niedziela, 7 lipca 2013

Od Incantaso -cd. Hondo; do Hondo

Wkrótce razem - już w trójkę, bo z Vitani - ruszyliśmy w stronę mojej jaskini. Nagle jednak Hondo przystanął:
- Powinnaś iść do Kate Lily - zaproponował przypatrując się moim ranom z niepokojem.
- Tak sądzisz? - mruknęłam tylko, ale wiedziałam, że ma rację. Choć starał to nadrabiać miną czułam się okropnie i chciałam, aby się to wszystko skończyło.
- Tak, tak sądzę, In - Hondo spojrzał na mnie z troskliwością.
- Najpierw musimy pójść do Carmen. Zbyt wiele się dzieje, a ona jeszcze o niczym nie wie! To wszystko moja wina - jęknęłam - Powinnam już dawno temu zająć się tymi stworami, a tymczasem co ja robiłam?
- Incantaso, nie obwiniaj się tak - powiedział basior i przytulił się do mnie. W jednej chwili poczułam ulgę.
- Dziękuję - szepnęłam - Ale tak czy inaczej alfy muszą wiedzieć! - chciałam już pójść do jaskini Carmen i Jaspera, ale Hondo zagrodził mi drogę:
- Nie masz siły. Musisz odpocząć - nalegał.
- Jak tam chcesz - stęknęłam - Teleportacja?
- Tak, teleportacja - krzyknął wilczur i w następnym momencie byliśmy przed naszą jaskinią. Hondo pomógł mi wejść do środka, gdzie od razu pacnęłam na miękką koję, a Vitani zaczęła skakać wokół nas.
- Ale ekstra! - zawołała tylko i wbiegła do koi Alurien. Chwilę nic nie było słychać, ale nagle wyleciał stamtąd wkurzony białozór:
- Co to za diablę? - spytał patrząc na Vitani z pode łba.
- To jest... twój nowy przyjaciel - parsknął Hondo.
- Koniec świata! - mruknął tylko Al i wyleciał z jaskini - A i nie wpuszczajcie go do mojej niszy! - zawołał jeszcze.Hondo i ja tylko się śmialiśmy, ale byłam zmęczona i po chwili zemdlałam wycieńczona.
Po chwili się obudziłam i zobaczyłam Hondo, który stał nade mną pobladły.
- Hmm? - sapnęłam - Żyję, jakby ktoś pytał.
- A już myślałem, że jesteś trupem - pokręcił głową mój partner.
- Ale na szczęście nie jestem - uśmiechnęłam się słabo - Chyba jednak pójdę do Kate Lily...
Hodno dotknął mojej łapy swoją i po chwili byliśmy przed jaskinią naszej lekarki. Weszłam do środka, gdzie natknęłam na wilczycę.
- Witaj - burknęłam - Mogłabyś coś zrobić z tymi ranami? - spytałam od wejścia. Wadera zmierzyła mnie bacznym spojrzeniem i westchnęła:
- No to chodź... - i zaprowadziła mnie na koję, gdzie się mną zajęła i dała mi nieprzyjemny i cierpki w smaku eliksir.
- Te rany nie wyglądają dobrze - przypatrywała mi się bacznie, ale i z widczną niechęcią - Co je zadało?
- Że co? - udawałam, że nie rozumiem.
- Co cię zraniło?
- A tam, jakiś obcy wilk - wymyśliłam na poczekaniu. Nie chciałam zdradzać istnienia black demona.
- Czyżby? - Kate Lily podniosła brew.
- Tak, a niby co w ogóle sugerujesz?
- Nic. Ale to nie wygląda na zęby wilka... - warknęła wilczyca i zajęła się opatrywaniem moich ran. Ja w tymczasie rozglądałam się po jaskini i wkrótce zasnęłam zmęczona tęskniąc za Hondo. Choć byłam tego nieświadoma kochałam go bardziej niż sądziłam...

Hondo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz