Cofnęłam się o krok i uśmiechnęłam lekko.
- A teraz chodź - powiedziałam chwytając Aceiro za rękę.
- Gdzie? - zdziwił się. Zatrzęsłam się w duchu ze śmiechu widząc jego zagubioną minę.
- A myślisz, że niby po co tu przyszliśmy? - uniosłam brwi.
Zmarszczył czoło, a kiedy nareszcie zrozumiał, jego twarz gwałtownie pobladła.
- Ty… to jest… nie… ale jak…? - wybełkotał. Pomyśleć, że wciąż to był ten sam bohaterski, niezwyciężony Aceiro, który stał koło mnie jeszcze przed chwilą. Westchnęłam ciężko.
- Nie mów mi, że boisz się jazdy konnej - mruknęłam z udawaną rezygnacją.
- Ale przecież ja nigdy nie siedziałem na koniu!… - zaprotestował.
- No to teraz będzie ten pierwszy raz - uśmiechnęłam się. - No chodź.
Mimo strachu, który emanował z całej jego postaci, Aceiro podążył za mną. Podeszliśmy do samotnej klaczy, która uniosła łeb znad trawy i obrzuciła nas badawczym spojrzeniem.
- To jest Imenya - zwróciłam się ku chłopakowi. - Jeśli nie dasz jej ku temu żadnych powodów nie powinna cię zrzucić. Zresztą jest nadzwyczaj spokojna i tolerancyjna, więc nie będziesz miał problemów. A teraz zostawię was na chwilę samych - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę reszty stada.
Aceiro? ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz