piątek, 28 lutego 2014

Od Destiny

- Wiesz co... - westchnęłam. - Chyba będę iść dalej.
Wilczyca milczała, a na jej pysku malowało się rozczarowanie.
- Już? - spytała.
- Tak - odparłam. - Ale może jak będę wracać to was odwiedzę.
- Ok - spróbowała się uśmiechnąć, co nie za bardzo jej wyszło, po czym dodała. - Odprowadzę cię do granic naszej watahy.
Po chwili już wkraczałam na niezamieszkane tereny.
- Pa! - zawołałam odwracając się i patrząc na Kathie.
- Cześć! - odkrzyknęła już wesołym głosem. - Będę na ciebie czekać.
Odwróciłam się w stronę Mglistych Gór po czym truchtem zaczęłam zmierzać ku nim. Szłam tak parę godzin co jakiś czas biegnąc lub zatrzymując się dla odpoczynku. Gdy słońce zaczęło powoli zachodzić wspinałam się już na pierwsze skały gór. Szybko znalazłam schronienie i tam też przespałam noc. Ze śniadaniem było trudno, bo w górach nie było wcale zwierzyny.
- To przez kilka dni nie będę miała co jeść - burknęłam ruszając dalej. Wszędzie dookoła widać było gołe skały gdzieniegdzie tylko porośnięte trawą lub mchem. Taki krajobraz towarzyszył mi, aż do późnego popołudnia, bo wtedy przed oczami zobaczyłam wąwóz. Strome, prawie pionowe skały opadały ku rwącej rzece po czym zaraz wspinały się do góry. Za przepaścią, choć nie wyraźnie widziałam już wysokie szczyty na których mógł być ukryty kamień. Zaczęłam ostrożnie schodzić w dół sprawdzając stabilność każdego kamyka. W pewnym momencie kamień na którym postawiłam łapę runął ku rzece, a ja pozbawiona oparcia i zupełnie zaskoczona tym co się stało poleciałam za nim. Wpadłam do wody raniąc się o ostre skały na dnie rzeki po czym nurt porwał mnie ze sobą. Więcej nie pamiętam, bo zemdlałam...
Obudziło mnie szumienie wodospadu, głośne i monotonne. Błyskawicznie otworzyłam oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że kilka metrów przede mną spieniona woda z hukiem spada w dół. Zaczęłam rozpaczliwie machać łapami by dopłynąć do brzegu stanowiącego kupkę kamieni i głazów pod pionową ścianą skalną. Mięśnie bolały, a rany niemiłosiernie piekły jednak nie zważając na to nadal przebierałam łapami wkładając w tą czynność całą resztkę energii. Nic to jednak nie dawało i silny prąd rzeki znosił mnie coraz bliżej wodospadu. W końcu nie miałam już sił i przestając walczyć z silniejszym ode mnie żywiołem pogodziłam się ze śmiercią. Gdy jednak podpłynęłam już na sam początek pionowej fali tak, że widziałam ile będę lecieć zanim zginę na dnie wody, wpadłam na pewien plan. Spadając ustawiłam się tak by pyskiem chwycić wystającą z wody skałę, a kiedy znalazłam się na jej wysokości złapałam  w zęby kamień i robiąc obrót wyleciałam jak z procy w górę lądując na ziemi przed wąwozem. Bardziej niż tym, że mój plan wypalił i że żyję byłam zaskoczona tym, że kamień który został w moim pysku jest gładki i złoty.
- O kurcze! - krzyknęłam wiedząc, że osiągnęłam swój cel. Nie miałam jednak siły celebrować dalej więc położyłam się tam gdzie stałam i zasnęłam.
Ocknęłam się po wielu godzinach snu bo chodź niebo było jeszcze dość ciemne poznałam, że zaraz będzie świtać. Strasznie byłam głodna, poza tym wszystko mnie bolało, a z otwartych ran sączyła się trochę krew. Mimo to postanowiłam jednak ruszyć w dalszą drogę by jak najszybciej opuścić te przeklęte góry. Poruszałam się dość wolno, ale w końcu znalazłam się na otwartej, trawiastej przestrzeni. Nie wiedzieć czemu, ale zaczęło mi się nagle bardzo spieszyć. Wpadłam tylko powiedzieć Kathie, że żyję i mam się w miarę dobrze i że odwiedzę ją niebawem po czym ruszyłam dalej. W Watasze Ziemi upolowałam sobie sarnę więc moje tempo było nieco żwawsze. Nie minęło dużo czasu jak minęłam pozostałości po wypalonym ognisku. Przypomniało mi się spotkanie z końmi wydające się teraz tak odległe... Przypomniałam sobie też, że niedaleko jest Wataha Z Mglistej Doliny wraz z tym du*kiem Jamesem. Mimo to postanowiłam jednak zatrzymać się tam na noc gdyż było już ciemno. Podbiegłam kawałek i już byłam na terenach watahy James'a. Chwilę później zobaczyłam ognisko i trzy wilki siedzące dookoła. W dwóch rozpoznałam Ashley i Jamesa, ale kim była trzecia osoba? Podeszłam bliżej i stwierdziłam, że jest to wilczyca.
- Cześć - odezwałam się wchodząc w krąg światła.
- Eee... Destiny? - spytała oszołomiona Ashley. - Co tu robisz? I co ci się stało?! Jesteś cała we krwi!
- Tak wiem - odparłam lekceważąco. - Miałam mały wypadek. Wracam z mojej wyprawy i chciałam tu przenocować. Mogę ?
- Pewnie - uśmiechnął się promiennie James podchodząc do mnie. - Jesteś tu mile widziana.
- Tiaaa - odparłam nie zwracając na niego uwagi - Jak masz na imię ?
To pytanie skierowałam do obcej wilczycy której lśniąco białe futro odbijało blask ogniska.
- Lily - przedstawiła się, - Jestem dziewczyną Jamesa.
- Mogę cię prosić na słówko? - spytałam uśmiechając się przepraszająco do Jamesa i Ashley.
- Dobra - zgodziła się dość niepewnym głosem i ruszyła za mną.
- Słuchaj - odezwałam się gdy byłyśmy już poza zasięgiem słuchu tamtych - Radzę ci nie ufaj Jamesowi. Spotka wilczycę ładniejszą od ciebie i zakocha się w niej.
- Skąd wiesz? - spytała zaskoczona i dotknięta moją sugestią.
- James, jak tu przyszłam kilka dni temu był mną zainteresowany, a teraz ty jesteś jego dziewczyną. Czy to nie jest dziwne? - spytałam.
- Możliwe - westchnęła. - Zastanowię się nad tym.
Wróciłyśmy z powrotem do ogniska sprawiając wrażenie jakby nic się nie stało. Reszta najpewniej jeszcze długo siedziała przy ognisku, ja jednak szybko poszłam spać gdyż jutro z znów miałam trochę drogi przed sobą.
Obudziłam się wcześnie po czym nie budząc nikogo wymknęłam się z watahy. Kawałek biegłam, a gdy przyszła pora na śniadanie upolowałam sobie zająca. Mniej więcej w południe zobaczyłam Watahę Zaklętego Źródła. Puściłam się pędem póki nie znalazłam się przy mojej grocie. Tam ułożyłam złoty kamień w mało widocznym miejscu po czym udałam się do Merwana i przywitać się z Jankesem. Ten dzień spędziłam bardzo fajnie lecz gdy wieczorem wróciłam do groty mój humor nieco zrzedł. Nie było złotego kamienia! Na jego miejscu widniała jednak kartka z narysowaną błyszczącą błyskawicą i małym wisiorkiem ze złota. Tym sposobem domyśliłam się, że Władca Burzy dostał to czego chciał.

THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz