- Jak tam chcesz - mruknęłam tylko obrażona i wstałam z koi. Podbiegłam
do półek i wyjęłam z tamtąd księgę opatrzoną tytułem: "Zmory świata
codziennego", po czym zaczęłam ją wertować. Zatrzymałam się dopiero na
setnej stronie.
- Tutaj - szepnęłam - Ten demon nie tylko może spowodować samozapłon,
ale żywi się głównie duszami; zarówno ludzkimi, bo te najlepiej
zaspokajają jego pragnienie, ale i większych zwierząt. Magicznych
zwierząt - poinformowałam basiora.
- I co by to nam miało dać? - spytał mrużąc oczy.
- To, że musimy ostrzec watahę, aby tam nie błąkała się - przerwałam Hondo, bo już pewnie chciał zaprotestować.
- A jeśli nie chcesz nigdzie iść to nie moja sprawa! - warknęłam i
zamknęłam oczy. Mój partner chciał widocznie coś jeszcze powiedzieć, ale
otworzyłam oko i powiedziałam:
- Przymknij się - po czym oczyściłam umysł. Skupiłam się i wysłałam duszę ku jaskini Carmen i Jaspera.
-Carmen? - spytałam myślami.
- Tak? - usłyszałam jej głos w swej głowie.
- Możemy chwilkę porozmawiać?
- Jeśli to pilne... - westchnęła Carmen.
- Pilne i to nawet bardzo!
- Mianowicie w Puszczy Cienie żyje mistyczne stworzenie. Demon dokładnie
mówiąc. Żywi się duszami ludzi i większych zwierząt, które wysysa z
ciał ich właścicieli poprzez wsączenie jadu do krwi.
- O czym ty mówisz? - spytała zaaferowana Carmen.
- Byłam wczoraj w Puszczy Cieni, gdyż śledziłam pewną szamankę. Szamankę
Mrocznych... - i opowiedziałam jej wszystko - Nie możesz pozwolić
wilkom na chodzenie tam. Ja sama o mało nie przypłaciłam tego życiem... -
zakończyłam.
- To wszystko?
- Tak... - chciałam już odpowiedzieć, kiedy przypomniałam sobie stado
diabolicznych, czarnych wilków. Przecież one były bliźniaczo podobne do
Black Demona! - Nie... widziałam jeszcze wraz z Hondo pewne wilki, które
były podobne do Black'a - skróciłam jego nazwę - ale nie zrobiły mi nic
złego. Jakkolwiek jest, powinnam ci była powiedzieć wcześniej -
westchnęłam.
- Nie cofniemy czasu - powiedziała tylko Carmen i zakończyła połączenie.
Hondo stał koło mnie i patrzył na mnie z troskliwością. Odwzajemniłam to
spojrzenie. W moim życiu było tyle wilków, które wydawały się być
właściwymi. Murdock, Kogotha, nawet Caro... ale nie. To Hondo okazał
serce...
- No to cóż... żyjemy - mruknęłam do wilka. Chciałam wejść na leże, ale
nagle zabiło mi szybciej serce... podbiegłam do wilka i go przytuliłam.
- Dzięki... - szepnęłam - Uratowałeś mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz