niedziela, 21 grudnia 2014

od Aishy - cz. II

Mróz kąsający moje drobne, wyziębione ciało stał się nieodłącznym druhem. Jego obecność była się dla mnie tak oczywista, że po pewnym czasie przestałam go odczuwać. Gdzieś na pograniczu umysłu rejestrowałam ból zdrętwiałych kończyn i dotkliwy, żrący chłód jednak miałam wrażenie, że jest trochę jak kolec wbity w łapę. Utrudniający życie i irytujący, ale charakteryzujący się tym, że w pewnym momencie o nim zapominamy.
Kwestia przyzwyczajenia.
Przemierzając nagie i zmarznięte połacie nieurodzajnej ziemi czułam pewien rodzaj ulgi. Nie byłam pewna dokąd zmierzam i jaki cel ma moja mordercza wędrówka, ale miałam wrażenie, że idąc przed siebie zdążam do jakiegoś celu. Nie wiedziałam, co się nim okaże. Moja zguba czy może zbawienie? Czy wolałabym tu zostać i uwolnić się od wszelkich problemów, czy może raczej wrócić i stawić im czoła? Nie miałam już siły na bycie bohaterką, ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że jako Beta powinnam dawać przykład, a nie dezerterować z wojska. Powinnam teraz dodawać otuchy swoim bliskim i poddanym, pocieszać ich i omawiać strategię walki. Co z tego, że to nic by nie zmieniło, a usilne próby ogarnięcia sytuacji zakończyłyby się jedynie jeszcze większym zagmatwaniem? Może było to jednak lepsze niż snucie się bez sensu na końcu świata, bez nadziei, może z jedną tylko - by wkrótce skończyć swój nędzny żywot? 
Odgoniłam uciążliwe myśli i zmrużyłam oczy kiedy podmuch wiatru rzucił we mnie garść wirujących płatków śniegu. Przygryzłam wargi zastanawiając się niechętnie nad perspektywą śmierci pod zaspami białego puchu. Może i ostatnio moje poczucie humoru w związku z wojną nieco ucierpiało, ale i tak nie zamierzałam zginąć tak marną śmiercią. Było to poniżej mojej godności, chociaż i tej wojna nieźle dała się we znaki. Przystanęłam i spojrzałam z cichą pretensją w niebo. Dlaczego śnieg zaczął padać akurat wtedy kiedy chciałam zrobić tak znaczący krok w kierunku mojej przyszłości? Nigdy nie byłam perfekcjonistką, ale zaczęło mnie drażnić, że natura wyraźnie się ze mnie naigrywa chcąc zepsuć plany śmierci idealnej z dala od wszelkich problemów i morderczych wilków. Spojrzałam z tęsknotą przed siebie. Ach, gdyby tak móc po prostu zasnąć i już nigdy się nie obudzić, przemknęło mi przez myśl. Unieść się gdzieś w górę niczym czarnoskrzydły anioł po czym opaść w dół tak szybko jak zapada się w sen.
~ Trochę bezsensowne jest powtarzanie tych samych motywów, posłyszałam gdzieś głos na pograniczu umysłu. Wzdrygnęłam się i nerwowo rozejrzałam po okolicy. Nie dość, że musiałam podjąć decyzję w kwestii mojego życia, dodatkowo miałam halucynacje. Wymarzony koniec Bety i sławnej Alchemiczki - zostać zasypanym przez śnieg to jeszcze nic, ale żeby pod koniec życia dręczyły cię głosy i halucynacje? 
Ciekawe kto wymyślił takie pokręcone zakończenie.

sobota, 6 grudnia 2014

od Aishy - cz. I

Świat na którym żyłam uległ przemianie.
Walka, którą dotychczas traktowałam jako pełny honoru pojedynek stała się brutalnym starciem sił. Nie istniały zasady, tradycje według których mogłabym postępować, na które mogłabym się powoływać. Wszystko co znałam zmieniło się. Teraz liczył się tylko spryt, zwinność i ostre kły. Ginęła przyjaźń, miłość, więzi międzyludzkie. To co było kiedyś dla nas życiowym mottem poszło w zapomnienie wobec groźby śmierci. Każdy ratował jedynie własną skórę, egoistycznie odmawiając pomocy innym, tchórząc i uciekając. 
Mimo, że rządy w Watasze obejmowały najpotężniejsze wilki wszech czasów, większość członków zaczęła się łamać. Jutro było niepewne. Dziś mogliśmy jeszcze polować, pełni wigoru i życia ganiać zwierzynę, a już jutro mogliśmy leżeć bez tchu pod cichym sklepieniem nieba. Samotni, bo komu byśmy byli potrzebni, skoro sami wyzbyliśmy się przyjaciół? 

Była zima. Naokół panowała cisza i bezruch. Nagie, strzeliste drzewa wyciągały swe zmarznięte dłonie ku niebu, jakby w niemej prośbie o litość. Las zdawał się mienić od śniegu, który pokrywał ziemię, drzewa, iskrzył się wirując w powietrzu. Był to tak piękny obraz, że przez moment uległam wrażeniu, że wojna była tylko snem i że wszystko skończyło się dobrze. Odetchnęłam cicho. Wiedziałam, że to tylko pozory, a niedaleko stąd czai się śmiertelny wróg, jednak jak każdy członek Watahy pragnęłam uwierzyć w widok, który się przede mną rozpościerał. Wolna, piękna, pełna zwierzyny i wilków Wataha. Na moje usta mimowolnie wypłynął uśmiech. Zdziwiona zamrugałam oczami. Niemal zapomniałam jak to jest uśmiechać się i oddychać pełnią życia bez obawy, że ktoś mnie zaraz zabije. Cichy głosik w moim umyśle podpowiedział mi szeptem polowanie. Wyobraziłam sobie jak pędzę, a moją sierść przewiewa ostry wiatr, jak chwytam ofiarę i czuję ciepło jej świeżej krwi w pysku. Już miałam oddać się tym marzeniom i zrealizować je kiedy tknął mnie nagły niepokój. A co jeśli to podstęp? Jeśli ktoś z zewnątrz CHCE, żebym porzuciła ostrożność? Rozsądek kazał mi wracać do jaskini, jednak serce łaknęło powiewu wolności. "Ten jeden raz zaryzykuję, pomyślałam. Nie mogę wiecznie tkwić spętana trwogą". Z tą myślą poddałam się impulsowi chwili, a moje nogi same wpadły w rytm galopu. Ostry śnieg szczypał moje łapy odepchnęłam się więc od ziemi i rozpostarłam skrzydła. "Dziś będę łamać wszystkie reguły, pomyślałam. "Dziś nic nie będzie takie jak na ogół"


Skrzydła zaniosły mnie daleko poza tereny Watahy, gdzie powietrze było czyste, a ziemia nieskalana morderstwem. Pusta kraina, pozbawiona przyjaciół i wrogów, rządząca się jedynie prawem natury. Pusta, tak samo jak pusta jest biel. Ostra, rażąca po oczach, a jednocześnie obojętna w swej nieskazitelności i odrzucająca. Kiedy widzę białą kartkę, chcę ją pokolorować, by była radosna i ciepła, mieniąca się różnobarwnie. Kiedy widzę samotnego człowieka, pokrzywdzonego przez los chcę go pocieszyć. Jednak nigdy nie należy posuwać się za daleko. Zbyt wiele kolorów stworzy chaos, a każda przyjaźń może zmienić się w nienawiść. Dlaczego więc to miejsce mnie odrzucało? Było niczym ta kartka, bezsensownie osamotniona, bezbarwna. Nic nie znaczyła. Nie miała zostać pokolorowana, ale nie miała też zostać zniszczona. Więc czy aby na pewno ten brak był zły? Może czasem samotność jest lepsza od przyjaźni? Od miłości? Nie narażamy się, nic nie ryzykujemy. Ryzykujemy jedynie siebie, swoją duszę i serce, które samotność może przeżreć. Ale nie ludzi, którzy nas pocieszali. Nie ludzi, którzy oddali nam WŁASNE serca i WŁASNE dusze.

Oddychając cicho wylądowałam i spojrzałam na otwartą, rozciągającą się przede mną przestrzenią. Zimne, spłowiałe trawy, delikatnie okryte szronem rozciągające się aż po horyzont. Tak, tutaj nikt mnie nie odnajdzie. Nikt mnie już nie skrzywdzi. Bo sama dopełnię końca. 



piątek, 21 listopada 2014

Od Dixita - część I


W pewnym momencie nocy narastający niepokój stał się wręcz namacalny.
Gęsty las, bujający swe drzewa w rytmie wiatru nagle ucichł. Świerszcze cykające cicho blisko jeziora zamilkły. Po nieboskłonie leniwie przesuwały się ciemne chmury, zasłaniając rażące światło księżyca.
Powietrze znieruchomiało, zastygło niczym gorąca lawa wytryskująca z wulkanu. Stęchło, jakby nie chciało przeszkodzić nikomu swymi podmuchami.
Leżałem w ludzkiej postaci w krzakach nad jeziorem. Nie wiem czemu tutaj przyszedłem. Chyba jedynie poto, by się poniepokoić.
Bardzo mi tego brakowało.
jako zwiadowca watahy byłem zobowiązany do regularnego przeczesywania terenu. Cóż, obowiązki trzeba spełniać. Ostatnio dużo też się mówi o Mrocznych i smokach... Nie. Nie mogę o tym teraz myśleć. Musze skupić się na zadaniu.
Bezszelestnie podniosłem się z liści i przeczołgałem się do kolejnego krzaka. Pff. Takie podchody. Ale w końcu byłem na terytorium Mrocznych. Ostrożności nigdy za wiele.
Ledwo poczułem, gdy coś mokrego wylądowało mi na dłoni. Śnieg? Najwyraźniej pierwszy w tym roku.
Sunąłem po ziemi ochraniając się magią przed narastającym z każdą chwila chłodem. W końcu moim żywiołem jest ogień. Chłód może tylko pogorszyć sprawę.

~*~

Las na nowo począł szumieć znajomym szeptem liści i traw. Znajdowałem się całkiem niedaleko jednej z kryjówek Mrocznych. Ale jestem głupi. Zagłębiam się w tereny Mrocznych sam, w pojedynkę. Większej głupoty nie potrafiłem sobie wtedy wyobrazić. Podniosłem się z ziemi, czując, jak bardzo moje ubranie jest brudne i ubłocone. Sięgnąłem po magię. Otoczyłem się tarczą obronną z niewidzialnego ognia i ruszyłem w stronę jaskiń. Czułem, że świt nadejdzie za niedługo, za jakieś dwie, trzy godziny. Muszę się spieszyć. Przed wschodem słońca powinienem być na naszym terenie. Wysłałem przed siebie myśli, próbując wykryć potencjalnych napastników. Przede mną kryło się co najmniej pięć rosłych basiorów od Mrocznych, zapewne jedni z obrońców terytoriów. Jeden patroluje, inni śpią. Niezbyt wygodna dla mnie sytuacja, a nie sposób dostać się inną drogą. Przygotowałem w dłoniach ogniowe pociski i wycelowałem w wejście groty. Ogień pruł prze powietrze w wyznaczonym kierunku... i nagle zawisł w powietrzu. Oszołomiony tak szybką reakcją przeciwnika wycelowałem atak łukiem ognia. Także ten atak został błyskawicznie rozbrojony. Jak...?
- Możesz już przestać, Dixit.
Potrząsnąłem z niedowierzaniem głową na dźwięk znajomego głosu.
Przede mną w wejściu groty stała Viria w ludzkiej postaci a za nią leżący bez życia obrońcy Mrocznych.

C.D.N.

piątek, 24 października 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

W wietrze wyczuwało się złowrogą nutę. Ostre, natarczywe podmuchy szarpały moje włosy plącząc je i zasłaniając twarz. Oczy, załzawione z wysiłku utkwione były w nikłej linii horyzontu, na której - o niedolo - nie widać było nic ponad spalone wiatrem trawy i skarlałe, wysuszone krzewy jawiące się wśród tego pustkowia niczym kaleki. Zmarznięte, stwardniałe dłonie opierałam o gorącą, spienioną od potu szyję ogiera, ale co dziwne nie czułam rozgrzewającego ciepła konia, lecz pełznący od karku lodowaty powiew. Moje usta drżały, niczym w agonii, zgarbione plecy bolały, a tymczasem Zmienny galopował coraz wolniej. W pewnym momencie smukłe nogi ugięły się pod nim i runął na tą jałową ziemię, grzebiąc się w tumanach pyłu i piachu. Dysząc spazmatycznie wyswobodziłam przygniecioną nogę spod ciała konia i przyklęknęłam przy nim. Zlęknione serca biły w jednym, tym samym, przestraszonym rytmie. Oddechy zmieniały się w parę, oczy pełne łez wysiłku, wiatr szarpiący nasze ciała. 

Za to ostatnie poświęcenie.

Wyciągnęłam ciężki, spiżowy sztylet.
Błagalne spojrzenie Zmiennego.

Powoli oddychając wyjęłam go z pochwy.
Niedowierzenie.

Spojrzałam w tą samą, niezmienioną przez czas głownię zastanawiając się ile czasu minęło od kiedy ostatni raz go używałam.
Niepokój.

Chyba dużo.
Rozdzierające, proszące rżenie.

Wstałam i uniosłam sztylet do góry. 
- To dla twojego dobra, Nihet. 
- Zdrajczyni.

Zdecydowałam. Wystarczył szybki ruch ręką i biała, prosta szata, w którą byłam odziana rozpadła się na dwa strzępy. Chłód szybko objął nagą skórę, zadrżałam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Ogier zarżał cicho, z ulgą i wybaczeniem, a ja podniosłam opadłą tkaninę i narzuciłam ją na spocony grzbiet konia. 
- Żegnaj, Nihet - pocałowałam go w chrapy i spojrzałam na horyzont. Jak ja - naga, zziębnięta i bezbronna miałam uratować Aceiro? Rozwiązanie pojawiło się błyskawicznie. Przecież jestem też wilkiem… 
Już na czterech nogach ruszyłam pędem w kierunku urwiska. Nie robiłam nic sobie z wiatru, zimna ani strachu. Podołałam próbie, a teraz muszę po prostu znaleźć Aceiro. Wszystko będzie dobrze.

Aceiro? Kompletny brak weny… Nie wiem co piszę ;(

poniedziałek, 1 września 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

Wszystko widziałem jak przez mgłę, lecz po chwili przez moją świadomość przemknęło słowo. Keira. Keira, piękna niczym bogini. Jej oczy, błękitne niczym bezchmurne niebo. I, co najważniejsze, kobieta, którą darzyłem tak wielką miłością. 

 Jak mogłem zwątpić? Przecież ona mnie kocha… Nie, kochała. Nic nie jest pewne. Jak mogła mi to zrobić? Byłem w nią tak zapatrzony, a ona tylko mnie wykorzystała. Manipulowała moimi uczuciami. Mimo, że to tylko słowa, zraniły mnie doszczętnie, zadając ból niewyobrażalny. Prze chwilę coś w głębi mojego serca kazało mi zatrzymać klacz, zawrócić. Lecz tylko pokręciłem głową, powstrzymując własne myśli. W jednej, na pozór nic nie znaczącej chwili, cała niepewność zamieniła się w gniew. Chciałbym uronić choć łzę, lecz nie mogłem. Chciałem wrzeszczeć, lecz mój głos znikał pośród lasu. Moje mięśnie były napięte, jakbym w każdej chwili miał zeskoczyć z klaczy. Oddychałem ciężko, nawet tego nie czując. Drgały mi dłonie, nie wiedząc czemu. Co się ze mną dzieje?
 Imenya gnała naprzód, zlana potem. Padał deszcz, ale ja na to nie zważałem. Robiła slalomy między pniami drzew, przeskakując przez powalone konary. Czy to prawda, że nigdy nie jeździłem na koniu? Teraz moje ciało zlało się z ciałem pędzącej klaczy, odczuwając ten sam wysiłek. 

Czemu uciekam? Czyż to nie Keira była całym moim światem? Czemu, w takim razie, uciekam przed wszystkim co mam? Chcę uciec przed życiem, czy wręcz przeciwnie – przed śmiercią?
Nie. Uciekam przed samym sobą.

 Nie wiem, ile czasu minęło, odkąd siedziałem, przytulony do Keiry. Wiem tylko, że klacz zwalniała, wykończona ostrym galopem. Mimo to ponaglałem ją. Imenya zarżała błagalnie. Mogła mnie zrzucić, lecz nie zrobiła tego. 
- Jeszcze kawałek. – szepnąłem, prawie niedosłyszalnie
Klacz spojrzała na mnie, chwilowo się zatrzymując. Spojrzałem w jej inteligentne oczy i wbrew sobie uśmiechnąłem się do niej, cmokając, aby znów ruszyła. Gdy zaczęła galopować, poklepałem ją po szyi. Powoli odzyskując świadomość gnałem dalej, nieświadomy czyhającego niebezpieczeństwa…

Kopyta klaczy ślizgały się na mokrej powierzchni. Przed nami rozciągała się rzeka, a ulewa gwałtownie podniosła jej poziom, zrywając jedyny most. Próbowałem wyhamować klacz, lecz ta, wykończona, potknęła się i razem runęliśmy do wody. Woda, mimo iż była moim żywiołem, teraz stała się śmiertelnym niebezpieczeństwem dla klaczy. Próbowała zapierać się o kamieniste dno, lecz bez efektu. Zeskoczyłem z klaczy, zahaczając nogami o kamienie. Po chwilowej walce klaczy udało wydostać się na brzeg. Ja również chciałem wyjść z wody, lecz gdy kolanem oparłem się o brzeg, podmokła ziemia osunęła się, a ja tym samym runąłem do wody, uderzając głową o twarde dno. Woda niosła mnie jeszcze kawałek. Zdezorientowana klacz stała nad brzegiem, rżąc. Uśmiechnąłem się do niej, godząc się z losem, nie walcząc. Bo niby po co? Usłyszałem szum spadającej wody. Wodospad. Ale nawet to nie wywarło na mnie większego wrażenia. Rozluźniłem mięśnie, zamknąłem oczy, które straciły swój dawny blask. Po chwili poczułem, że spadam. Potem nastało uderzenie o wystające z wody kamienie. Moje ciało przeszył ból. Lecz mimo tego nie otwarłem oczu. Uśmiechałem się. Padłem na ziemię, do wody, która wyrzuciła mnie na brzeg. Nie wiem ile czasu mogłem tak leżeć. Po prostu uśmiechałem się. Być może to już koniec. A może dopiero początek? Krew zalewała moje ciało. Przed oczyma ujrzałem roześmianą waderę. Keira. Spod zamkniętych oczu mimowolnie wypłynęły łzy, choć uśmiech nadal nie zniknął. Nie umrę. Przecież mam dla kogo żyć.

Keira? Nagły przypływ weny :>

od Aishy - cd. Nuki; do Nuki

Ból był straszny. Przenikał każdą cząsteczkę mojego ciała rozrywając ją na strzępy, ale zarazem sprawiał mi dziwną ulgę. Dzięki niemu czułam, że gdzieś tam, na dnie mojej duszy tli się jeszcze płomień życia. Że choć moje serce stanęło, a oddech zamarł na zsiniałych wargach, nie przestałam istnieć. Podświadomie czułam wiatr muskający moją skórę i zapach świeżego sosnowego igliwia, ale nie mogłam otworzyć oczu i wrócić do teraźniejszości. Przezwyciężenie śmierci wymagało zbyt wiele energii. Przecież lepiej opuścić się na dół w ciemność, gdzie nie ma żadnych problemów i cierpienia. Gdzie jest tylko nicość, ale czy nicość nie bywa lepsza od bólu? Bo czy lepiej konać w niewypowiedzianej męce usiłując sprzeciwić się temu co nieuchronne, czy może odetchnąć i zasnąć na zawsze? Oczywiście, że lepiej umrzeć. Po prostu zamknąć oczy i…

Lepiej… 

Po mojej głowie potoczył się dudniący głos niczym echo zamierzchłych bitew i dawno nie grających rogów.

Wygodniej…

Poczułam, że ból powoli zanika, dając poczucie ulgi. 

Łatwiej…

Krew zaczęła na powrót krążyć w moich żyłach, a serce wybijać monotonny rytm.

Przestań! - krzyknęłam mentalnie. Nagła kakofonia zmysłów ponownie mnie oszołomiła.
Zakręciło mi się w głowie.

Co mam przestać? W tajemniczym głosie zabrzmiało rozbawienie.

Nie zadawaj mi bólu - wyjąkałam. 

Życie boli. Jeśli chcesz żyć nie powinnaś oczekiwać od niego niczego więcej. 

Kim jesteś? - wyszeptałam. Czułam, że mam do czynienia z siłą wielokrotnie większą od pierwszego lepszego boga, czy nawet od najwyższych kapłanów.

Jestem niczym. Jestem wszystkim. Jestem przyjacielem. Jestem wrogiem. Jestem miłością i nienawiścią. Pokojem i wojną. Domem i podróżą. Nocą i dniem. Brzaskiem i ciemnością. Ziemią i niebem. Ogniem i wodą. Powietrzem i wszelkim stworzeniem. Teraz wiesz kim jestem?

Skoro ze mną rozmawiasz powinnam nie żyć - wymamrotałam. 

Skąd wiesz, że żyjesz? Może to tylko śmierć wywiera na tobie mylne wrażenie. A może śmierć jest życiem? Od ciebie zależy ten wybór.

Przez moją duszę przemknęła strzała bólu. 
Czemu każesz mi wybierać? - spytałam. - Czemu wymawiasz się tajemnicami i łatwymi pogróżkami? Powiedz mi.

Nie powiem ci. Od ciebie zależy ten wybór. Śmierć czy życie? Zastanów się, które jest lepsze.

Wybieram życie - powiedziałam. Choć nie byłam pewna, czy podjęłam dobrą decyzję, czułam, że nie mogę zostawić Nuki z wyrzutami sumienia za moją śmierć. Odetchnęłam ostatni raz powietrzem zaświatów i otworzyłam oczy.

A zatem idź.

Przed moimi oczami zamajaczył zarys zapłakanego pysku Nuki. Chciałam coś powiedzieć, ale fala zmęczenia wypchnęła powietrze z moich płuc i zemdlałam. Lecz tym razem był to zwykły, ludzki sen.

Nuka? ;/


od Nuki - cd. Aishy; do Aishy

Biegłem. Co ja najlepszego zrobiłem? Chciałem zabić przyjaciółkę. To niewybaczalne. Chociaż to nie do końca ja, cały ten ciężar leżał mi teraz na sercu. Nie wiedziałem co zrobić. Wrócić? Zostać? Biegłem jeszcze przez chwilę, lecz później zawróciłem, chcąc tym razem jak najszybciej być przy niej. Nie wiedziałem, co teraz robi. Bałem się, że Aisha mnie znienawidzi. Zraniłem jej matkę, zniszczyłem po części jaskinię, a do tego uderzyłem swą przyjaciółkę, jedną z najważniejszych dla mnie osób. Zacisnąłem zęby, starając się o tym nie myśleć. Gdy byłem wystarczająco blisko zawołałem;
- Aisha! Gdzie jesteś?! Aisha!
Odpowiedziała mi głucha cisza. Westchnąłem ciężko. Szukałem jej długo, aż zauważyłem jej smukłe ciało, bezwładnie leżące na ziemi. Podbiegłem do niej.
- Aisha! Słyszysz mnie? – krzyknąłem, lekko trącając waderę
Nic. Wilczyca nadal miała zamknięte oczy. Nie oddychała. Moje łapy zaczęły drżeć. Zacisnąłem zęby. Co ja najlepszego zrobiłem?! Z pod zaciśniętych powiek zaczęły płynąć mi łzy.
- Aisha!! – wrzasnąłem i opadłem na ziemię
Łzy mimowolnie płynęły po moich policzkach. Nie potrafiłem powstrzymać gniewu na samego siebie. Zabiłem ją. Zabiłem waderę, którą kochałem jak siostrę.

Aisha? Wena wyczerpana xC

niedziela, 24 sierpnia 2014

Cz. 49/50

Cz.49 - Od Shandown'a

Ja i Ester zaczęliśmy podgrzewać jaja. Nie było nigdzie smoczycy. Wszystko bardziej się komplikowało. Smoczyca powinna pilnować jaj stada, lub przynajmniej swoich własnych! Coś musiało się zaraz stać
- Idźcie z Lili poszukać smoczycy, szybko! - powiedziałem i dalej podgrzewałem jaja.

Cz.50 - Od Rey'a

Szukaliśmy smoczycy, albo chociaż jakiegokolwiek smoka. Zauważyłem, że z jednego gniazda coś się wyturlało. Poszłem tym śladem. Jakby ktoś wyturlał wszystkie 4 jaja z gniazda. Zobaczyłem smoczycę leżała ciężko ranna. Podeszłem do niej i uslyszałem dźwięk. Sprawdziłem krzaki. Wyskoczyło z nich coś dziwnego. Jakby nie z tego świata. Nie mogłem się z nim równać, był ogromny chyba nawet większy od Shandown'a. Nie mogłem też uciekać przez chorą łąpę. Musiałem zawołać o pomoc dla mnie i smoczycy
- Cholera! Shandow! Pomocy!!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Belli - cd. Alice; do Alice

- Kimś kto pyta się ciebie - odpowiedziałam. Mimo, że wyleczyłam się nadal "Ona" siedziała we mnie. Nie byłam do końca czystą duszą. - Więc gadasz czy nie? - traciłam cierpliwość. Nie znałam jej.
- Powiedziałam, że jestem Alice
- Tak - warknęłam. - Albo dołączysz do watahy albo spotkasz cię pazur z pazurem z wychowanką Day. Więc jak? - stałam przed nią i patrzyłam. Chciałabym móc cokolwiek zrobić, ale jestem zwykłym wilkiem. Warknęłam jeszcze raz i wadera w końcu odpowiedziała.
- Dobrze, dołączę
- W takim razie chodź. Pokażę ci tereny - poszłyśmy.
~~~
Po pewnym czasie łażenia i opowiadania jej o terenach spytałam
- Skąd jesteś? - spytałam.
- Z daleka.
- Aha, ciekawe... A tak właściwie to jestem Bella. Córka Alf.
- Alf?
- Tak.

Alice???

Od Alice


Ziewnęłam potężnie budząc się z głębokiego snu. Spałam gdzieś na środku pustyni, w promilu 7 kilometrów widać było tylko piasek. Podniosłam się z trudem rozglądając niemrawo dookoła.

Dostrzegłam jakiś ruch w krzakach i stanęłam w gotowości do walki, ale po chwlili z krzaków wyłoniła się wielka głowa Anabelle i opadłam z powrotem na rozgrzany piasek.
-Jak leci? - spytałam, otrzepując się.
Koń podszedł do mnie i przechylił łeb. Spędziłam z nim już tyle czasu, że znałam jego język. Wiedziałam, że to oznacza "Wszystko ok. Żadnych wrogów"
Westchnęłam, czując nagłą chęć polowania.
-Zostań tu - mruknęłam w stronę klaczy, która stanęła w jedynym cieniu na pustyni i przymknęła oczy.
Pobiegłam z niesamowitą prędkością, nie zwracając uwagi na kłęby kurzu wznoszące się za mną. Po chwili jednak wpadłam na kogoś. Jakiegoś wilka. A raczej wilczycę. Stała, wpatrując się we mnie lodowatym spojrzeniem.
-Ee? Co jest? - spytałam podejrzliwie, obchodząc ją dookoła.
-To jest nasz teren. - powiedziała stanowczo, nie drgnąwszy nawet.
-Ok. A ja go naruszam. - odparłam i starałam się ją wyminąć, ale wadera stała mi na drodze.
-Nie. Nie możesz, dopóki się nie dowiem kim jesteś i co robisz na terenie naszej watahy.
-Alice. A teraz wybacz. - mruknęłam ponawiając próbę wyminięcia wadery. Na prożno.
-Nie. Więcej informacji.
-A ty kim jesteś? - spytałam, by zyskać na czasie. Nienawidziłam opowiadać o sobie.

//Na kogo wpadłam?? :) Odpisze ktoś? Sorry, że tak krótko.

Witamy Alice!



Imię: Alice.
Płeć: Wadera.
Wiek: 2,5 roku.
Cechy: Tajemnicza, nieprzewidywalna, magiczna, pomysłowa, skryta w sobie, fascynująca, czarująca.
Stanowisko: Może być skryty.
Żywioł: Woda
Moce: "Rzucanie" kulami wody z taką siłą, że potrafią nawet zwalić z nóg, czytanie w myślach, magiczny węch, może wywęszyć wilka nawet z odległości 500 kilometrów.
Patron: Bóg wody, Water.
Partner: Brak.
Rodzina: Nie żyje.
Historia: Kiedy Mroczna Wataha zaatakowała jej rodzinę, Alice uciekła na zupełnie inną sawannę, którą, jak się okazało, zamieszkiwała "Wataha Zaklętego Źródła" .
Towarzysz:  klacz Anabelle
Właściciel: Jess12


Witam i przepraszam.

Witam, właśnie wróciłam z wakacji i w końcu dostałam nowy komputer.
Chciałam wszystkich przeprosić za moją nieobecność ponieważ miałam warunek że jeśli nie będę korzystała w roku szkolnym z blogów moja mama miał mi dać nowy komputer. A nie lubi gdy siedzę na bloggerze. Teraz postaram się pisać codziennie do końca wakacji, a w roku szkolnym jakoś w sobotę bo lekcje mam do 16-nastej albo 18-nastej. Dodam formularz wilka który został mi ostatnio nadesłany i będę pisać post. Wiem że długo mnie nie było ale nie potrafię oderwać się opd tego bloga, nawet jeśli długo mnie nie ma.

/Maja666666

Mam nadzieję że więcej razy mi się to nie powtórzy.

czwartek, 14 sierpnia 2014

od Aishy - cd. Nuki; do Nuki

Stałam bez ruchu i wpatrywałam się niewidzącym wzrokiem w wyjście jaskini. Byłam jakby pozbawiona czucia - bezwolna szmaciana lalka, przed którą stoi ciemność, którą otacza cisza, która tkwi w pustce. Nie mogłam nawet drgnąć, bo przestałam wiedzieć o istnieniu swego ciała. W tym całym bezmiarze, którego nie mogłam pojąć istniała tylko moja dusza. Dusza pozbawiona wszelkich myśli i tożsamości. Dusza istoty, która nie wie kim jest. Zdawać by się mogło, że przez wieki będę tak trwała. Ale nagle niczym elektryzujące kopnięcie poraziły mnie na moment odzyskane zmysły, głośne i natarczywe, a zarazem bolesne. Poczułam się przytłoczona tym co mnie otaczało. Wzrok co chwila mi się zamazywał i na powrót wyostrzał rażąc milionem jaskrawych, oślepiających barw. Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle. Zaczęłam dusić się własnym oddechem, ogłuszały mnie i oślepiały wyostrzone zmysły. Miałam wrażenie, że zaraz pęknie mi głowa i umrę, ale ku mojemu zdziwieniu ciągle żyłam. Nazwy i imiona zaczęły mi się mieszać w głowie. Głosy napływały to ostre to zniekształcone. Kakofonia dźwięków i barw doprowadzała mnie do szału. W pewnym momencie wszystko ucichło, a świat na powrót skąpał się w czerni. Zemdlałam.

Ostatnie co zapamiętałam były słowa, które mimo woli przepłynęły przez moje myśli "Jeśli taki rodzaj śmierci wybrał dla mnie Nuka, wcześniej nie podejrzewałam go o taką dozę tragizmu w duszy". 

Umarłam.


Nuka? :3




środa, 13 sierpnia 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Zaśmiałam się cicho. "Jakie to ja mam szczęście", przebiegło mi przez myśl. "Mam ukochanego, który gotów byłby za mną skoczyć w ogień i wodę, zyskałam nową rodzinę i dom, stare krzywdy zostały mi przebaczone… Ale czy to do końca sprawiedliwe? Że spośród tylu nieszczęśliwych, dręczonych bólem i stratą dusz ja jedna jestem bez troski?" Uśmiech zamarł na mych wargach zastąpiony piętnem niepokoju. "Przesadzasz", zrugałam się, ale mimo tego uspokojenia ziarno zwątpienia pozostało, kiełkując powoli na dnie serca.
- Wszystko dobrze? - Aceiro przyglądał mi się badawczo, wyczuwszy, że coś jest nie w porządku. "Jak on to mnie dobrze zna", pomyślałam.
- Tak - uśmiechnęłam się wymuszenie. - Naprawdę wszystko jest w porządku. Po prostu nie mogę do końca uwierzyć, że ty coś do mnie czujesz, no i w ogóle…
Nie było to kłamstwo, ale nie też i nie cała prawda.
Chłopak posmutniał.
- Jak możesz w to wątpić? - spytał. - Czym mogę cię jeszcze przekonać o bezmiarze mej miłości?
- Nie chodzi o to, że ci nie dowierzam - zaprotestowałam szybko, czując, że sprawy przybierają zły obrót, ale Aceiro nie chciał mnie słuchać.
- Uratowałem ci życie - powiedział cicho, a jego piękne, jadeitowe oczy przygasły. - Cóż jeszcze mogę zrobić? Czym ci zaimponować?
- Nie musisz - wyjąkałam. - Ja cię kocham, naprawdę!
Ale Aceiro był głuchy na moje słowa. Jakby w nagłym przebłysku geniuszu, dosiadł Imenyi i ruszył nią do przodu. Co dziwne, choć nigdy nie dosiadał konia jego ruchy były świetnie zgrane z jej ruchami. Spojrzał na mnie z bólem, po czym odwrócił głowę i zagalopował. Z każdym krokiem Imenya biegła coraz szybciej. 
- Nie, czekaj! - krzyknęłam, i w okamgnieniu dosiadłam ogiera o imieniu Nihet. Był zmienny, dziki i zapalczywy, a do tego należał do najszybszych koni w stadzie. Ruszyliśmy galopem. Choć na ogół galop sprawiał mi satysfakcję, teraz czułam jedynie coraz bardziej potęgujący się strach. Aceiro nie znał tej okolicy. Co jeśli Imenya zapędzi się aż na skraj przepaści, co jeśli spadną? "Czułam się szczęśliwa, lecz dopóki nie wspominałam o tym bogom milczeli tolerując moją radość. Choć są okrutni, sprawiedliwość jest dla nich jedynym prawem, wobec którego nie ma innych zasad. Muszą wyrównać granicę wyrywając mi moje szczęście i niszcząc go w popiół, a wraz z nim i moją duszę. Tak jak i dusze wielu innych" 
Z tymi mrocznymi myślami pędziłam, a wiatr opętańczo usiłował zmieść mnie z konia. Mimo, że galopowaliśmy najszybciej jak się dało, Aceiro był tylko ciemną plamką na horyzoncie. "I tak przeze mnie, bogowie zniszczą nas oboje", pomyślałam. Łza spłynęła po mojej twarzy. 
A tymczasem, tam w dali, Aceiro pędził na spotkanie śmierci.

Ta da da dam… Aceiro? :3



od Aceiro - cd. Racana; do Racana

Patrzyłem, jak basior łapczywie pochłania mięso. Gdy tylko na chwilę przerwał, zaśmiałem się, widząc jego napchane jedzeniem policzki. Siedziałem jeszcze chwilę, a gdy już dokończył, skoczyłem na niego. Racan, zdezorientowany, krzyknął. Zaśmiałem się i zaczęliśmy się bić – to znaczy bawić. Przez chwilę byliśmy jak szczeniaki, które próbują nawzajem zdobyć podziw wśród rówieśników. Racan, bezmyślnie, zaczął biec w stronę rzeki. Najwyraźniej zapomniał, że tam ja mam przewagę. Skoczyłem, łapiąc jego ogon. Potoczyliśmy się na sam dół, wpadając do rzeki.

 Racan? Brak weny x(

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

 - Ime... jak? – spytałem, ale dziewczyny już nie było.
Westchnąłem i spojrzałem na spokojne, ciemne oczy klaczy. Wyglądała na delikatną, ale też bardzo inteligentną. Pogłaskałem ją po szyi, lecz klacz parsknęła i odskoczyła. Spojrzałem a zegarek, który obijał się o mój nadgarstek, wydając przy tym cichy brzdęk. Uśmiechnąłem się ciepło. - Tego się boisz, prawda? – powoli zdjąłem zegarek i włożyłem go do kieszeni. 
Klacz momentalnie stała się spokojniejsza. Podeszła do mnie i oparła łeb na mojej klatce piersiowej. Zaśmiałem się cicho. Podszedłem do jej grzbietu i oparłem na nim dłonie. Odbiłem się od ziemi i, lekko się podciągając, wskoczyłem na nią. Gdy już pewniej siedziałem, cmoknąłem, próbując ruszyć. Niestety. Nie wiedziałem jak to zrobić. W końcu klacz ruszyła, a ja nie wiedziałem jakim cudem. Po chwili wolnego jechania ścisnąłem jej boki łydkami. Klacz przyśpieszyła. Uśmiechnąłem się szeroko i pognałem nad jezioro. Tak jak myślałem – Keira siedziała nad brzegiem, nucąc coś od nosem. Klacz podeszła do niej, wypuszczając powietrze w jej włosy. Dziewczyna zaśmiała się i objęła ją.
- Hej, a ja? – spytałem, uśmiechając się.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

od Racana - cd. Aceiro; do Aceiro

- Tak szczerze to nie - odpowiedziałem. - Tak się ciągle przechwalasz, uważasz się za najlepszego...
- Ach tak? - warknął Aceiro. - A co, ty może jesteś lepszy? Też...
- Chłopcy - przerwała nam Asoka, wchodząc między nas. Nie mówiła głośno, ale uciszyła nas z taką samą mocą, jakby na nas krzyknęła. - Dość już. Za chwilę źle się to skończy. Przecież jesteście najlepszymi przyjaciółmi, nie?
Zapadła cisza, Aceiro wbił wzrok w leśną ściółkę, a ja byłem bardzo zainteresowany swoimi pazurami.
- Nie? - powtórzyła wadera.
Kiwnęliśmy głowami, a Asoka podeszła do mnie. Zerknąłem na nią i zdążyłem dostrzec figlarny błysk w jej ślepiach na ułamek sekundy przed jej przyjacielskim ciosem łapą. Zachwiałem się. Asoka z radością skoczyła na mnie, by już całkowicie mnie przewrócić. Przetoczyłem się i uśmiechnąłem się. Oto cała Asoka - nie potrafi być poważna. 
Wtedy zauważyłem naglące spojrzenie Asoki i poczułem delikatne ocieranie się innej świadomości o mój umysł. Zrozumiałem, że moja ukochana chce mi coś przekazać myślą. Wpuściłem ją do swojego umysłu.
"Racan, ja muszę już iść. Matka przysłała mi wiadomość, że jestem potrzebna w jej jamie."
"A w czym musisz pomóc?"
"Nie wiem, nie powiedziała mi, ale naprawdę muszę iść."
Zerknąłem na Aceiro, który zajął się upolowanymi jeleniami. Podszedłem do Asoki, zmieniając się w człowieka, a wadera poszła w moje ślady. Zbliżyłem się do niej i objąłem ramieniem, a Asoka nie opierała się. Wplotła swoje zgrabne, zwinne palce w moje włosy i przejechała po nich. Wtedy obniżyłem trochę głowę i delikatnie dotkąłem wargami jej ust. Wadera wydawała się na początku tym zaskoczona, a ja widziałem jak przymyka lekko powieki i odwzajemnia dotyk. Nigdy wcześniej nie próbowałem jej pocałować, ona strasznie mnie zawstydzała. Były między nami tylko przytulanki i cmoknięcia w policzek. Jednak to był nasz pierwszy, pełnowymiarowy pocałunek. Przejechałem dłońmi po ciele Asoki, aż doszły do szyji. Objąłem dłońmi twarz wadery, która utkwiła we mnie wzrok. Ponownie zniżyłem głowę i rozchyliłem jej wargi własnymi ustami. Asoka odwzajemniła pocałunek, a mi zabrakło tchu w nowy, fascynujący sposób. Znów rozchyliłem jej wargi, a ona przejechała palcami po moich włosami, czochrając je. Moje ręce powędrowały w dół i chwyciły zaborczo Asokę w talii. Po chwili odsunąłem lekko głowę, przerywając pocałunek. Asoka oddaliła ode mnie głowę i spojrzała w moje ślepia. Zerknąłem na nią z czułością i dostrzegłem to samo uczucie w oczach dziewczyny. Opuściłem ręce, podobnie jak Asoka. Staliśmy przez chwilę wpatrzeni w siebie. Aż nagle jakiś głos wyrwał nas z odrętwienia.
- Nie chcę wam przerywać, ani przeszkadzać, ale mówię wam, że jelenie są gotowe - odezwał się specjalnie uniżonym tonem Aceiro. 
Odwróciłem się w jego stronę, ale żaden dźwięk nie mógł wydobyć się z moich ust, które przed chwilę dotykały warg Asoki.
- Aceiro! - wykrzyknęła Asoka ze złością. - Podglądałeś nas?!
- Ekhem, no kiedy się odezwałem, to... - Aceiro cały aż się skulił pod spojrzeniem Asoki.
- To? - ponagliła go.
- To byłem już od kilku sekund - wycharczał basior. - Więc... Idę zająć się mięsem.
- Dobra, ale dla mnie nie przygotowuj - odparła wadera. - Muszę iść. Żegnaj, Aceiro. 
Szybkim krokiem ruszyła, aż znikła z pola widzenia. Zerknąłem na basiora, który stał i się gapił w dal.
- Nie słyszałeś?! - warknąłem. - Idź do jeleni!
Aceiro z podkulonym ogonem i zawstydzoną miną pobiegł do mięsa, a ja poleciałem za Asoką. 
Była już daleko, jednak ja magicznie przyspieszyłem i po chwili biegłe u jej boku. 
 - Asoka?! - krzyknąłem do niej.
Ona zatrzymała się i ujrzała mnie.
- Racan!
Podbiegła do mnie i zarzuciła ręce na moją szyję. Pochyliła się i pocałowała mnie. Dotyk jej warg był delikatny niczym skrzydła motyla.
- Chciałem się z tobą pożegnać.
- Dzięki - uśmiechnęła się. Odwróciła się w stronę celu. - Ale muszę już iść.
- Wiem - odparłem i wyjąłem z kieszeni niebieski brylant zawieszony na sznurku. - To jest szafir.
Asoka sięgnęła po brylant i zawiesiła go na szyi. 
- Sam go zrobiłem z wody i magii, będzie cię chronił i zaświeci, kiedy o tobie pomyślę.
Wadera spojrzała na mnie z uczuciem.
- To także dowód mojej miłości do ciebie - dodałem szeptem.
W tej samej chwili brylant zaświecił.
- Czyli działa! - powiedziała Asoka.
- A czemu miałby nie działać?
Asoka zaśmiała się i rzuciła się mi w ramiona.
- Czas mnie nagli.
- Jasne. Żegnaj.
Asoka zamieniła się w wilka i pobiegła, a ja szybko wróciłem do Aceiro.
- No i jak było? - spytał.
- Nie wiem o czym mówisz - burknąłem, wciąż na niego obrażony.
- No weź, Racan, mi też jest przykro. Ale jak było? Chodzi o pocałunek. Wiem, że to twój pierwszy.
- Tylko się żegnaliśmy.
- Taa. Nie wciskaj mi kitu, Racan. Lepiej zjedz jelenia. Specjalnie zostawiłem dla ciebie soczystą tylną nogę. 
- Daj spokój, Aceiro. Na przyszłość po prostu się pilnuj.
- O co ci chodzi? - spytał, nagle zdezorientowany Aceiro.
- O pocałunek. Podglądałeś nas!
- Widziałem tylko końcówkę! Nie wiem co robiliście wcześniej, ale…
- Żałujesz, że nie przyszedłeś wcześniej?! - warknąłem. 
- Nie!
Westchnąłem ciężko, pomyślałem o Asoce i wyobraziłem sobie świecący szafir. To mi poprawiło humor.
- Dobra. Daj mi tę nogę.

Aceiro??? Wena się na mnie obraziła…

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Cofnęłam się o krok i uśmiechnęłam lekko. 
- A teraz chodź - powiedziałam chwytając Aceiro za rękę. 
- Gdzie? - zdziwił się. Zatrzęsłam się w duchu ze śmiechu widząc jego zagubioną minę.
- A myślisz, że niby po co tu przyszliśmy? - uniosłam brwi. 
Zmarszczył czoło, a kiedy nareszcie zrozumiał, jego twarz gwałtownie pobladła. 
- Ty… to jest… nie… ale jak…? - wybełkotał. Pomyśleć, że wciąż to był ten sam bohaterski, niezwyciężony Aceiro, który stał koło mnie jeszcze przed chwilą. Westchnęłam ciężko.
- Nie mów mi, że boisz się jazdy konnej - mruknęłam z udawaną rezygnacją. 
- Ale przecież ja nigdy nie siedziałem na koniu!… - zaprotestował. 
- No to teraz będzie ten pierwszy raz - uśmiechnęłam się. - No chodź.
Mimo strachu, który emanował z całej jego postaci, Aceiro podążył za mną. Podeszliśmy do samotnej klaczy, która uniosła łeb znad trawy i obrzuciła nas badawczym spojrzeniem. 
- To jest Imenya - zwróciłam się ku chłopakowi. - Jeśli nie dasz jej ku temu żadnych powodów nie powinna cię zrzucić. Zresztą jest nadzwyczaj spokojna i tolerancyjna, więc nie będziesz miał problemów. A teraz zostawię was na chwilę samych - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę reszty stada.

Aceiro? ;3

sobota, 21 czerwca 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

- Konie? - spytałem - Nie spodziewałem się, że...
- Tak, wiem. - szepnęła i spojrzała na mnie, tajemniczo się uśmiechając
Ścisnęła moją dłoń i ruszyła przed siebie. Posłusznie szedłem za nią, wpatrując się w jej smukłe ciało i jasne włosy. W końcu dziewczyna przystanęła, a ja spojrzałem na nią. Staliśmy naprzeciwko ścianie z drzew i krzewów. Keira uśmiechnęła się szeroko. Pogładziłem ją pieszczotliwie po policzku, a ona pocałowała mnie. Chwyciłem obie jej dłonie, a nasze palce splotły się. Westchnęła cicho.
- To tutaj? - spytałem
- Tutaj. - potwierdziła, patrząc się w dal
Trzymając się za ręce weszliśmy w krzewy, przechodząc na drugą stronę. Byłem nieco wyższy od Keiry, ale taka różnica wystarczyła, abym przy każdym kroku musiał schylać się, unikając konarów drzew. Przeszliśmy na drugą stronę, a Keira strzepała sobie z włosów odłamki roślin. 
- Jeszcze kawałek. - oznajmiła
- Ale co tam jest? 
- Dowiesz się. - uśmiechnęła się do mnie
- Kiedy?
- W swoim czasie.
- Ech... Niech Ci będzie, Keira. - pocałowałem ją w policzek, a ona oblała się rumieńcem - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Ale chodź już. - zaśmiała się cicho
Przewróciłem oczami, udając zirytowanego. Keira szturchnęła mnie lekko ramieniem i puściła się biegiem. Oczywiście ja ruszyłem za nią. Po kilku minutach biegu dotarliśmy. Przed nami rozciągał się nieziemski widok. Stado dzikich koni pasło się, jak gdyby nigdy nic. Otworzyłem usta, zdziwiony, ale też zachwycony. Keira stała u mego boku, uśmiechając się. Zarzuciła mi ręce na szyję i wtuliła głowę w moją klatkę piersiową. 
 
Keira? C:

od Nuki - do Aishy

 Moje ciało przeszył prąd. Ból rozdzierał moją klatkę piersiową i rozsadzał mi głowę. Jedyne, co widziałem w tej ciemności to dwie pary oczu, ciągle wpatrujące się we mnie. Śledziły każdy mój ruch. Wrzasnąłem z bólu, gdy znów poczułem prąd. 
- Co to, do jasnej cholery?! – krzyczałem
Ale nie uzyskałem odpowiedzi. Znów poczułem ból. Był ogromny, przenikający każdą cząstkę mojego ciała. Coś mną potrząsnęło, coś znów zadało ten sam ból. Zacisnąłem zęby. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie miałem już siły. 

Otworzyłem oczy. Leżałem w swojej jaskini, cały zlany potem. To tylko sen. Zwykły, codzienny sen... Ale wciąż czułem ten sam ból, który, zdawać by się mogło, kilka minut temu rozszarpywał moje ciało na miliony kawałków. Ten sam prąd wędrował po moich żyłach, przenoszony razem z krwią. Wstałem, lecz straciłem równowagę i znów runąłem na ziemię. Czułem, że muszę coś zrobić. Lecz co? Wybiegłem z jaskini. Coś, albo raczej ktoś mną kierował. Kazał mi iść do jaskini Aishy. Po co? Próbowałem się opierać, nie chciałem tam iść. Miałem co do tego złe przeczucia. Lecz moje ciało mnie nie słuchało. Myśli kłębiły się w mojej głowie, mieszały się. W końcu doszedłem do jaskini. Wparowałem do środka. Incantaso spojrzała na mnie, oszołomiona, lecz nim zdążyła coś powiedzieć uderzyłem w nią kulą ognia. Wadera, nie spodziewająca się takiego obrotu sprawy, była bezbronna. Uderzyła w kamienną ścianę i straciła przytomność. Uśmiechnąłem się podle. O to chodziło. Teraz miałem jedną, jedyną myśl – Zabić Aishę. Zmierzałem w jej kierunku, zostawiając za sobą niszczące wszystko płomienie. Jedyne, czego pragnąłem, było niesienie bólu i cierpienia. Nie. To nie było moje pragnienie. To było pragnienie tego, który mnie kontrolował. Stanąłem naprzeciwko Aishy. Wadera ucieszyła się na mój widok. Podeszła w moją stronę, lecz po chwili cofnęła się. 
- Nuka? - szepnęła - Co się stało?
- Nic. - syknąłem - Jak na razie...
Rzuciłem się na nią, ślepo klepiąc zębami. Wadera krzyknęła. Pomieszczenie zaczęło płonąć, a ona szarpała się. Zaśmiałem się szyderczo i uniosłem łapę w górę. Gdy miałem zadać cios, Aisha spojrzała na mnie, wystraszona.
- Nuka! - krzyknęła - Przestań! To nie możesz być ty! Przestań! 
- Siedź cicho! - wrzasnąłem i z całej siły ją uderzyłem
Jęknęła z bólu. Spojrzała na mnie. W jej oczach kłębiły się łzy. Bała się mnie. Nie wiedziała, do czego jestem zdolny. Nie chciała ze mną walczyć. 

Ale to nie ja ją raniłem. Widząc cierpienie wymalowane w jej dużych, ciemnych i zalanych łzami oczach coś do mnie dotarło. Muszę walczyć. Ale nie z nią, czy kimkolwiek z zewnątrz. Z samym sobą. Wrzasnąłem i odskoczyłem od Aishy. Wadera spojrzała na mnie zszokowana. Wszędzie szalały płomienie. Moje ciało przeszedł prąd. Tak dobrze mi znany ból powrócił. Zacisnąłem powieki i zacząłem krzyczeć, wijąc się z bólu. Przez zalane łzami oczy zdążyłem jedynie wykrzyknąć;
- Uciekaj!
Wadera zaniemówiła. Nie chciała mnie tu zostawić. Próbowała do mnie podejść, lecz płomienie zagradzały jej drogę. Zaczęła kaszleć, dusić się dymem. 
- Uciekaj! - powtórzyłem - Proszę... - dodałem szeptem 
Nie miałem siły. Ból znów rozszarpywał me ciało, znów pochłaniała mnie ciemność. Ale mimo to walczyłem nadal. Po chwili moje ciało stanęło w płomieniach, a ja runąłem na ziemię. Wszystko ucichło. Ogień zniknął, ja straciłem przytomność. 

Obudziłem się, cały obolały. Drgałem, wykończony. Z trudem łapałem powietrze. Aisha stała nade mną. 
- Co.. Co się stało? - wyszeptałem, prawie niedosłyszalnie
I wtedy wszystko do mnie doszło. Ostatkami sił odskoczyłem od Aishy.
- Aisha... - napiąłem mięśnie
Wadera zrobiła krok w tył, niepewna moich zamiarów. Zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie... Nie podchodź. - powiedziałem
- Co się stało, Nuka? - wyszeptała
- Nie wiem. Ale nie mogę Cię stracić. Nie podchodź. Proszę... - zacisnąłem zęby
Wadera odwróciła wzrok. Z trudem nabrałem powietrza. Westchnąłem cicho. I, zaciskając powieki, wybiegłem z jaskini. 

Aisha? Wiem, scena niczym z nieudanego horroru x)

sobota, 14 czerwca 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Szliśmy jakiś czas pogrążeni w milczeniu, krocząc polną ścieżyną w kierunku przeciwnym do morza. Kłosy traw obcierały się o nasze stopy wywołując delikatne mrowienie. Przystanęłam i odwróciłam się, by spojrzeć na błękit oceanu, teraz lśniący delikatnie w blasku poranka.
- Będąc przynależnymi do żywiołu wody doceniamy to co ona z sobą niesie - powiedziałam cicho. - "Łączy, odpowiada, truje, odkrywa i maskuje. Popatrz tylko, nadchodzi i odchodzi, zabierając wszystko za sobą" - wyszeptałam. - Woda nas fascynuje i podnieca, ale zarazem sprawia, że czujemy się w niej bezpiecznie, wbrew wszelkiemu prawu. Jesteśmy przystosowani do życia w niej, ale mimo to wybieramy ląd, nie mogąc się wyrzec jego naturalnego piękna. Zakochujemy się w świecie ponad nią. W lekkim muśnięciu wiatru, w ostrej burzy, w krwawych zachodach i równie krwawych wschodach. Wiesz, co kocham w życiu na powierzchni? - zwróciłam głowę ku Aceiro, delikatnie unosząc brwi.
- Przyjaciół?
- Kiedyś byłam samotna - przypomniałam mu. - Nie wiedziałam co to jest prawdziwa przyjaźń i więź między jedną osobą, a drugą. Jestem zatem w stanie żyć bez nich - pokręciłam głową wpatrując się w falujące morze. - Kocham coś, czego nigdy, choćbym żyła latami nie będę w stanie się wyrzec.
- Co to takiego?
Uśmiechnęłam się pod nosem i rzuciłam ukochanemu spojrzeniu z ukosa.
- Konie.

Aceiro? ;3

sobota, 7 czerwca 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

Drobny, zimny piasek szczypał nas w stopy, lecz nie zważaliśmy na to. Ścisnąłem dłoń Keiry i pognałem przed siebie, ciągnąc za sobą dziewczynę. Po chwili odwróciłem się, a dziewczynę przyciągnąłem w swe objęcia. Po raz kolejny ją pocałowałem. Gdy nasze usta tkwiły w namiętnym, długim pocałunku wszystko inne traciło wartość, istnieliśmy tylko my. Pogładziłem ją po policzku, a ona zarumieniła się. Zetknęliśmy się czołami, wpatrując w oczy. Serca nasze biły w tym samym rytmie, oddechy zrównały się. Usiedliśmy na piasku. Zapletliśmy nasze palce, a Keira oparła głowę na mym ramieniu. Przed nami rozpościerał się przepiękny widok - zachód słońca. Dziewczyna westchnęła cicho. Tu było tak spokojnie, błogo. Przymknąłem na chwilę powieki, rozkoszując się ostatnimi promieniami słońca. Niebo miało teraz czerwono - pomarańczową barwę.
- Przy Tobie czuję się tak bezpiecznie, Aceiro... – wyznała
Uśmiechnąłem się do niej czule. Cieszyłem się, że darzy mnie tak bezgranicznym zaufaniem. Z wzajemnością. Nic nie powiedziałem. Zamiast tego nachyliłem się nad nią i pocałowałem ją w policzek, który znów oblał się różowym rumieńcem. Mógłbym powiedzieć teraz coś w stylu ”Nigdy Cię nie opuszczę”, albo ”Chciałbym, abyś już zawsze była przy mnie”, ale wydawało mi się to zbędnym elementem. Keira bowiem wiedziała o tym doskonale. Milczałem więc, wpatrując się w jej piękne, błękitne oczy, które wiedziały o mnie wszystko. Czułem, jakby te właśnie oczy potrafiły czytać z mych myśli wszystko, nie zostawiając nawet krzty informacji. Ale tak było dobrze. Bo wiedząc o sobie wszystko, nic nie pozostawało do ukrycia. Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale dziewczyna przyłożyła mi do warg palec, na znak, abym pozostawił to dla siebie. Uśmiechnęła się tajemniczo i wstała, puszczając moją dłoń. Ruszyła w stronę lasu, a ja poszedłem za nią.
- O co chodzi, Keira?
- Teraz ja Ci coś pokażę... – szepnęła

Keira?

czwartek, 29 maja 2014

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Roześmiałam się cicho, radośnie wzdychając. Odsunęłam się nieco od ukochanego, zmierzyłam go czułym spojrzeniem, po czym zaplotłam mu na szyi ręce.
- Czyżby mój niepokonany rycerz się o mnie martwił? - szepnęłam, unosząc kąciki ust w półuśmiechu. 
Aceiro nic nie odpowiedział, pochylił tylko głowę, jakby w oczekiwaniu. Staliśmy tak jakiś czas, on wpatrzony w dół, a ja w niego. Po chwili, która zdawała się ciągnąć godzinami, chłopak podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. Widząc uczucie, jakie się w nich kryło zaparło mi dech w piersi, jakby ktoś uderzył mnie weń spiżowym młotem. Trwałam tak, wpatrując się w te nieziemsko piękne oczy, skrywające miłość, oddanie i lojalność. 
- Aceiro… - wymamrotałam, czyniąc niepewnie jeden krok do przodu. Uśmiechnął się tylko delikatnie, i wyciągnął ku mnie rękę. Przyjęłam ją, z mimowolnym wahaniem. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował zachłannie. Nie przerywając, zaczął płynąć w stronę świata. Drżąc z podekscytowania oddałam pocałunek i trzymając go ciągle za rękę jęłam poruszać się w górę. Zatraceni, ledwo zauważyliśmy, kiedy nasze głowy przebiły powierzchnię wody i owionął nas chłodny, orzeźwiający wiatr. Nie zwracaliśmy uwagi na fale rozbijające się wokół nas, na ostre wiry szarpiące naszymi ciałami, deszcz spadający z nieba. Istnieliśmy tylko my, w środku tej całej walki żywiołów. Dwie istoty, kochające się nad miarę, przeznaczone dla siebie, i tylko dla siebie stworzone.
- Keira… - Aceiro na moment oderwał się ode mnie by zaczerpnąć oddechu.
- Kocham cię… - odparłam z mocą. Chłopak w odpowiedzi ponownie mnie pocałował. Jego wargi smakowały morzem, słoną wodą i wiatrem. Oczy, o pięknej barwie jadeitu zdawały się być zaszklone. 
- Chodź - szepnął i pociągnął mnie ku niskiemu brzegowi. Kiedy nasze nogi, poczuły pod stopami piasek poczułam napływ nowej siły. Uśmiechnęłam się do Aceiro, a jemu w odpowiedzi błysnęły tajemniczo oczy.

Aceiro? ;3

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

- Keira! – z mego gardła wydarł się krzyk.
 Zwierze obok mnie gwałtownie podniosło kopyta nad głową leżącej wadery. Bez namysłu skoczyłem w jej stronę i zablokowałem kopyta zwierzęcia, zamieniając się w człowieka i chwytając je rękoma. Koń gwałtownie odskoczył, zszokowany obrotem sprawy. Coś pękło, a koń wydobył z siebie cichy dźwięk. Teraz był wolny.
Chwyciłem głowę Keiry, unosząc ją. Drugie ramię wsunąłem jej pod grzbiet i wstałem, podnosząc ją. Koń zarżał i skoczył w moim kierunku. Teraz jego oczy zabłysnęły, a z chrap wydarło się chrapliwe, pełne paniki rżenie. Zwierze chciało walczyć. To było obroną przed strachem. Zarzuciło łbem i swe masywne ciało skierował wprost na mnie. Zacisnąłem dłonie na futrze Keiry i zrobiłem unik przed atakiem ze strony magicznego stworzenia. Jego muskularne nogi znów zawisły w powietrzu. Koń znów zarzucił łbem, ukazując białka swoich oczu. Keira poruszyła się niespokojnie, najwyraźniej się powoli przebudzając. Nie chciałem, aby coś jej się stało, tym bardziej, iż chciała ona uspokoić tego ogiera. To nie skończyło się dobrze. Przyłożyłem dłoń do jej skroni, usypiając ją i robiąc ją niewidzialną. Przykucnąłem i pogładziłem Keirę po uszach. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
- Uspokoję go, nie robiąc mu krzywdy. Obiecuję – szepnąłem i chwilowo zamieniłem jej ciało w wodę, która rozpłynęła się w otchłani
Czułem, jak ziemia za mną drży. Odwróciłem się gwałtownie, wstając. Szybkim ruchem ręki wytworzyłem naokoło mnie elektryczną osłonę. Gdyby nie to, iż posiadam żywioł wody, tworzenie czegoś takiego w wodzie mogłoby skończyć się bardzo źle. Tak jak przypuszczałem, koń od razu wyczuł niebezpieczeństwo. Uderzył ogonem w ziemię i stał, przyglądając mi się. Wziąłem głęboki oddech i przekroczyłem przez osłonę, nie wyrządzając sobie krzywdy. Koń bez namysłu ruszył w moim kierunku. W mojej zaciśniętej dłoni pojawiła się kula elektryczności, którą wystrzeliłem przed kopyta ogiera. Zwierze zawróciło gwałtownie i popędziło przed siebie. Odbijając się od piaszczystej ziemi, zagrodziłem mu drogę, łapiąc go za pysk. W jego okrągłych, inteligentnych i czarnych oczach widoczna była panika, jaka ogarnęła go teraz. Zgarnąłem z jego czoła grzywkę i przyłożyłem do niego dwa palce, łącząc się z nim telepatycznie. Koń zacisnął zęby i odwrócił łeb. Nie ufał mi. Do tego nie było to bezpodstawne... Walczyłem z nim. Przycisnąłem swoją twarz do jego pyska, przytrzymując go za grzywę. Koń chciał się wyrwać, lecz powstrzymałem go. Zamknąłem oczy i wyrównałem oddech. Po paru minutach ogier był spokojny. Spojrzał na mnie swym dzikim, acz łagodnym wzrokiem. Po chwili ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłem się pospiesznie, przygotowując się do obrony. Lecz ku mojemu szczęściu była to Keira pod postacią człowieka. Rzuciła mi się na szyję, a ja wplotłem palce w jej włosy, przyciskając ją do siebie. Pocałowałem ją i odetchnąłem z ulgą.

Keira? :*

od Aceiro - cd. Racana; do Racana

Wadera skinęła głową. Ruszyliśmy przed siebie. Spojrzałem na Racana.  Basior wyglądał na zadowolonego z siebie. W końcu właśnie ustalił taktykę polowania dla Przywódcy polowań. Uśmiechnąłem się do niego. On odwzajemnił uśmiech. Niech się cieszy, pomyślałem.
Po chwili Asoka wytropiła stado jeleni. Gdy chciałem ruszyć, Racan zagrodził mi drogę.
- A może by tak nasz kochany Aceiro sam zapolował? – spytał z nutką powątpiewania w głosie – Założę się, że nie dasz rady!
- Ach tak? – zakpiłem – Zrobię to z palcem w nosie!
- To jak? Do dzieła! – zaśmiała się Asoka
- Przyjmuję wyzwanie. – szepnąłem z determinacją i ruszyłem w stronę stada
Poruszałem się niezauważalnie, bezszelestnie i do tego szybko. Racan rzucił za mną kamień, przez co stado w popłochy rzuciło się do ucieczki. 
- To nie fair! – rzuciłem przez ramię i, jeszcze bardziej zdeterminowany, ruszyłem w pogoń za jeleniami
Biegłem, oddychając miarowo. Gdy byłem wystarczająco blisko napiąłem mięśnie i skoczyłem na najbliższego jelenia. Za mną stał następny, którego powaliłem mocnym kopniakiem w głowę. Oba jelenie leżały teraz na ziemi, wydając ostatnie tchnienie. Spojrzałem w stronę Racana i Asoki. Uśmiechnąłem się z dumą i wysłałem im kpiące spojrzenie.
- I co? – zapytałem, prostując się – Zatkało?
 
 Racan? >:)

czwartek, 22 maja 2014

od Incantaso - cd. Hondo; do Hondo

Obudziło mnie ciche tykanie. Im bardziej starałam się na powrót pogrążyć we śnie, tym ono bardziej narastało, jednak ja ciągle uparcie je ignorowałam. Dopiero kiedy przerodziło się w tubalne tupanie otworzyłam zaspane oczy.
- Dzień dobry - usłyszałam za swoimi plecami. Niechętnie odwróciłam głowę w tamtym kierunku, lecz kiedy zobaczyłam Hondo nagle cała moja niechęć znikła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Czemu mnie wcześniej nie obudziłeś? - spytałam z wyrzutem. 
Wilczur tylko się zaśmiał.
- Budzę cię od co najmniej pół godziny - odparł rozbawiony. Chwilę jeszcze wpatrywałam się w niego lekko zirytowana, po czym westchnęłam.
- Nie jestem w stanie się na ciebie złościć - mruknęłam tonem obrażonego szczeniaka. - To niesprawiedliwe - poskarżyłam się.
- Ależ co jest niesprawiedliwe? - Hondo zbliżył się do mnie i pocałował. Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy rzuciłam mu spojrzenie pełne zadowolenia, a zarazem irytacji. 
- To - odparłam, całując go jednocześnie - że możesz mną manipulować. To skandaliczne. Żyjemy w wolnym państwie, gdzie niewolnictwo jest zakazane. 
Oparłam głowę o jego ramię i mimowolnie westchnęłam.
- Przykro mi to przyznać, ale cię kocham - mruknęłam. Wilczur tylko się roześmiał, a na jego wargi wypełzł łobuzerski uśmieszek.
- Ja ciebie też - spojrzał na mnie z oddaniem - w tym, że mi akurat nie jest przykro. 
Uśmiechnęłam się mimowolnie. 
- Czy tylko mnie ta rozmowa wydaje się dziwna? - wyszczerzyłam zęby. - W normalnych parach nie ma takich dylematów.
- A bo my niby jesteśmy normalną parą? - Hondo posłał ku mnie najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. - Chodźmy lepiej zapolować.

Hondo? <3 Wena (*)


wtorek, 29 kwietnia 2014

Od Racana - cd. Aceiro; do Aceiro

Rzuciłem nienawistne spojrzenie ku Aceiro i zgasiłem Asokę, która po skończeniu głośnego rechotu, przeszła do cichego chichotu.
- Dość, Aceiro - powiedziałem, rzucając zaklęcie na swoje futro. Po chwili było ładne i błyszczące.
- No dobra - odparł basior.
Asoka wstał i weszła między nas.
- Co powiecie na małe co nieco?
- W sumie już zgłodniałem - uśmiechnął się Aceiro.
- Ty zawsze jesteś głodny - rzuciłem basiorowi.
- No! - odpowiedział radośnie Aceiro.
- No, chodźmy na coś zapolować - powiedziała Asoka. - Racan? Ułożysz nas?
- Jasne! - odparłem. - Aceiro na lewe skrzydło, Asoka na prawe, a ja będę krążył za wami, okej?
Oboje potaknęli głowami.
- Asoka? - zwróciłem się do wadery. - Wytropisz?

Aceiro???

piątek, 25 kwietnia 2014

od Eishry - cd. Sheo; do Firmum

Kiedy zobaczyłam Sheo jako Wiedźmina, zdziwiłam się, ale gdy stracił przytomność, byłam oszołomiona. Stałam przed niewzruszonym Wiedźminem i zapytałam:
- Czy wiesz kim jest ten wilk?
- Nie, nie wiem i nie obchodzi mnie to.
- On jest Władcą Wszechświata, Wiedzminie i każę ci w jego imieniu jako że, jestem jego rodzoną siostrą zabrać go tam gdzie Ci każę.
- Korzyści?
- Możesz zostać połknięty przez Czarną Dziurę, gdy się ocknie.
- To wystarczy, gdzie mam go zabrać?
- Chodź za mną.
Poszliśmy do jaskini lekarza i zastaliśmy tam Delgado i Rey'a rozmawiających ze sobą.
- Cześć chłopaki, mam tu w połowie trupa, w połowie Władcę Wszechświata - powiedziałam z figlarnym uśmieszkiem na pysku.
- Ok, połóżcie go tu - i basior wskazał skałę, wyłożoną mchem.
- To wy go sobie leczcie, a ja pobiegam sobie za jakimś zajączkiem - odparłam.
- A tak w ogóle to ja jestem Rey a ten lekarz to Delgado - przedstawił Rey.
- Tak, tak... to ja spływam -, czesć! - i wybiegłam z jaskini mówiąc w myślach Wiedźminowi że, może iść.
Dobiegłam na uroczą polankę, kiedy niespodziewanie wpadłam na basiora, o pięknym ognistym futrze.
- Eeeee..., cześć jestem Eishra... - jąkałam się.
- Witaj, Firmum. Jestem Firmum - przedstawił się.
- Może wynagrodzę tą wpadkę wspólnym polowaniem na bizona - zaproponował basior.
- Ok... ale wiedz że, nigdy nie polowałam na bizony... - powiedziałam z, nutką podekscytowania.



Nowy wilk!





Imię: Firmum (z łacińskiego "Niezłomny")
Płeć: Basior
Wiek: 3 lata
Cechy: Jest tajemniczym i niezłomnym basiorem. Zna się na życiu i jest empatyczny. Romantyk i flirciarz,cz poczuciem humoru. Choć wygląda na rozrywkowego wilka, potrafi być poważny i dać dobrą radę.
Stanowisko: Wojownik
Żywioł: Ogień i woda.
Moce: Związane z żywiołami, ma wyostrzone zmysły, zna język Wiedzminów, Elfów, Wody i Ognia.
Patron: Water
Partner: Podoba mu się Eishra...
Rodzina: Został stworzony z Ognia i Wody.
Historia: Niektórzy mówią że, Bóstwo go przeklęło, a jeszcze inni że, uciekł z bram śmierci. A prawda jest taka że, gdy woda i ogień się ze sobą stykneły, bóg Ziemi tchnął w niego życie i dał mu błogosławieństwo. Opiekowały się nim zwierzęta, Elfy, Wiedźmini... czasem nawet ludzie. W wieku 1,5 lat opuścił swoją dotychczasowom osadę by, szukać miłości, przygód i doświadczenia. I to cała jago historia.
Towarzysz: -
Właściciel: ~Lou~

od Sheo - cd. Eishry; do Eishry

Byłem wtulony w futro Eishry. Ona też się przytuliła. Opowiadałem jej w myślach co się ze mną stało, gdzie byłem, co poznałem. Następnie ona zaczęła mówić o jej dotychczasowym życiu. Zeszła godzina gdy, Eishra usłyszała jakieś stworzenie. Powiedziała mi o tym. Wiedzieliśmy co mamy zrobić.
W naszej dawnej watasze były często rozgrywane wojny, dlatego każdy wilk był uczony od małego co zrobić gdy zobaczy się/usłyszy się/zostanie zaatakowanym się.
Zeczęliśmy okrążać się nawzajem patrząc na zewnątrz (koła?). Po chwili dostrzegliśmy Wiedźmina który skradał się w naszą stronę od dłuższego czasu. Udaliśmy, że go nie widzimy. Mógł być z kimś innym. Zdziwiłem się. Z tego zo wiedziałem, wiedzmini polują tylko na potwory zagrażające ludziom.Wyciągnoł srebrny miecz i usiadł po turecku. Stanąłem przed nim, a następnie zapytałem się jego wiedzmińskim językiem czy wie kim jestem. Chciałem wzbudzić w jego sercu niepokój, ale wiedziałem że, nie mogę przeginać ze względu na to że, może mnie łatwo i boleśnie zabić swoim srebrnym mieczem na potwory. Odparł mi tak:
- Nie wiem, lecz wyczuwam w Tobie potęgę magii.
- Czego tu szukasz? - spytałem po czym, zamieniłem się z trudem w Wiedźmina.
- Szukam miasta i potworów, takich jak Wy - powiedział bez cienia jakichkolwiek uczuć.
- O ile wiem w pobliżu nie ma miasta, ale jest dużo potworów. Każdego rodzaju - odparłem i straciłem przytomność.

(Tak wygląda wiedzmin)



`````Eishra?`````` 

piątek, 18 kwietnia 2014

od Nuki - cd. Raian; do Raian

Nie chciałem zostawić jej samej, lecz wiedziałem, że tak będzie najlepiej. Musiała teraz pobyć sama i wszystko sobie od nowa przemyśleć. Westchnąłem ciężko i usiadłem nad brzegiem jeziorka.
Minęła jakaś godzina, a ona nadal nie wracała. Postanowiłem, że teraz już muszę jej poszukać. Wstałem i pobiegłem jej szukać.
Po kilku minutach odnalazłem ją przy moczarach. Siedziała tam ze spuszczoną głową. Podszedłem do niej po cichu i usiadłem obok, obejmując ją.
- Co się stało? - szepnąłem.
- Nic... Ja... - łkała. - Ja zrobiłam coś strasznego... Nie chciałam... Ja...
- Cii... - chwyciłem ją za łapę. - Nie płacz. Nie będziemy teraz o tym rozmawiali. To było kiedyś, Raian... Teraz wszystko jest inaczej. Zapomnij o tym, co było. Ważne jest to, co będzie.

Raian?

od Aceiro - cd. Racana; do Racana

Uśmiechnąłem się figlarnie. W moich oczach zatańczyły ogniki.
- A co z Czarną Magią? - spytałem.
- No... - basior wpatrywał się we mnie. - Nią akurat nie władam...
- To dobrze - zaśmiałem się, wprowadzając basiora w jeszcze większy niepokój.
- A... - zawahał się. - A ty? Władasz nią?
- Nie, nie władam - uśmiechnąłem się, a basior odetchnął z ulgą.
- To o co ci chodzi?
- Mi? Nieważne... - powiedziałem.
Basior był zdezorientowany. Tak naprawdę chodziło mi tylko o to, aby się bał. Myślał, że mówię na serio. Zaśmiałem się i utworzyłem za plecami kulę energii.
- Patrz! - wskazałem niebo, a Racan i Asoka automatycznie odwrócili tam wzrok
W tym momencie rzuciłem kulą energii w basiora. Ten zawył, lecz go to nie bolało. Teraz zamiast futra miał czarne, zwęglone, posklejane „coś”. Parsknąłem śmiechem. Nawet Asoka zaczęła się śmiać.

Racan??

od Keiry - cd. Aceiro; do Aceiro

Oddychałam głęboko wpatrując się w błękitnoszarą masę wody ponad nami. Gdzieś tam, wysoko ponad światem, górował księżyc srebrząc jasną poszlaką taflę morza. Tutaj, na dnie, byłam tylko ja, Aceiro i to dziwne stworzenie, przypominające po trochu konia, po trochu rybę. Jego silne, muskularne przednie nogi młóciły wodę jakby walczył z nieistniejącym nurtem, a rozwiana, dzika grzywa opadała na oczy. W miejscu, gdzie koński tułów przechodził w rybi ogon skóra lśniła nieziemsko pokryta gęstą siateczką delikatnych, lecz twardych łusek. Silne płetwy rozgarniały wodę kiedy koń poruszał się do przodu. Jednak w jego zachowaniu było coś dziwnego. Jakby niezależna, wolna natura została zamknięta w przyciasnej klatce. Zwierzę wykonywało dziwne manewry unosząc wojowniczo przednie nogi i potrząsając łbem. Ogon nieustająco uderzał w wodę, broniąc się jakby przed napastnikiem.
- On się boi - wymamrotałam. Aceiro spojrzał na mnie zdziwiony. 
- Skąd wiesz? - zmarszczył brwi. - Wygląda raczej na agresywnego.
Oderwałam na chwilę wzrok od konia i rzuciłam szybkie spojrzenie ku Aceiro.
- Spójrz na niego - powiedziałam spokojnie.  - Może i wydaje się agresywny, ale jeśli nawet jest, to z czegoś to musi wynikać. Najprawdopodobniej to zachowanie ma podłoże w psychice zwierzęcia - na przykład, a raczej na pewno - w strachu. Gdyby był po prostu zły, nie widać by było co chwila białek jego oczu, Aceiro - przekonywałam wilka. - Jeśli się czegoś boi, musimy go uspokoić. Jeszcze sobie zrobi krzywdę, biedaczysko.
Basior nie wyglądał co prawda na zachwyconego tym pomysłem, ale skinął głową.
- Co proponujesz zrobić?
- Musimy do niego podejść - poinstruowałam. - Co prawda dzięki żywiołowi, może poruszać się bez oporu, ale i tak róbmy to powoli, żeby się nie zdenerwował. 
 Ruszyliśmy, ale nie nadchodziliśmy z ukrycia, żeby swym pojawieniem się nie zestresować magicznego zwierzęcia. Podchodząc, przemawiałam do niego łagodnie, ale mimo to koń szarpał się jakby na niewidocznym uwiązie... 
Nagle klasnęłam w łapy. To jest to! On musi być po prostu przywiązany!
Uradowana swym odkryciem zbliżyłam się do stworzenia, lecz nagle poczułam ogłuszający ból w głowie. Obezwładniona runęłam w ciemność.

Aceiro? =3

czwartek, 17 kwietnia 2014

od Aceiro - cd. Keiry; do Keiry

Chwyciłem ją za łapę i wciągnąłem pod wodę. Keira na początku patrzyła na mnie otępiałym wzrokiem, lecz gdy tylko zaczerpnąłem powietrza, ona zrobiła to samo i się rozluźniła. Płynęliśmy jeszcze przez parę minut, aż naszym oczom ukazała się piękna, podwodna kraina. Keira aż otworzyła usta ze zdziwienia, lecz ja zamknąłem je namiętnym pocałunkiem. 
Popłynęliśmy jeszcze odrobinę w dół, aż nasze łapy zetknęły się z delikatnym, miękkim i jaskrawożółtym piaskiem. Uśmiechnąłem się do Keiry, a ona to odwzajemniła. 
- Chodź za mną... – szepnąłem.
Wadera kiwnęła głową. Zapewne, gdybyśmy nie władali nad żywiołem wody, nie zrozumielibyśmy się. Nie moglibyśmy nawet oddychać... 
 Ruszyłem przed siebie, a Keira podążała za mną. Widziałem, że wadera czuje podniecenie. Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Zacząłem ją oprowadzać.
- ... Tu z kolei jest świątynia – mówiłem. - ...A tu, jak widzisz, bawią się młode, podwodne stworzenia – tłumaczyłem 
Wszędzie pełzały przedziwne stwory. Pełzały, pływały. Miały różne kształty i kolory. Jedne świeciły, inne wyróżniały się swoją wielkością. Zawyłem krótko, a po chwili odpowiedział mi głuchy głos, który należał do jednego z podwodnych ssaków. Całą krainę przysłonił cień, po czym podpłynęło do nas jedno z największych stworzeń wodnych. Ogromny, przepiękny Płetwal Błękitny. Keira otworzyła szeroko oczy. Wskoczyłem na grzbiet ssaka i ruchem łapy nakazałem jej zrobić to samo. Po chwili Keira siedziała i opierała mi swój łebek na ramieniu. Westchnęła, zachwycona.
 

 ~*~
 

 Pomogłem waderze zeskoczyć z ssaka. Uśmiechnąłem się do niej. Nie potrzebowaliśmy słów. Pobiegłem przed siebie, walcząc z oporem wody. Keira pognała moim śladem.
 

 ~*~
 

 Zaczailiśmy się w przepięknej, kolorowej rafie. Wadera uśmiechała się pod nosem. Zresztą ja również. Przed nami rozlegało się pasmo skał lodowych. Dwa pasma skał lodowych, między którymi pasło się.... coś. A dokładnie mistyczne, błękitno - granatowo - niebieskie stworzenie. Niby to koń, niby ryba. Oczy zwierzęcia szkliły się, gdy zarzucał swoim potężnym łbem. 
Nie ruszaliśmy się. Nie wydawaliśmy dźwięków, tylko, zachwyceni, przyglądaliśmy się mu. Spojrzałem na moją ukochaną i trąciłem ją leciutko nosem. To jedyny ruch jaki wykonałem w ciągu ostatnich paru minut.
 

> Keira? :3

środa, 9 kwietnia 2014

od Rick' a - cd. Belli; do Belli

- Co mam zrobić? - pytałem samego siebie. Była wtulona we mnie - Bella... Natalie natomiast warczała na mnie, nie słuchałem jej, czułem żal i słabość.
- Bella...
- Tak?
- Kochasz mnie? Czy jesteś ze mną z przymusu?


Bella?

niedziela, 6 kwietnia 2014

Nowy wilk!

 
 
Imię: Sheo (czyt. Szijo), Władca Wszechświata
Płeć: Basior
Wiek: 4 lata
Cechy: Szarmancki, opiekuńczy, stanowczy, odważny, inteligentny, charyzmatyczny.
Stanowisko: Zwykły mag
Żywioł: Ogień, ziemia
Moce: związane z żywiołami, zna ogrom zaklęć i klątw (wszystkich rodzajów), wizje z przeszłości i przyszłości i teraźniejszości, wychodzenie i wchodzenie do swojego ciała( jego dusza w tym czasie może przejąć kontrolę nad innym ciałem(opętać go) i później wrócić do swojego dawnego ciała), czytanie w myślach, przemiana w smoka i jednorożca( posiada wtedy dodatkowe moce), władanie wszechświatem( sprowadzanie Czarnej Dziury itp.)
Patron: Univers
Partnerka: Szuka
Rodzina: Siostra - Eishra, rodzice i wataha zniknęli.
Historia: W swojej byłej watasze był uczony na najwyższej klasy maga. Zdawał w wieku 2 lat. Gdy miał pokazać ostatnie zaklęcie ( w tym najtrudniejsze) . W tym samym czasie znalazł się w nieznanym mu miejscu. Przez kilka lat podróżował po świecie spotykając się z magami i czarownikami którzy nauczyli do wielu zaklęć i klątw. Pokazywali mu jak używać jego mocy i kiedy je wykorzystwać (jako smok i jednorożec). Gdy poznał całą wiedzę zaczął szukać swoją rodzinę (a przynajmniej siostrę i watachę). I odnalazł Eishre.
Towarzysz: -
Właściciel: ~Lou~

Jako smok:


Jako jednorożec:


Gdy ma wizję, lub korzysta ze swoich mocy (tych kosmicznych)