- Lili, tak mi przykro - wybuchnęłam płaczem i wtuliłam się w ramiona mojej przyjaciółki.
- Przepraszam - mówiłam, a moje słowa przerywał mój szloch. - Wybacz...
Lili spojrzała na mnie z troską.
- Oczywiście, że ci wybaczę, ale co?
- Przeze mnie - szepnęłam.
- Nie obwiniaj siebie - odparła Lili. - No, przestań płakać. Żyjemy, a to jest najważniejsze.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
- Masz rację - przyznałam.
Lili wstała.
- Jesteś głodna?
Uśmiechnęłam się szerzej.
- Zawsze i wszędzie.
Wyruszyłyśmy od razu. Lili powiedziała, żebym poszła przodem, bo jestem bardziej uzdolniona, jeśli chodzi o tropienie.
Po chwili stanęłam.
- Jelenie - wskazałam ślady. - Całe stado. Migrują na północ. Bardzo dużo. Jakieś sto pięćdziesiąt osobników.
Lili wytrzeszczyła oczy.
- Skąd wiesz, że aż tyle?
Nadąsałam się.
- Stara łowiecka sztuczka - powiedziałam zgryźliwie - wystarczy policzyć ślady kopyt i podzielić przez cztery.
Moja przyjaciółka poczuła się urażona.
- Przepraszam.
Dalej szłyśmy w milczeniu. Po chwili znów stanęłam.
- Coś się stało? - szepnęła Lili.
- Jelenie. Rykowisko. Samce. - rzuciłam hasła, a moja przyjaciółka w mig zrozumiała.
Lili???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz