Kiedy już moje futro było suche, a łoś zjedzony postanowiłam przygotować się do drogi. Naostrzyłam sobie pazury na wypadek jakichś wrogo nastawionych wilków, wzięłam ze sobą pas z pochwą na nóż i z kieszonką na zioła lecznicze, które też zaraz wpakowałam do środka. Nie jestem zielarką to fakt lecz na takie wyprawy przydają się różne ziółka.
- A wiesz - zwróciłam się do Jankesa który miał mnie odprowadzić na krańce watahy, bo nie chciałam narażać jego życia w tej dość niebezpiecznej wyprawie - że moja praprababcia umarłaby ze śmiechu na jednej wyprawie gdyby nie zioła które wzięła ze sobą? Mam po niej charakter. I trochę też po niej znam się na zielarstwie ale nie kręci mnie ono tak jak ją.
Jankes popatrzył na mnie swoimi mądrymi oczami i tylko pogrzebał kopytem w ziemi jak zwykle przypominając mi o pośpiechu.
- Tak, tak, masz rację - przyznałam. - Ale muszę się pożądanie przygotować na taki wypad.
Jeszcze z pół godziny krzątałam się po grocie zastanawiając się czy czegoś jeszcze nie potrzebuje, ale w końcu wyruszyłam z tym co miałam na początku. Gdy już wreszcie byłam gotowa wskoczyłam na grzbiet Jankesa, a ten pognał przez las, aż do granic watahy.
- Wrócę za parę dni - uśmiechnęłam się zsiadłszy z Jankesa po czym ostentacyjnie wkroczyłam na obcą ziemię. Oglądnęłam się za siebie odprowadzając wzrokiem galopującego konia po czym sama pobiegłam przed siebie kierując się w na północ w stronę Mglistych Gór i Watahy Ziemi. Biegłam tak i biegłam czasami truchtem, czasami na złamanie karku aż poczułam zapach obcych wilków.
- Czyżby to już była Wataha Ziemi? - zdziwiłam się. - Nie... Musiałabym już teraz widzieć góry. Nie wiedziałam czy to już czy też może to inna wataha gdyż widok przesłaniała mi gęsta jak mleko mgła. Gdzieś z prawej usłyszałam (o zgrozo) kilka metrów ode mnie przeciągłe wycie.
- Kim jesteś? - spytałam dość głośno by wilk mnie usłyszał.
- Cicho siedź Ashley! Bo wszystko popsujesz! - warknął wilk którego sylwetkę widziałam już w w miarę wyraźnie.
- Nie jestem Ashley - powiedziałam. - Chodź muszę przyznać, że to ładne imię.
- Co? - basior zawarczał i wyłonił się z mgły. Wbrew jego szorstkich wypowiedzi wyglądał miło i porządnie. - To w takim razie gdzie jest Ashley i kim ty jesteś? - spytał patrząc na mnie z zainteresowaniem.
- Gdzie jest Ashley tego nie wiem - odparłam - Nawet nie wiem kto to i nie wiem też kim jesteś ty. A zauważ, że ja pierwsza zadałam pytanie kim jesteś więc odpowiedz.
- James - uśmiechnął się lekko - Jestem alfą nowo założonej Watahy Z Mglistej Doliny. Ashley to moja siostra i póki co jesteśmy jedyni w watasze. Może chciała byś dołączyć yyy... ?
- Destiny - przedstawiłam się - I mam już watahę lecz wyruszyłam w podróż i mogę się zatrzymać u was na noc.
- Fajnie - mruknął mierząc mnie wzrokiem - Ashley się znajdzie. Byliśmy na polowaniu ale teraz przez naszą rozmowę zwierzyna już pewnie zwiała. Chodź pokażę ci tereny mojej watahy. Ruszyłam za Jamesem próbując wypatrzeć cokolwiek we mgle. Wkrótce jednak mgła znikła prawie zupełnie i znaleźliśmy się na polanie z niskimi skałkami i kilkoma grotami, rzeczką oraz malowniczym brzozowym gajem.
- Wow - westchnęłam. - Ładnie tu...
- Dlatego właśnie wybrałem to miejsce - wyjaśni.ł - Czy naprawdę nie mogła byś zostać dłużej niż tylko tą noc?
- Eee... - zawahałam się przez chwilę - Może nie wyruszę skoro świt ale dłużej niż do południa nie zostanę.
- Dobra - zgodził się - Ale na tę jedną noc przydało by się wygospodarować ci jakąś grotę.
- Mogę spać na zewnątrz - uśmiechnęłam się - Nie przeszkadza mi to.
- No co ty! - żachnął się. - Muszę ci znaleźć fajną grotę. Zresztą tutaj to nie trudne. Mam dużo grot.
- No dobra - zaśmiałam się - Skoro musisz...
- To chodź - powiedział James i ruszyliśmy w stronę jaskiń. Chwilę szliśmy w milczeniu lecz w końcu basior idący obok mnie odezwał się:
- Mam takie pytanie - powiedział powoli - Czy masz już partnera?
- Mam - odparłam nieco zaskoczona takim pytaniem.
- A gdzie on jest? - dopytywał się co zaczęło mi się zupełnie nie podobać.
- W mojej watasze - powiedziałam dość szorstko.
- Czyli daleko stąd? - uporczywie drążył temat.
- Tak, daleko - warknęłam. - Możemy z tym skończyć?
- Jasne - uśmiechnął się - Przepraszam. Pokiwałam głową i zaczęłam aż za nadto uważnie podziwiać mijane miejsca. W pewnym momencie moje oczy zatrzymały się na małej lecz przytulnej grocie.
- Może ta? - spytałam wskazując na jaskinię.
- Co? Aaa... Tak pewnie - bąknął zdezorientowany James pewnie błądząc jeszcze myślami wokół naszej wcześniejszej rozmowy.
- Fajnie - skwitowałam. - To ja może coś przekąszę.
- Ok - odparł. - Jakby co to jestem w pobliżu, a Ashley powinna się niedługo zjawić. James odwrócił się i odszedł. "O co mu chodziło ?" zastanawiałam się "Może się zakochał Nie to raczej mało prawdopodobne... Raczej". Szybko upolowałam sobie królika lecz nie dane mi było zjedzenie go w spokoju gdyż podeszła do mnie jakaś wilczyca.
- Kim jesteś i co tu robisz? - spytała dość ostro.
- Destiny - uśmiechnęłam się - Jestem w podróży i twój brat nalegał żebym została na noc w waszej watasze.
- Aha - odparła już łagodniej. - Ja jestem Ashley.
- Masz ładne imię - przyznałam. - Już to powiedziałam twojemu bratu.
- Dzięki - uśmiechnęła się. - Ale jest dość popularne. Natomiast takiego imienia jak Destiny jeszcze nie słyszałam.
- Moja matka je wymyśliła - wyjaśniłam.
- Robi się już ciemno - Ashley zmieniła temat - Może rozpalimy ognisko i zjemy coś ?
- Ok - zgodziłam się. Po chwili w trójkę siedzieliśmy przy ognisku zajadając po zającu. Było miło, Ashley opowiadała jakąś historię lecz w połowie delektując się ciepłem i pełnym brzuchem zaczęłam przysypiać. Gdy wilczyca skończyła opowieść z trudem powstrzymywałam się by nie położyć się na trawie i zwyczajnie nie zasnąć.
- To ja już chyba pójdę spać - oznajmiłam ziewając.
- Odprowadzę cię do twojej groty - zaproponował James.
- Nie, nie trzeba - powiedziałam.
- Żaden problem - uśmiechnął się i razem ruszyliśmy w stronę mojej groty. - Wiesz Des... - zaczął.
- Ktoś pozwolił ci się tak do mnie zwracać? - warknęłam oburzona.
- Eee... Przepraszam - jęknął. - W każdym razie chciałem ci powiedzieć, że cię kocham.
- Już mówiłam, że mam partnera! - syknęłam czując się nieco zagrożona - I nie ma znaczenia czy jest tutaj czy daleko stąd!
- Owszem ma - szepnął przybliżając się tak, że czułam jego oddech na swoim nosie - Co mi zrobi jeśli teraz z tobą trochę poflirtuję?
- Jesteś dziwny - warknęłam odpychając go od siebie. Chciałam stąd uciec lecz nogi jakby wrosły mi w ziemię.
- Och doprawdy? - spytał sarkastycznie, uśmiechając się uwodzicielsko.
- Zostaw mnie łaskawie! - warknęłam nie nażarty przerażona.
- Niby czemu? - zaśmiał się znów do mnie podchodząc i tym razem posuwając się dalej i przytulając do mnie. Już nie wytrzymałam.
- ZBOCZEŃCZE! - ryknęłam wyskakując z jego ramion jak torpeda i pędząc przed siebie na oślep byle dalej od tego d*pka i jego watahy. - Współczuję Ashley - mruknęłam przyśpieszając i cicho, bezszelestnie pędząc przez las i zostawiając to przeklęte miejsce daleko za sobą. To nie miał być jednak koniec moich nocnych przygód...
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz