piątek, 5 lipca 2013

od Incantaso - cd. Hondo; do Hondo

Nudziło mi się. Hondo, znowu gdzieś zniknął, Carmen zabrała Shirę na spacer w celach czysto śledczych, a reszta wilków wybrała się albo na polowanie, albo drzemała teraz smacznie w swych jaskiniach. Zastanawiałam się właśnie czy nie spotkać się z Arven – w końcu miałam z nią ćwiczyć władanie żywiołami, ale nie miałam na to ani siły ani ochoty.
- Trudno się mówi – mruknęłam i wbiegłam do groty, aby posprzątać. Odchyliłam zasłony z bluszczu, które wiły się wokół wejścia, tak aby światło słoneczzne rozświetliło wnętrze jaskini. Na początku odkurzyłam zabłoconą podłogę, półki i przejrzałam dokładnie wszystkie składniki do eliksirów. Kolejno uporządkowałam księgi i zwoje, wymościłam wygodnie leże i zajrzałam do niszy Alurien. Ptaka jednak nie było w środku. „Na pewno wybrał się na łowy” – przeszło mi przez myśl, ale przypomniałam sobie od razu, że ostatnimi czasy znikał wcześnie rano, czasem nawet godzinę przed wschodem słońca, a wracał do domu późnym wieczorem. Był zamyślony i rozkojarzony. „Czyżby zakochany?” – zastanawiałam się. Kiedy wysprzątałam domostwo, przyozdobiłam je świeżymi kwiatami i kiedy cała jaskinia zsotała wyczyszczona na blysk, wybrałam się na poszukiwania Hondo. Z początku chciałam podróżować lądem, ale po chwili zdecydowałam się jednak na lot. Wzbiłam się z gracją w powietrze i wzleciałam nad okolicę. Z tej perspektywy wszystko wydawało się odmienne. Lete lśniła metalicznie w słońcu, a maki falowały zgodnie w rytm wiatru. Sekretny gaj, który leżał nad Krwawymi Torfowiskami zdawał się być teraz tylko plamą zieleni, ale mój czuły wzrok dostrzegał wszystko mimo odległości. Widziałam wiewiórkę, która przemknęła po pochyłym dębie, widziałam niewielkie ptaki, które przelatywały z gałęzi na gałąź, a i telepatycznie wyczuwałam ich wszystkie nikłe duszyczki. Jednak Hondo jak nie było, tak nie było.
- Nie ma rady, na owady – zlustrowałam jeszcze raz okolicę i skierowałam się ku jaskini Sary. Zobaczyłam, że siedzi przy wejściu i nuci coś pod nosem.
- Witaj, Saro – uśmiechnęłam się niepewnie. Wątpiłam, by przyjęła mnie gościnnie po wczorajszej awanturze. Jak się okazało,byłam w błędzie. Wadera tylko spojrzała na mnie, odwzajemniła uśmiech i odrzekła:
- Miło Cię widzieć, Incantaso.
- Nie widziałaś może Hondo? – spytałam.
- Nie. – warknęła Sara i wyczułam w jej głosie wyraźne napięcie. – Nie szukaj go tu! I jak masz tylko tyle do powiedzenia to idź!
Zanim zdążyła się naprawdę rozgniewać byłam już wysoko w górze i leciałam ku ‘Dziedzińcowi’.
- Hondo musi być tam. Na stówę. – prychnęłam i po chwili byłam w centrum naszej watahy. Niedługo potem dostrzegłam basiora walczącego z Delgado. Szybko się z nim rozprawił i po chwili naokół rozległy się wiwaty.
- Hondo! – zawołałam go.
- Oh, In! – odkrzyknął basior i pobiegł do mnie.
- Co tu robisz? – spytałam z groźną miną.
- Musiałem odzyskać pozycję w stadzie. Musiałem się z nim rozprawić… I dobrze o tym… - nie skończył, bo skoczyłam na niego i upadł na wybrukowany dziedziniec.
- Łotrze, czy ty musisz być takim niegrzecznym chłopcem? – spytałam z figlarną miną.
- A co? Wolisz takich lalusiów, jak tamten idiota? – wskazał na Delgado.
- Oczywiście, że nie. – żachnęłam się – Ale musisz zawsze tak niespodziewanie znikać?!
- Już dobrze, już dobrze – uśmiechnął się – Ale wiesz czemu to zrobiłem?
- Tak, sama bym tak zrobiła – odrzekłam po chwili zastanowienia –Chodź, ty bałwanie!
Roześmiani ruszyliśmy do domu, ale nagle Hondo przystanął.
- Chcesz się zabawić? – mrugnął do mnie.
- Tak, ale przecież… lodowisko się roztopiło, czyż nie?
- A nie wiesz, że są jeszcze inne miejsca na imprezowanie?
- Na przykład? – dopytywałam.
- Masz ochotę na kąpiel?
- Oh, - byłam zaskoczona – Ale jaką?
- Błotną! – parsknął śmiechem Hondo na widok mojej zaskoczonej miny – No co?
- Prowadź – odparłam bez chwili wahania. Hondo zaprowadził mnie nad spore bagno.
- No chodź! – uśmiechnął się i wskoczył w sam środek błotnistej mazi.
Hondo? Może dokończysz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz