sobota, 6 lipca 2013

od Incantaso -cd. Hondo; do Hondo


- Słyszałam, że lubisz się zabawić? - zażartowałam - A tymczasem taki z ciebie twardziel!
- Aha - mruknął tylko zniesmaczony Hondo i skoczył na mnie. Ja jednak z wdziękiem odskoczyłam.
- Diablica... - basior spojrzał na mnie rozbawiony.
- W takim razie, ty jesteś... - zastanawiałam się nad odpowiednim określeniem Hondo. Przekrzywiłam głowę, jakbym chciała się mu przyjrzeć, przed namalowaniem jego wizerunku. Niespodziewanie Hondo ochlapał mnie błotem.
- Ty łotrze! - zawołałam oburzona - Pijaczyno! Rozgwiazdo! Morderco!
- Nieźle ujęte - parsknął śmiechem wilczur i złapał mnie za łapę, po czym przyciągnął do siebie - I co teraz zrobisz?
- To. - szepnęłam i pocałowałam go. Po chwili odwróciłam się i wyskoczyłam z bagienka.
- A ty gdzie znowu? - zawołał za mną wilk.
- Muszę się ogarnąć - odkrzyknęłam i spojrzałam z niesmakiem za swe brudne futro. - Co to, to, to nie! Przecież nie będę łazić po okolicy wyglądając jakbym spała w chlewie! - mruknęłam pod nosem i skierowałam się ku pobliskiemu potokowi. Był czysty, chłodny i orzeźwiający. Cudowny. Wskoczyłam do niego i chwilę próbowałam przezwyciężyć dziki nurt strumienia. W końcu jednak wyszłam z niego i otrząsnęłam się z wody. Moje futro znów było gęste i choć nieco mokre, wyglądało dużo lepiej. Zawróciłam ku bagienku. Jednak Hondo nie dostrzegłam przy brzegu. "Może relaksuje się gdzieś dalej?" - spytałam samą siebie i podbiegłam nad same błocko. I wtedy zobaczyłam tą waderę w ciemnym, utkanym z ciężkiego materiału kapturze. Przeszła obok mnie jakby nigdy nic i pobiegła w kierunku Puszczy Cieni. Udałam się w jej ślad. Stopiłam swoją duszę i całą istotę z jej odzwierciedleniem w cieniu i pobiegłam za wilczycą. Chwilę truchtała w głąb Puszczy, ale po chwili przystanęła, obejrzała się jakby sprawdzając czy nikt jej nie śledzi i wskoczyła do pobliskiej jaskini. Wśliznęłam się za nią. Ujrzałam obszerną komnatę ciosaną w czarnym kamieniu i przyozdobioną szkieletami wilków. Było ciemno i paliła się tylko jedna świeca - którą trzymała bezimienna wadera. Zobaczyłam, że stawia ją ostrożnie na podłodze i sięga po podłużną kość, ale nim cokolwiek z nią zrobiła zwróciła głowę w moim kierunku. Musiała wyczuć mój zapach. Rzuciłam się do ucieczki, ale mój napastniczka była cholernie szybka. I w dodatku miała skrzydła. Pędziłam wśród kamieni i drzew, ale ona wciąż atakowała mnie od góry. Co prawda wciąż mnie nie widziała, ale kierowała się teraz niezwykle wyczulonym słuchem i węchem. Nagle zobaczyłam jednak coś co sprawiło, że zdębiałam. Black demon. Stał na skraju przepaści w której kierunku pędziłam. Poderwałam się do lotu, ale wadera zepchnęła mnie na ziemię i wylądowałam tuż koło czarnej bestii, która uchwyciła mnie za gardziel i targnęła o skały. Dopiero wtedy rozłożyłam skrzydła i bez zastanowienia uciekłam. Po drodze nakazałam mgle zrobić zasłonę dzięki której wydostanę się z Puszczy. Byłam jednak zmęczona i ranna. Upadłam na ziemię i w dali słyszałam tylko zbliżające się kroki potwora...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz