie, tym bardziej jeśli nie jest ona zwykle zadurzona, a na wieki wieków miłująca niewłaściwego. Ból odczuwa na każdym kroku, tęsknota rozrywa jej serce, a przy duszy - pustka i osamotnienie. Tak wygląda życie nieszczęśnika.
Niczym delikatny pąk magnolii, miękki i otulony płaszczykiem aksamitnej skórki maluje się życie dwojga zakochanych. Szczęśliwe, a choć nie zawsze beztroskie, okazuje się cudownym, nawet jeśli ubogie.
Takie właśnie życie zaczynało być moje.
Na początku osamotniona, teraz znalazłam swoją drugą połówkę, tak do mnie pasującą. Dwie błądzące po świecie istoty natknęły się na siebie, jedna uratowała drugą, druga pokochała pierwszą, a pierwsza drugą... i miłość okazała się balsamem na obie dusze.
***
Aceiro był dla mnie wszystkim. Już kolejnego dnia okazało się, że bez niego niechybnie bym zginęła. A było to tak...
Wybraliśmy się na nocne polowanie, mknąc jak dwie białe strzały przez otchłań mroku. W ciszy rozlegały się co jakiś czas nasze śmiechy, płosząc zwierzynę i budząc ptactwo. W końcu zatrzymaliśmy się na klifie położonym wysoko nad morzem. Obróciłam się z uśmiechem ku Aceiro i objąłem go wtulając się w miękką, aksamitną sierść ukochanego.
- To ma być polowanie? - szepnęłam rozbawiona. Wilk uśmiechnął się tylko tajemniczo i przekręcił głowę.
- Umiesz pływać? - spytał. Zamrugałam, nieco zdziwiona jego nietypowym pytaniem.
- Oczywiście - odparłam. - Przecież to mój żywioł.
Aceiro chwilę się namyślał, po czym z figlarnym uśmiechem pocałował mnie.
- Zamknij oczy - szepnął. Byłam nieco zaskoczona tym dziwacznym żądaniem, ale posłusznie przymknęłam powieki.
- Trzymaj mnie mocno - rzekł basior i chwycił mnie mocno za łapę.
- Aceiro? - spytałam. Wilk nie odpowiedział nic tylko mocniej mnie złapał.
- Gotowa? - mruknął.
- Ale... co? - wymamrotałam. Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo nagle Aceiro skoczył ciągnąc mnie za sobą w dal. Nagle ziemia uciekła mi spod stóp i zaczęliśmy spadać.
- Coś ty zrobił? - wrzasnęłam. - Zabijesz mnie!
Wilk roześmiał się tylko.
- Nie panikuj, nic ci się nie stanie - zapewnił mnie. Chciałam powiedzieć, że oczywiście, że coś mi się stanie i że nie zamierzam nie panikować, ale wtem poczułam przenikający kości chłód i wpadłam w spienione fale morza. Chwilę walczyłam z wirem wodnym, po czym wynurzyłam się na powierzchnię. Przemoczona, zła i z groźnie lśniącymi oczyma odszukałam wzrokiem Aceiro, który pływał niedaleko mnie.
- Zamorduję cię! - syknęłam rozwścieczona mierząc ukochanego zabójczym spojrzeniem. - Jestem cała mokra przez ciebie!
- Przecież jesteś wilkiem wody - parsknął basior wijąc się ze śmiechu.
- Jasne - mruknęłam podpływając do niego. - Wykręcaj się tym.
- Nie złorzecz, Keira - szepnął Aceiro całując mnie czule. - Nie zrobił bym czegoś, nie namyśliwszy się wcześniej czy ci to nie zaszkodzi.
- Niech ci będzie - złagodniałam. - Ale po co mnie tu zaciągnąłeś w środku nocy?
- Na polowanie - odparł. - Takie na którym jeszcze nigdy nie byłaś - wilczur chwycił mnie za łapę i wciągnął pod wodę.
- Chodź - szepnął.
I popłynęliśmy w mroczną otchłań niezmierzonych wód, otwierającą się pod nami.
Aceiro? ;3
*Wiersz napisany przez autorkę opowiadania.
Nieodwzajemniona potrafi rozedrzeć serce i krwawiące wystawiać na coraz to boleśniejsze rany. Ale kiedy naszemu uczuciu ktoś jest chętny, a jest to ten ktoś pożądany wtedy w duszy nieszczęśliwca nastaje wesele, a stare rany jak pod dotykiem czarodziejskiej różdżki - zabliźniają się.
Napisał ktoś kiedyś:
Pogorzelisko - moje serce.
Rozszalały ogień - moja dusza.
Jęki umęczonych - moja mowa.
"Kocham cię, najmilszy" - ostatnie słowa*
Osoba nieszczęśliwie zakochana wie co to cierpienie, tym bardziej jeśli nie jest ona zwykle zadurzona, a na wieki wieków miłująca niewłaściwego. Ból odczuwa na każdym kroku, tęsknota rozrywa jej serce, a przy duszy - pustka i osamotnienie. Tak wygląda życie nieszczęśnika.
Niczym delikatny pąk magnolii, miękki i otulony płaszczykiem aksamitnej skórki maluje się życie dwojga zakochanych. Szczęśliwe, a choć nie zawsze beztroskie, okazuje się cudownym, nawet jeśli ubogie.
Takie właśnie życie zaczynało być moje.
Na początku osamotniona, teraz znalazłam swoją drugą połówkę, tak do mnie pasującą. Dwie błądzące po świecie istoty natknęły się na siebie, jedna uratowała drugą, druga pokochała pierwszą, a pierwsza drugą... i miłość okazała się balsamem na obie dusze.
***
Aceiro był dla mnie wszystkim. Już kolejnego dnia okazało się, że bez niego niechybnie bym zginęła. A było to tak...
Wybraliśmy się na nocne polowanie, mknąc jak dwie białe strzały przez otchłań mroku. W ciszy rozlegały się co jakiś czas nasze śmiechy, płosząc zwierzynę i budząc ptactwo. W końcu zatrzymaliśmy się na klifie położonym wysoko nad morzem. Obróciłam się z uśmiechem ku Aceiro i objąłem go wtulając się w miękką, aksamitną sierść ukochanego.
- To ma być polowanie? - szepnęłam rozbawiona. Wilk uśmiechnął się tylko tajemniczo i przekręcił głowę.
- Umiesz pływać? - spytał. Zamrugałam, nieco zdziwiona jego nietypowym pytaniem.
- Oczywiście - odparłam. - Przecież to mój żywioł.
Aceiro chwilę się namyślał, po czym z figlarnym uśmiechem pocałował mnie.
- Zamknij oczy - szepnął. Byłam nieco zaskoczona tym dziwacznym żądaniem, ale posłusznie przymknęłam powieki.
- Trzymaj mnie mocno - rzekł basior i chwycił mnie mocno za łapę.
- Aceiro? - spytałam. Wilk nie odpowiedział nic tylko mocniej mnie złapał.
- Gotowa? - mruknął.
- Ale... co? - wymamrotałam. Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo nagle Aceiro skoczył ciągnąc mnie za sobą w dal. Nagle ziemia uciekła mi spod stóp i zaczęliśmy spadać.
- Coś ty zrobił? - wrzasnęłam. - Zabijesz mnie!
Wilk roześmiał się tylko.
- Nie panikuj, nic ci się nie stanie - zapewnił mnie. Chciałam powiedzieć, że oczywiście, że coś mi się stanie i że nie zamierzam nie panikować, ale wtem poczułam przenikający kości chłód i wpadłam w spienione fale morza. Chwilę walczyłam z wirem wodnym, po czym wynurzyłam się na powierzchnię. Przemoczona, zła i z groźnie lśniącymi oczyma odszukałam wzrokiem Aceiro, który pływał niedaleko mnie.
- Zamorduję cię! - syknęłam rozwścieczona mierząc ukochanego zabójczym spojrzeniem. - Jestem cała mokra przez ciebie!
- Przecież jesteś wilkiem wody - parsknął basior wijąc się ze śmiechu.
- Jasne - mruknęłam podpływając do niego. - Wykręcaj się tym.
- Nie złorzecz, Keira - szepnął Aceiro całując mnie czule. - Nie zrobił bym czegoś, nie namyśliwszy się wcześniej czy ci to nie zaszkodzi.
- Niech ci będzie - złagodniałam. - Ale po co mnie tu zaciągnąłeś w środku nocy?
- Na polowanie - odparł. - Takie na którym jeszcze nigdy nie byłaś - wilczur chwycił mnie za łapę i wciągnął pod wodę.
- Chodź - szepnął.
I popłynęliśmy w mroczną otchłań niezmierzonych wód, otwierającą się pod nami.
Aceiro? ;3
*Wiersz napisany przez autorkę opowiadania.
od Hestii - cd. Eishry; do Eishry
-Wcale nie muszę ci nic mówić, a jak tak się wszystkiego boisz to czemu jeszcze nie uciekłaś?! - prychnęłam z wyższością.
Wadera spiorunowała mnie wzrokiem - wciąż gotowa do ataku z tyłu.
- Co tak się gapisz? - spytałam prowokacyjnie.
-Wygląda na to że jest tu tylko ta głupia, nierozgarnięta wilczyca - powiedziała ignorując mnie.
Westchnęłam - Chodź, Shanti, nic tu po nas - powiedziałam
Dopiero wtedy zauważyłam, że Shanti wcale nie zwraca na mnie uwagi, była zapatrzona w tego dziwnego nietoperza który przeleciał nad jej grzbietem i usiadł na trawie na przeciwko niej.
- Chodź, Shanti! - powtórzyłam głośniej.
Tym razem klacz przyszła do mnie z ociąganiem.
- Masz szczęście, że nie przeznaczyłam tej twojej Shanti na kolację - Powiedziała z nutą kpiny w głosie.
- Ale ten twój nietoperek też nie jest zbytnio ostrożny, moja klacz mogłaby go zgnieść jednym kopytkiem. Zupełnie przez przypadek - dodałam zgryźliwie
- Jest nietoperz i nie ma nietoperka - zaczęłam się z nią droczyć. - Dobra idę, bo ja również jestem głodna, chyba, że wolisz, żebym zjadła pierwszą w mym życiu potrawę z nietoperza?
~~Eishra?~~
Wadera spiorunowała mnie wzrokiem - wciąż gotowa do ataku z tyłu.
- Co tak się gapisz? - spytałam prowokacyjnie.
-Wygląda na to że jest tu tylko ta głupia, nierozgarnięta wilczyca - powiedziała ignorując mnie.
Westchnęłam - Chodź, Shanti, nic tu po nas - powiedziałam
Dopiero wtedy zauważyłam, że Shanti wcale nie zwraca na mnie uwagi, była zapatrzona w tego dziwnego nietoperza który przeleciał nad jej grzbietem i usiadł na trawie na przeciwko niej.
- Chodź, Shanti! - powtórzyłam głośniej.
Tym razem klacz przyszła do mnie z ociąganiem.
- Masz szczęście, że nie przeznaczyłam tej twojej Shanti na kolację - Powiedziała z nutą kpiny w głosie.
- Ale ten twój nietoperek też nie jest zbytnio ostrożny, moja klacz mogłaby go zgnieść jednym kopytkiem. Zupełnie przez przypadek - dodałam zgryźliwie
- Jest nietoperz i nie ma nietoperka - zaczęłam się z nią droczyć. - Dobra idę, bo ja również jestem głodna, chyba, że wolisz, żebym zjadła pierwszą w mym życiu potrawę z nietoperza?
~~Eishra?~~
od Aceiro - cd. Racana; do Racana
- Tak, wiem. Jedną z ich pomyłek było przyjęcie takiego jednego basiora do watahy... - zaśmiałem się.
- O kim mowa?! - wysyczał przyjaźnie Racan. - Hmm... No, taki jeden. Mag. Może i silny, ale inteligentny to on nie jest. - A przystojny? - zapytała figlarnie Asoka. - Przystojny? - spytałem z przekąsem. - Nie. Nie jest przystojny. Blizna i ten jego tępy wzrok... Nie, nie jest przystojny... – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. - Już nawet wiem o kim mowa... - parsknął Racan. - Wiesz? - zakpiłem z uśmiechem. - To świetnie! - Moim zdaniem to najcudowniejszy basior pod słońcem - Asoka uśmiechnęła się do Racana. - Tak? To coś go to słońce przypaliło! - nie dawałem za wygraną. - Ja ci dam!! - warknął Racan. Basior skoczył na mnie i zaczęliśmy się przepychać. Oczywiście było to niegroźne, raczej udawane. - Przestańcie! - krzyknęła Asoka. - Spokój! No, już! Zaśmiałem się tylko i ubawiony spojrzałem na basiora, który był cały czerwony. Racan? :3 |
|
sobota, 29 marca 2014
od Eishry - do Hestii
Jak co wieczór rozgrywałam rundkę w chowanego z Luciusem. Dla mnie jest to tylko zabawa, ale on bierze to na poważnie.
- Halo, gdzie jesteś! - Zawołałam.
Cisza.
- Lucius, Lolek, muszę iść na polowanie, nie mam teraz czasu, bo zaraz cię zjem na kolację! - krzyknęłam z nadzieją na odpowiedź.
Uśmiechnęłam się. Odkąd znalazłam Luciusa i zgubiłam się w lesie moje życie całkowicie się zmieniło.
- No to idę sama, ty zostań tu gdzie jesteś - powiedziałam.
W tej chwili przed moimi oczyma pojawił się mój przyjaciel.
- Ruszamy czy idziemy na łatwiznę i zjem ciebie? - zaśmiałam się.
Edward dał mi wyraźny znak, że woli się trochę pomęczyć i polatać ze mną. Usiadł na moim grzbiecie, a ja wsłuchałam się we wszystkie dźwięki które mnie otaczały. Usłyszałam stukot kopyt. Po chwili stała koło mnie młoda klacz. Zaśmiałam się w duchu. Który koń podchodzi do wilka? Ba, magicznego wilka. Mogłam po prostu przegryźć jej krtań i po jej nędznym życiu. Ale tego nie zrobiłam. Bo to był koń. Po prostu to był koń. Nie kochałam koni. Ale mój brat Sheo, tak. Kochał je. Zamyśliłam się. Ciekawe co się stało z nim. Szkolił się na maga w mojej byłej watasze. Może przeżył? Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos złamanego liścia. Odruchowo powiedziałam: co tu robisz?
Wilczyca zaczęła się jąkać i zapytała co to za miejsce.
- Najpierw powiedz mi kim jesteś, czy jesteś z kimś innym i czy należysz do watahy - rzekłam gotowa do ataku z tyłu.
~~Hestia ?~~
- Halo, gdzie jesteś! - Zawołałam.
Cisza.
- Lucius, Lolek, muszę iść na polowanie, nie mam teraz czasu, bo zaraz cię zjem na kolację! - krzyknęłam z nadzieją na odpowiedź.
Uśmiechnęłam się. Odkąd znalazłam Luciusa i zgubiłam się w lesie moje życie całkowicie się zmieniło.
- No to idę sama, ty zostań tu gdzie jesteś - powiedziałam.
W tej chwili przed moimi oczyma pojawił się mój przyjaciel.
- Ruszamy czy idziemy na łatwiznę i zjem ciebie? - zaśmiałam się.
Edward dał mi wyraźny znak, że woli się trochę pomęczyć i polatać ze mną. Usiadł na moim grzbiecie, a ja wsłuchałam się we wszystkie dźwięki które mnie otaczały. Usłyszałam stukot kopyt. Po chwili stała koło mnie młoda klacz. Zaśmiałam się w duchu. Który koń podchodzi do wilka? Ba, magicznego wilka. Mogłam po prostu przegryźć jej krtań i po jej nędznym życiu. Ale tego nie zrobiłam. Bo to był koń. Po prostu to był koń. Nie kochałam koni. Ale mój brat Sheo, tak. Kochał je. Zamyśliłam się. Ciekawe co się stało z nim. Szkolił się na maga w mojej byłej watasze. Może przeżył? Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos złamanego liścia. Odruchowo powiedziałam: co tu robisz?
Wilczyca zaczęła się jąkać i zapytała co to za miejsce.
- Najpierw powiedz mi kim jesteś, czy jesteś z kimś innym i czy należysz do watahy - rzekłam gotowa do ataku z tyłu.
~~Hestia ?~~
piątek, 28 marca 2014
od Tranquilo - cd. Ayline; do Ayline
Zapatrzyłem się w dal, nie wiedząc co powinienem powiedzieć. Po chwili wstałem i rzuciłem waderze niepewne spojrzenie.
- Tak - szepnąłem patrząc jej w oczy. - Chcę. Ale to duże ryzyko. Powrót ze świata umarłych jest czasochłonny i wymaga wiele energii, której już nie posiadam - spojrzałem na migotliwy cień swojego ciała. - Musiałabyś mi pomóc, a to oznacza wiele poświęceń. Możliwe, że nadwyrężenie twojej mocy. Jesteś pewna, że tego chcesz?
Ayline przewróciła oczami.
- Kontynuuj - mruknęła.
- Stracę pamięć - wytykałem jej argumenty. - Nie będę pamiętać kim jestem i kim byłem. Nie będę pamiętać ciebie. Ani watahy, ani... niczego. Będę inny. Zmieni się mój wygląd, osobowość, charakter. Jakaś moja część pozostanie w zaświatach, więc wilki będę mnie omijać. Będę pachnieć śmiercią. Odmieniec. Taki, którego wszyscy będą się bali... Czy tego chcesz, Ayline? - spytałem gorzko. - Chcesz, żebym stał się kimś TAKIM?
Wadera spojrzała w ziemię, po czym skinęła głową.
- Owszem, Tranquilo - powiedziała trochę chłodno. - Chcę tego, jeśli oznaczać to będzie, że wrócisz. Poza tym - zawahała się - będę miała przynajmniej z kogo się pośmiać.
- Bardzo zabawne - przewróciłem oczami, po czym uśmiechnąłem się do wadery. Ona odwzajemniła uśmiech i niespodziewanie dotychczas napięty nastrój rozładował się.
- No więc, umarlaku? - spytała Ayline. - Jak zamierzasz do nas wrócić?
<Ayline?>
- Tak - szepnąłem patrząc jej w oczy. - Chcę. Ale to duże ryzyko. Powrót ze świata umarłych jest czasochłonny i wymaga wiele energii, której już nie posiadam - spojrzałem na migotliwy cień swojego ciała. - Musiałabyś mi pomóc, a to oznacza wiele poświęceń. Możliwe, że nadwyrężenie twojej mocy. Jesteś pewna, że tego chcesz?
Ayline przewróciła oczami.
- Kontynuuj - mruknęła.
- Stracę pamięć - wytykałem jej argumenty. - Nie będę pamiętać kim jestem i kim byłem. Nie będę pamiętać ciebie. Ani watahy, ani... niczego. Będę inny. Zmieni się mój wygląd, osobowość, charakter. Jakaś moja część pozostanie w zaświatach, więc wilki będę mnie omijać. Będę pachnieć śmiercią. Odmieniec. Taki, którego wszyscy będą się bali... Czy tego chcesz, Ayline? - spytałem gorzko. - Chcesz, żebym stał się kimś TAKIM?
Wadera spojrzała w ziemię, po czym skinęła głową.
- Owszem, Tranquilo - powiedziała trochę chłodno. - Chcę tego, jeśli oznaczać to będzie, że wrócisz. Poza tym - zawahała się - będę miała przynajmniej z kogo się pośmiać.
- Bardzo zabawne - przewróciłem oczami, po czym uśmiechnąłem się do wadery. Ona odwzajemniła uśmiech i niespodziewanie dotychczas napięty nastrój rozładował się.
- No więc, umarlaku? - spytała Ayline. - Jak zamierzasz do nas wrócić?
<Ayline?>
niedziela, 23 marca 2014
od Racana - cd. Aceiro; do Aceiro
Próbowałem utrzymać miażdżące spojrzenie, skierowane na Aceiro, ale nie udało mi się.
Asoka podeszła do mnie.
- Znalazłeś sobie przyjaciela - szepnęła. - Pilnuj go. Nie pozwól, abyś go stracił.
Skierowałem spojrzenie na ukochaną, która uśmiechnęła się figlarnie.
- To jak? - spytała.
Wtuliła się w moje futro, a ja objąłem ją.
- Czy jest jakiś powód twojej wizyty? - zapytałem w końcu.
- Oprócz odwiedzenia cię?
- No... - odparłem, zaczerwieniony.
- Narada wojenna - mruknęła Asoka, skonsternowana. - Wojna, bla, bla, bla. Potrzebne smoki, bla, bla. Wojownicy muszą się zjednoczyć, bla, bla, bla. Potrzebni nam magowie, bla, bla. I oczywiście ich przywódca - wyszczerzyła zęby.
- Czyli... - wymamrotałem.
- Ty - dokończył Aceiro. - Magowie... Tak, to trzon bitwy. Zabijają, nie narażając życia. Ich przywódca jest zazwyczaj najsilniejszy, najinteligentniejszy...
- Mówisz: "zazwyczaj" ? - spytałem niewinnie.
Aceiro wyszczerzył się.
- No... Są wyjątki.
- Ty zdrajco! - krzyknąłem do basiora z uśmiechem.
- Chłopcy - uciszyła nas Asoka. - Alfy mówiły też o polowaniach. Będą potrzebni myśliwi...czyli ich przywódca też.
Aceiro się rozpromienił.
- Serio?
- No - potaknęła Asoka, po czym dodała z figlarnym uśmiechem: - Nawet ci najgorzej sobie radzący.
Aceiro przyjął to na klatę.
- Nie przechwalam się, że jestem najlepszym myśliwym, ale chyba nie bez powodu mnie wybrali, co?
- Oczywiście, Panie Przywódco Polowań-Na-Łeb-Na-Szyję - mruknąłem niechętnie. - Choć nawet Alfy mogą się pomylić.
Aceiro???
- Znalazłeś sobie przyjaciela - szepnęła. - Pilnuj go. Nie pozwól, abyś go stracił.
Skierowałem spojrzenie na ukochaną, która uśmiechnęła się figlarnie.
- To jak? - spytała.
Wtuliła się w moje futro, a ja objąłem ją.
- Czy jest jakiś powód twojej wizyty? - zapytałem w końcu.
- Oprócz odwiedzenia cię?
- No... - odparłem, zaczerwieniony.
- Narada wojenna - mruknęła Asoka, skonsternowana. - Wojna, bla, bla, bla. Potrzebne smoki, bla, bla. Wojownicy muszą się zjednoczyć, bla, bla, bla. Potrzebni nam magowie, bla, bla. I oczywiście ich przywódca - wyszczerzyła zęby.
- Czyli... - wymamrotałem.
- Ty - dokończył Aceiro. - Magowie... Tak, to trzon bitwy. Zabijają, nie narażając życia. Ich przywódca jest zazwyczaj najsilniejszy, najinteligentniejszy...
- Mówisz: "zazwyczaj" ? - spytałem niewinnie.
Aceiro wyszczerzył się.
- No... Są wyjątki.
- Ty zdrajco! - krzyknąłem do basiora z uśmiechem.
- Chłopcy - uciszyła nas Asoka. - Alfy mówiły też o polowaniach. Będą potrzebni myśliwi...czyli ich przywódca też.
Aceiro się rozpromienił.
- Serio?
- No - potaknęła Asoka, po czym dodała z figlarnym uśmiechem: - Nawet ci najgorzej sobie radzący.
Aceiro przyjął to na klatę.
- Nie przechwalam się, że jestem najlepszym myśliwym, ale chyba nie bez powodu mnie wybrali, co?
- Oczywiście, Panie Przywódco Polowań-Na-Łeb-Na-Szyję - mruknąłem niechętnie. - Choć nawet Alfy mogą się pomylić.
Aceiro???
Nowa wilczyca!
Imię: Stella
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Cechy: Miła, czasem wredna, opiekuńcza, nieśmiała.
Stanowisko: Opiekunka Szczeniąt.
Żywioł: Woda.
Moce: Świetnie nurkuje, oddycha pod wodą, świeci pod wodą.
Patron: Water.
Partner: Szuka, podoba jej się Jamar.
Rodzina: Ma siostrę, lecz nie wie gdzie się podziewa.
Historia: Znalazła kilka wilków. Pewien basior zaprowadził ją do Alfy, ta z kolei pozwoliła jej zostać.
Właściciel: aga34115
od Ayline - cd. Tranquilo; do Tranquilo
Usiadłam i patrzyłam w jego oczy. Długo tak siedziałam. Nie odzywałam się. W końcu jednak wstałam.
- Tak, chcę. Chcę, żebyś wrócił - powiedziałam. Kącik jego ust drgnął lekko.
- Jesteś pewna? - spytał.
- Jestem - odparłam podchodząc do niego. Cały czas patrzyłam mu w oczy. Uśmiechnęłam się powoli lekko. - Ja chcę, żebyś wrócił... Ale czy Ty tego chcesz?
- Tak, chcę. Chcę, żebyś wrócił - powiedziałam. Kącik jego ust drgnął lekko.
- Jesteś pewna? - spytał.
- Jestem - odparłam podchodząc do niego. Cały czas patrzyłam mu w oczy. Uśmiechnęłam się powoli lekko. - Ja chcę, żebyś wrócił... Ale czy Ty tego chcesz?
Tranquilo? Dziękuję i kłaniam się. Order za kolejne krótkie opo?
sobota, 22 marca 2014
Od Aceiro - cd. Racana; do Racana
- Tak, wiem... - uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Skąd... - zaczął Racan.
- Stąd, że jak już wcześniej mówiłem, gadałeś o niej przez sen... - zaśmiałem się.
Wadera zachichotała cicho, a Racan oblał się rumieńcem i spojrzał na mnie srogo. Uśmiechnąłem się figlarnie i wzruszyłem ramionami, z trudem powstrzymując śmiech z miny basiora. Asoka cmoknęła tylko Racana.
- To słodkie! - zaśmiała się.
- Tak. Bardzo... - mruknąłem. - Tyle się tej nocy nasłuchałem...
Nic więcej nie powiedziałam, bo Asoka wybuchła śmiechem, a Racan spojrzał na mnie z oburzeniem.
Racan? xD
- Skąd... - zaczął Racan.
- Stąd, że jak już wcześniej mówiłem, gadałeś o niej przez sen... - zaśmiałem się.
Wadera zachichotała cicho, a Racan oblał się rumieńcem i spojrzał na mnie srogo. Uśmiechnąłem się figlarnie i wzruszyłem ramionami, z trudem powstrzymując śmiech z miny basiora. Asoka cmoknęła tylko Racana.
- To słodkie! - zaśmiała się.
- Tak. Bardzo... - mruknąłem. - Tyle się tej nocy nasłuchałem...
Nic więcej nie powiedziałam, bo Asoka wybuchła śmiechem, a Racan spojrzał na mnie z oburzeniem.
Racan? xD
piątek, 21 marca 2014
Nowa wilczyca!
Imię: Eishra (czyt. Ajszra)
Płeć: Wadera
Wiek: 3 lata
Cechy: Niezależna, inteligentna, dla niektórych urocza, sprytna, pamiętliwa, gdy jest więcej niż trzy wilki (nie licząc jej) czuje się przytłoczona.
Stanowisko: Wojownik.
Żywioł: Woda, powietrze.
Moce: Słyszy wyraźnie dźwięki, których nie słyszy inny wilk (np: bzyczenie muchy lub stukot kopyt (z daleka), resztę (nadal) odkrywa...
Patron: Masa.
Partner: Szuka.
Rodzina: Nigdy nie odnalazła swojej watahy...
Historia: W jej byłej watasze zaczynało brakować pożywienia.Trwała wojna. Wszyscy ograniczali się do minimum jedzenia (na szczęście żadna wadera nie była wtedy w ciąży). Bycie Alfą nie przechodziło tam z pokolenia na pokolenie. Każdy szczeniak był uczony do pierwszych urodzin polowiania i przywództwa stadem. W swoje pierwsze urodziny wilk szedł do lasu na polowanie, a gdy skończył wyznoczono mu grupkę wilków i razem wybierali się na polowanie. Gdy Eishra biegła z jeleniem i gdy go zabiła zorientowała się że, nie wie gdzie jest. Nie mogła zawyć jak to robiły inne wilki, gdy się zgubiły bo wtedy wróg zorientował by się gdzie się znajduje. Zrozpaczona podeszła pod drzewo i usneła. Obudziła sie w nocy i ujrzała nad sobą nietoperza. Zaprzyjaźniła sie z nim choć na początku nie rozumieli się. Czekała pod drzewem 2 miesiące. Po tym upływie czasu wyruszyła w podróż wraz z Luciusem (tak go nazwała).I do tego czasu się błąkała po świecie.
Towarzysz: Lucius
Właściciel: ~Lou
od Tranquilo - cd. Ayline; do Ayline
Uśmiechnąłem się, choć moje oczy nie wyrażały radości, a pełen zmęczenia smutek. Westchnąłem i spojrzałem w kierunku tarczy księżyca.
- Ayline... - szepnąłem. - Ayline. Gdybyś powiedziała mi to przed śmiercią zrobiłbym wszystko, żeby zdobyć twe serce, a gdyby mi się udało najpewniej żylibyśmy długo i szczęśliwie, jak w bajce. Ale życie na ogół nie przypomina bajki. Przynajmniej moje nie przypominało. Urodziłem się jako Omega, żyłem jako Omega, a kiedy w końcu okazało się, że mnie lubisz... zginąłem. Taka jest prawda, Ayline. Nie rozmawiasz z istotą żywą - powiedziałem cicho, a przygnębienie pobrzmiewające w każdym moim słowie niemalże zmieniło okolicę. Nagle wieczorne ptaki zamilkły, i nawet wiatr ucichł, jakby nie chcąc swym szelestem zmącić nastroju chwili. Zapanował bezruch pośród którego trwałem tylko ja i Ayline. Umarły i żywa...
Nagle wadera przerwała ciszę.
- Jak to nie rozmawiam z istotą żywą? - wyjąkała spoglądając na mnie szeroko otwartymi oczyma.
- Nie pamiętam jak to się stało - wzruszyłem ramionami. - Pamiętam jedynie szarpnięcie i ból, kiedy upadłem na ziemię. Potem pojawiła się biała wadera i powiedziałem jej, żeby... żeby przekazała ci moje ostatnie słowa "Kocham cię". Ale jak widać nie natknęłyście się na siebie i oto duch mówi ci o swojej śmierci - pokiwałem powoli głową spoglądając na Ayline przygasłymi oczami. Była taka piękna... Te jej zielone, hipnotyzujące ślepia, w tej chwili rozwarte ze strachu, smukłe błękitne łapy, i puszysty ogon... Westchnąłem i oderwałem od niej wzrok. I tak jestem duchem, pomyślałem. Świat żywych zamknął przede mną swe wrota.
Kiedy rozmyślałem o tym co było i minęło, Ayline chodziła nerwowo od drzewa do drzewa. W pewnym momencie stanęła i rzuciła mi ponure spojrzenie.
- Nie możesz wrócić? - spytała marszcząc czoło, jakby wydawało jej się, że powrót ze świata martwych do żywych jest czymś ot takim.
- Mógłbym, owszem - pokiwałem głową. - Ale nie byłoby to łatwe, a ja musiałbym przybrać inne ciało i inne imię. Bo imię Tranquilo zginęło wraz z moim ciałem - szepnąłem.
- To czemu nie spróbujesz? - jęknęła wadera. Westchnąłem lekko.
- Nie wiem czy tego chcesz - wymamrotałem. - Nie wiem nawet czy ja tego chcę...
<Ayline? ;3>
- Ayline... - szepnąłem. - Ayline. Gdybyś powiedziała mi to przed śmiercią zrobiłbym wszystko, żeby zdobyć twe serce, a gdyby mi się udało najpewniej żylibyśmy długo i szczęśliwie, jak w bajce. Ale życie na ogół nie przypomina bajki. Przynajmniej moje nie przypominało. Urodziłem się jako Omega, żyłem jako Omega, a kiedy w końcu okazało się, że mnie lubisz... zginąłem. Taka jest prawda, Ayline. Nie rozmawiasz z istotą żywą - powiedziałem cicho, a przygnębienie pobrzmiewające w każdym moim słowie niemalże zmieniło okolicę. Nagle wieczorne ptaki zamilkły, i nawet wiatr ucichł, jakby nie chcąc swym szelestem zmącić nastroju chwili. Zapanował bezruch pośród którego trwałem tylko ja i Ayline. Umarły i żywa...
Nagle wadera przerwała ciszę.
- Jak to nie rozmawiam z istotą żywą? - wyjąkała spoglądając na mnie szeroko otwartymi oczyma.
- Nie pamiętam jak to się stało - wzruszyłem ramionami. - Pamiętam jedynie szarpnięcie i ból, kiedy upadłem na ziemię. Potem pojawiła się biała wadera i powiedziałem jej, żeby... żeby przekazała ci moje ostatnie słowa "Kocham cię". Ale jak widać nie natknęłyście się na siebie i oto duch mówi ci o swojej śmierci - pokiwałem powoli głową spoglądając na Ayline przygasłymi oczami. Była taka piękna... Te jej zielone, hipnotyzujące ślepia, w tej chwili rozwarte ze strachu, smukłe błękitne łapy, i puszysty ogon... Westchnąłem i oderwałem od niej wzrok. I tak jestem duchem, pomyślałem. Świat żywych zamknął przede mną swe wrota.
Kiedy rozmyślałem o tym co było i minęło, Ayline chodziła nerwowo od drzewa do drzewa. W pewnym momencie stanęła i rzuciła mi ponure spojrzenie.
- Nie możesz wrócić? - spytała marszcząc czoło, jakby wydawało jej się, że powrót ze świata martwych do żywych jest czymś ot takim.
- Mógłbym, owszem - pokiwałem głową. - Ale nie byłoby to łatwe, a ja musiałbym przybrać inne ciało i inne imię. Bo imię Tranquilo zginęło wraz z moim ciałem - szepnąłem.
- To czemu nie spróbujesz? - jęknęła wadera. Westchnąłem lekko.
- Nie wiem czy tego chcesz - wymamrotałem. - Nie wiem nawet czy ja tego chcę...
<Ayline? ;3>
od Ayline - cd. Tranquilo; do Tranquilo
Rozmowa z basiorem prawdę mówiąc przybiła
mnie. Widziałam po jego oczach, że jest smutny i że go zraniłam. Po za
tym lubię go. Tylko? Nie umiem powiedzieć... Może nie powinnam być taka
ostra? Postanowiłam iść go przeprosić. Robiło się już ciemno, księżyc
pojawił się na niebie. Spotkałam Tranquilo siedzącego przed swoją
jaskinią. Był zapatrzony w Białą Twarz.
- Cześć - powiedziałam pojawiając się przed nim. - Po co przyszłaś?! - warknął poirytowany. - Chciałam Cię przeprosić - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Wcale nie jesteś nikim. Lubie Cię. Bardzo.
Tranquilo? Daa, wiem, że nie odpisywałam baaaaaardzo długo, a na dodatek
to opo jest baaaardzo minimalistyczne, ale mam bardzo dużo pracy....
Wszechobecne testy i w ogóle...
|
||
od Niny - cd. Aragorna; do Aragorna
- No... ale może kiedy indziej? - Nie byłam jeszcze na to gotowa*.
- Czemu?
- No wiesz... można powiedzieć, że urodziłam się wczoraj. Nie umiem za bardzo panować jeszcze nad sobą.
- Że co? - zdziwił się.
- No wiesz... chyba straciłam pamięć. Obudziłam się (...) - opowiedziałam mu całą moją (chociaż krótką) historię.
- Nie chcesz jej odzyskać?
- Nie, przynajmniej na razie; Jeśli w ogóle to możliwe. Mogę tego żałować... nie sądzę, że byłam kimś dobrym, skoro walczyłam z wilkami. Albo byłam zbyt dobra i walczyłam w obronie wilków. Na razie... nie chcę ryzykować. To mój nowy rozdział w życiu.
- Nie za wesoło...
<Aragorn? Wena: Poziom 0. Kijek mi i pała z pisania xD
- Czemu?
- No wiesz... można powiedzieć, że urodziłam się wczoraj. Nie umiem za bardzo panować jeszcze nad sobą.
- Że co? - zdziwił się.
- No wiesz... chyba straciłam pamięć. Obudziłam się (...) - opowiedziałam mu całą moją (chociaż krótką) historię.
- Nie chcesz jej odzyskać?
- Nie, przynajmniej na razie; Jeśli w ogóle to możliwe. Mogę tego żałować... nie sądzę, że byłam kimś dobrym, skoro walczyłam z wilkami. Albo byłam zbyt dobra i walczyłam w obronie wilków. Na razie... nie chcę ryzykować. To mój nowy rozdział w życiu.
- Nie za wesoło...
<Aragorn? Wena: Poziom 0. Kijek mi i pała z pisania xD
Od Racana - cd. Aceiro; do Aceiro
Masa szarego futra spadła na mnie, machając czarno-pomarańczowymi skrzydłami.
- Asoka! - ucieszyłem się.
Wadera wtuliła się w moje futro.
- Racan - szepnęła.
Objąłem ją, a przez moje ciało przeszedł dreszczyk. Kocham ją z całego serca.
Po chwili Asoka otrząsnęła się i zerknęła na Aceiro.
- Och... Asoko, to jest Aceiro, mój przyjaciel. Aceiro, to moja ukochana, Asoka - szybko przedstawiłem ich sobie.
Co Aceiro sobie pomyśli?
Aceiro? A weny ciągle brak...
- Asoka! - ucieszyłem się.
Wadera wtuliła się w moje futro.
- Racan - szepnęła.
Objąłem ją, a przez moje ciało przeszedł dreszczyk. Kocham ją z całego serca.
Po chwili Asoka otrząsnęła się i zerknęła na Aceiro.
- Och... Asoko, to jest Aceiro, mój przyjaciel. Aceiro, to moja ukochana, Asoka - szybko przedstawiłem ich sobie.
Co Aceiro sobie pomyśli?
Aceiro? A weny ciągle brak...
środa, 19 marca 2014
Od Aceiro - cd. Racana; do Racana
- Emmm... No.... Eeee.... - odwróciłem wzrok.
- No...? - ponaglił mnie basior.
- No więc... Hmmm... - zawahałem się.
- No mów! Wstydzisz się, czy coś? - przewrócił oczami.
- Nie, to nie to...
- To co? - zapytał znudzony moimi wykrętami.
- Ja... Ja po prostu ją kocham, ale nie wiem... Ech... To... To Keira... - uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. - Jest inteligentna, piękna i... i w ogóle wspaniała!
- Domyślam się... - zaśmiał się. - Jest dla ciebie tak samo ważna jak dla mnie Asoka...
- To ta młoda Beta, tak? - spytałem.
- Tak, tak...
Uśmiechnąłem się, lecz zaraz poczułem się niezręcznie.
- Czemu my rozmawiamy o miłości? - spytałem, parskając śmiechem.
- No wiesz... - zaśmiał się. - Takie dwa silne, odważne basiory jak my tylko o tym mówią!
- No na pewno! - oboje wybuchnęliśmy śmiechem, lecz po chwili opanowaliśmy się i z uśmiechami wyszliśmy z jaskini. Nagle coś skoczyło na Racana. Tym czymś okazała się być jego ukochana Asoka...
Racan? :3
- No...? - ponaglił mnie basior.
- No więc... Hmmm... - zawahałem się.
- No mów! Wstydzisz się, czy coś? - przewrócił oczami.
- Nie, to nie to...
- To co? - zapytał znudzony moimi wykrętami.
- Ja... Ja po prostu ją kocham, ale nie wiem... Ech... To... To Keira... - uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. - Jest inteligentna, piękna i... i w ogóle wspaniała!
- Domyślam się... - zaśmiał się. - Jest dla ciebie tak samo ważna jak dla mnie Asoka...
- To ta młoda Beta, tak? - spytałem.
- Tak, tak...
Uśmiechnąłem się, lecz zaraz poczułem się niezręcznie.
- Czemu my rozmawiamy o miłości? - spytałem, parskając śmiechem.
- No wiesz... - zaśmiał się. - Takie dwa silne, odważne basiory jak my tylko o tym mówią!
- No na pewno! - oboje wybuchnęliśmy śmiechem, lecz po chwili opanowaliśmy się i z uśmiechami wyszliśmy z jaskini. Nagle coś skoczyło na Racana. Tym czymś okazała się być jego ukochana Asoka...
Racan? :3
wtorek, 18 marca 2014
od Aragorna - cd. Niny; do Niny
- Czasem ślimaki mogą wykazać się większą inteligencją niż wilki czy nawet ludzie - parsknąłem śmiechem po czym przemieniłem się w człowieka. Zdziwiona tym Nina zamrugała i cofnęła się o krok do tyłu.
- No co? - uśmiechnąłem się widząc bezgraniczne zdumienie malujące się na jej twarzy. - Zmiennokształtność nie jest tak rzadką mocą jak myślisz. U nas w watasze można ją nazwać mianem dość popularnej. Posiadają ją wszystkie Bety i Alfy, w tym ja - wyszczerzyłem zęby.
Dziewczyna skinęła głową.
- Wiem, po prostu nigdy nie widziałam drugiej takiej osoby - wzruszyła ramionami po czym zamilkła.
- Wystarczy, że nauczysz się nad tym panować - przerwałem ciszę uśmiechając się do Niny.
- Jasne - warknęła, a w jej tonie czuć było sarkazm. - Bo myślisz, że to takie łatwe.
Przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się lekko.
- Wiem, że to nie jest proste - szepnąłem. - Ale skoro ja się tego nauczyłem, to czemu ty byś nie mogła? Jeśli chcesz możemy poćwiczyć... w najbliższym czasie.
Nina spojrzała na mnie zdziwiona.
- Mógłbyś mnie tego nauczyć? - spytała wątpiąco.
Uśmiechnąłem się złowieszczo.
- Niewykluczone.
<Nina? Beznadzieja, wiem>
- No co? - uśmiechnąłem się widząc bezgraniczne zdumienie malujące się na jej twarzy. - Zmiennokształtność nie jest tak rzadką mocą jak myślisz. U nas w watasze można ją nazwać mianem dość popularnej. Posiadają ją wszystkie Bety i Alfy, w tym ja - wyszczerzyłem zęby.
Dziewczyna skinęła głową.
- Wiem, po prostu nigdy nie widziałam drugiej takiej osoby - wzruszyła ramionami po czym zamilkła.
- Wystarczy, że nauczysz się nad tym panować - przerwałem ciszę uśmiechając się do Niny.
- Jasne - warknęła, a w jej tonie czuć było sarkazm. - Bo myślisz, że to takie łatwe.
Przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się lekko.
- Wiem, że to nie jest proste - szepnąłem. - Ale skoro ja się tego nauczyłem, to czemu ty byś nie mogła? Jeśli chcesz możemy poćwiczyć... w najbliższym czasie.
Nina spojrzała na mnie zdziwiona.
- Mógłbyś mnie tego nauczyć? - spytała wątpiąco.
Uśmiechnąłem się złowieszczo.
- Niewykluczone.
<Nina? Beznadzieja, wiem>
od Niny - cd. Aragorna; do Aragorna
- Hej...- powiedziałam.- Nazywam się Nina.
- Ja jestem Incantaso.- uśmiechnęła się blado.- mówisz, że chcesz dołączyć do watahy?
- Tak.
- Dobrze. Opowiem Ci co i jak.
(...)*
Wadera, jak mówiła; Wszystko mi powiedziała. Wybrałam stanowisko wojowniczki; Serce mi tak radziło. W tym czasie Aragorn gdzieś poszedł; W sumie, ja też chciałam pobyć chwilę sama. Podeszłam do miejsca, w którym go spotkałam. Na kamieniu zobaczyłam karteczkę. Pisało na niej coś w obcym języku. Jednak bez większej trudności to przeczytałam:
Jesteś tym, kim chcesz być. Zdecyduj, czy będziesz kierować się słonecznymi promieniami, czy księżycowym blaskiem.
Pod napisem zobaczyłam strzałkę; Wskazywała drogę, z której przyszłam. Kartka się rozpadła. Pchana ciekawością szłam tam. Co jakiś czas pojawiała się karteczka z strzałką, która wskazywała mi dalszą drogę; Za każdym razem się rozpadała. Parę godzin później doszłam TAM; Dziwne, bo w jedną stronę szłam cały dzień, i to biegnąc. Teleport, czy co? Nie było już tam żadnych ciał, oprócz plam krwi. Co się wtedy wydarzyło? Chciałabym wiedzieć... spokojnie usiadłam. Nie wzięłam się przecież znikąd. Zamknęłam oczy. Kim jestem? Wilkiem, czy człowiekiem?
Po godzinie spokoju postanowiłam wrócić. Sama nie wiem jak to zrobiłam. Stanęłam pod wodospadem. Niedługo miało zajść słońce... Nagle koło mnie zjawił się Aragorn.
- Hej - powiedziałam smutno.
- Hej - odpowiedział już trochę weselszym od mojego tonem.- A tak w ogóle; Jaka jest Twoja historia?
- Nijaka. A Twoja?
- Na pewno nudniejsza od Twojej; W końcu jestem stąd.
- Nie chcę o tym rozmawiać, serio...
- No dobra, nie nalegam - Słońce miało zajść za mniej niż minutę. Co miałam zrobić? Zmienić się na jego oczach? Czy może uciec? A może w ogóle się nie zmienię? Ryzyk-fizyk. Nie wpadnę jak głupia przecież pod wodę; To bez sensu. Uciec nie zdążę, a zwłaszcza, że na ten wykład straciłam z 15 sekund.
- W razie czego nie zdziw się, że zamiast mnie zobaczysz coś innego... okay?
- Że co?- Zrobił dziwną minę. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Już. Znowu byłam człowiekiem. Aragorn trochę się zmieszał.
- Eh...
- O TO Ci chodziło?
- Nie, miałam się zmienić w ślimaka.- poprawiłam sobie dłonią grzywkę. Parsknęliśmy śmiechem.
Aragorn? Masz pole do popisu xD
- Ja jestem Incantaso.- uśmiechnęła się blado.- mówisz, że chcesz dołączyć do watahy?
- Tak.
- Dobrze. Opowiem Ci co i jak.
(...)*
Wadera, jak mówiła; Wszystko mi powiedziała. Wybrałam stanowisko wojowniczki; Serce mi tak radziło. W tym czasie Aragorn gdzieś poszedł; W sumie, ja też chciałam pobyć chwilę sama. Podeszłam do miejsca, w którym go spotkałam. Na kamieniu zobaczyłam karteczkę. Pisało na niej coś w obcym języku. Jednak bez większej trudności to przeczytałam:
Jesteś tym, kim chcesz być. Zdecyduj, czy będziesz kierować się słonecznymi promieniami, czy księżycowym blaskiem.
Pod napisem zobaczyłam strzałkę; Wskazywała drogę, z której przyszłam. Kartka się rozpadła. Pchana ciekawością szłam tam. Co jakiś czas pojawiała się karteczka z strzałką, która wskazywała mi dalszą drogę; Za każdym razem się rozpadała. Parę godzin później doszłam TAM; Dziwne, bo w jedną stronę szłam cały dzień, i to biegnąc. Teleport, czy co? Nie było już tam żadnych ciał, oprócz plam krwi. Co się wtedy wydarzyło? Chciałabym wiedzieć... spokojnie usiadłam. Nie wzięłam się przecież znikąd. Zamknęłam oczy. Kim jestem? Wilkiem, czy człowiekiem?
Po godzinie spokoju postanowiłam wrócić. Sama nie wiem jak to zrobiłam. Stanęłam pod wodospadem. Niedługo miało zajść słońce... Nagle koło mnie zjawił się Aragorn.
- Hej - powiedziałam smutno.
- Hej - odpowiedział już trochę weselszym od mojego tonem.- A tak w ogóle; Jaka jest Twoja historia?
- Nijaka. A Twoja?
- Na pewno nudniejsza od Twojej; W końcu jestem stąd.
- Nie chcę o tym rozmawiać, serio...
- No dobra, nie nalegam - Słońce miało zajść za mniej niż minutę. Co miałam zrobić? Zmienić się na jego oczach? Czy może uciec? A może w ogóle się nie zmienię? Ryzyk-fizyk. Nie wpadnę jak głupia przecież pod wodę; To bez sensu. Uciec nie zdążę, a zwłaszcza, że na ten wykład straciłam z 15 sekund.
- W razie czego nie zdziw się, że zamiast mnie zobaczysz coś innego... okay?
- Że co?- Zrobił dziwną minę. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Już. Znowu byłam człowiekiem. Aragorn trochę się zmieszał.
- Eh...
- O TO Ci chodziło?
- Nie, miałam się zmienić w ślimaka.- poprawiłam sobie dłonią grzywkę. Parsknęliśmy śmiechem.
Aragorn? Masz pole do popisu xD
poniedziałek, 17 marca 2014
od Aragorna - cd. Niny; do Niny
Podążaliśmy właśnie w kierunku jaskini Alf, kiedy pomyślałem, że ponury Jasper tak właściwie nie jest nam do niczego potrzebny. "Równie dobrze możemy udać się do Incantaso" - przebiegło mi przez myśl. Rozbawiony własną głupotą niemalże parsknąłem śmiechem. Widząc to Nina uniosła brwi po czym wzruszyła ramionami, mając zamiar najwidoczniej mnie zignorować.
- Zmiana planów - rzuciłem do niej. Wadera spojrzała na mnie pytająco:
- Sprecyzuj co znaczy "zmiana planów" - powiedziała wpatrując się we mnie wyzywająco.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- To znaczy, że wybieramy się do mojej matki w odwiedziny - odparłem beztrosko, na co Nina zatrzymała się jak wryta. Jej mina wyrażała tak bezgraniczne zdumienie, że musiałem powstrzymać się całą siłą woli, żeby się nie roześmiać.
- Ale... jak... czemu? - wymamrotała mrugając. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Ach, jak dawno nie śmiałem się tak szczerze... Widmo wojny przytłoczyło wszystkich bez wyjątku i w ostatnich czasach śmiech nie często był słyszany w naszej okolicy.
- Moja matka jest samicą Beta - wzruszyłem ramionami poważniejąc. - Przypuszczam, że powie ci co i jak. Ale teraz chodź - ponagliłem.
Jakiś czas szliśmy przez las, aż po kilkunastu minutach dotarliśmy do jaskini Bet. Zajrzałem do niej i uśmiechnąłem się zobaczywszy Incantaso rozmawiającą z Hondo.
- In? - zawołałem. Wadera uniosła na mnie spojrzenie swych szarych oczy, a zauważywszy stojącą koło mnie wilczycę momentalnie przerwała rozmowę i uśmiechnęła się słabo. I ona - ta pełna niewyczerpanej energii istota - czuła się zmęczona.
- Nowy członek - uśmiechnąłem się, a In skinęła głową.
- Wejdźcie.
<Nina? Wena :/>
- Zmiana planów - rzuciłem do niej. Wadera spojrzała na mnie pytająco:
- Sprecyzuj co znaczy "zmiana planów" - powiedziała wpatrując się we mnie wyzywająco.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- To znaczy, że wybieramy się do mojej matki w odwiedziny - odparłem beztrosko, na co Nina zatrzymała się jak wryta. Jej mina wyrażała tak bezgraniczne zdumienie, że musiałem powstrzymać się całą siłą woli, żeby się nie roześmiać.
- Ale... jak... czemu? - wymamrotała mrugając. Nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Ach, jak dawno nie śmiałem się tak szczerze... Widmo wojny przytłoczyło wszystkich bez wyjątku i w ostatnich czasach śmiech nie często był słyszany w naszej okolicy.
- Moja matka jest samicą Beta - wzruszyłem ramionami poważniejąc. - Przypuszczam, że powie ci co i jak. Ale teraz chodź - ponagliłem.
Jakiś czas szliśmy przez las, aż po kilkunastu minutach dotarliśmy do jaskini Bet. Zajrzałem do niej i uśmiechnąłem się zobaczywszy Incantaso rozmawiającą z Hondo.
- In? - zawołałem. Wadera uniosła na mnie spojrzenie swych szarych oczy, a zauważywszy stojącą koło mnie wilczycę momentalnie przerwała rozmowę i uśmiechnęła się słabo. I ona - ta pełna niewyczerpanej energii istota - czuła się zmęczona.
- Nowy członek - uśmiechnąłem się, a In skinęła głową.
- Wejdźcie.
<Nina? Wena :/>
od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry
Gdy odsunęliśmy się od siebie spojrzałem waderze prosto w oczy.
- Kocham Cię, Keira... - wyszeptałem i położyłem swoją łapę na jej łapie. - Gdzie ty byłaś przez te wszystkie, długie lata? - zaśmiałem się. Wadera nic nie odpowiedziała. Oblała się rumieńcem i uśmiechnęła nieśmiało. Spojrzałem na nią i westchnąłem pod nosem. Jest taka piękna, taka wyjątkowa... Mógłbym założyć się, że nikt nie kochał, nie kocha i nie będzie kochać kogoś równie mocno, jak ja kocham tą waderę. Ja ją wielbię... Przysunąłem się do wadery, a ona oparła łeb na moim ramieniu. Minęło kilka minut, a ja odsunąłem się lekko od niej i stanąłem naprzeciwko niej. Pocałowałem ją. Lecz nie był to zwykły pocałunek. Nie był to zwykły, pozbawiony emocji pocałunek. Przez tą chwilę oboje wstrzymaliśmy oddech. To wszystko było szczere, aż do bólu szczere. Nikt nic nie udawał, nie symulował. Ogarnęła nas teraz miłość, jaka rzadko ogarnia tak brutalne istoty jak wilki. Było to magiczne uczucie, które stworzyło się między równie magicznymi stworzeniami. I nie było już odwrotu. Bo nie było do czego wracać... Keira? <Przepraszam, że takie krótkie i równie bezsensowne, ale brakło mi pomysłu na dalszy rozwój wydarzeń...> |
|
Od Hestii
Nagle obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Próbowałam zastanowić się co się stało. Po kilku minutach zaczęły wracać do mnie wspomnienia z tych okropnych chwil. Rozejrzałam się, byłam w lesie pewnie jakiś wilk zabrał mnie z pola bitwy i porzucił. Westchnęłam, nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Nagle usłyszałam delikatne rżenie.
- Shanti! - zawołałam, uszczęśliwiona że jednak nie jestem sama.
Klacz przyszła do mnie i parsknęła.
- Jak cudownie że tu jesteś!
Potem poszłam z Shanti nad jezioro gdyż umierałam z pragnienia. Jednak kilkanaście metrów dalej zatrzymałam się. A moja klacz pokłusowała dalej.W odbiciu jeziora zauważyłam jakiegoś wilka...
Widać było że wilk zna moją klaczkę gdyż stanęła tuż przy nim.
Chciałam pozostać niezauważona lecz nadepnęłam na liść.
- Och nie - powiedziałam w duchu.
Wilk obrócił się i zaskoczony spytał mnie co tu robię.
- No więc... - próbowałam coś powiedzieć.
- A co to za miejsce? - powiedziałam zamiast tego.
Jakiś wilk?
- Shanti! - zawołałam, uszczęśliwiona że jednak nie jestem sama.
Klacz przyszła do mnie i parsknęła.
- Jak cudownie że tu jesteś!
Potem poszłam z Shanti nad jezioro gdyż umierałam z pragnienia. Jednak kilkanaście metrów dalej zatrzymałam się. A moja klacz pokłusowała dalej.W odbiciu jeziora zauważyłam jakiegoś wilka...
Widać było że wilk zna moją klaczkę gdyż stanęła tuż przy nim.
Chciałam pozostać niezauważona lecz nadepnęłam na liść.
- Och nie - powiedziałam w duchu.
Wilk obrócił się i zaskoczony spytał mnie co tu robię.
- No więc... - próbowałam coś powiedzieć.
- A co to za miejsce? - powiedziałam zamiast tego.
Jakiś wilk?
od Racana - cd. Aceiro; do Aceiro
- Dobrze polujesz - rzuciłem basiorowi komplement, choć nie byłem w tym dobry.
- Dzięki - odparł. - Jestem przywódcą polowań, nie? Muszę dobrze polować.
- Trochę racji masz.
Odwróciłem od niego wzrok i spojrzałem na sarnę.
- Jemy? - spytałem.
- Jemy - potwierdził Aceiro.
Po posiłku stwierdziłem, że za jakąś godzinę zajdzie słońce.
- Musimy znaleźć jakieś miejsce na odpoczynek - mruknąłem.
Po chwili naszym oczom ukazała się przytulna grota.
- Często tutaj nocuję - powiedziałem. - W innych jaskiniach nie ma miejsca dla przywódcy magów.
- Ehe, czyli wygodnie w tej grocie się śpi? - spytał Aceiro.
- Ujdzie.
- To chodźmy.
Jeszcze długo po zachodzie słońca siedziałem z nowopoznanym basiorem w grocie i opowiadaliśmy sobie różne głupie historie lub takie, które nie dotyczyły nas. W końcu stwierdziłem:
- Pora spać.
- Ej, jeszcze księżyc na dobre nie wzeszedł - zaprotestował Aceiro.
- Nie wiem jak ty, ale ja miałem dziś wyczerpujący dzień i noc.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
~*~
- Hej pora wstawać śpiochu! - usłyszałem. Nad moją głową wisiał Aceiro. Zerwałem się na równe nogi.
- Coś się stało? Mroczni?
- Nie. Tylko cię budzę. A tak przy okazji - kto to jest Asoka?
- Skąd znasz jej imię? - warknąłem, podchodząc do basiora.
- Eeee.... gadasz przez sen?
Parsknąłem z irytacją.
- Świetnie.
- No więc, kim jest?
- To jest.... moja ukochana. Najdroższa i najbliższa mi osoba.
Aceiro zrobił wielkie oczy, jakbym nie był zdolny do takiego uczucia jak miłość. Przeszedłem do ataku.
- A ty? Masz swoją ukochaną?
Aceiro??? Tylko się nie wykręcaj, tchórzu XD
- Dzięki - odparł. - Jestem przywódcą polowań, nie? Muszę dobrze polować.
- Trochę racji masz.
Odwróciłem od niego wzrok i spojrzałem na sarnę.
- Jemy? - spytałem.
- Jemy - potwierdził Aceiro.
Po posiłku stwierdziłem, że za jakąś godzinę zajdzie słońce.
- Musimy znaleźć jakieś miejsce na odpoczynek - mruknąłem.
Po chwili naszym oczom ukazała się przytulna grota.
- Często tutaj nocuję - powiedziałem. - W innych jaskiniach nie ma miejsca dla przywódcy magów.
- Ehe, czyli wygodnie w tej grocie się śpi? - spytał Aceiro.
- Ujdzie.
- To chodźmy.
Jeszcze długo po zachodzie słońca siedziałem z nowopoznanym basiorem w grocie i opowiadaliśmy sobie różne głupie historie lub takie, które nie dotyczyły nas. W końcu stwierdziłem:
- Pora spać.
- Ej, jeszcze księżyc na dobre nie wzeszedł - zaprotestował Aceiro.
- Nie wiem jak ty, ale ja miałem dziś wyczerpujący dzień i noc.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
~*~
- Hej pora wstawać śpiochu! - usłyszałem. Nad moją głową wisiał Aceiro. Zerwałem się na równe nogi.
- Coś się stało? Mroczni?
- Nie. Tylko cię budzę. A tak przy okazji - kto to jest Asoka?
- Skąd znasz jej imię? - warknąłem, podchodząc do basiora.
- Eeee.... gadasz przez sen?
Parsknąłem z irytacją.
- Świetnie.
- No więc, kim jest?
- To jest.... moja ukochana. Najdroższa i najbliższa mi osoba.
Aceiro zrobił wielkie oczy, jakbym nie był zdolny do takiego uczucia jak miłość. Przeszedłem do ataku.
- A ty? Masz swoją ukochaną?
Aceiro??? Tylko się nie wykręcaj, tchórzu XD
sobota, 15 marca 2014
od Niny - cd. Aragorna; do Aragorna
- Co to do... - zaczęłam.
- Nie ważne, chodź - Nie miałam ochoty z nim dyskutować. Nie ważne co to. I tak to mi nic nie powie. W końcu stanęliśmy. - Myślę, że tu na razie będziemy bezpieczni.
- Co to w ogóle było?!
- Eh... widać, że jesteś nietutejsza...- prychnął. Na kilka sekund pojawiła się niezręczna cisza. Ja lekko zniesmaczona ją przerwałam.
- Jestem Nina. To znaczy chyba.
- Jakim cudem ''chyba''? - powiedział.
- Nie ważne. Po prostu jestem Nina, okay? - zaczęłam się bawić kosmykiem grzywki.
- Zgaduję, że nie masz watahy?
- Raczej nie mam.
- Dlaczego odpowiadasz na pytania z dodaniem ''chyba'' lub ''raczej'?
- Gdybym wiedziała...
- A idź ty. Chcesz dołączyć do watahy?
- To mam iść, czy dołączyć?
- Jak chcesz.
- Wolę dołączyć.
- To idziemy do Jaspera.
<Aragorn? Ja też nie mam żabaRdzo weny, ale piszę xD>
- Nie ważne, chodź - Nie miałam ochoty z nim dyskutować. Nie ważne co to. I tak to mi nic nie powie. W końcu stanęliśmy. - Myślę, że tu na razie będziemy bezpieczni.
- Co to w ogóle było?!
- Eh... widać, że jesteś nietutejsza...- prychnął. Na kilka sekund pojawiła się niezręczna cisza. Ja lekko zniesmaczona ją przerwałam.
- Jestem Nina. To znaczy chyba.
- Jakim cudem ''chyba''? - powiedział.
- Nie ważne. Po prostu jestem Nina, okay? - zaczęłam się bawić kosmykiem grzywki.
- Zgaduję, że nie masz watahy?
- Raczej nie mam.
- Dlaczego odpowiadasz na pytania z dodaniem ''chyba'' lub ''raczej'?
- Gdybym wiedziała...
- A idź ty. Chcesz dołączyć do watahy?
- To mam iść, czy dołączyć?
- Jak chcesz.
- Wolę dołączyć.
- To idziemy do Jaspera.
<Aragorn? Ja też nie mam żabaRdzo weny, ale piszę xD>
od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro
Gdzieś na przyćmionym horyzoncie zamajaczyła niewyraźnie zarysowana sylwetka. Szła powoli, słaniając się, jakby każdy krok mógł być dla niej tym ostatnim. Pomimo, że postać była zgarbiona i wyglądała na wycieńczoną, coś w jej zgaszonych oczach wydało mi się znajome. Otworzyłam ślepia zdumiona, pojąwszy kim jest ta opadła z sił istota. Chciałam ku niej pobiec, objąć ją, ale nie mogłam. Nogi jakby wrosły mi w ziemię nie pozwalając nawet drgnąć.
- Mamo! - krzyknęłam wzruszona. - Tutaj jestem!
Wilczyca usłyszawszy me wołanie uniosła nieco łeb i potoczyła błędnym wzrokiem dookoła. Wreszcie, gdy mnie dostrzegła przyspieszyła. Dzieliło nas już tylko kilkadziesiąt metrów, gdy usłyszałam drżenie ziemi.
- Pospiesz się! - wrzasnęłam. - Jeszcze tylko kawałek!
Ivonne dawała z siebie wszystko. Minęła już przed sobą tylko trzydzieści metrów. Dwadzieścia pięć. Dwadzieścia...
Nagle zza drzew wyłoniło się stado. Jelenie pędziły w bezładnym szyku, doganiając nieporadną wilczycę. Poczułam, że zasycha mi w gardle. Jeszcze tylko piętnaście metrów. Jeszcze tylko dziesięć...
W oczach matki zalśniły łzy. Była już tak blisko, ale opadała z sił, a jelenie były coraz bliżej. Nie dała rady nawet uskoczyć w bok. Po prostu zniknęła pod ich kopytami jak szmaciana lalka. Bezsilna i pusta lalka.
***
Obudziłam się z krzykiem. Przed moimi oczami wciąż tkwiły drastyczne obrazy. Ivonne padająca jak mucha, tętent kopyt jeleni i...
Nagle wszystkie chwile, w których widziałam śmierć bliskich skumulowały się we mnie i wybuchnęłam płaczem. Choć wstydziłam się tego, znalazłam jakąś ulgę w płakaniu. Łkając szeptałam imiona zmarłych.
- Ivonne - jęczałam. - To było tylko dziesięć metrów... Gdybym miała dość siły, żeby do ciebie dobiec... - szloch wyrwał się z mej piersi i znów sznur perlistych kropel spłynął po mym pysku. "Czemu odeszliście?"
Niespodziewanie ktoś położył mi rękę na ramieniu i podskoczyłam. Wciąż roztrzęsiona otarłam pospiesznie łzy, kiedy dotarło do mnie, że tuż obok stoi Aceiro.
- To nie twoja wina - szepnął. - W życiu zdarzają się rzeczy, nad którymi nie możemy zapanować.
Nic nie powiedziałam tylko przyciągnęłam go do siebie.
- Przepraszam - szepnęłam i nachyliwszy się pocałowałam go. "W życiu zdarzają się rzeczy, nad którymi nie możemy zapanować" Jedną z nich jest miłość.
<Aceiro?>
od Aceiro - cd. Racana; do Racana
Spojrzałem nieufnie na basiora.
- Przepraszam, ale nie. Nie będę też zmuszał cię do opowiedzenia czegoś o sobie - uniosłem łeb.
- No… Dobrze. Jak chcesz... - skinął głową,
Wstałem i spojrzałem na basiora.
- Może małe polowanie? - zaproponowałem z małym uśmieszkiem.
- Niech ci będzie - zaśmiał się.
Ruszyliśmy galopem przez łąki. Po chwili wypatrzyłem samotną sarnę. Taka okazja nie zdarza się często. Posłałem basiorowi jedno spojrzenie, a on już wiedział o co chodzi. Zaczęliśmy skradać się w kierunku sarny. Gdy byliśmy wystarczająco blisko skoczyliśmy na nią i powaliliśmy ją. Przegryzłem jej krtań, po czym odezwał się Racan.
- Szybko nam poszło...
- Tak, trzeba przyznać, że całkiem, całkiem... - uśmiechnąłem się.
Racan??
- Przepraszam, ale nie. Nie będę też zmuszał cię do opowiedzenia czegoś o sobie - uniosłem łeb.
- No… Dobrze. Jak chcesz... - skinął głową,
Wstałem i spojrzałem na basiora.
- Może małe polowanie? - zaproponowałem z małym uśmieszkiem.
- Niech ci będzie - zaśmiał się.
Ruszyliśmy galopem przez łąki. Po chwili wypatrzyłem samotną sarnę. Taka okazja nie zdarza się często. Posłałem basiorowi jedno spojrzenie, a on już wiedział o co chodzi. Zaczęliśmy skradać się w kierunku sarny. Gdy byliśmy wystarczająco blisko skoczyliśmy na nią i powaliliśmy ją. Przegryzłem jej krtań, po czym odezwał się Racan.
- Szybko nam poszło...
- Tak, trzeba przyznać, że całkiem, całkiem... - uśmiechnąłem się.
Racan??
od Lili - cd. Virii; do Hazel
Dwa rumaki pogalopowały w głąb lasu. Spojrzałam zdziwiona na Virię i Dixita.
- To... To ja już pójdę - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Już? - spytała wadera.
- Tak, już. Muszę coś załatwić - powiedziałam i kiwnęłam tylko łbem.
- No to... Do zobaczenia - powiedział Dixit.
- Pa, Lili - uśmiechnęła się Viria.
Pobiegłam w stronę mojej jaskini, a trzeba przyznać, że zajęło mi to dużo czasu. Przed moją jaskinią zastałam jakąś waderę. Poznałam, że jest z mojej watahy. Podeszłam do niej i uśmiechnęłam się.
- Witaj. Jestem Lili, a ty? - spytałam.
Hazel??
- To... To ja już pójdę - uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Już? - spytała wadera.
- Tak, już. Muszę coś załatwić - powiedziałam i kiwnęłam tylko łbem.
- No to... Do zobaczenia - powiedział Dixit.
- Pa, Lili - uśmiechnęła się Viria.
Pobiegłam w stronę mojej jaskini, a trzeba przyznać, że zajęło mi to dużo czasu. Przed moją jaskinią zastałam jakąś waderę. Poznałam, że jest z mojej watahy. Podeszłam do niej i uśmiechnęłam się.
- Witaj. Jestem Lili, a ty? - spytałam.
Hazel??
od Nuki - cd. Keiry; do Keiry
- Chodź za mną - uśmiechnąłem się do wadery.
Prowadziłem ją wąską ścieżką, za którą rozpościerała się drobna rzeka. Rozpędziłem się i jednym susem przeskoczyłem przez wodę. Skinąłem głową w kierunku wadery, a ta zrobiła to samo. W końcu doszliśmy do jaskini. Naokoło rozciągały się piękne krajobrazy. Weszliśmy do przytulnej jaskini. Rozejrzeliśmy się i weszliśmy dalej. Keira uśmiechnęła się.
- Ładnie tutaj - stwierdziła.
- Tak - przyznałem.
- A ty gdzie mieszkasz?
- Po drugiej stronie watahy - uśmiechnąłem się.
- Sam? - spytała.
- No... Teraz tak. Kiedyś mieszkałem z moją siostrą, Lili, lecz ta mieszka teraz z Rey’ em - młodym alfą i zarazem jej ukochanym.
Keira? <brak weny...>
od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry
Gdy tylko oprzytomniałem ruszyłem w ślad za waderą. Biegłem ile sił w
łapach. Nagle przede mną pojawił się mroczny. Obok niego leżała...
Keira. Niewiele myśląc rzuciłem się w stronę wadery.
- Hola, hola... - basior stanął mi na drodze. - Gdzie ci tak spieszno? - spytał z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Odsuń się, albo będziesz miał kłopoty... - warknąłem.
- No to dawaj... - wystawił kły.
Najeżyłem sierść i skoczyłem na niego. Kto mu pozwolił zbliżać się do Keiry?! Przygwoździłem go do ziemi i uniosłem jedną łapę. Moje pazury zdolne były rozszarpać go na strzępy.
- Ostatnie życzenie? - spytałem z wściekłością.
Basior nie zdążył odpowiedzieć. Wziąłem zamach i napawając się jego bólem rozerwałem jego bok. Polała się krew. Basior zawył z bólu. Jego oczy częściowo zaszły mgłą. Puściłem go wolno. Wiedziałem, że nie dożyje jutra. Wykrwawi się gdzieś w krzakach. Ale właśnie o to mi chodziło...
Spojrzałem w stronę nieprzytomnej wadery. Podszedłem do niej.
- Ja.. Ja też Cię kocham... - szepnąłem.
Wiedziałem, że ona nie wie, co do niej mówię, lecz nie potrafiłem się oprzeć. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją...
Keira??
- Hola, hola... - basior stanął mi na drodze. - Gdzie ci tak spieszno? - spytał z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Odsuń się, albo będziesz miał kłopoty... - warknąłem.
- No to dawaj... - wystawił kły.
Najeżyłem sierść i skoczyłem na niego. Kto mu pozwolił zbliżać się do Keiry?! Przygwoździłem go do ziemi i uniosłem jedną łapę. Moje pazury zdolne były rozszarpać go na strzępy.
- Ostatnie życzenie? - spytałem z wściekłością.
Basior nie zdążył odpowiedzieć. Wziąłem zamach i napawając się jego bólem rozerwałem jego bok. Polała się krew. Basior zawył z bólu. Jego oczy częściowo zaszły mgłą. Puściłem go wolno. Wiedziałem, że nie dożyje jutra. Wykrwawi się gdzieś w krzakach. Ale właśnie o to mi chodziło...
Spojrzałem w stronę nieprzytomnej wadery. Podszedłem do niej.
- Ja.. Ja też Cię kocham... - szepnąłem.
Wiedziałem, że ona nie wie, co do niej mówię, lecz nie potrafiłem się oprzeć. Nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją...
Keira??
od Aragorna - cd. Niny; do Niny
Zmierzyłem wilczycę przeciągłym spojrzeniem, po czym uniosłem brwi.
- "Aty", powiadasz - mruknąłem pod nosem robiąc przesadnie zdziwioną miną. - Dość ciekawe imię jak na waderę. Bez obrazy, oczywiście - dodałem patrząc, jak wilczyca spogląda na mnie iskrzącymi się z gniewu oczami. Westchnąłem i oparłem się o pobliskie drzewo.
- Aragorn - powiedziałem przypatrując się wilczycy już bez cienia humoru w oczach. - Twoja kolej.
- Po ci moje imię? - warknęła. - I tak nie zabawię tu długo - w jej głosie zabrzmiała stalowa nuta. Przekręciłem głowę.
- Może tak - powiedziałem cicho. - A może nie.
- Grozisz mi?! - niepozorna wadera niespodziewanie stała się ostrą i gotową do walki istotą. - Grozisz mi? - powtórzyła już nieco spokojniejszym głosem.
- Nie - odparłem siląc się na obojętność, jednak raz rozpalony ogień nie tak łatwo zagasić. - To jak? - mruknąłem spoglądając waderze w oczy. - Podasz mi swoje imię czy nie?
Wilczyca rzuciła mi niechętne spojrzenie i utkwiła wzrok za mną. Chwilę w coś się wpatrywała, po czym cofnęła się o krok.
- Wątpię, żeby to był najlepszy czas na pogaduszki - mruknęła pod nosem. Odwróciłem się i na moment zamarłem.
- Pierwsza rozsądna rzecz jaką dziś od ciebie usłyszałem - powiedziałem i pociągnąłem waderę w las. Z takim wrogiem nie mieliśmy we dwójkę żadnych szans.
<Nina? Brak weny, drastyczny brak weny ;/>
- "Aty", powiadasz - mruknąłem pod nosem robiąc przesadnie zdziwioną miną. - Dość ciekawe imię jak na waderę. Bez obrazy, oczywiście - dodałem patrząc, jak wilczyca spogląda na mnie iskrzącymi się z gniewu oczami. Westchnąłem i oparłem się o pobliskie drzewo.
- Aragorn - powiedziałem przypatrując się wilczycy już bez cienia humoru w oczach. - Twoja kolej.
- Po ci moje imię? - warknęła. - I tak nie zabawię tu długo - w jej głosie zabrzmiała stalowa nuta. Przekręciłem głowę.
- Może tak - powiedziałem cicho. - A może nie.
- Grozisz mi?! - niepozorna wadera niespodziewanie stała się ostrą i gotową do walki istotą. - Grozisz mi? - powtórzyła już nieco spokojniejszym głosem.
- Nie - odparłem siląc się na obojętność, jednak raz rozpalony ogień nie tak łatwo zagasić. - To jak? - mruknąłem spoglądając waderze w oczy. - Podasz mi swoje imię czy nie?
Wilczyca rzuciła mi niechętne spojrzenie i utkwiła wzrok za mną. Chwilę w coś się wpatrywała, po czym cofnęła się o krok.
- Wątpię, żeby to był najlepszy czas na pogaduszki - mruknęła pod nosem. Odwróciłem się i na moment zamarłem.
- Pierwsza rozsądna rzecz jaką dziś od ciebie usłyszałem - powiedziałem i pociągnąłem waderę w las. Z takim wrogiem nie mieliśmy we dwójkę żadnych szans.
<Nina? Brak weny, drastyczny brak weny ;/>
Nowa wilczyca!
Imię: Hestia
Płeć: Wadera Wiek: 2 lata Cechy: Przyjacielska, łagodna, zwinna, szybka, energiczna, miła, lubi przebywać w cichych spokojnych miejscach, tajemnicza, nie lubi zabijać, czasami zabawna, nigdy się nie poddaje. Stanowisko: Opiekun szczeniąt. Żywioł: Woda, powietrze. Moce: Umie czytać w myślach, czasami ma wizje przyszłości, umie świetnie latać, kiedy chce staje się niewidzialna, rozumie język koni, pegazów i smoków. Patron: Nie wierząca. Partner: Szuka. Rodzina: Nie wie czy jeszcze żyją. Historia: Na jej watahę napadła przeciwna wataha, a jej rodzina zaginęła bez śladu. Błąkała się się przez kilka miesięcy i znalazła się tu. Towarzysz: Koń czystej krwi arabskiej Shanti (czytaj : Szanti) Właściciel :Ania2002 |
|
od Niny
Obudziłam
się na polanie. Wokół mnie było sporo martwych wilków i ludzi. To było
straszne! Starałam się wyjść z ''cmentarza'' nie depcząc trupów. A
najgorsze było w mojej głowie. Nie kojarzę nic z mojego życia. Wiem
jedno; Nie mam teraz nikogo. Bo najbardziej prawdopodobne jest to, że
moja rodzina i przyjaciele leżą gdzieś wśród tych trupów. Tylko jak ja
przeżyłam? Potarłam łapą głowę. Strasznie bolała. Więc możliwe, że
dostałam w dyńkę, myśleli, że nie żyję, a tylko straciłam przytomność. I
pamięć też. Gdy już byłam w miejscu, gdzie skończyły się niezliczone
ilości trupów zaczęłam biec. Biec przed siebie. Biegłam tak kilka
godzin. Gdy było już ciemno zachciało mi się pić. Podeszłam do strumyka.
Popatrzyłam w odbicie... to nie byłam ja! To odbicie należało do jakieś
bladej, czerwonookiej dziewczyny, o czarnych włosach z różowym
pasemkiem. Ubrana była w fioletową bluzę dresową i dzwony. Zrobiłam
dziwny ruch łapą. Odbicie zrobiło to samo. Popatrzyłam na łapę, która
się okazała... dłonią! Nagle na oczy spadła mi grzywka; Czarna, z
różowym pasemkiem. A więc to ja... Teraz to nawet nie wiem, czy jestem
wilkiem, czy człowiekiem. Nie miałam siły o tym myśleć. Napiłam się wody
i schowałam się do nory. Ostatnią myśl, która przeszła mi przez głowę
była: Ciekawe, czy zdobędę przyjaciela... nie cierpię być sama.
(...) Obudziłam się jako wilk. Śniło mi się, że ktoś mnie woła. Woła imieniem Nina. Spróbowałam wyjść, jednak okazało się, że w nocy ziemia i kamienie przysypały już małe wyjście. Zaczęłam się drzeć i próbowałam wykopać wyjście. Jednak łapy po wczorajszym biegu tak mnie bolały, że szło mi to z trudem. - Pomocy! Jest tam ktoś!? - krzyczałam. Na siebie nie miałam co liczyć. - Ktoś może mnie odkopać?! - poddałam się. Jednak minutę później zobaczyłam światło. Ktoś mnie jednak usłyszał! Zaczęłam kopać. Gdy otwór był na tyle duży, żebym się zmieściła, wyszłam szczęśliwa. -Hej! - powiedział wilk. - Co Ty tu robisz? - Hej... - zmieniłam minę na poważną - nie miałam gdzie spać, a nie chciałam spać pod gołym niebem. Nie znam terenów. W nocy mnie zasypało i wiesz... - zaczerwieniłam się. Obejrzałam się. Wokoło były piękne wodospady. Czemu nie widziałam ich w nocy? - Jak się nazywasz? - Ja...? - Zastanowiłam się. Przypomniałam sobie sen. Dobra, powiedzmy, że nazywam się Nina. - Ja...- Zaraz! Przecież nie muszę tego mówić! Niech on się przedstawi pierwszy! - A Ty? <Jakiś wilk? xD Mile widziany basior, bo opo napisałam pod faceta ;P> |
||
Niestety
Nie mam tak dużo wolnego i brakuje mi czasu, więc nie będę dodawać formularzy do watahy. Mogę dodawać tylko posty, gdyż formy zajmują za dużo czasu. Bardzo was przepraszam za moje małe zaangażowanie, ale po prostu urwanie głowy.
//Maja666666
//Maja666666
Nowa wilczyca!
Imię: Nina
Płeć: Wadera
Wiek: 2 lata
Cechy: Jest zwykle cichą i nieśmiałą waderą o niezwykłym usposobieniu.
Jest spontaniczna i niepoważna, ale stara się to ukrywać, więc sprawia
wrażenie poważnej i spokojnej osoby. Nie ufa obcym, nawet co do
znajomych zachowuje dystans. Jest sprytna i mądra. Początkowo może
wydawać się wredna i sarkastyczna, ale to tylko jej zewnętrzna powłoka;
Tak na prawdę jest miła i dobra.
Stanowisko: Wojowniczka
Żywioł: Ogień
Moce: W nocy zmienia się w człowieka, nie ma nad tym kontroli. Gdy
zechce, może podczas walki podpalić swoją krew (jej ogień nic nie
zrobi). Może również wyczarować ognisty tasak. Nikt nie może jej czytać w
myślach, a temu, kto spróbuje to zrobić może dostać gorączki, którą
może wyleczyć tylko ona (Ew. sama minie po tygodniu). Rozumie też
wszystkie języki świata.
Patron: Masa Partner: Nie ma... sama nie wie, czy jest na to gotowa. Nie wie, czy komuś tak zaufa. Rodzina: Nie ma, a przynajmniej; Nie pamięta.
Historia: Nie pamięta jej; Pewnego dnia obudziła się z pustką w głowie.
Jedynie to mogła przypuszczać, co się stało. Obudziła się wśród trupów
ludzi i wilków. W nocy zmieniła się w dziewczynę, w ciągu następnych
nocy również się zmieniała, a rankiem z powrotem była wilkiem. Więc Nina
już sama nie wiedziała, czy jest człowiekiem, czy wilkiem... w końcu
dołączyła do watahy i tu już została.
Właściciel: Nina the Killer
|
|
piątek, 14 marca 2014
od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro
Odwróciłam wzrok, onieśmielona spojrzeniem jadeitowych oczu. Było w nich coś wyzywającego, jakby Aceiro usiłował mnie do czegoś sprowokować. Czując, że tracę apetyt odsunęłam się od mięsa, które teraz wydało mi się wyjątkowo niesmaczne i wstałam. Chwilę wpatrywałam się w ziemię, przestępując z nogi na nogę i nie wiedząc co powiedzieć, aż w końcu podniosłam wzrok i spojrzałam niepewnie na wilka czując, że nie mogę oddychać. Na moment miałam wrażenie, że spadam w dół i pochłania mnie głębia morza wypychając powietrze z płuc. Kończyny mi drżały jak po nieprawdopodobnym wysiłku, a oddech stał się krótki i urywany. Ponownie odwróciłam wzrok, czując, że jeśli będę patrzeć choć chwilę dłużej na basiora - po prostu oszaleję.
Wilk, zaniepokojony moim zachowaniem podniósł się ostrożnie i rzucił mi niepewne spojrzenie.
- Może... chciałabyś odpocząć? - spytał z wahaniem. Pokręciłam głową i poczułam łzy piekące pod powiekami.
- Nie, świetnie się czuję - skłamałam, ale wiedziałam, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Aceiro niepewnie do mnie podszedł, a tym samym moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, tłukąc się teraz niczym dziki ptak w przyciasnej klatce.
- Nie rób tego - jęknęłam, a wilk się zatrzymał. - Bo pęknie mi serce - mówiąc to głos mi się załamał. - Proszę.
- Co ci zrobiłem? - wilk spojrzał mi w oczy, i ku mojemu zdziwieniu wyczułam jego autentyczną rozpacz. Na moment przestałam oddychać, po czym wyjąkałam przełykając łzy:
- Ty nic. Ja po prostu się w tobie zakochałam - odwróciłam się i pomknęłam przez las w oszałamiającym tempie. Rozpacz sprawiła, że nie patrzyłam gdzie biegnę i w pewnym momencie po prostu wpadłam na mrocznego. Jego okrutny uśmiech był ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam zanim mnie ogłuszył.
<Aceiro?>
Wilk, zaniepokojony moim zachowaniem podniósł się ostrożnie i rzucił mi niepewne spojrzenie.
- Może... chciałabyś odpocząć? - spytał z wahaniem. Pokręciłam głową i poczułam łzy piekące pod powiekami.
- Nie, świetnie się czuję - skłamałam, ale wiedziałam, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Aceiro niepewnie do mnie podszedł, a tym samym moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, tłukąc się teraz niczym dziki ptak w przyciasnej klatce.
- Nie rób tego - jęknęłam, a wilk się zatrzymał. - Bo pęknie mi serce - mówiąc to głos mi się załamał. - Proszę.
- Co ci zrobiłem? - wilk spojrzał mi w oczy, i ku mojemu zdziwieniu wyczułam jego autentyczną rozpacz. Na moment przestałam oddychać, po czym wyjąkałam przełykając łzy:
- Ty nic. Ja po prostu się w tobie zakochałam - odwróciłam się i pomknęłam przez las w oszałamiającym tempie. Rozpacz sprawiła, że nie patrzyłam gdzie biegnę i w pewnym momencie po prostu wpadłam na mrocznego. Jego okrutny uśmiech był ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam zanim mnie ogłuszył.
<Aceiro?>
od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry
Spojrzałem w stronę Keiry. Westchnąłem i pokręciłem łbem. Nie,
powiedziałem w myślach, Ja nie mogłem się zakochać, warknąłem. Lecz
mógłbym wmawiać sobie to kilka tysięcy razy, a i tak każda moja myśl
kierowała się w stronę tej niezwykłej wadery. Gdy byłem przy niej czułem
uścisk w żołądku. Ciągle myślałem o jej pięknych, błękitnych oczach,
oraz jej delikatnym, subtelnym głosie... I o niczym innym. Tylko to
chodziło mi po głowie. Ale przecież ja jej praktycznie nie znałem, więc o
co w ogóle chodzi? A jednak. Zakochałem się. Trzeba to przyznać, nawet
przed samym sobą.
W końcu usłyszałem jej głos. Na początku myślałem, że to znów moja głupia wyobraźnia, lecz po chwili ujrzałem ją w całości. Wstrzymałem oddech, gdy wadera zbliżyła się do mnie.
- To jak, idziemy na polowanie? - spytała nieśmiało.
- T-Tak... - wymamrotałem, próbując odzyskać głos. - Chodźmy.
Uśmiechnąłem się, a wadera wyszła z jaskini. Szliśmy leśną ścieżką, wzdłuż małego strumyczka. Mój wzrok co chwilę wędrował w stronę wadery. Po chwili ujrzeliśmy dwa pasące się wśród drzew jelenie. Moje ciało nie bolało już tak bardzo, choć nadal byłem osłabiony. Keira spojrzała na mnie znacząco. Rozpoczęło się polowanie. Najpierw skradanie się, potem wyskok, pościg, aż w końcu jeleń leżał pod naciskiem moich łap. Uśmiechnąłem się do wadery. Niedługo po tym zajadaliśmy się soczystym i świeżym mięsem kopytnego. Jednak nie wytrzymałem długo, i mój wzrok znów powędrował ku waderze. W tej samej chwili nasze spojrzenia napotkały się.
Keira??
W końcu usłyszałem jej głos. Na początku myślałem, że to znów moja głupia wyobraźnia, lecz po chwili ujrzałem ją w całości. Wstrzymałem oddech, gdy wadera zbliżyła się do mnie.
- To jak, idziemy na polowanie? - spytała nieśmiało.
- T-Tak... - wymamrotałem, próbując odzyskać głos. - Chodźmy.
Uśmiechnąłem się, a wadera wyszła z jaskini. Szliśmy leśną ścieżką, wzdłuż małego strumyczka. Mój wzrok co chwilę wędrował w stronę wadery. Po chwili ujrzeliśmy dwa pasące się wśród drzew jelenie. Moje ciało nie bolało już tak bardzo, choć nadal byłem osłabiony. Keira spojrzała na mnie znacząco. Rozpoczęło się polowanie. Najpierw skradanie się, potem wyskok, pościg, aż w końcu jeleń leżał pod naciskiem moich łap. Uśmiechnąłem się do wadery. Niedługo po tym zajadaliśmy się soczystym i świeżym mięsem kopytnego. Jednak nie wytrzymałem długo, i mój wzrok znów powędrował ku waderze. W tej samej chwili nasze spojrzenia napotkały się.
Keira??
czwartek, 13 marca 2014
Dolina Smoków
Kochasz smoki? Chciałbyś jednego poznać? A może zawsze marzyłeś by zobaczyć świat z lotu tego pięknego stworzenia? Poczuć adrenalinę i to wspaniałe uczucie zwane szczęściem gdy dosiadasz jednego z nich? Smoki. Piękne słowo dla pięknego stworzenia. Pomyśl że stoisz koło błękitnego smoka o szmaragdowych oczach. Pomyśl że zbliżasz się do niego i wsiadasz na jego grzbiet opancerzony łuskami. To może stać się już dziś. Może być pisane w twoim opowiadaniu. Dołącz do Smoczej Doliny i razem z nami przeżywaj przygody. Razem z nami trenuj smoki!
http://dragon-valey.blogspot.com/
Obudź w sobie siłę i trenuj smoki razem z nami!
// Maja666666
//Tygrysica
Obudź w sobie siłę i trenuj smoki razem z nami!
// Maja666666
//Tygrysica
środa, 12 marca 2014
Od Racana - do Aceiro
Miarowy stukot wybudził mnie z błogiego snu.
stuk-stuk-stuk...
Co tak stuka?
Otrząsnąłem się. Gdzie ja jestem? No tak, uświadomiłem sobie. Zasnąłem na leśnej polanie. Co za wspaniały pomysł, biorąc pod uwagę ostatnie "utarczki" z Mrocznymi.
Rozejrzałem się wokoło i mój wzrok padł na gawrona ostukującego orzecha o pień zwalonego drzewa. Odwrócił głowę od pożywienia i spojrzał na mnie. Zakrakał doniośle i wzbił się w powietrze. Westchnąłem. Która już może być godzina? Zerknąłem na słońce zawieszone wysoko na nieboskłonie. Pewnie już dobre pięć godzin po wschodzie słońca. Pieknie. Chyba za stary jestem na takie obchody terenu.
Przez korony drzew wyzierały wesołe promyki słońca i tańczyły po tafli pobliskiego jeziora. Woda migotała radośnie. Od razu przed oczyma stanął mi obraz Asoki, mojej ukochanej. Przypomniały mi się jej miękkie skrzydła, jasne i błyszczące. Uśmiechnąłem się ciepło. Dawno jej nie wiedziałem. Utkwiłem wzrok w taflę jeziora, głębokiego niczym oczy Asoki.
- Tęsknię - szepnąłem.
- Ale chyba nie za mną, co? - odezwał się jakiś głos.
Odwróciłem się i ujrzałem muskularnego basiora, który patrzył się na mnie z kpiącym uśmieszkiem. Moja reakcja była błyskawiczna. Przyzwyczajony, że każdy obcy jest wrogiem numer jeden, otoczyłem się polem siłowym. Zasilała mnie energia jeziora.
- Coś ty taki strachliwy? - spytał obcy kpiąco.- Może zacznijmy od początku. Jestem Aceiro, a ty?
- Racan - odparłem, nieco uspokojony.
- Witaj - Aceiro podał mi łapę. - Nic ci nie zrobię, skończ z tym polem siłowym, chcę się z tobą zaprzyjaźnić.
Zlikwidowałem ochronę i wymusiłem uśmiech.
- Należę do Watahy Zaklętego Źródła, a ty? - spytałem.
- Ja także. Jestem Przywódcą polowań.
- Nie słyszałem o tobie. Ja z kolei jestem Przywódcą magów.
- Musisz dobrze znać się na magii.
- Nom. Opowiesz mi coś o sobie? - zaciekawiłem się.
Aceiro???
stuk-stuk-stuk...
Co tak stuka?
Otrząsnąłem się. Gdzie ja jestem? No tak, uświadomiłem sobie. Zasnąłem na leśnej polanie. Co za wspaniały pomysł, biorąc pod uwagę ostatnie "utarczki" z Mrocznymi.
Rozejrzałem się wokoło i mój wzrok padł na gawrona ostukującego orzecha o pień zwalonego drzewa. Odwrócił głowę od pożywienia i spojrzał na mnie. Zakrakał doniośle i wzbił się w powietrze. Westchnąłem. Która już może być godzina? Zerknąłem na słońce zawieszone wysoko na nieboskłonie. Pewnie już dobre pięć godzin po wschodzie słońca. Pieknie. Chyba za stary jestem na takie obchody terenu.
Przez korony drzew wyzierały wesołe promyki słońca i tańczyły po tafli pobliskiego jeziora. Woda migotała radośnie. Od razu przed oczyma stanął mi obraz Asoki, mojej ukochanej. Przypomniały mi się jej miękkie skrzydła, jasne i błyszczące. Uśmiechnąłem się ciepło. Dawno jej nie wiedziałem. Utkwiłem wzrok w taflę jeziora, głębokiego niczym oczy Asoki.
- Tęsknię - szepnąłem.
- Ale chyba nie za mną, co? - odezwał się jakiś głos.
Odwróciłem się i ujrzałem muskularnego basiora, który patrzył się na mnie z kpiącym uśmieszkiem. Moja reakcja była błyskawiczna. Przyzwyczajony, że każdy obcy jest wrogiem numer jeden, otoczyłem się polem siłowym. Zasilała mnie energia jeziora.
- Coś ty taki strachliwy? - spytał obcy kpiąco.- Może zacznijmy od początku. Jestem Aceiro, a ty?
- Racan - odparłem, nieco uspokojony.
- Witaj - Aceiro podał mi łapę. - Nic ci nie zrobię, skończ z tym polem siłowym, chcę się z tobą zaprzyjaźnić.
Zlikwidowałem ochronę i wymusiłem uśmiech.
- Należę do Watahy Zaklętego Źródła, a ty? - spytałem.
- Ja także. Jestem Przywódcą polowań.
- Nie słyszałem o tobie. Ja z kolei jestem Przywódcą magów.
- Musisz dobrze znać się na magii.
- Nom. Opowiesz mi coś o sobie? - zaciekawiłem się.
Aceiro???
wtorek, 11 marca 2014
od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro
Spojrzenie jadeitowych oczu prześladowało mnie na każdym kroku, gdziekolwiek poszłam i jakkolwiek starałam się o nich zapomnieć. Śledziły każdy mój ruch, przypatrywały się mu z pełną krytyki powagą, i z czasem stały się mym nieodłącznym druhem. Niezależnie, czy właśnie polowałam czy śniłam one nieustająco wpatrywały się we mnie tym natarczywym wzrokiem, powodując, że odechciewało mi się żyć. Czułam, że chcą mi coś powiedzieć, zasygnalizować, może ostrzec przed widmowym niebezpieczeństwem. Czasami miałam wrażenie, że w spojrzeniu tych zielonych oczu czai się coś jeszcze. Jakaś groźba wisząca w powietrzu, kiełkująca w pulchnej ziemi intryga. Szantaż, niebezpieczeństwo, które wyciąga swoje oślizgłe macki...
- Witaj, Keira - podskoczyłam słysząc niespodziewany głos za moimi plecami. Na moment zamarłam kiedy zobaczyłam kto stoi tuż za mną. Właściciel jadeitowych oczu.
- Witaj - uśmiechnęłam się wymuszenie, starając się jednocześnie by mój uśmiech nie wyszedł jak grymas. Spuściłam wzrok udając zainteresowanie na widok maków rosnących pod moimi stopami, jakbym zobaczyła tam coś niezmiernie zajmującego.
- Pomyślałem - ciągnął Aceiro - że może mogłabyś mnie oprowadzić po terenie watahy... Jeśli oczywiście chcesz - ostatnie zdanie zdało mi się wypowiedziane ostatkiem sił, jakby basior mówiąc te słowa dokonał nieprawdopodobnego trudu. Siląc się na entuzjazm wygięłam pysk w sztucznym uśmiechu.
- Jasne - powiedziałam. - Jeśli masz dość siły możemy wybrać się na małe polowanie - Może odpuści, wiedząc, że nie ma dość siły, żeby polować, zrodziła się w mej głowie nieśmiała myśl. Nie miałam ochoty na spędzanie czasu w jego obecności, wilczur bowiem z niewiadomych przyczyn mnie onieśmielał i sprawiał, że traciłam pewność siebie.
- Zgoda - przytaknął basior uśmiechając się szczerze. - Powiedz, kiedy będziesz miała czas, to... to wtedy przyjdę - powiedział i wycofał się ku jaskini.
Westchnęłam tylko patrząc jak smukła sylwetka Aceiro znika w jamie i usiadłam na ziemi. Nie wiedząc co robić rozgrzebywałam pazurami łono matki natury, zastanawiając się co tak właściwie mnie onieśmiela w wilczurze.
Może jesteś w nim po prostu zakochana?, podszepnął mi czyiś głosik. Zdziwiona tym przypuszczeniem zamrugałam po czym roześmiałam się beztrosko. Ja? Zakochana? Dobre żarty, prychnęłam i nieco uspokojona ruszyłam w stronę jaskini.
<Aceiro? Nie martw się ona jest zakochana ;3>
- Witaj, Keira - podskoczyłam słysząc niespodziewany głos za moimi plecami. Na moment zamarłam kiedy zobaczyłam kto stoi tuż za mną. Właściciel jadeitowych oczu.
- Witaj - uśmiechnęłam się wymuszenie, starając się jednocześnie by mój uśmiech nie wyszedł jak grymas. Spuściłam wzrok udając zainteresowanie na widok maków rosnących pod moimi stopami, jakbym zobaczyła tam coś niezmiernie zajmującego.
- Pomyślałem - ciągnął Aceiro - że może mogłabyś mnie oprowadzić po terenie watahy... Jeśli oczywiście chcesz - ostatnie zdanie zdało mi się wypowiedziane ostatkiem sił, jakby basior mówiąc te słowa dokonał nieprawdopodobnego trudu. Siląc się na entuzjazm wygięłam pysk w sztucznym uśmiechu.
- Jasne - powiedziałam. - Jeśli masz dość siły możemy wybrać się na małe polowanie - Może odpuści, wiedząc, że nie ma dość siły, żeby polować, zrodziła się w mej głowie nieśmiała myśl. Nie miałam ochoty na spędzanie czasu w jego obecności, wilczur bowiem z niewiadomych przyczyn mnie onieśmielał i sprawiał, że traciłam pewność siebie.
- Zgoda - przytaknął basior uśmiechając się szczerze. - Powiedz, kiedy będziesz miała czas, to... to wtedy przyjdę - powiedział i wycofał się ku jaskini.
Westchnęłam tylko patrząc jak smukła sylwetka Aceiro znika w jamie i usiadłam na ziemi. Nie wiedząc co robić rozgrzebywałam pazurami łono matki natury, zastanawiając się co tak właściwie mnie onieśmiela w wilczurze.
Może jesteś w nim po prostu zakochana?, podszepnął mi czyiś głosik. Zdziwiona tym przypuszczeniem zamrugałam po czym roześmiałam się beztrosko. Ja? Zakochana? Dobre żarty, prychnęłam i nieco uspokojona ruszyłam w stronę jaskini.
<Aceiro? Nie martw się ona jest zakochana ;3>
od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry
Wadera spojrzała na mnie, po czym znów ruszyliśmy w drogę. Szedłem obok
niej, co jakiś czas pokaszlując. Po chwili zatrzymałem się, spoglądając
na waderę.
- No i... dziękuję za dodanie sił - uśmiechnąłem się.
- Nie ma sprawy - przekręciła głowę.
Później szliśmy bez słowa, co jakiś czas spoglądając na siebie. W końcu dotarliśmy do jaskini, o której już wcześniej wspominała Keira. Gdy weszliśmy do niej zacząłem się rozglądać.
- Ładnie tutaj... - przyznałem.
Wadera obdarzyła mnie pięknym uśmiechem. Weszła w głąb jaskini i spojrzała na mnie wyczekująco. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Poczułem ulgę, gdy mogłem opaść na ziemię, choć było to poprzedzone ogromnym bólem, który sprawiał mi nawet najmniejszy ruch. Położyłem łeb na łapach i przymknąłem oczy. Po chwili jednak oprzytomniałem, słysząc dźwięczny i delikatny głos Keiry. Podniosłem łeb i spojrzałem na nią pytająco.
- I jak? - spytała.
Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi, więc przekrzywiłem łeb i otworzyłem pysk, chcąc zapytać co miała na myśli. Lecz wadera uprzedziła mnie.
- Znaczy, jak się czujesz... - spojrzała na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczami.
- Dobrze - odpowiedziałem, próbując nie gapić się tak na nią.
- To... Na razie leż. Niedługo wrócisz do siebie - uśmiechnęła się łagodnie, po czym odeszła kilka kroków ode mnie.
Westchnąłem i uśmiechnąłem się pod nosem. Ale po chwili zadałem sobie kontrowersyjne pytanie: Czy taka piękna wadera mogłaby poczuć coś, cokolwiek, do takiego basiora jakim jestem ja? Uśmiech zszedł z mojego pyska, po czym zamknąłem oczy i wykończony znalazłem ukojenie we śnie....
Keira??
- No i... dziękuję za dodanie sił - uśmiechnąłem się.
- Nie ma sprawy - przekręciła głowę.
Później szliśmy bez słowa, co jakiś czas spoglądając na siebie. W końcu dotarliśmy do jaskini, o której już wcześniej wspominała Keira. Gdy weszliśmy do niej zacząłem się rozglądać.
- Ładnie tutaj... - przyznałem.
Wadera obdarzyła mnie pięknym uśmiechem. Weszła w głąb jaskini i spojrzała na mnie wyczekująco. Podszedłem do niej i usiadłem obok. Poczułem ulgę, gdy mogłem opaść na ziemię, choć było to poprzedzone ogromnym bólem, który sprawiał mi nawet najmniejszy ruch. Położyłem łeb na łapach i przymknąłem oczy. Po chwili jednak oprzytomniałem, słysząc dźwięczny i delikatny głos Keiry. Podniosłem łeb i spojrzałem na nią pytająco.
- I jak? - spytała.
Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi, więc przekrzywiłem łeb i otworzyłem pysk, chcąc zapytać co miała na myśli. Lecz wadera uprzedziła mnie.
- Znaczy, jak się czujesz... - spojrzała na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczami.
- Dobrze - odpowiedziałem, próbując nie gapić się tak na nią.
- To... Na razie leż. Niedługo wrócisz do siebie - uśmiechnęła się łagodnie, po czym odeszła kilka kroków ode mnie.
Westchnąłem i uśmiechnąłem się pod nosem. Ale po chwili zadałem sobie kontrowersyjne pytanie: Czy taka piękna wadera mogłaby poczuć coś, cokolwiek, do takiego basiora jakim jestem ja? Uśmiech zszedł z mojego pyska, po czym zamknąłem oczy i wykończony znalazłem ukojenie we śnie....
Keira??
Subskrybuj:
Posty (Atom)