Zaśmiałam się cicho. "Jakie to ja mam szczęście", przebiegło mi przez myśl. "Mam ukochanego, który gotów byłby za mną skoczyć w ogień i wodę, zyskałam nową rodzinę i dom, stare krzywdy zostały mi przebaczone… Ale czy to do końca sprawiedliwe? Że spośród tylu nieszczęśliwych, dręczonych bólem i stratą dusz ja jedna jestem bez troski?" Uśmiech zamarł na mych wargach zastąpiony piętnem niepokoju. "Przesadzasz", zrugałam się, ale mimo tego uspokojenia ziarno zwątpienia pozostało, kiełkując powoli na dnie serca.
- Wszystko dobrze? - Aceiro przyglądał mi się badawczo, wyczuwszy, że coś jest nie w porządku. "Jak on to mnie dobrze zna", pomyślałam.
- Tak - uśmiechnęłam się wymuszenie. - Naprawdę wszystko jest w porządku. Po prostu nie mogę do końca uwierzyć, że ty coś do mnie czujesz, no i w ogóle…
Nie było to kłamstwo, ale nie też i nie cała prawda.
Chłopak posmutniał.
- Jak możesz w to wątpić? - spytał. - Czym mogę cię jeszcze przekonać o bezmiarze mej miłości?
- Nie chodzi o to, że ci nie dowierzam - zaprotestowałam szybko, czując, że sprawy przybierają zły obrót, ale Aceiro nie chciał mnie słuchać.
- Uratowałem ci życie - powiedział cicho, a jego piękne, jadeitowe oczy przygasły. - Cóż jeszcze mogę zrobić? Czym ci zaimponować?
- Nie musisz - wyjąkałam. - Ja cię kocham, naprawdę!
Ale Aceiro był głuchy na moje słowa. Jakby w nagłym przebłysku geniuszu, dosiadł Imenyi i ruszył nią do przodu. Co dziwne, choć nigdy nie dosiadał konia jego ruchy były świetnie zgrane z jej ruchami. Spojrzał na mnie z bólem, po czym odwrócił głowę i zagalopował. Z każdym krokiem Imenya biegła coraz szybciej.
- Nie, czekaj! - krzyknęłam, i w okamgnieniu dosiadłam ogiera o imieniu Nihet. Był zmienny, dziki i zapalczywy, a do tego należał do najszybszych koni w stadzie. Ruszyliśmy galopem. Choć na ogół galop sprawiał mi satysfakcję, teraz czułam jedynie coraz bardziej potęgujący się strach. Aceiro nie znał tej okolicy. Co jeśli Imenya zapędzi się aż na skraj przepaści, co jeśli spadną? "Czułam się szczęśliwa, lecz dopóki nie wspominałam o tym bogom milczeli tolerując moją radość. Choć są okrutni, sprawiedliwość jest dla nich jedynym prawem, wobec którego nie ma innych zasad. Muszą wyrównać granicę wyrywając mi moje szczęście i niszcząc go w popiół, a wraz z nim i moją duszę. Tak jak i dusze wielu innych"
Z tymi mrocznymi myślami pędziłam, a wiatr opętańczo usiłował zmieść mnie z konia. Mimo, że galopowaliśmy najszybciej jak się dało, Aceiro był tylko ciemną plamką na horyzoncie. "I tak przeze mnie, bogowie zniszczą nas oboje", pomyślałam. Łza spłynęła po mojej twarzy.
A tymczasem, tam w dali, Aceiro pędził na spotkanie śmierci.
Ta da da dam… Aceiro? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz