niedziela, 21 grudnia 2014

od Aishy - cz. II

Mróz kąsający moje drobne, wyziębione ciało stał się nieodłącznym druhem. Jego obecność była się dla mnie tak oczywista, że po pewnym czasie przestałam go odczuwać. Gdzieś na pograniczu umysłu rejestrowałam ból zdrętwiałych kończyn i dotkliwy, żrący chłód jednak miałam wrażenie, że jest trochę jak kolec wbity w łapę. Utrudniający życie i irytujący, ale charakteryzujący się tym, że w pewnym momencie o nim zapominamy.
Kwestia przyzwyczajenia.
Przemierzając nagie i zmarznięte połacie nieurodzajnej ziemi czułam pewien rodzaj ulgi. Nie byłam pewna dokąd zmierzam i jaki cel ma moja mordercza wędrówka, ale miałam wrażenie, że idąc przed siebie zdążam do jakiegoś celu. Nie wiedziałam, co się nim okaże. Moja zguba czy może zbawienie? Czy wolałabym tu zostać i uwolnić się od wszelkich problemów, czy może raczej wrócić i stawić im czoła? Nie miałam już siły na bycie bohaterką, ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że jako Beta powinnam dawać przykład, a nie dezerterować z wojska. Powinnam teraz dodawać otuchy swoim bliskim i poddanym, pocieszać ich i omawiać strategię walki. Co z tego, że to nic by nie zmieniło, a usilne próby ogarnięcia sytuacji zakończyłyby się jedynie jeszcze większym zagmatwaniem? Może było to jednak lepsze niż snucie się bez sensu na końcu świata, bez nadziei, może z jedną tylko - by wkrótce skończyć swój nędzny żywot? 
Odgoniłam uciążliwe myśli i zmrużyłam oczy kiedy podmuch wiatru rzucił we mnie garść wirujących płatków śniegu. Przygryzłam wargi zastanawiając się niechętnie nad perspektywą śmierci pod zaspami białego puchu. Może i ostatnio moje poczucie humoru w związku z wojną nieco ucierpiało, ale i tak nie zamierzałam zginąć tak marną śmiercią. Było to poniżej mojej godności, chociaż i tej wojna nieźle dała się we znaki. Przystanęłam i spojrzałam z cichą pretensją w niebo. Dlaczego śnieg zaczął padać akurat wtedy kiedy chciałam zrobić tak znaczący krok w kierunku mojej przyszłości? Nigdy nie byłam perfekcjonistką, ale zaczęło mnie drażnić, że natura wyraźnie się ze mnie naigrywa chcąc zepsuć plany śmierci idealnej z dala od wszelkich problemów i morderczych wilków. Spojrzałam z tęsknotą przed siebie. Ach, gdyby tak móc po prostu zasnąć i już nigdy się nie obudzić, przemknęło mi przez myśl. Unieść się gdzieś w górę niczym czarnoskrzydły anioł po czym opaść w dół tak szybko jak zapada się w sen.
~ Trochę bezsensowne jest powtarzanie tych samych motywów, posłyszałam gdzieś głos na pograniczu umysłu. Wzdrygnęłam się i nerwowo rozejrzałam po okolicy. Nie dość, że musiałam podjąć decyzję w kwestii mojego życia, dodatkowo miałam halucynacje. Wymarzony koniec Bety i sławnej Alchemiczki - zostać zasypanym przez śnieg to jeszcze nic, ale żeby pod koniec życia dręczyły cię głosy i halucynacje? 
Ciekawe kto wymyślił takie pokręcone zakończenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz