- Ime... jak? – spytałem, ale dziewczyny już nie było.
Westchnąłem i spojrzałem na spokojne, ciemne oczy klaczy. Wyglądała na delikatną, ale też bardzo inteligentną. Pogłaskałem ją po szyi, lecz klacz parsknęła i odskoczyła. Spojrzałem a zegarek, który obijał się o mój nadgarstek, wydając przy tym cichy brzdęk. Uśmiechnąłem się ciepło. - Tego się boisz, prawda? – powoli zdjąłem zegarek i włożyłem go do kieszeni.
Klacz momentalnie stała się spokojniejsza. Podeszła do mnie i oparła łeb na mojej klatce piersiowej. Zaśmiałem się cicho. Podszedłem do jej grzbietu i oparłem na nim dłonie. Odbiłem się od ziemi i, lekko się podciągając, wskoczyłem na nią. Gdy już pewniej siedziałem, cmoknąłem, próbując ruszyć. Niestety. Nie wiedziałem jak to zrobić. W końcu klacz ruszyła, a ja nie wiedziałem jakim cudem. Po chwili wolnego jechania ścisnąłem jej boki łydkami. Klacz przyśpieszyła. Uśmiechnąłem się szeroko i pognałem nad jezioro. Tak jak myślałem – Keira siedziała nad brzegiem, nucąc coś od nosem. Klacz podeszła do niej, wypuszczając powietrze w jej włosy. Dziewczyna zaśmiała się i objęła ją.
- Hej, a ja? – spytałem, uśmiechając się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz