niedziela, 2 lutego 2014

od Aishy - cd. Dixita; do Dixita

Leciałam nisko nad lasem, co jakiś czas nurkując między drzewa by zbadać nurtujący mnie szczegół. Choć od kilku godzin nieugięcie przepatrywałam okolicę nie dostrzegłam najlżejszych śladów zwiastujących obecność nieznajomego. Pode mną rozciągała się cicha i pusta przestrzeń. Pusta, mimo, że zapełniona tyloma drobnymi kłopotami i troskami.
Po jakimś czasie podjęłam decyzję; dolecę do kresu puszczy i skończę swe poszukiwania. Bądź co bądź dobro watahy było dużo ważniejsze od prywatnych problemów. "Im szybciej będzie to przeszłością tym lepiej" - powtórzyłam w myślach, chyba po raz tysięczny utarty frazes, ale mimo to nie byłam pewna, czy postawię bezpieczeństwo bliskich ponad własny niepokój. "Albo on albo Severus" - pomyślałam. - "Albo on albo wataha"
Ostatni raz zrezygnowanym wzrokiem omiotłam horyzont i nagle coś przykuło moją uwagę. Tuż za lasem na skraju urwiska poruszał się szybko jakiś kształt. Poczułam jak przyspiesza mi tętno. To był wilk. 
Z bijącym szybko sercem zanurkowałam ku brzegowi przepaści. "Muszę go dogonić. Muszę okazać się dość szybka!" - krzyczałam mentalnie. Nagle owiał mnie chłód. Wilk chciał popełnić samobójstwo. 
"Jeszcze tylko chwila. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów..." - dodawałam sobie otuchy. Chwilę potem zderzyłam się z ziemią i zemdlałam.

***

Obudził mnie czyiś dotyk. Odemknęłam powieki i rozejrzałam się błędnie dookoła. Leżałam na miękkiej, pierzastej koi położonej na skraju jaskini. Gdzieś przed jamą szemrał strumyk, w oddali rozciągał się gęsty las. Zerknęłam jeszcze raz na wyposażenie pomieszczenia i zamarłam. Koło mnie, tak blisko, że mogłabym go dotknąć stał nieznajomy. Uśmiechał się delikatnie.
- Zemdlałaś - wzruszył ramionami. Rzuciłam mu pełne wdzięczności spojrzenie. 
- Tamtego dnia... - zaczęłam. - Nie powiedziałeś mi jak brzmi twoje imię... - szepnęłam.
- Naprawdę ci na tym zależy? - basior uniósł brew z powątpiewaniem.
- Naprawdę - odparłam czując, że powoli wraca mi pewność siebie.
- Nazywają mnie Nihet - uśmiechnął się. - Ale możesz mówić na mnie... - zawahał się.
- Jak? - ponagliłam go, choć w rzeczywistości chciałam by ta chwila trwała jak najdłużej.
- Het. Proste, zwykłe imię - wzruszył ramionami. - W jakimś tam języku ten zwrot oznacza "zmianę".
Zamilkł. Chwilę trwaliśmy w absolutnej ciszy.
- Przepraszam, za wczorajsze... - Nihet odwrócił głowę zawstydzony.
- Nie, to ja przepraszam - przerwałam mu.
- Ale... - nie rozumiał. - Przecież ty już masz partnera, a ja ci się tylko narzucam...
Spuściłam wzrok. 
- Wiesz... - zająknęłam się. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale wilk podszedł do mnie cicho z wyraźnym protestem w oczach. Zbliżył ku mnie swoją głowę i chwilę przypatrywaliśmy się sobie w milczeniu. Miał piękne oczy o barwie jasnego miodu. Uśmiechnął się delikatnie, po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Namiętnie, prawdziwie, z miłością. Odwzajemniłam pocałunek z całą mocą. Chwilę potem zapomniałam o otoczeniu. Severus, Vandreria czy Dixit byli tylko odległym wspomnieniem.

<Dixit, co tam u ciebie?:)>

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz