- Konie? - spytałem - Nie spodziewałem się, że...
- Tak, wiem. - szepnęła i spojrzała na mnie, tajemniczo się uśmiechając
Ścisnęła moją dłoń i ruszyła przed siebie. Posłusznie szedłem za nią, wpatrując się w jej smukłe ciało i jasne włosy. W końcu dziewczyna przystanęła, a ja spojrzałem na nią. Staliśmy naprzeciwko ścianie z drzew i krzewów. Keira uśmiechnęła się szeroko. Pogładziłem ją pieszczotliwie po policzku, a ona pocałowała mnie. Chwyciłem obie jej dłonie, a nasze palce splotły się. Westchnęła cicho.
- To tutaj? - spytałem
- Tutaj. - potwierdziła, patrząc się w dal
Trzymając się za ręce weszliśmy w krzewy, przechodząc na drugą stronę. Byłem nieco wyższy od Keiry, ale taka różnica wystarczyła, abym przy każdym kroku musiał schylać się, unikając konarów drzew. Przeszliśmy na drugą stronę, a Keira strzepała sobie z włosów odłamki roślin.
- Jeszcze kawałek. - oznajmiła
- Ale co tam jest?
- Dowiesz się. - uśmiechnęła się do mnie
- Kiedy?
- W swoim czasie.
- Ech... Niech Ci będzie, Keira. - pocałowałem ją w policzek, a ona oblała się rumieńcem - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. Ale chodź już. - zaśmiała się cicho
Przewróciłem oczami, udając zirytowanego. Keira szturchnęła mnie lekko ramieniem i puściła się biegiem. Oczywiście ja ruszyłem za nią. Po kilku minutach biegu dotarliśmy. Przed nami rozciągał się nieziemski widok. Stado dzikich koni pasło się, jak gdyby nigdy nic. Otworzyłem usta, zdziwiony, ale też zachwycony. Keira stała u mego boku, uśmiechając się. Zarzuciła mi ręce na szyję i wtuliła głowę w moją klatkę piersiową.
Keira? C:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz