Patrzyłem bezsilnie jak ciało Virii nieubłaganie uderza z głuchym gruchnięciem o miękki śnieg. Wrzasnąłem i z wściekłością skoczyłem na Yara. Mroczny zaśmiał się złowieszczo i zadał cios mieczem z czarnego metalu. Ostrze runęło w moim kierunku, przecinając powietrze. Chciałem uskoczyć, ale było już za późno. Klinga rozcięła ścięgno mojej tylnej prawej nogi. Zawyłem z bólu. Moja ciemna krew zabarwiła biały śnieg. Mroczny triumfował. Z taką raną nie mogłem ustać na nogach. Warknąłem i ostatkiem sił odepchnąłem się zdrowymi kończynami od podłoża. Poczułem w pysku metaliczny smak. Mroczny runął na ziemię z rozszarpanym gardłem. Co ja zrobiłem? Jestem okrutny. Uderzyłem w ziemię, zmieniając postać. Znów byłem człowiekiem. Zerknąłem na moje zakrwawione udo. Szkarłatna ciecz wytryskała szaleńczo z rany, a ja coraz bardziej traciłem siły. Ten Mroczny rozerwał mi tętnicę udową. To źle. Bardzo źle.
Zacząłem czołgać się w kierunku Virii, leżącej na boku. Oddychała.
- Dixit... - wycharczała. - Twoja noga...
- Nie martw się. Pozwól mi tobie pomóc.
Viria ruszyła głową, by móc spojrzeć na moje udo.
- Za dużo krwi straciłeś... Pomogę ci...
- Nie, Virio. - Stwierdziłem, że nie będę się okłamywał. - Zostało mi niewiele czasu. Ty masz większe szanse na przeżycie. To ja ci pomogę.
- Ale, Dixit... Ja nie będę mogła bez ciebie żyć...
- Ciiiisza.
O dziwo, uspokoiła się. Traciłem już czucie w tylnym kończynach, dlatego przesunąłem się do niej na rękach.
Chwyciłem jej dłonie i otworzyłem strumień magii. Oddałem jej całą swoją moc. Całą siłę.
- Dixit, nie...
Padłem na ziemię. Nie mogłem już poruszać kończynami.
- Dixit! - usłyszałem przeraźliwy krzyk dziewczyny.
- Viria... - mogłem mówić, ale to było niczym połączenie umysłowe, myślowe łącze.
- Nie umieraj, Dixit. Czemu to zrobiłeś?
Jej słone łzy kapały na moją twarz, ale nic nie czułem.
- Śmierć to część życia. Każdemu z nas jest pisana. Zawsze będę cię kochać, Virio.
Rozpłakała się na dobre.
- Dixit, ja ciebie kocham! Nie możesz umrzeć... tutaj, w moich ramionach. Nie umieraj przeze mnie!
- Nie, Virio. Ja umieram dla ciebie. Wybacz...
- Ja... Jestem w ciąży - załkała. Poczułem się zdziwiony i jednocześnie uspokojony oraz winny.
- To będą silne wilki - wycharczałem ledwo słyszalnie. - Po matce.
- Nie obwiniaj się. Zawsze pragnęłam mieć dzieci. - Znieruchomiałem. Załkała. - Mają dobrego ojca. Kocham cię, Dixit.
C.D.N. {od Virii}
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz